Tarik Cyril Amar, historyk z Uniwersytetu Koç w Stambule zajmujący się Rosją, Ukrainą i Europą Wschodnią, historią II wojny światowej, kulturową zimną wojną i polityką pamięci. Tweetuje na @tarikcyrilamar.
Zaledwie kilka dni temu prezydenci Turcji i Rosji spotkali się na krytyczne rozmowy. Treść tych dyskusji wciąż się wyłania, a ich wpływ prawdopodobnie stanie się jasny dopiero po kilku latach, a nawet dekadach.
Komentarze międzynarodowe były szybkie, aw przypadku USA i UE czasami mylące. Częściowo wynika to z zapotrzebowania cyklu informacyjnego na szybkie odpowiedzi. Ale jest też inny powód: jeśli chodzi o relacje między Moskwą a Ankarą, wielu obserwatorów stawia wóz przed koniem i zaczyna od zadawania niewłaściwego pytania.
Za każdym razem, gdy Rosja i Turcja sprawnie ze sobą współpracują – co w dzisiejszych czasach nierzadko ma miejsce – dochodzi do oszołomienia w drapaniu się w głowę. Poza zbyt nielicznymi wyjątkami, wiecznie zdezorientowane „Jak oni mogą?!” jest esencją nawykowej reakcji pierwszego kroku, po której zwykle następuje nudna litania domniemanych powodów, dla których nie powinni być w stanie ze sobą współpracować – od osmańskiego - Wojny carskie poprzez członkostwo Turcji w NATO do obecnie rozbieżnych polityk dotyczących kilku krajów i kryzysów.
Następnie, w kroku drugim, równie błędnym, tę pozorną sprzeczność rozwiązuje się, spekulując na temat trzech rzeczy: po pierwsze, jak odnoszą się Turcja i Rosja – nie, nie między sobą, ale z USA i UE, tak jakby ich współpraca była tylko pośredni wynik tych innych relacji; po drugie, postacie ich przywódców, prezydentów Recepa Tayyipa Erdogana i Władimira Putina oraz ich osobista „chemia”; i po trzecie, rzekome pokrewieństwo między ich faktycznie bardzo różnymi systemami politycznymi. Wszystko to prowadzi do paraliżujących umysł rytuałów ideologicznego myślenia, oderwanego od rzeczywistości, ale zadowalająco niezaskakującego.
W rzeczywistości jednak pytanie, w jaki sposób Turcja i Rosja mogą znaleźć tak wiele wspólnego języka, po prostu nie jest dobrym punktem wyjścia. Zamiast tego zacznijmy od dwóch prostych faktów.
Po pierwsze, nasz świat kształtuje porażka USA jako lidera i partnera, a jednocześnie powstanie wielobiegunowego systemu międzynarodowego przeciwko protestom tych, którzy skupiają się tylko na tym, co dzieje się między brzegami Atlantyku. Stany Zjednoczone mogą, ale nie muszą, pozostać tak potężnymi militarnie, jak chcą, przy jednoczesnej depresji politycznej i pod względem prostej, podstawowej efektywności. To, co już wydaje się jasne, to to, że wkrótce, jeśli w ogóle, nie powróci jako potęga, której można zaufać lub przynajmniej traktować jako w dużej mierze przewidywalną – i jest to stosunkowo nowe – nawet przez jej sojuszników.
Po drugie, to naprawdę nie dziwi, że Rosja i Turcja znalazły wspólną płaszczyznę. W rzeczywistości współpraca Ankary z Moskwą ma tyle sensu, że byłoby dziwne, gdyby do niej nie doszło. Interesujące pytanie nie brzmi, dlaczego związek jest oparty na współpracy – zamiast tego trzy inne pytania są znacznie bardziej produktywne. Po pierwsze, jak ta współpraca działa i jakie są jej granice i potencjały? Po drugie, czego mogą się z tego nauczyć inni? Ponieważ nawet jeśli ta myśl może wydawać się niezwykła dla niektórych zewnętrznych obserwatorów, analitycznie utrudnionych przez ich uprzedzenia, istnieją aspekty stosunków turecko-rosyjskich, które powinni nauczyć się naśladować. Po trzecie, dlaczego wielu z nich tak trudno jest w pierwszej kolejności bezstronnie spojrzeć na współpracę Ankary i Moskwy?
Jeśli chodzi o pierwsze pytanie, być może najpilniejsza kwestia omawiana podczas spotkania w południowo-rosyjskim mieście Soczi uwydatniła kluczową cechę stosunków turecko-rosyjskich: zdolność do współpracy pomimo poważnych, trwających sporów. Na przykład w odniesieniu do syryjskiego miasta Idlib i całej Syrii Rosja i Turcja wspierają różne strony w wojnie domowej. Dla Rosji celem jest utrzymanie u władzy regionalnego sojusznika; dla Turcji chodzi o zabezpieczenie jej południowej granicy, aw szczególności o zapobieżenie kolejnej dużej fali uchodźców, podczas gdy już przyjmuje około czterech milionów. Stawka jest oczywiście znacząca.
RÓWNIEŻ NA RT.COM
Putin i Erdogan wszyscy uśmiechają się w Soczi po tym, jak turecki przywódca wyraził frustrację Bidenem i zadeklarował zamiar zbliżenia się do Rosji
Co więcej, Idlib to nie jedyna kwestia, co do której Turcja i Rosja wyraźnie się nie zgadzają. Również w Libii oba kraje wspierają przeciwne strony w wojnie domowej – wojnie wywołanej, nawiasem mówiąc, przez lekkomyślną interwencję Zachodu pod przewodnictwem USA. Jeśli chodzi o Krym, Turcja nie uznaje go za część Rosji i ostatnio skrytykowała udział jej wyborców w wyborach do rosyjskiej Dumy. Co więcej, Rosja generalnie jest niezadowolona z eksportu tureckiej broni na Ukrainę. Wreszcie, poparcie Turcji dla Azerbejdżanu przeciwko Armenii w ich konflikcie o Górski Karabach komplikuje również politykę Rosji. W Soczi dyskutowano o Libii i Górnym Karabachu, a także o sytuacji w Afganistanie, natomiast spór o Krym został odłożony na bok po tym, jak Turcja przed spotkaniem jasno określiła swoje stanowisko.
Jest to typowe dla kluczowego schematu: oba kraje, choć nie zawsze potrafią uzgodnić rozwiązania, jeśli chodzi o problemy, wychodzą z założenia, że istnienie nawet silnie rozbieżnych interesów nie jest powodem, aby jak najwięcej rozmawiać i negocjować , a nie na trybunę i potępienie. Co jeszcze ważniejsze, obie strony wiedzą to o drugiej i – to jest clincher – wiedzą też, że z reguły prawie zawsze mogą polegać na drugiej, która wykazuje ten stopień racjonalności. Kryzys z 2015 roku spowodowany zestrzeleniem rosyjskiego odrzutowca może wyglądać na wyjątek od tej reguły. Jednak ostatecznie pokazało również, że związek można zachować nawet pomimo silnego stresu. To jest punkt numer jeden na wynos.
Soczi nie służyło jedynie jako okazja do rozmów o Syrii i innych problemach – jednocześnie oferowało szereg ważnych możliwości, zwłaszcza w zakresie współpracy obronnej i energetycznej. Jeśli chodzi o obronę, dyskutowane są obecnie przynajmniej dostawy myśliwców i okrętów podwodnych.
Jeśli chodzi o lotnictwo, prawdopodobnym obiektem takiej współpracy byłby rosyjski myśliwiec Checkmate, co pozwoliłoby Turcji zrekompensować fakt, że pomimo udziału Ankary w rozwoju i protestach, USA jednostronnie zdecydowały się na odebranie jej F-35. Okręty podwodne mają również sens dla kraju o długich liniach brzegowych i szczególnych interesach narodowych zarówno na Morzu Czarnym, jak i Morzu Śródziemnym. Fakt, że Francja i Grecja, często mniej niż przyjazne wobec Turcji, właśnie ogłosiły własne porozumienie z marynarką wojenną, może tylko dodatkowo zachęcić Ankarę do zachowania czujności.
Dodajmy do tego współpracę w kosmosie, o której podobno mówiono także w Soczi, wieloletnie projekty, takie jak gazociąg TurkStream, budowa elektrowni atomowej Akkuyu i system obrony powietrznej S-400, który Turcja już zamówiła w Rosji, i ty znaleźć znaczącą i rosnącą dziedzinę efektywnej i, zdaniem prezydenta Turcji, nieodwracalnej współpracy.
A więc oto punkt wyjścia numer dwa: Rosja i Turcja znalazły modus operandi, który rutynowo zajmuje się sprzecznymi interesami (tj. problemami) i potencjalnie zbieżnymi interesami (tj. możliwościami współpracy) przy – co jest kluczowe – jednym i w tym samym czasie. Nie dla Ankary i Moskwy dziwny zwyczaj, teraz tak powszechny w USA i UE, grożenia wstrzymaniem poszukiwań tych możliwości za każdym razem, gdy pojawi się poważny problem.
Ta równoczesność zarządzania konfliktami i wykorzystywania współpracy jest charakterystyczna dla pragmatyzmu. W rzeczywistości było to standardowe narzędzie dyplomacji, zanim ta stara sztuka przetrwania znalazła się pod wpływem „idealistów”, którzy, jak na ironię, mają tendencję do szerzenia wojny, impasu i załamania państwa tam, gdzie mogą. Ten pragmatyzm implikuje też przynajmniej wstępną odpowiedź na pytanie o potencjał i granice obecnych relacji między Turcją a Rosją: jej potencjał jest otwarty, a jednocześnie elastyczny. Otwarty w tym sensie, że obie strony mogą nieustannie sugerować dalsze dyskretne i wzajemnie powiązane pola współpracy, które mogą być rozwijane, jeśli i tam, gdzie się zgodzą, a jednocześnie elastyczny w tym sensie, że relacja niekoniecznie musi stale się rozwijać, aby pozostań żywotny.
Jej granice wyznaczają ich interesy narodowe. Ani Moskwa, ani Ankara nie udają, że poświęciłyby awans dla jakiegoś wyższego celu. Na przykład turecki prezydent jasno stwierdził, że członkostwo w NATO pozostaje częścią narodowego interesu Turcji – nawet jeśli suwerenność jest na pierwszym miejscu. Relacje między nimi nie dotyczą krótkoterminowych korzyści – choć te są oczywiście również mile widziane – ale długoterminowe korzyści. Pragmatyzm to nie to samo, co zwykły oportunizm. Stąd trzecia zasada na wynos: nie myl pragmatyzmu z krótkowzrocznością. Wręcz przeciwnie, jest to przypadek pragmatyzmu strategicznego.
A co z naszym drugim głównym pytaniem? Czego inne kraje mogą się nauczyć z rosyjsko-tureckiego sposobu realizacji zadań? Krótko mówiąc, aby rozwiązywać problemy kawałek po kawałku, ale strategicznie poinformowane, rozwiązywanie problemów i poszukiwanie szans nad różnicami, odkładając te ostatnie na bok lub znajdując kompromisy, które mogą ich nie rozwiązać, ale są wystarczające, aby je powstrzymać.
I wreszcie, dlaczego wielu zewnętrznym obserwatorom tak trudno jest odejść od znużonych frazesów i skupić się na pragmatycznej rzeczywistości relacji Moskwa-Ankara? Pewne intelektualne lenistwo i analityczny konformizm, a także bariery językowe są z pewnością częścią wyjaśnienia. Ale może też istnieć inne, bardziej złożone uprzedzenie: wielu obserwatorów w USA i UE wydaje się konstytucyjnie niezdolnych do wyobrażania sobie działań tureckich lub rosyjskich w inny sposób niż poprzez ciągłe odwoływanie się do USA, NATO i UE. Tutaj również reakcja na spotkanie w Soczi była typowa. Weźmy na przykład New York Times: Według jego autorów, celem Putina w tym wszystkim jest „podkopanie NATO” (ponownie…), podczas gdy oni kładą wielki nacisk na (bardzo prawdopodobne) rozczarowanie Erdogana z powodu niespotkania z prezydentem USA Joe Bidenem podczas swojej ostatniej podróży do USA.
Choć prawdą jest, że Turcja kupiłaby amerykański system obrony przeciwlotniczej Patriot zamiast rosyjskiego S-400, gdyby USA nie były tak krótkowzroczne w kwestii jego sprzedaży, ogólny schemat współpracy Ankary i Moskwy nie może być sprowadzony do domyślnego odpowiedź. Ma raczej swoją własną, istotną dynamikę, jak niedawno pokazał wyjątkowo inteligentny papier wyprodukowany w niemieckim think tanku Stiftung für Wissenschaft und Politik. Ta dynamika istniałaby nawet, gdyby Stany Zjednoczone sprzedały Patriota lub powstrzymały się od oblewania swojego tureckiego sojusznika głęboko nieprzyjaznymi sankcjami.
Dużo się teraz mówi o potrzebie „odporności”. W świecie, w którym kryzys stanie się nową normą dla – jeśli mamy szczęście – przynajmniej jednego pokolenia, mądre głosy ostrzegają nas, abyśmy nie „łamali się”, ale „zginali” lub, używając innej metafory, uczyli się żyć z fakt, że nasza planeta jako całość przypomina teraz łódź płynącą przez turbulentne bystrza. Nie możemy życzyć sobie rzucania i przewracania się, ale jeśli wystarczająco dobrze wiosłujemy i sterujemy, możemy nie utonąć.
Ten rodzaj strategicznego pragmatyzmu między Turcją a Rosją może być kluczowym elementem takiej odporności w polityce międzynarodowej między państwami, ponieważ nie ma znaczenia, czy lubisz, czy nie lubisz każdego wyniku politycznego takich stosunków – ważne jest to, że związek może łagodzić konflikt i napędzać współpracę, nawet w warunkach napięcia.
Przetlumaczyla GR przez translator Google
zrodlo:https://www.rt.com/russia/536419-turkey-russia-closer-ties-pragmatism/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz