środa, 17 czerwca 2020

"Debata prezydencka. Kandydaci byli pytani m.in. o imigrację, małżeństwa jednopłciowe i szczepionki"

Imigranci, religia w szkołach, małżeństwa jednopłciowe, przyjęcie euro i szczepionki – o takie tematy byli pytani kandydaci na prezydenta podczas debaty w TVP. Kandydaci mieli po minucie na odpowiedź na każde z pytań. W debacie wzięło udział wszystkich jedenastu kandydatów na urząd prezydenta RP.

Pierwsza runda - imigracja

W pierwszym pytaniu kandydaci zostali zapytani, jak ich zdaniem Polska powinna zachować się ws. relokacji uchodźców, którzy chcą dostać się do krajów Unii Europejskiej.

Zdaniem prezydenta Andrzeja Dudy "jesteśmy narodem ludzi życzliwych i też członkiem Unii Europejskiej, ale przyjeżdża do nas wielu migrantów z Ukrainy i Białorusi i żyjemy razem z nimi". Jak podkreślił, "przyjmujemy serdecznie uchodźców, ale są to ludzie, którzy przyjeżdżają do nas, ale nie zgadzam się na przymusowe przywożenie ludzi przez relokację". Nie godziłem się na przymusową relokację. Jesteśmy częścią Zjednoczonej Europy i pomagamy strzec granic Europy - dodał.

Rafał Trzaskowski powiedział, że "problem uchodźców został rozwiązany w 2015 roku, kiedy podpisano umowę z Turcją". Nie było zgody na przymus, natomiast kobietom i dzieciom należy pomagać - podkreślił. Jego zdaniem "prezydent Duda mówi o wyimaginowanej wspólnocie, a rząd głównie szuka wrogów zamiast koalicjantów".

Władysław Kosiniak-Kamysz zaznaczył "dziś Polska nie ma polityki zagranicznej". Czas odbudować pozycję Polski w UE, i zająć miejsce Wielkiej Brytanii, wtedy będziemy silni i bezpieczni. Polska powinna utworzyć korytarze humanitarne, są obszary objęte wojną i Polska powinna współpracować z Kościołem i Caritasem i innymi organizacjami pozarządowymi - powiedział.

Natomiast według Roberta Biedronia "powinniśmy budować mosty a nie mury, budować dom". Trzeba wzmocnić pozycję Polski w UE, żeby stworzyć przestrzeń, dla każdego który chciałby zamieszkać w Polsce. Polska zawsze jest silna, otwarta i tolerancyjna, a słaba kiedy jest podzielona - mówił.

Według Szymona Hołowni należy odróżnić uchodźców i imigrantów zarobkowych. Jak zaznaczył "obowiązuje nas prawo międzynarodowe". Polska polityka migracyjna nie istnieje. (...) Musimy odnowić pozycję Polski w UE, trzeba wznowić pracę Trójkąta Weimarskiego, będę intensywnie pracował, aby ambasadach zainicjować powstanie stanowisk rzeczników stabilności, którzy realnie zatroszczą się o polskich pracowników w Wielkiej Brytanii - powiedział.

Krzysztof Bosak podkreślił, że "program przymusowej relokacji uchodźców przez UE został odrzucony". Powinniśmy prowadzić samodzielną, odpowiedzialną politykę emigracyjną, a ci, którzy są wysyłani na siłę nie są gośćmi - mówił. Zauważył, że "należy dumnie bronić swoich interesów narodowych".

Zdaniem Mirosława Piotrowskiego "Polska powinna starać się odejść od dyktatu Unii Europejskiej, a stara dobra Europa była chrześcijańska". Jak podkreślił "zalew imigrantów spowoduje, że Europa utraci swoją esencję".

Jak zaznaczył Paweł Tanajno "imigracja z Syrii musi się odbywać z zachowaniem praw człowieka. Rację miał prezydent Duda, że nie można trzymać tych ludzi na siłę, bo stają się obozy pracy".

Stanisław Żółtek ocenił, że "uchodźcy nie są obywatelami polskimi i nie mogą mieć takich samych praw". "Przymusowa relokacja to skandal, dyktat UE na Polską trzeba zakończyć warto zakończyć współpracę z Unią Europejską, żeby nie dawać za darmo ludziom pieniędzy".

Waldemar Witkowski ocenił, że dziwi się, że "dyskutujemy nad czymś, co jest naturalną chęcią pomocy innymi". Jego zdaniem "należy pomagać uchodźcom i nie należy zamykać granic".

Marek Jakubiak zaznaczył, że "Polska nie jest od tego, żeby pomagać Angeli Merkle ws. relokacji uchodźców".

Druga runda - religia w szkołach

W drugiej rundzie kandydaci pytani byli o to, czy są za umożliwieniem dzieciom przygotowania się do pierwszej komunii świętej na lekcjach religii w szkole.

Kandydat KO Rafał Trzaskowski podkreślił, że o tym, czy religia powinna być w szkole, czy nie, powinni decydować rodzice.

Natomiast dzisiaj Polacy chcą prezydenta Rzeczypospolitej, który nie tylko mówi o wartościach, tylko je praktykuje. I tego, co nauczył mnie mój katecheta franciszkanin, ale również rodzice, to to, że trzeba przede wszystkim stać przy tych wszystkich, którzy są słabsi - podkreślił kandydat KO. Wierzę w to, że wszyscy jesteśmy równi wobec prawa - dodał.

Niezależny kandydat Szymon Hołownia powiedział, że o tym, czy lekcje religii powinny odbywać się w szkole i w jakiej formie powinna decydować wspólnota szkolna. Nie ministrowie, nie biskupi, tylko nauczyciele, rodzice i uczniowie - podkreślił. W jego ocenie kwestia rozdziału Kościoła od państwa, to jedna z najpilniejszych rzeczy, które trzeba w Polsce zrobić.

Trzeba zlecić, i ja jako prezydent, natychmiast zlecę Najwyższej Izbie Kontroli audyt przepływów finansowych pomiędzy państwem, a Kościołem - oświadczył Hołownia.

Zwracając się do prezydenta Andrzeja Dudy, Hołownia pytał, dlaczego do tej pory nie mianował on swojego przedstawiciela w komisji państwowej ds. wyjaśniania przypadków pedofilii.

Ja z całą pewnością uczynię to natychmiast - zadeklarował, co oznacza, że nie wiedział, że prezydent Andrzej Duda powołał 21 maja psycholog Justynę Kotowską z Instytutu Psychiatrii i Neurologii Kliniki Psychiatrii Sądowej do państwowej komisji ds. wyjaśnienia przypadków pedofili.

Zdaniem szefa Unii Pracy Waldemara Witkowskiego fikcją jest religia w szkole, która powoduje, że część dzieci, która nie chce uczestniczyć w lekcji religii jest stygmatyzowana i tak naprawdę przymuszana do siedzenia w kątach. Religia i przygotowanie do komunii świętej powinna nie być w szkole, a właśnie w Kościele - ocenił Witkowski. Dodał, że szkoła powinna być świecka.

Mirosław Piotrowski (Ruch Prawdziwa Europa) podkreślił, że mimo tego, że próbuje się obrzydzić religię katolicką i duchowieństwo Polska jest w większości krajem ludzi wierzących.

Dlatego też religia katolicka powinna być nauczana w szkołach polskich, ale także i w szkołach europejskich, nie powinna być spychana na margines jako ostatnia lekcja, żeby zniechęcać uczniów - powiedział.

Bezpartyjny kandydat Paweł Tanajno powiedział: Świeckie państwo oraz swoboda obywateli, którzy mają dzieci w szkołach w kształtowaniu rozwiązania tego problemu, czy rodzice chcą religii, czy nie.

Stanisław Żółtek (Kongres Nowej Prawicy) podkreślił, że religia dzisiaj jest lekceważona w szkołach. Tak nie może być. Oczywiście, jeżeli są szkoły prywatne albo prywatyzuje się szkolnictwo, to rodzice mogą zdecydować o religii w szkołach, ale niechże tam będzie ksiądz, a nie pracownik Ministerstwa Edukacji Narodowej - zaznaczył Żółtek.

Prezydent Andrzej Duda powiedział, że relacje między państwem a Kościołem reguluje w Polsce umowa konkordatowa i konstytucja. To, że powołałem swojego przedstawiciela do komisji dotyczącej pedofilii jest jasne od dosyć dawna i dziwię się, że jeden z kandydatów o tym nie wie, to pokazuje, że ma blade pojęcie o sprawach, które dzieją się w Polsce - podkreślił, odpowiadając na zarzut Hołowni.

Według niego w Polsce jest tak, że to rodzice decydują o wychowaniu swoich dzieci i to oni decydują o wysyłaniu dzieci na religię.

Kandydat PSL Władysław Kosiniak-Kamysz powiedział, że jako prezydent RP będzie stał na straży wartości takich, jak: prawda, sprawiedliwość, dobro i piękno. Będę dbał o wolność religijną i o swobody religijne, ale też o szacunek dla każdego człowieka. Dla tych, którzy poszukują Boga i dla niewierzących - podkreślił kandydat PSL.

Kandydat Konfederacji Krzysztof Bosak podkreślił, że temat religii w szkole to temat zastępczy. Tak naprawdę nie ma żadnego konfliktu społecznego w tej sprawie. Ci rodzice, którzy chcą posłać dzieci do szkoły, posyłają je, a ci, którzy nie chcą, nie posyłają - ocenił.

Kandydat Lewicy Robert Biedroń powiedział, że 16 lat temu zmarł Jacek Kuroń. Któż, jak nie Jacek Kuroń, Polkom i Polakom pięknie opowiadał o naszym świecie wartości, o wartościach, na które umówiliśmy się w konstytucji RP i to powinien być nasz drogowskaz, jeśli chodzi o wartości - powiedział Biedroń. Trzeba wyprowadzić lekcje religii ze szkół - oświadczył.

Marek Jakubiak powiedział, że konkordat określa relacje Polski z Watykanem. Według niego wyrzucanie religii ze szkoły jest błędem.

Artykuł jest w trakcie aktualizacji.

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

"G7 wzywa Chiny, by zrezygnowały z prawa o bezpieczeństwie narodowym w Hongkongu"

Szefowie dyplomacji państw G7 wezwali w środę we wspólnym komunikacie Chiny, by wycofały się z narzucenia kontrowersyjnego prawa o bezpieczeństwie narodowym w Hongkongu. Według nich prawo to zagraża autonomii pozwalającej na rozwój tego terytorium.

Ministrowie spraw zagranicznych grupy skupiającej siedem spośród najlepiej rozwiniętych krajów świata: USA, Kanady, Japonii, Wielkiej Brytanii, Francji, Włoch i Niemiec wyrazili "wielkie zaniepokojenie" tą kwestią.

Prawo to zagraża systemowi, który umożliwił Hongkongowi rozkwit i który był kluczem do jego sukcesu przez tyle lat. Jesteśmy również bardzo zaniepokojeni ewentualnością, że ograniczy ono podstawowe prawa i wolności całej tamtejszej ludności - podkreślili.

Chiński parlament zatwierdził niedawno decyzję o narzuceniu Hongkongowi przepisów dotyczących zwalczania działalności wywrotowej, separatystycznej, terrorystycznej i zagranicznych ingerencji. Decyzja ta przewiduje również po raz pierwszy możliwość działania w Hongkongu agencji bezpieczeństwa państwowego ChRL.

Społeczność międzynarodowa zaangażowała się w naciski na Pekin w sprawie nowego prawa - Waszyngton zaczął stopniowo kwestionować preferencyjny status przyznany dawnej kolonii brytyjskiej, a Londyn ogłosił, że chce ułatwić mieszkańcom Hongkongu otrzymanie obywatelstwa brytyjskiego.

Szef dyplomacji amerykańskiej Mike Pompeo, którego kraj przewodniczy w tym roku G7, spotyka się w środę na Hawajach z wysokim dygnitarzem Komunistycznej Partii Chin (KPCh) ds. polityki zagranicznej Yangiem Jiechi w sprawie napięć pomiędzy Pekinem a Waszyngtonem.

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

"Biały Dom potwierdza: Trump spotka się z Dudą. Podano datę"

Biały Dom potwierdził, że dojdzie do spotkania Donalda Trumpa z Andrzejem Dudą. Nastąpi to 24 czerwca, czyli przed wyborami prezydenckimi w Polsce.

Andrzej Duda ma być pierwszym zagranicznym przywódcą przyjętym przez prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa od początku epidemii koronawirusa. Już we wtorek informowaliśmy, że do wizyty polskiego prezydenta w Białym Domu miałoby dojść jeszcze przed wyborami prezydenckimi w Polsce.

Jako bliscy partnerzy oraz sojusznicy w NATO Stany Zjednoczone i Polska kontynuują rozwój swojej współpracy na wielu płaszczyznach - napisano w oświadczeniu prasowym Białego Domu. Trump - jak sprecyzowano - ma rozmawiać z Dudą o "dalszym rozwoju współpracy obronnej" Polski i USA oraz o sprawach dotyczących handlu, sektora energetycznego i bezpieczeństwa telekomunikacji.

Jednym z głównych punktów rozmów przywódców w Białym Domu ma być współpraca wojskowa. Trump potwierdził w poniedziałek, że USA zredukują liczbę wojskowych stacjonujących w Niemczech o 9,5 tys., do 25 tys.

Reuters pisał na początku czerwca, że część z tych oddziałów może zostać skierowana do Polski oraz do innych krajów sojuszniczych Stanów Zjednoczonych. Agencja powoływała się na źródło w administracji USA, nie podawała przy tym konkretnych liczb.

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

"Trump reformuje policję. Rychło w czas"

Po kilku tygodniach, kiedy amerykańskie miasta stoją w ogniu, a brutalność amerykańskiej policji przekracza wszelkie dopuszczalne granice, prezydent Trump podpisał dekret o reformie tej formacji.

Zmiany nie są znaczące. Po wojowniczych słowach Trumpa, który nazywał protestujących terrorystami i anarchistami, szukał winowajców w Antifie, a demonstrantów straszył użyciem wojska, teraz przecież nie mógł zmienić swojego frontu o 180 stopni. Jeszcze przecież niedawno Trump buńczucznie opowiadał lub pisał na Twitterze, że „Amerykanie chcą prawa i porządku”, „bez policji panuje chaos”. Teraz przyszedł czas na opamiętanie.

„Obniżenie poziomu przestępczości oraz podwyższenie standardów to nie dwa przeciwstawne cele”, mówił amerykański prezydent. Dekret zwraca uwagę na nadużywanie na każdym kroku przez policję siły do osób nie tylko podejrzanych, ale też kontrolowanych, niewinnych obywateli. Dokument ma chronić szeregi policji przed napływem do niej osób, których cechy psychologiczne dyskwalifikują do służby. Zakazane też będzie przyjmowanie do policji kandydatów bez pełnej weryfikacji ich dotychczasowej biografii.

Wreszcie wprowadzono tym dokumentem zakaz podduszania poprzez uklęknięcia na szyi podejrzanego, jeżeli życie policjanta nie jest zagrożone. Mają być wprowadzone techniki pokojowego rozstrzygania i zapobiegania konfliktom. Dekret przewiduje rejestr danych o policjantach, na których składane są skargi dotyczące nadmiernego użycia przemocy, zaś władze policji zostaną zobowiązane do reagowania na nie i informowanie obywateli o sposobach reakcji na ich skargi.

Warto pamiętać, że ten niesłychanie groźny dla zdrowia i życia ofiar policji chwyt podduszania stosują też nagminnie polscy policjanci. Ciekawe, czy polskie władze, tak bezkrytycznie zachwycone wszelkimi rozwiązaniami stosowanymi w USA, również teraz zechcą sprawdzić poziom brutalności polskich stróżów prawa i wyciągnąć wnioski z poczynań ich amerykańskich mocodawców.

zrodlo:miziaforum.com

"Rosyjski spisek w Czechach: kompromitacja czeskich służb i europejskich mediów"

Kilka tygodni temu trząsł się z oburzenia cały demokratyczny świat i jego media – Rosja znowu chciała otruć niewygodnych sobie ludzi.

Ondřej Kolář

Tłem całej intrygi było obalenie w Pradze pomnika jej wyzwoliciela, otoczonego kultem w Rosji, marszałka Iwana Koniewa 3 kwietnia tego roku. Cała akcja miała miejsce w czasie pandemii i obowiązujących podczas niej ograniczeń, co pozwoliło uniknąć protestów prorosyjsko nastawionych Czechów. Burmistrz dzielnicy Praga 6,  w której stał pomnik, Ondřej Kolář, żartował sobie, że demontaż przeprowadzony jest w związku z tym, że Koniew nie nosi obowiązkowej wówczas maseczki. Popierał usuwanie pomnika burmistrz Pragi, Zdeněk Hřib.

Niedługo po zdemontowaniu pomnika mediami wstrząsnęła informacja, że obaj wspomniani samorządowcy otrzymali policyjną ochronę w związku z planami Rosji otrucia obu działaczy. Źródłem tej informacji były czeskie służby specjalne, a konkretnie czeski kontrwywiad BIS.

Polskie media głównego nurtu rozpoczęły łagodnie, opatrując tytuły znakiem zapytania: „Rosjanie chcieli otruć burmistrza Pragi? Zdenek Hrzib pod ochroną policji” (GW 29.04.20), potem jednak puściły im hamulce: „Kreml chciał zamordować burmistrza Pragi. Szokujące doniesienia mediów” (niezalezna.pl 29.04.20), by za chwilę relacjonować to, co lubią najbardziej, czyli wyszukiwanie powiązań bohaterów afery: „Rosyjski szpieg, który miał planować otrucie burmistrza Pragi, to znajomy doradcy prezydenta Milosza Zemana” (GW 12.05.2020). Nie szczędziły szczegółów: „Rosjanie chcieli otruć burmistrza Pragi. Truciznę do Czech przywiózł pełniący obowiązki szefa Rosyjskiej Federalnej Agencji Rossotrudniczestwo” (jagiellonia.org), lub „Początek kwietnia 2020. Na lotnisku w Pradze wylądował właśnie rosyjski dyplomata. Według czeskiego tygodnika „Respekt” miał przy sobie rycynę – roślinną truciznę, zjedzenie niewielkiej jej ilości niszczy narządy wewnętrzne i prowadzi do śmierci. Czeskie służby uznały, że jego zadaniem miało być otrucie jednego z praskich burmistrzów” (oko.press)

Dzisiejsza „Gazeta Wyborcza” ujawnia, że wszystkie te alarmistyczne twierdzenia są wzięte z sufitu, ponieważ podstawą alarmu był donos jednego z rosyjskich dyplomatów na drugiego. „To prosta i smutna historia wrogości i zazdrości między dwoma pracownikami rosyjskiej ambasady w Pradze”, brzmi komunikat czeskich służb. Okazało się, że dyplomata Rosji wysłał maila do BIS, by skompromitować konkurenta. Wszystkie „fakty” podawane w mediach są funta kłaków warte.

Oddzielnym problemem jest pytanie o jakość czeskich służb specjalnych, skoro wszczynają całą operację (obu dyplomatów wydalono z Czech) na podstawie jednego maila (!).

zrodlo:miziaforum.con

"USA chcą zadusić Syrię: w życie wchodzą nowe sankcje"

Amerykańskim okupantom części Syrii nie wystarczają ich dotychczasowe sankcje, аni sankcje antysyryjskie nałożone z ich inspiracji przez Unię Europejską, ani palenie syryjskich pól uprawnych na terytoriach okupowanych: pragną uniemożliwić nawet najskromniejszą odbudowę kraju po latach niszczycielskiej wojny przeciw dżihadystom wspieranym aktywnie przez NATO, Izrael i Arabię Saudyjską. Cel pozostaje ten sam, co od początku konfliktu: rozbicie państwa syryjskiego.


Syryjskie dzieci idące do szkoły, 2017. pixabay

Dotychczasowy bilans dziewięciu lat syryjskiej wojny wygląda jak katastrofa: nieco ponad 30 proc. kraju pozostaje pod okupacją trzech krajów – Izraela, Turcji i Stanów (USA zajęły największą, wschodnią część) oraz dżihadystów Al-Kaidy i Państwa Islamskiego w Idlibie. Walka Syryjczyków uniemożliwiła jednak całkowity rozbiór kraju, gdyż większość z nich odrzuciła projekt społeczny przewidziany dla nich przez Zachód, tj. zmniejszony terytorialnie kraj o ustroju religijnej dyktatury na wzór Arabii Saudyjskiej, podległy imperium amerykańskiemu i kontrolowany przez Izrael. Pomoc Rosji i Iranu przyczyniła się do zwycięstw nad dżihadyzmem, więc nowe sankcje mają uderzyć też w te państwa.

Wojna i dotychczasowe sankcje zachodnie sprowadziły na Syrię chroniczną biedę: wg ONZ już 80 proc. ludności żyje poniżej progu ubóstwa, są problemy z żywnością, bywa, że brakuje nawet chleba. Mimo to, Syryjczycy nie chcą przyłączać się do dżihadu i bronią swego laickiego rządu: nowe sankcje mają zmienić tę sytuację. Już same obawy przed nowym duszeniem spowodowały inflację (dziś 133 proc.) i znaczny upadek lokalnej waluty. Odcięcie przez amerykańskich okupantów dostępu do syryjskich złóż ropy powoduje poważne niedobory benzyny i innych paliw, niezbędnych dla gospodarki i odbudowy. Nowe sankcje utrudnią jeszcze ich import.

Amerykanie całkowicie zakazali też sprzedawania Syrii materiałów budowlanych oraz wyposażenia szpitali i substancji do produkcji leków. Mimo to, Syryjczycy uruchomili produkcję chlorochiny, by leczyć chorych na covid-19. Teraz sytuacja w ochronie zdrowia mocno się jednak skomplikuje. Sankcje celują też w tych, którzy Syrii pomagają i nie chodzi tylko o Rosję i Iran. Sporo państw, nawet z Zatoki Perskiej (jak Zjednoczone Emiraty Arabskie), wznowiło w ostatnich latach stosunki z Syrią i chciało uczestniczyć w odbudowie, co USA pragną twardo zatrzymać. Sąsiedni Liban, który pomagał Syryjczykom przeciw dżihadowi, został już doprowadzony do bankructwa, a to jeszcze bardziej zaszkodzi sytuacji gospodarczej broniącego się kraju i regionu.

Oficjalnie Amerykanie występują w obronie „więźniów politycznych reżimu”, tj. dżihadystów Al-Kaidy i Państwa Islamskiego zatrzymanych przez Syryjczyków w czasie działań wojennych. W zamian za ich uwolnienie są skłonni znieść niektóre sankcje.

zrodlo:miziaforum.com

"Udaremniony przemyt mrówek z Chin. Trafiły... na kwarantannę"(video)

Niecodzienny przemyt udaremniony przez funkcjonariuszy Krajowej Administracji Skarbowej na Śląsku. W jednej z przesyłek, która dotarła na lotnisko znaleźli oni... mrówki.

Mrówek było 120. Wszystkie żywe. Ukryte były w 77 przezroczystych fiolkach, które umieszczono w plastikowym bębenku. Jego wartość oszacowano na kilka dolarów.

Przesyłkę nadano w Chinach, a miała ona trafić do odbiorcy z południa Polski. Z deklaracji celnej wynikało, że wewnątrz jest dziecięca zabawka, ale funkcjonariusze śląskiej Krajowej Administracji Skarbowej Postanowili dokładnie sprawdzić zawartość. Znaleźli fiolki z mrówkami.

Trwa wyjaśnianie całej sprawy. Chodzi o zakaz przywozu żywych zwierząt spoza Unii Europejskiej oraz oszustwo celne.

Zgodnie z zaleceniem lekarza weterynarii mrówki trafiły do specjalistów z Uniwersytetu Ślaskiego, którzy postarają się teraz ustalić, co to za gatunek. Przechodzą teraz kwarantannę.

Co jeszcze ciekawe, w ciągu trzech ostatnich lat był to już trzeci przypadek odkrycia przesyłki z mrówkami. Rok temu przyleciały one do nas w przesyłce z Wielkiej Brytanii, a dwa lata temu z Ukrainy.

"Wielkie manifestacje personelu medycznego we Francji. Zamieszki w Paryżu"

W stolicy Francji i wielu miastach doszło wczoraj do masowych manifestacji pielęgniarek, lekarzy i w zasadzie całości personelu szpitalnego, zaniedbywanego i stale redukowanego przez politykę neoliberalną kolejnych rządów. Ludzie nie chcą wymyślonych ad hoc medali za ciężką służbę podczas epidemii covidu, lecz podniesienia zarobków i powrotu do inwestycji w ochronę zdrowia.

Wczorajsza manifestacja w Paryżu, lemonde

Środowisko pracowników służby zdrowia we Francji było wstrząsane strajkami i protestami od niemal półtora roku przed epidemią covid-19. Był to rezultat polityki ograniczania usług publicznych przed prawicowych neoliberałów z ekipy obecnego prezydenta Emmanuela Macrona. Rezygnacja z dziesiątek tysięcy szpitalnych łóżek, szczególnie w mniejszych miejscowościach, niedoinwestowanie szpitali, przychodni i pogotowania ratunkowego, redukcje zatrudnienia i zamrożenie płac miały zrekompensować uwolnienie najbogatszych od podatków od wielkich fortun. Zgodnie z pomysłami Macrona, państwo musiało zrezygnować z miliardów euro takich podatków, by najbogatsi – jego sponsorzy – byli jeszcze bogatsi.

Macron osiągnął swój cel, lecz epidemia ujawniła wszystkim pogrążanie się publicznej służby zdrowia w niemożności spełniania swych podstawowych funkcji. Na wezwanie mediów ludzie klaskali medykom walczącym z napływem chorych, podczas gdy w szpitalach brakowało nie tylko maseczek, czy płynów odkażających, ale pracowników i nawet leków. Np. ta pielęgniarka trzymana wczoraj za włosy przez policjanta i aresztowana za „obrazę funkcjonariuszy” pracowała w czasie szczytu epidemii po 12-13 godzin i więcej, by zostać nagrodzona „uściskiem dłoni przez dyrektora”.

Ze starć na Placu Inwalidów. twitter

Do dziesiątek tysięcy ludzi manifestujących w Paryżu dołączyły pod koniec pochodu, na Placu Inwalidów, grupy młodych ludzi ubranych z reguły na czarno, nazywane przez media Antifą lub anarchistycznym Czarnym Blokiem. Napięcia między manifestantami a próbującą ich rozproszyć policją szybko nabrały rozmiaru rozruchów, wśród chmur gazów łzawiących. Przewrócono kilka samochodów, doszło do starć i ogólnego chaosu. Policjanci aresztowali kilkadziesiąt osób. Bezpośrednio przed manifestacjami personelu medycznego policjanci, którzy ostatnio buntowali się wobec wprowadzonego przez rząd zakazu techniki duszenia, otrzymali „tymczasowe” zezwolenie jej stosowania. W innych francuskich miastach protesty personelu medycznego były na ogół spokojne.

zrodlo:strajk.eu

"Pisowska policja przekracza kolejne granice"

We wczorajszym komentarzu Portalu Strajk Piotr Nowak ostrzega przed masową i bezpardonową inwigilacją, która w czasach epidemii stała się w jednych krajach codziennością, w innych – całkiem realną i ponurą perspektywą. I faktycznie, mamy się czego obawiać, jeśli chodzi o rosnącą wszechobecność i agresję policji, o której coraz częściej chce się mówić „policja polityczna”. 41 godzin w areszcie na podstawie absurdalnych zarzutów, brutalne aresztowanie na oczach rodziny, rozbieranie do naga, upokarzanie przez funkcjonariuszy, demolowanie mieszkania – to wszystko pisowska Polska w roku 2020. Nie frankistowska Hiszpania ani początki III Rzeszy.

A o co poszło? O ujawnianie przekrętów władzy, o plakaty z ministrem Szumowskim, które w nocy z 29 na 30 maja pojawiły się w gablotach na kilku warszawskich przystankach. Przedstawiały one ministra zdrowia w stroju kawalera maltańskiego i zawierały listę zarzucanych mu matactw: zakłamywanie statystyk dotyczących koronawirusa w Polsce, zakup wadliwych maseczek za 5 mln czy wystawioną w interesie partyjnym rekomendację dotyczącą wyborów. W obliczu zdecydowanej reakcji obozu władzy na tę akcję, będąca właścicielem wiat spółka AMS zaprzeczyła, że ma cokolwiek wspólnego z plakatami i zgłosiła włamanie. Pisowska władza, szczególnie uczulona na wszystkie ataki na tak usilnie kreowanego na bohatera min. Szumowskiego, nakazała policji rozpocząć polowanie na czarownice.

W nocy z 8 na 9 czerwca policja zatrzymała dwójkę aktywistów. Bartosza S. policjanci brutalnie skuli na oczach jego żony; została w domu sama z chorym niemowlęciem, które dopiero niedawno opuściło szpital. Annie W. funkcjonariusze najpierw ostentacyjnie zdemolowali mieszkanie (bez zachowania żadnych procedur przeszukania), skonfiskowali wszystkie urządzenia elektroniczne (przeszukując nawet telefon jej córki), po czym mimo braku jakiegokolwiek oporu przy córce oraz rodzicach zakuli ją w kajdanki i siłą wyprowadzili z domu. Wszystko to rzekomo (jak wynika z protokołu zatrzymania) ,,z obawy zatarcia śladów”. Między rozwieszeniem plakatów a zatrzymaniem minęło jednak aż 10 dni, a wszystko działo się w miejscu ogólnodostępnym, nie ulega więc wątpliwości, że był to jedynie pretekst do brutalnej szykany. Na komendzie aktywistkę spotkały kolejne upokorzenia m.in.: konieczność rozebrania do naga, robienia przysiadów i prześmiewcze komentarze ze strony funkcjonariuszy. Potem wywieziono ją na inny komisariat i zamknięto w celi, gdzie w uwłaczających warunkach spędziła samotnie prawie 2 dni. Wszystko to tylko po to, by policjanci na koniec w niecałą godzinę załatwili kilka formalności. Bartosza S. trzymano na ,,dołku” ponad 20 godzin również tylko po to, by przeczytać mu zarzuty, zebrać odciski palców i zrobić dokumentację zdjęciową.

Przeciwko szykanom wobec aktywistów zaprotestowało wiele organizacji: Akcja Demokracja, Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Ogólnopolski Strajk Kobiet czy Amnesty International… Cała sprawa jest kolejnym przykładem tego, jak sumiennie rząd PiS naśladuje swoich idoli z Węgier. Tam Viktor Orban już od początku pandemii prześladuje krytyków władzy po zarzutami rzekomego ,,szerzenia dezinformacji”. Brutalne aresztowania w nocy na oczach rodzin, upokarzanie zatrzymanych, bezpodstawne przetrzymywanie w więzieniu – tymi metodami rządy PiS-u i Fideszu starają się zastraszyć opozycjonistów i zmusić ich do milczenia. A wszystko to pozornie ,,w granicach prawa”, oczywiście bardzo swobodnie interpretowanego przez rządzących.

A to przecież dopiero początki. Historia autorytarnych reżimów pokazuje, że zawsze zaczyna się od takich gestów, które mają na celu znieczulić społeczeństwo na represje wobec opozycji oraz wybadać granice obojętności na tego typu akcje. Jeśli więc takie działania nie spotkają się ze zdecydowanym społecznym oporem, pisowskie gestapo będzie bardzo szybko przekraczać kolejne granice.

zrodlo:strajk.eu

"Zybertowicz o spotkaniu Dudy z Trumpem: Nie potwierdzam, nie zaprzeczam"

„Prawidłowa odpowiedź brzmi - nie potwierdzam, nie zaprzeczam, ale prawidłowa odpowiedź jest również taka - Andrzej Duda wykorzystuje wszystkie okazje, żeby zwiększać bezpieczeństwo naszego kraju”- powiedział w Porannej rozmowie w RMF FM prof. Andrzej Zybertowicz, doradca prezydenta Andrzeja Dudy, komentując doniesienia RMF FM, które mówią, że jeszcze przed I turą wyborów prezydenckich Andrzej Duda spotka się w Waszyngtonie z prezydentem USA Donaldem Trumpem.

Polskie władze i sam prezydent Duda zabiegając o zwiększenie obecności wojsk USA na naszym terenie w żadnym punkcie nie wiążą tego z problemem obecności wojsk USA w innych krajach sojuszniczych. Gramy nie tylko ze Stanami Zjednoczonymi, gramy z całym NATO i z krajami unii w celu zwiększenia naszego bezpieczeństwa. Nigdy władze polskie nie zachęcały władz amerykańskich do wzmacniania flanki wschodniej kosztem obecności wojsk USA w Niemczech - stwierdził socjolog.

Jeśli dojdzie do takiej wizyty, to będzie to kolejne potwierdzenie skuteczności politycznej najważniejszego kandydata w tych wyborach - dodał gość Roberta Mazurka.


Zybertowicz: Oczywiście, że istnieje ideologia LGBT

Nie sądzę, żeby prezydent miał intencję obrażania (ludzi LGBT - przyp. red.)  - powiedział naukowiec odnosząc się do słów Andrzeja Dudy, który porównał ideologię LGBT z "neobolszewizmem".

Po obu stronach padają niepotrzebne, w ogniu emocji kampanijnych, słowa. (...) Wszyscy ludzie posiadają taką samą przyrodzoną godność. Nikt godności człowiekowi nie może nadać, ani jej odebrać i nawet najgorsze działania nie pozbawiają człowieka godności. Jeśliby interpretować słowa posła Czarnka, że ludzie LGBT mają mniejszą, ułomną godność niż pozostali, to jest to niedopuszczalne. Natomiast kontekst jest taki: oczywiście, że istnieje ideologia LGBT. Sam fakt, że ludzie posiadają ideologię nie jest niczym złym. Manipulacją jest twierdzenie, że taka ideologia nie istnieje i w ramach tej ideologii istnieją jej formy agresywne, prowokacyjne. Wobec tych form poseł Czarnek się wypowiadał - zaznaczył.

Polityka, jaką będzie uprawiał Rafał Trzaskowski - gdyby Polacy niebacznie, ale zgodnie z zasadami demokracji - obdarzyli go zaufaniem, to będzie polityka, której rdzeniem nie jest walka o podmiotowość Polski, nie jest troska o środowiska zagubione w transformacji, o umacnianie rodziny - stwierdził w internetowej części Porannej rozmowy w RMF FM prof. Andrzej Zybertowicz. Jak dodawał, wśród priorytetów Trzaskowskiego "być może nawet nie jest troska o bezpieczeństwo militarne, tak jak robi to obecny prezydent".

Doradca prezydenta odniósł się również do kwestii ciągnącej się od kilkunastu miesięcy procedury nadania mu tytułu profesorskiego. (Komisja stopni naukowych - red.) w ogóle nic nie mówi. Procedura trwa - powiedział Zybertowicz. Sugerował, że to polityka, a nie dorobek naukowy decyduje o tym, kto zostaje profesorem, a kto nie. Sądzę, że w tym przypadku tak dokładnie jest - ocenił. Według przytaczanych przez niego wyników analiz, wśród motywów opinii krytycznych na temat jego dorobku "były przede wszystkim motywy polityczne, a nie merytoryczne".

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

"Rzeczpospolita": "Nadciąga fala protestów. Lato może być gorące!!!"

"Po rolnikach i przedsiębiorcach przyszedł czas na pocztowców, stewardessy i pracowników socjalnych: w sobotę organizują wspólną pikietę" - donosi "Rzeczpospolita" i podkreśla, że protesty spodziewane są również w spółkach kolejowych i energetycznych, a niezadowolenie rośnie także wśród górników. "Lato może być gorące" - komentuje gazeta.

W najbliższą sobotę na ulice Warszawy wyjdą - jak zapowiada dziennik - "pocztowcy, którym nowy zarząd państwowej spółki chce obniżyć pensje".

Władze Poczty Polskiej tłumaczą ten krok jej kiepską kondycją: od stycznia do maja spółka zanotowała w usługach listowych rekordowy 21-procentowy spadek.

Co więcej, w rozmowie z "Rzeczpospolitą" szef Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Poczty Piotr Moniuszko zapowiada, że w sobotę pocztowcy nie będą sami.

"Protestować z nami przed Ministerstwem Aktywów Państwowych będą związkowcy z LOT i państwowych kolei oraz pracownicy socjalni" - podkreśla.

"Organizatorem protestu jest Związkowa Alternatywa, która przekonuje, że w spółkach Skarbu Państwa trwa atak na związkowców. Skarżą się oni, że zamiast dialogu są zwolnienia, a zamiast troski o stabilne zatrudnienie - promowanie umów śmieciowych i oszczędności" - czytamy w artykule "Rzeczpospolitej".

W PLL LOT sytuację zaogniła zapowiedź cięć wynagrodzeń, wymuszonych - jak przekonuje zarząd spółki - przez kryzys spowodowany pandemią koronawirusa.

We wtorek Związek Zawodowy Personelu Pokładowego i Lotniczego odrzucił proponowane przez zarząd LOT-u porozumienie dot. niższych pensji.

Coraz bardziej napięta jest również - jak podaje "Rz" - sytuacja w Państwowych Portach Lotniczych i Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej.

"Związkowcy mówią o spodziewanych protestach również w spółkach kolejowych i energetycznych" - donosi dziennik i dodaje: "Rośnie też niezadowolenie wśród górników (którzy oskarżają rząd o to, że nie potrafi poradzić sobie z koronawirusem rozprzestrzeniającym się w kopalniach) i przedstawicieli branży turystycznej (która przez epidemię znalazła się w głębokim kryzysie)".

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

"Poważne kłopoty polskiego kapitana aresztowanego w Meksyku. Grozi mu 10 lat więzienia"

Pod koniec lipca minie rok, od kiedy polski kapitan Andrzej Lasota został zatrzymany wraz dowodzoną przez siebie załogą przez meksykańskie służby. Dopiero po 10 miesiącach od tego momentu tamtejsza prokuratura wniosła do sądu akt oskarżenia przeciwko Polakowi.

Śledczy zarzucają mu nielegalne wprowadzenie kokainy na terytorium Meksyku. Nie biorą przy tym pod uwagę żadnych okoliczności łagodzących, nie mają też żadnych twardych dowodów. Nasz rodak odpowie przed sądem jako bezpośredni sprawca nielegalnego przemytu, wyłącznie na podstawie zeznań przesłuchanych do tej pory osób.

Podstawę aktu oskarżenia stanowi art. 194, cz. II Federalnego Kodeksu Karnego. Przepis ten traktuje oskarżonego jako bezpośredniego sprawcę przestępstwa, który działa w sposób umyślny. Jako główny dowód aktu oskarżenia, Biuro Prokuratora Generalnego przedstawia wyłącznie zeznania świadków potwierdzające, że na statku znaleziono narkotyki. Według naszych ustaleń, śledczy nie biorą jednak pod uwagę, że większość z osób, które składały swoje zeznania - w tym ponad 20 członków załogi - podtrzymuje, że nielegalne substancje znalazły się na statku podczas załadunku kruszywa, bez wiedzy załogi.

Podstawą aktu oskarżenia jest zatem wyłącznie fakt, że narkotyki znajdowały się na pokładzie UBC Savannah. Śledztwo nie wyjaśniło jednak, w jaki sposób się tam znalazły. Meksykańska prokuratura, uznając, że to polski kapitan statku Andrzej Lastoa odpowiada za przemyt, wniosła do sądu o karę nie niższą niż 10 lat więzienia, karę grzywny oraz zawieszenie praw obywatelskich na czas odbywania kary.

Obrońca nie może spotkać się ze swoim klientem

Przed meksykańskim sądem formalnie rusza więc proces przeciwko osadzonemu w więzieniu w Tepic Polakowi. Jego obrońcy wynajęci przez firmę, która zarządza statkiem podtrzymują, że zarzuty stawiane kapitanowi są bezpodstawne.

Pierwszą rozprawę zaplanowano zdalnie, w formie wideokonferencji. W sądzie w Ciudad Victoria, przed którym ma się toczyć proces, zasiądą obrońcy oraz prokurator. Kapitan będzie łączył się z salą rozpraw z sądu w Tepic. Z Ministerstwa Sprawiedliwości w Mexico City będą się łączyć natomiast przedstawiciele naszej ambasady. Prośba obrony, by podczas zeznań mecenasi mogli przebywać w Tepic wraz z kpt. Lasotą, została odrzucona. Władze więzienia tłumaczą to potencjalnym zagrożeniem Covid-19.

Sprawę aresztowania załogi statku UBC Savannah śledzimy od samego początku. Doszło do niego pod koniec lipca minionego roku, po kilkunastu dniach od kiedy pływająca pod cypryjską banderą UBC Savannah weszła do portu w meksykańskiej Altamirze. Statek transportował z Branquilli w Kolumbii tzw. met-coke czyli koks metalurgiczny. To sypkie kruszywo zgromadzone w kilku ładowniach. Podczas rozładunku jednej z nich załoga zauważyła podejrzane pakunki. Marynarze najpierw zawiadomili o sprawie drugiego oficera, który wezwał na pokład kapitana. Andrzej Lasota natychmiast podjął wówczas decyzję o przerwaniu pracy, po czym zawiadomił kapitanat portu i miejscową policję. Kilka godzin później na miejscu pracował już prokurator federalny. Dokładną chronologię zdarzeń od wypłynięcia z portu w Kolumbii do ujawnienia podejrzanych pakunków opisywaliśmy >>>TU<<<

Po zabezpieczeniu pakunków (okazało się, że znajduje się w nich ok. 200 kg kokainy) i przesłuchaniach załogi, zapadła decyzja o zatrzymaniu wszystkich 22 jej członków  - 19 Filipińczyków i 3 Polaków. Po kilkunastu dniach w meksykańskim areszcie, załogę zwolniono. Pozostał w nim tylko kapitan statku Andrzej Lasota. O dramatycznych warunkach, w jakich byli przetrzymywani marynarze, opowiedział nam już po powrocie do kraju pan Robert, który na UBC Savannah pracował jako spawacz okrętowy.

Rodzina kapitana Lasoty apelowała o reakcję polskich władz

Jesienią ubiegłego roku bliscy kpt. Lasoty na zorganizowanej przez siebie konferencji, zaapelowali o stanowczą reakcję do polskich władz. Do Kancelarii Prezydenta RP złożyli też petycję. W jej opisie można było przeczytać: Zwracamy się do Pana Prezydenta z gorącym apelem, aby Pan Prezydent dołożył wszelkich starań, aby nawiązać dialog z Prezydentem Republiki Meksyku, aby swoim programem objął również Kapitana Andrzeja Lasotę. Wszyscy głęboko wierzymy, iż Pan Prezydent mógłby wspomóc nasze starania, a zwłaszcza pomóc Kapitanowi w szczęśliwym powrocie do rodziny.(...) Państwo Polskie powinno dołożyć wszelkich starań, aby jego obywatel, który nie dopuścił się żadnego przestępstwa, był godnie traktowany przez inne Państwo, z którym utrzymujemy stosunki dyplomatyczne. Wszyscy znający szczegóły tej sprawy zdają sobie sprawę, iż Kapitan Lasota został nieświadomie wciągnięty do brudnej gry, jest zupełnie niewinny, postępował zgodnie z procedurami, spędził na morzu w sumie kilkadziesiąt lat,  wykształcił wielu oficerów, kapitanów, nigdy nie zaniedbywał swoich obowiązków, jest przykładem wspaniałych polskich, cenionych na całym świecie, wysoko wykwalifikowanych nawigatorów.

Po publikacji tych słów i nagłośnieniu sprawy przez media, szef gabinetu prezydenta RP Krzysztof Szczerski zapewniał na Twitterze: (...)współpracujemy ze służbami konsularnymi, sytuacja prawna jest trudna, działamy wielotorowo, będziemy informować o efektach.

Wiosną tego roku rodzina Polaka skierowała kolejny list do Kancelarii Prezydenta RP, z prośbą o zainteresowanie się sprawą i reakcję. Do tamtej pory apel z listopada pozostał bez większego echa. Ówczesne zapewnienia m.in. MSZ odnośnie działań polskich służb konsularnych w spawie aresztowanego Polaka opisywaliśmy >>>TUTAJ<<<.

"Albo przemytnicy testują nowy sposób przerzutu narkotyków, albo meksykańskie służby próbują podnieść swoje statystki"

W ubiegłym roku na wschodnim wybrzeżu Meksyku identyczny los spotkał załogi w sumie trzech statków. Oprócz podejrzanych pakunków na UBC Savannah ujawniono je także na UBC Tokyo oraz Delphi Ranger. We wszystkich trzech przypadkach statki były ładowane w tym samym porcie i płynęły do Altamiry. Transportowały niemal identyczny sypki ładunek. O podejrzanych pakunkach załoga dowiadywała się w każdym przypadku na miejscu, podczas rozładunku.  W biuletynie marynistycznym rozsyłanym do załóg statków na całym świecie,  już 8 września 2019, po zatrzymaniu UBC Tokyo pojawił się wiele mówiący o sprawie wpis: Albo przemytnicy próbują testować nowy sposób przerzutu narkotyków, albo meksykańskie służby próbują podnieść swoje statystki. 

zrodlo:https://www.rmf24.pl/fakty;miziaforum.com

""Złowroga propozycja". Korea Płn. odrzuciła ofertę Korei Płd."

Korea Północna odrzuciła ofertę Korei Południowej, która chciała wysłać do Pjongjangu swoich przedstawicieli. Mieli oni złagodzić napięcie między obydwoma krajami - poinformowały państwowe media północnokoreańskie.

Prezydent Korei Płd. Mun Dze In zaproponował w poniedziałek wysłanie do Korei Płn. swojego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Czung Eui Jonga i szefa wywiadu Suh Huna jako specjalnych negocjatorów. Jak jednak pisze północnokoreańska agencja KCNA Kim Jo Dzong, siostra przywódcy Korei Płn. Kim Dzong Una, "zdecydowanie odrzuciła nietaktowną i złowrogą propozycję".

"Mun bardzo chętnie wysyła specjalnych wysłanników, aby zapanować nad kryzysami i często składa niedorzeczne propozycje, ale musi jasno zrozumieć, że taka sztuczka tym razem nie będzie skuteczna" - oświadczyła KCNA.  "Zażegnanie obecnego kryzysu między Północą a Południem, spowodowane niekompetencją i nieodpowiedzialnością władz Korei Południowej, jest niemożliwe i może zostać zakończone tylko po zapłaceniu przez nich odpowiednio wysokiej ceny" - dodała agencja.

Kim Jo Dzong ze swojej strony także ostro skrytykowała prezydenta Korei Płd. mówiąc, że nie wdrożył on żadnego z paktów z 2018 r. i z relacji między obydwoma Koreami uczynił "amerykańską marionetką".

Wczoraj Pjongjang zagroził wysłaniem wojska do strefy zdemilitaryzowanej przy granicy z Koreą Płd. Dowództwo północnokoreańskiej armii oświadczyło, że wyśle żołnierzy "do stref, które zostały zdemilitaryzowane zgodnie z porozumieniem Północy i Południa, by zmienić linię frontu w twierdzę i dodatkowo podwyższyć czujność wojskową wobec Południa".

W środę władze Korei Płn. uściśliły, że chodzi o przygraniczne miasto Kaesong i rejon turystyczny Gór Diamentowych (Kumgang). Obydwa kraje do niedawna realizowały tam wspólne przedsięwzięcia gospodarcze i turystyczne.

Także wczoraj Korea Płn. wysadziła w powietrze biuro łącznikowe z Koreą Płd. w Kaesong, które utworzono w 2018 roku na fali ocieplenia w dwustronnych relacjach po szczycie z udziałem Kim Dzong Una i Mun Dze Ina.

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

"Korea Północna niszczy puste biuro łącznikowe z Południem"(aktualizacja)

SEOUL, Korea Południowa (AP) - Korea Północna wysadziła we wtorek międzykoreański biurowiec łącznikowy tuż na północ od silnie uzbrojonej granicy z Koreą Południową w starannie choreograficznym, w dużej mierze symbolicznym przejawie gniewu, który wywiera presję na Waszyngton i Seul wśród impas dyplomacji nuklearnej.

Chociaż budynek był pusty, a Północ wcześniej zasygnalizowała plany jego zniszczenia, ruch ten jest nadal najbardziej prowokującym działaniem Korei Północnej, ponieważ rozpoczął rozmowy nuklearne w 2018 roku po tym, jak amerykańsko-północnokoreańskie starcie miało wiele obaw o wojnę. Będzie to poważną przeszkodę w wysiłkach liberalnego prezydenta Korei Południowej Moon Jae-in, aby zaangażować Północ.

Oficjalna koreańska centralna agencja informacyjna Korei Północnej poinformowała, że ​​kraj zniszczył biuro w „straszliwej eksplozji”, ponieważ „rozwścieczeni ludzie” byli zdeterminowani, aby „zmusić ludzką szumowinę i tych, którzy ją chronili, aby słono zapłacić za swoje zbrodnie ”, Najwyraźniej odnosząc się do uciekinierów z Korei Północnej mieszkających w Korei Południowej, którzy od lat przeprawiają się przez granicę ulicami przeciw phenianowi.

Agencja prasowa nie opisała szczegółowo, w jaki sposób biuro w przygranicznym mieście Korei Północnej Kaesong zostało zniszczone.

WIĘKSZY ZAKRES KOREA PÓŁNOCNA
- Przywódca Korei Południowej wzywa Północ do zaprzestania podnoszenia napięć
- Siostra Kim Dzong Una grozi S. Korei działaniami wojskowymi
- W rocznicę szczytu Korea Północna ślubuje zbudować wojsko

MORE COVERAGE OF NORTH KOREA


Rząd Korei Południowej opublikował później wideo z obserwacji wojskowej ukazujące chmury dymu unoszące się z ziemi, gdy budynek zawalił się w zamkniętym obecnie wspólnym parku przemysłowym w Kaesong, w którym stało biuro łącznikowe.

Korea Południowa wydała oświadczenie wyrażające „silny żal” z powodu zniszczenia budynku, ostrzegając przed surową reakcją, jeśli Korea Północna podejmie dodatkowe kroki, które pogłębią napięcia.

W oświadczeniu wydanym po nadzwyczajnym posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego stwierdzono, że rozbiórka jest „aktem, który zdradza nadzieje na poprawę stosunków między południem a północą Koreą oraz ustanowienie pokoju na Półwyspie Koreańskim”.

Ministerstwo Obrony Korei Południowej oświadczyło osobno, że ściśle monitoruje działania zbrojne Korei Północnej i jest przygotowane do zdecydowanego przeciwdziałania wszelkim przyszłym prowokacjom. Wiceminister zjednoczenia Południa, Suh Ho, który był najwyższym urzędnikiem Seulu w biurze łącznikowym, nazwał rozbiórkę „bezprecedensowo bezsensownym działaniem”, które wstrząsnęło „nie tylko naszym narodem, ale całym światem”.

Północ powiedziała w zeszłym tygodniu, że odcina wszystkie rządowe i wojskowe kanały komunikacji z Południem, grożąc jednocześnie porzuceniem dwustronnych porozumień pokojowych osiągniętych podczas trzech szczytów przywódcy Korei Północnej Kim Jong Un z Księżycem w 2018 roku.

Sekretarz Generalny ONZ Antonio Guterres wyraził zaniepokojenie najnowszymi wydarzeniami i wezwał do „wznowienia dialogu między Koreą, prowadzącego do pokojowych rozwiązań, które sprzyjają pokojowi i dobrobytowi dla wszystkich”, powiedział rzecznik ONZ Eri Kaneko w Nowym Jorku.

Niektórzy zewnętrzni analitycy uważają, że Północ, po nieosiągnięciu tego, czego chce w rozmowach nuklearnych, zwróci się do prowokacji, aby wygrać zewnętrzne koncesje, ponieważ jej gospodarka prawdopodobnie pogorszyła się z powodu utrzymujących się sankcji kierowanych przez USA i pandemii koronawirusa. Korea Północna może być również sfrustrowana, ponieważ sankcje uniemożliwiają Seulowi oderwanie się od Waszyngtonu w celu wznowienia wspólnych projektów gospodarczych z Phenianem.

Reakcja Korei Południowej na rozbiórkę we wtorek była stosunkowo silna w porównaniu do wcześniejszych prowokacji. Rząd Księżyca spotkał się z krytyką, że nie podjął trudnych działań, kiedy Korea Północna przeprowadziła serię testów broni krótkiego zasięgu w Korei Południowej w ciągu ostatniego roku.

Moon, liberał, który popiera większe pojednanie z Koreą Północną, przesiadł się między Pjongjangiem a Waszyngtonem, aby pomóc w zorganizowaniu pierwszego szczytu Kim z prezydentem Donaldem Trumpem w czerwcu 2018 r.

Pełny zasięg: Korea Północna
Biuro łącznikowe zostało zamknięte od końca stycznia z powodu obaw związanych z koronawirusem. Biuro, zbudowane z pieniędzy Korei Południowej, według szacowanego kosztu 8,3 mln USD, zostało otwarte we wrześniu 2018 r., Aby ułatwić lepszą komunikację i wymianę między Koreami. Był to pierwszy taki urząd między krajami, odkąd zostały one podzielone na wspieraną przez USA Koreę Południową i wspieraną przez ZSRR Koreę Północną pod koniec II wojny światowej w 1945 r. Biuro to zostało uznane za symbol polityki zaangażowania Księżyca.

Korea Północna wcześniej groziła wyburzeniem urzędu, gdy zintensyfikowała swoją ognistą retorykę w związku z niepowodzeniem Seulu w powstrzymaniu cywilnych kampanii upuszczania ulotek przeciwko Phenianowi na Północ. Korea Południowa powiedziała, że ​​podejmie kroki w celu zakazania ulotek, ale Korea Północna argumentowała, że ​​odpowiedź Korei Południowej nie była szczera.

W sobotę wieczorem Kim Yo Jong, wpływowa siostra przywódcy Korei Północnej, ostrzegła, że ​​Seul wkrótce będzie świadkiem „tragicznej sceny całkowicie bezużytecznego biura łącznikowego Północ-Południe (w Korei Północnej)”. Powiedziała również, że pozostawi wojsku Korei Północnej prawo do podjęcia kolejnego kroku odwetu przeciwko Korei Południowej.

Korea Północna zagroziła całkowitą demontażem zamkniętego kompleksu fabrycznego Kaesong i porzuceniem dwustronnej umowy o zmniejszeniu napięcia w 2018 r., Która zdaniem obserwatorów może pozwolić Północy na wywołanie starć wzdłuż granic lądowych i morskich.

Wcześniej we wtorek wojsko Korei Północnej zagroziło powrotem do nieokreślonych obszarów przygranicznych, które zostały zdemilitaryzowane na mocy umów z Koreą Południową i „zamieniły linię frontu w fortecę”.

W poniedziałek Moon wezwał Koreę Północną do zaprzestania podnoszenia animozji i powrotu do rozmów, mówiąc, że dwie Korei nie mogą odwrócić umów międzykoreańskich na szczycie w 2018 roku.

Korea Północna od dawna podejmuje wizualnie symboliczne kroki w celu zdobycia korzyści politycznych. Zaprosił zagranicznych dziennikarzy do obejrzenia detonacji podziemnych tuneli do badań jądrowych w 2018 r. Oraz rozbiórki chłodni kominowej w głównym kompleksie nuklearnym w 2008 r. Oba wydarzenia były próbą Północy, by pokazać, że poważnie podchodzi do denuklearyzacji wśród szalejącej poza sceptycyzmem o jego zaangażowaniu.

„Trudno zrozumieć, w jaki sposób takie zachowanie pomoże reżimowi Kim uzyskać od świata to, czego chce, ale najwyraźniej takie obrazy zostaną wykorzystane do krajowej propagandy” - powiedział Leif-Eric Easley, profesor Uniwersytetu Ewha w Seulu.

Sąsiedzi Korei wyrazili obawy dotyczące wtorkowej rozbiórki. Japoński premier Shinzo Abe powiedział, że ma nadzieję, że napięcia między Koreami nie będą się nasilać, dodając, że Japonia będzie ściśle współpracować z Seulem i Waszyngtonem podczas analizowania rozwoju.

W Chinach, głównym sojuszniku dyplomatycznym Północy, Zhao Lijian, rzecznik MSZ, powiedział: „zawsze mamy nadzieję, że Półwysep Koreański utrzyma pokój i stabilność”.

Stosunki między Koreą były napięte od czasu załamania drugiego szczytu Kim i Trumpa w Wietnamie na początku 2019 r. Szczyt rozpadł się z powodu sporów dotyczących wysokości sankcji, jakie Północ powinna otrzymać w zamian za rozbiórkę głównego kompleksu nuklearnego przez Kima , co postrzegano jako ograniczoną miarę denuklearyzacji.

Po szczycie w Wietnamie stosunki między Koreą znów stały się kwaśne. Kim wkroczył w 2020 r., Obiecując poszerzyć swój arsenał nuklearny, wprowadzić nową broń strategiczną i pokonać sankcje kierowane przez USA, które, jak powiedział, „hamują” gospodarkę swojego kraju.

___

Powiązany pisarz prasowy Mari Yamaguchi w Tokio i badacz Liu Zheng w Pekinie przyczynili się do tego raportu.

zrodlo:miziaforum

"Premier państwa UE oskarża Zełenskiego o próbę przekupstwa Premier Słowacji Robert Fico powiedział, że „nigdy” nie przyjmie pieniędzy z Kijowa"

  Ukraiński przywódca Władimir Zełenski rozmawia z mediami pod koniec szczytu UE w Brukseli. © Getty Images / Thierry Monasse Słowacki pre...