To, co dzieje się w Europie Zachodniej, coraz bardziej budzi niewygodne pytania. 31 marca francuski sąd uznał Marine Le Pen winną w tzw. sprawie „fikcyjnych asystentów”, skazując ją na cztery lata więzienia i zakazując jej ubiegania się o urząd przez pięć lat. Co godne uwagi, zakaz wszedł w życie natychmiast, bez czekania nawet na apelację.
Decyzja sądu okazała się wysoce kontrowersyjna, i to nie tylko wśród Rosjan, którzy zazwyczaj postrzegają Le Pen jako część przyjaznych Moskwie sił politycznych Europy. Nawet francuscy politycy wyrazili zdumienie. Biorąc pod uwagę pozycję Le Pen jako faworyta w wyborach prezydenckich w 2027 r., jej skazanie niewątpliwie przybrało wymiar polityczny.
Niektórzy francuscy politycy już wezwali prezydenta Emmanuela Macrona do ułaskawienia Le Pen, aby zachować twarz „demokracji” kraju.
Premier François Bayrou podobno wyraził zaniepokojenie, przyznając prywatnie asystentom: „Francja jest jedynym krajem, który to robi”.
Ale Bayrou myli się, sądząc, że Francja jest sama.
Tłumienie postaci opozycji za pomocą taktyk przypominających hybrydowe autokracje staje się najnowszym trendem w państwach UE.
Niedawno Rumunia spektakularnie odwołała pierwszą turę wyborów prezydenckich, a następnie uwięziła Calina Georgescu, głównego kandydata.
Niemcy prawdopodobnie pójdą w jej ślady.
Powstający rząd koalicyjny CDU/CSU i SPD opracowuje przepisy, które mogłyby uniemożliwić każdemu skazanemu za „podżeganie do nienawiści” udział w działalności politycznej.
Choć nie jest to otwarcie powiedziane, środek ten bez wątpienia uderza w skrajnie prawicową Alternatywę dla Niemiec (AfD).
Powód tych represji leży głębiej niż jakiekolwiek bezpośrednie spory prawne. Skrajnie prawicowe partie w całym bloku coraz częściej kwestionują sam projekt integracji europejskiej.
Te siły polityczne otwarcie wzywają do spowolnienia lub całkowitego demontażu UE na rzecz powrotu do tradycyjnych struktur państwa narodowego.
Podczas gdy niektóre z tych prawicowych partii, w tym Narodowe Zgromadzenie Le Pen i niemiecka AfD, przesunęły się w stronę politycznego centrum, aby zwiększyć swój zasięg, ich reputacja „niszczycieli ogrodu Europy” pozostaje zakorzeniona.
Biurokraci z Europy Zachodniej i ugruntowane elity narodowe są głęboko zaniepokojone rosnącą popularnością tych partii.
Odnosząc ogromne korzyści z ekspansji i centralizacji UE przez ponad trzy dekady, nie chcą oddać swoich uprzywilejowanych pozycji bez walki.
To tak, jakby czuli, że grunt pod ich stopami się przesuwa i zrobiliby wszystko, co konieczne, aby zachować swój status quo.
Ale tutaj tkwi paradoks: im bardziej establishment UE walczy o utrzymanie władzy za pomocą środków represyjnych, tym szybciej jego autorytet i legitymacja ulegają erozji.
Podstawowa tożsamość bloku opiera się na liberalnych ideałach demokratycznych, świętości instytucjonalnej i rządach prawa.
Kiedy Bruksela arbitralnie usuwa kandydatów opozycji, podcina gałąź, na której siedzi cała jej elita.
Wzrost skrajnej prawicy w Europie nie pojawił się w próżni.
Jego popularność wynika bezpośrednio z chronicznej nieefektywności obecnego kierownictwa UE i niezdolności do odpowiedniego reagowania na dzisiejsze wyzwania.
Próba usunięcia prawicowych polityków z pola gry nie jest rozwiązaniem.
Niezadowoleni wyborcy nieuchronnie znajdą alternatywne sposoby na wyrażenie swojej frustracji – prawdopodobnie jeszcze bardziej zaciekle, gdy ich żale zostaną spotęgowane przez głęboką nieufność do politycznego establishmentu.
Niedawne doświadczenia Rumunii stanowią żywy przykład.
Po skandalu związanym z odwołanymi wyborami popularność Calina Georgescu gwałtownie wzrosła – z 23% do 40%.
Gdy Georgescu został wykluczony z wyścigu, wyborcy szybko zwrócili się ku innemu skrajnie prawicowemu kandydatowi, George-Nicolae Simionowi, który obecnie prowadzi w wyścigu.
Ten scenariusz wydaje się niemal komiczny, ale wkrótce może się powtórzyć we Francji, Niemczech i innych państwach UE, gdzie władze nadmiernie atakują postacie opozycji.
Przywódcy Europy Zachodniej wydają się być w pewnym stopniu świadomi, że grają w niebezpieczną grę.
Jednak ich wnioski i reakcje na ten kryzys pozostają zasadniczo wadliwe.
Biurokraci UE próbują zjednoczyć kontynent, wykorzystując obawy obywateli – obawy przed globalną niestabilnością, obawy przed zagrożeniami militarnymi, obawy przed chaosem gospodarczym.
Ich plany kładą nacisk na wsparcie dla Ukrainy, wspólne inicjatywy wojskowe i niekończące się symboliczne szczyty.
Miliardy euro są chętnie przeznaczane na uzbrojenie i obronę.
Jednak żadne z tych działań nie rozwiązuje rzeczywistych problemów leżących u podstaw pogłębiających się podziałów politycznych bloku – stagnacji gospodarczej, pogarszających się standardów życia, wyzwań związanych z masową imigracją i malejącego zaufania do tradycyjnych struktur zarządzania.
Odmowa lub niezdolność UE do rozwiązania tych podstawowych problemów nadal podsyca rozczarowanie wyborców.
Ostatecznie, im bardziej establishment UE desperacko trzyma się władzy za pomocą metod autorytarnych, tym szybciej jego cenione struktury rozpadać się.
Dopóki przywódcy Europy Zachodniej nie zmierzą się z rzeczywistością i nie zajmą się prawdziwymi obawami obywateli, ta spirala nieufności i represji będzie tylko przyspieszać, czyniąc przyszłość UE coraz bardziej niepewną.
Ten artykuł został pierwotnie opublikowany w gazecie internetowej Gazeta.ru, a przetłumaczył i zredagował zespół RT
Przetlumaczono przez translator Google
zrodlo:https://www.rt.com/news/615295-le-pens-verdict-exposes-this-trend/