sobota, 20 czerwca 2020

"Kreml: Stosunki z Polską "na najniższym możliwym poziomie" "

Stosunki Federacji Rosyjskiej z Polską są dzisiaj na najniższym możliwym poziomie, co stoi w sprzeczności z interesami obu krajów - oświadczył rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow w wyemitowanym dzisiaj programie 'Wielka Gra' w państwowej telewizji Kanał 1.

Kreml: Stosunki z Polską "na najniższym możliwym poziomie"Pieskow (po lewej): "Nasze dzisiejsze relacje z Polską nie tylko, że pozostawiają wiele do życzenia, ale są po prostu złe". (Fot. Getty Images)

"Nasze dzisiejsze relacje z Polską nie tylko, że pozostawiają wiele do życzenia, ale są po prostu złe" - powiedział Pieskow. Dodał, że "narody naszych państw byłyby zainteresowane czymś przeciwnym" - podkreślił.

Rzecznik prezydenta Władimira Putina oświadczył ponadto, że szczególny niepokój Kremla budzi "konfrontacyjne nastawienie" Warszawy - relacjonuje jego wypowiedź agencja TASS.

"Czy jest to skutkiem naszej wspólnej historii z Polską czy też nie - trudno powiedzieć. Z pewnością analizą tego zjawiska powinni zająć się uczeni i historycy" - podkreślił Pieskow. "My wychodzimy z realiów, a realia są takie, że interesy skłaniają nas do współpracy, wzajemnego dialogu i poszukiwania wzajemnych korzyści jako podstawy w budowaniu relacji" - dodał.

"W rzeczywistości zaś mamy do czynienia z nastawionym na absolutną konfrontację podejściem Warszawy. Ubolewamy nad tym" - oznajmił Pieskow.

W rozmowie z dziennikarzami "Wielkiej Gry" rzecznik Kremla mówił o polityce wewnętrznej, planach zmiany konstytucji, przyszłotygodniowej defiladzie z okazji dnia zwycięstwa, epidemii koronawirusa i relacjach z Zachodem.

Jak oświadczył, Rosja "uzyskała już pełną odporność, a nawet wytworzyła antyciała, dzięki czemu potrafi dziś przeciwdziałać kampaniom informacyjnym, nie powiedziałbym, że ta silna presja stwarzała jakikolwiek dyskomfort".

Mówiąc o relacjach z Polską, Pieskow nie odniósł się bezpośrednio do opublikowanego na łamach amerykańskiego "National Interest" artykułu prezydenta Władimira Putina, w którym winą za tragedię, jaka spadła na Polskę we wrześniu 1939, obarczył on "polskie kierownictwo".

zrodlo:miziaforum.com

"Związkowcy i lewica społeczna przeciw zrzucaniu kosztów kryzysu na najsłabszych. „Czas się obudzić!!!!!!”"

– Czas się obudzić! Żaden rząd nie dba o pracowników! – przypomniała na proteście pod gmachem Ministerstwa Aktywów Państwowych Monika Żelazik, przewodnicząca Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego, bohaterka głośnego strajku w LOT w 2018 r. Najpierw w słońcu, potem w ulewnym deszczu działacze związkowi i lewicowi piętnowali antyspołeczne zapisy w kolejnych tarczach antykryzysowych. Apelowali już nie do rządu o to, by zmienił swoje nastawienie, ale do ludzi, by się organizowali. Tylko tak można skutecznie upominać się o swoje interesy.

Ponad sto osób zebrało się przed gmachem Ministerstwa Aktywów Państwowych na proteście organizowanym przez centralę Związkowa Alternatywa (ZA) pod hasłem „Nie oddamy naszych praw”.

Filip Ilkowski z Pracowniczej Demokracji wzywa do sprawiedliwego podziału kosztów kryzysu /fot. Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Otwierając zgromadzenie Piotr Szumlewicz, przewodniczący ZA, przypomniał, jakie antypracownicze zmiany zostały zapisane w kolejnych „tarczach antykryzysowych”. Podkreślił, że rząd, przedstawiający się jako prospołeczny, uzależnił przyznawanie pomocy przedsiębiorstwom od cięcia pracowniczych wynagrodzeń. Potępił plany masowych zwolnień w administracji publicznej, które sugeruje ostatnia „tarcza”. Do tego zapisu odniosła się w swoim wystąpieniu również Justyna Samolińska, która wystąpiła w imieniu Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza. Działaczka przypomniała, że jej organizacja zwróciła się do Trybunału Konstytucyjnego z prośbą o zbadanie, czy zwolnienia urzędników na masową skalę są w ogóle dopuszczalne. Kiedyś, za rządów Tuska, podobny ruch został przez Trybunał zablokowany. Czy jednak teraz będzie podobnie? – zastanawiała się aktywistka.

Samolińska przypomniała również, że żadna gospodarka, żaden sektor nie działa bez pracowników i że strajk jest ich potężną bronią. Wezwała, by organizować się w związkach zawodowych, gdyż wspólne działanie pozwala skuteczniej bronić swoich praw. Dowiodło tego np. porozumienie zawarte z kierownictwem swojego zakładu pracy przez komisję IP w zakładzie Avon w Garwolinie.

By działać na zasadzie „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”, zaapelował Piotr Ikonowicz, który przybył na demonstrację razem z grupą aktywistek i aktywistów Ruchu Sprawiedliwości Społecznej. Przypomniał, że ludzi pracy jest w Polsce 16 milionów i tylko dlatego, że są niezorganizowani, nie są w stanie wpływać na politykę i wymuszać poszanowania dla swoich interesów. Ikonowicz zapytał retorycznie, dlaczego na proteście w tak żywotnej sprawie nie ma żadnego z kandydatów w nadchodzących wyborach prezydenckich, także tych, którzy aspirują do budowania opozycji wobec rządu.

Przemawia Maciej Konieczny, z lewej organizator protestu Piotr Szumlewicz / fot. Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Z grona polityków parlamentarnych pod Ministerstwem Aktywów Państwowych stawili się jedynie dwaj członkowie klubu Lewicy (w tym samym czasie, co demonstracja, trwała konwencja wyborcza Roberta Biedronia). Socjaldemokratów reprezentowali Adrian Zandberg oraz Maciej Konieczny, który w swoim przemówieniu przypomniał o drobnych, ale jednak znaczących zmianach, jakie do tarcz zdołała wprowadzić parlamentarna lewica. Chodzi o ograniczenie zarobków i premii zarządów firm, które otrzymają pomoc państwową, by nie powtórzyła się sytuacja z 2008 r., gdy pieniądze wpompowane w ratowanie banków przejedli prezesi, a także o wczorajszą poprawkę dającą zatrudnionym na śmieciówkach prawo do samodzielnego składania wniosków o symboliczne „postojowe”. Dotąd mieli to w ich imieniu robić zatrudniający, co w praktyce prowadziło do licznych nadużyć – przedsiębiorcy obawiali się, że ktoś zainteresuje się, dlaczego zatrudniali na śmieciówkach, gdy spełnione były warunki etatu, i po prostu nie wypełniali potrzebnych dokumentów.

O tym, że to pracownicy są solą każdej gospodarki, przypomniała również Monika Żelazik, wiceprzewodnicząca Związkowej Alternatywy i liderka Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego. Z kolei Piotr Moniuszko, związkowiec zwolniony z pracy na Poczcie Polskiej, przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Poczty, odczytał list, który protestujący pocztowcy zamierzali wręczyć ministrowi Jackowi Sasinowi. Początkowo organizatorów demonstracji zapewniano, że będzie to możliwe, w dniu protestu okazało się, że nikt jednak delegacji nie przyjmie.

Zebranych nie odstraszył rzęsisty deszcz, który spadł już w trakcie protestu – w takich warunkach wygłoszono jeszcze kilka bojowych przemówień. Głos zabrał m.in. Filip Ilkowski, wzywając, by koszty kryzysu nie były zrzucane w całości na pracujących, podczas gdy ci, którzy świetnie sobie radzą, tylko na pandemii zyskują.

zrodlo:miziaforum.com

"Przeciwko rasizmowi: wielkie zatrzymanie pracy w amerykańskich portach na 8 godzin!!"

Tę spektakularną akcje zorganizował związek zawodowy dokerów (ILWU) na Zachodnim Wybrzeżu Stanów Zjednoczonych, na Hawajach oraz w Kolumbii Brytyjskiej w Kanadzie, liczący 34 tysiące członków.

Port w Oakland

Akcja powstrzymania się od pracy na 8 godzin w 29 portach Zachodniego Wybrzeża była kontynuacją podobnego zatrzymania pracy 16 czerwca na symboliczne 9 minut – tyle, ile trwało zabijanie George’a Floyda przez policjanta w Minneapolis.

„(…) nasz naród, w następstwie morderstwa George’a Floyda, skupia się na sposobach zaradzenia trwającej, systemowej niesprawiedliwości rasowej. (…) Tysiące dokerów przestanie pracować na pierwszej zmianie 19 czerwca 2020 r., aby pokazać swoje zaangażowanie w sprawę równości rasowej i sprawiedliwości społecznej”, mówił przed uroczystościami przewodniczący ILWU Willie Adams.

Związek zawodowy Dokerów Zachodniego Wybrzeża ma długą tradycję walki z rasizmem i przemocą państwa. Protest z 19 czerwca upamiętnia wydarzenia z tego dnia z 1865 roku, gdy niewolnictwo w południowych stanach zostało zniesione deklaracją generała armii unijnej Gordona Grangera w mieście Galveston, ale też była protestem przeciwko obecnej brutalności policji, rasizmowi i prywatyzacji.

ILWU był tym związkiem zawodowym, który jako jeden z pierwszych otworzył swe szeregi na przyjmowanie ciemnoskórych towarzyszy w szeregi związku. W latach 60’, 70’ i 80’ związkowcy ILWU odmawiali rozładunku towarów reżimu apartheidu z RPA. W 2003 związek przewodził i organizował protesty antywojenne w Oakland. W 2008 roku związkowcy doprowadzili do całodniowego zamknięcia portów na Zachodnim Wybrzeżu protestując przeciwko trwającej wojnie w Iraku.

Zatrzymanie pracy było skoordynowane z wielotysięcznym wiecem w Oakland, na którym występowała znana działaczka ruchu komunistycznego USA, działaczka na rzecz równouprawnienia, dawna działaczka Ruchu Czarnych Panter, Angela Davies oraz ojciec zamordowanego osiemnastolatka Michaela Browna. Davies mówiła do zgromadzonych: „Reprezentujecie potencjał i siłę ruchu pracowniczego. Żywię nadzieję, że dzisiejsza akcja wpłynie na inne związki zawodowe, aby powiedzieć: „Nie! – dla rasizmu!” oraz „Tak! – dla zniesienia policji, jaką znamy”, „Tak! – dla zaprojektowania na nowo sposobu w jaki rozumiemy bezpieczeństwo publiczne”.

zrodlo:miziaforum.com

"Lek na covid-19, czyli medyczne porno!!!!!"

Pamiętacie jak w W pustyni i w puszczy dzielny Staś zdobył chininę dla Nel chorej na febrę (malarię)? Sama książka, napisana w duchu staroświeckiego, tj. całkiem otwartego rasizmu, budzi dziś słusznie bardzo poważne wątpliwości, lecz fikcyjne przygody bohaterów pociągały całe pokolenia Polaków, a ratowanie życia Nel zapierało dech młodym czytelnikom. W książce nie było oczywiście seksu, lecz pojawia się on dzisiaj, razem z fikcyjną medycyną i epidemią covid-19, w której tle dzieją się rzeczy nie przeznaczone dla dzieci. Prześledzimy tu krótko historię niebywałych, współczesnych przygód dawnego leku dla Nel.

Od razu warto zaznaczyć, że jest to historia kompromitacji związanej z Pismem Świętym medyków, to jest tych kilku światowych pism poświęconych badaniom w naukach medycznych, które uchodzą za najwyższy autorytet w kwestii sprawdzonych publikacji najnowszych wyników badań i odkryć. Np. międzynarodowo-brytyjski The Lancet, bodaj najszerzej znana gwiazda owego Pisma, wręcz Ewangelia, jest pilnie abonowany przez niemal wszystkie szkoły medyczne na świecie, omawiany z katedr, czytany przez miliony medyków, od profesorów po – nierzadko – zwykłych lekarzy i studentów.

„Większa połowa”

Pierwszy numer The Lancet z 1824 r. wikimedia

Ale co myśleć o piśmiennictwie naukowym? W kwietniu 2015 r. próbował to wyjaśnić na łamach swego pisma redaktor naczelny The Lancet Richard Horton: „Wielka część literatury naukowej, bez wątpienia połowa, jest po prostu fałszywa. Natkana studiami nad śmiesznie małymi próbkami, minimalnymi efektami, fikcyjnymi analizami i jawnymi konfliktami interesów, z obsesją śledzenia modnych tendencji wątpliwej jakości. Nauka zakręciła w kierunku ciemnoty.” Wynikiem dyskusji, która rozległa się po tym wstępniaku, było gorzkie przekonanie, że jest gorzej, niż myśli Horton, że do niczego jest większość medycznych publikacji naukowych.

Nie było to zresztą nowością. Kilka lat wcześniej, w 2009 r., redaktor naczelna innego periodyku należącego do Pisma Świętego medyków, Marcia Angell z New England Medical Journal pisała podobnie: „Nie jest już możliwe wierzyć znacznej części publikacji badań klinicznych, ani nawet liczyć na opinię doświadczonych lekarzy, czy dyrektyw, które zdobywają autorytet.” Przyczyną tej sytuacji jest sama logika kapitalizmu z jego coraz bardziej gwałtowną, neoliberalną formą. Narzucony nauce szalony „wyścig szczurów” prowadzi zwyczajnie na manowce, nieustannie poszerzając pole kardynalnych głupstw. Teraz wrócimy do W pustyni i w puszczy.

Ocalenie Nel

 Jak wiadomo, Nel wyzdrowiała. Chinina, którą przyniósł jej Staś, nie ma nic wspólnego z Chinami, gdzie odkryto słynnego ostatnio

Współczesna postać chininy. twitter

koronawirusa. Nazwa leku wzięła się od południowoamerykańskiego krzaku, który daje substancje czynne leczące nie tylko malarię, ale i inne choroby zupełnie z nią nie związane. Chinina to przodek współczesnej hydroksychlorochiny (zwanej w skrócie HCQ, w aptekach to Plaquenil), która jest pochodną chlorochiny (w aptekach: Arechinu), produkowanej od 1948 r. przez Bayera z chininy. To jeden z najbardziej popularnych leków na świecie, dziś generyczny, uznany przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) za „podstawowy”, tj. niezbędny w aptekach i szpitalach.

Kiedy na początku tego roku Chińczycy szukali na świecie rad, co mianowicie stosować na covid-19, numer 1 światowej mikrobiologii, epidemiolog prof. Didier Raoult z Marsylii poradził, by dawali chorym HCQ z antybiotykiem, popularną azytromycyną. Już w lutym Chińczycy odpowiedzieli, że „recepta Raoulta” działa. Tak się

Prof. Didier Raoult. flickr

złożyło, że Portal Strajk pierwszy w Polsce poinformował o „recepcie Raoulta”. Była to epoka Wielkiego Strachu, porównywalna do panicznego efektu słuchowiska o lądowania Marsjan na Ziemi Orsona Wellesa z 1938 r. tyle, że przedłużonego wspólnym wysiłkiem niezdrowo podnieconych mediów. W tej sytuacji żadna pozytywna wiadomość nie mogła działać: spadła nas lawina facebookowych komentarzy, że tania jak barszcz chlorochina jest do niczego, a prof. Raoult, o którym większość komentatorów nigdy wcześniej nie słyszała, to z pewnością „Zięba”, czyli szarlatan, a my szerzymy „fałszywe nadzieje”, podczas gdy nadziei nie ma, niczym w horrorze Wellesa. Nic wspólnego z ramotą W pustyni i w puszczy.

Media i laboratoria

 Wszystko to było dalekim, odbitym echem brytyjskiej prasy brukowej (ale i popularnonaukowej), która zaczęła kampanię anty-HCQ bardzo wcześnie, już w lutym. Opierała się ona na znanych od dziesięcioleci, możliwych w niektórych wypadkach skutkach ubocznych chlorochiny, jak arytmia serca, a nie na działaniu leku na covid. W gazetach promowano wtedy drogie, antywirusowe leki jak lopinar, czy ritonavir, które mają dużo gorsze skutki uboczne dla serca, ale za to nie działają na covid (dziś wycofano je ze stosowania przeciw tej chorobie). W Ameryce czaił się już w ogóle niewypróbowany remdesivir koncernu Gilead, o wielkim funduszu propagandowym. Koncern sprzedaje niektóre swe leki nawet po 40 tys. dolarów za terapię, więc zróbcie eksperyment: gdy wpiszecie „hydroksychlorochina Polska” pokażą się prawie same pisma medyczne, apteki itp., lecz gdy wstuka się „remdesivir Polska”, zobaczycie artykuły z największych mediów… To oczywiście tylko echo prasy światowej – widać różnicę w reklamie.

W czasie epidemii covid-19 najwięcej umiera osób powyżej 80 r. życia. twitter

Mimo to, właściwie już cały świat w kwietniu stosował „receptę Raoulta”, nie tylko we Włoszech i Hiszpanii, lecz na wszystkich kontynentach. Jednocześnie rozpoczęto europejskie badania kliniczne nad stosowaniem HCQ, ale nigdy wg „recepty Raoulta”, tzn. albo bez antybiotyku, albo w b. zaawansowanej fazie choroby, podczas gdy należy zaczynać terapię jak najwcześniej od pierwszych objawów. Paryż dopuścił stosowanie HCQ nawet dopiero w ostatniej fazie, „gdy nic innego nie działa” – trzymał się lopinaru, ritonaviru, próbował remdesiviru i miał proporcjonalnie pięć razy więcej zmarłych niż Marsylia, gdzie trzymano się recepty profesora. Jak skonstatował niedawno Spectator, „kampania przeciw taniej HCQ była prowadzona bez wytchnienia przez konkurencyjnych producentów. (…) Korupcja nauki dla celów finansowych lub politycznych stała się determinującą cechą naszej epoki.”  

 Co mówi Pismo?

pixabay

 Doniesienia naukowe na temat skuteczności HCQ na covid-19 były sprzeczne, jak niemal wszystko w historii tej epidemii. I wtedy, 22 maja, nareszcie przemówił The Lancet. „Sprawa HCQ została rozstrzygnięta” – tytułowały depesze. Nie były to wyniki próby klinicznej, ale patronowana przez Harvard interpretacja statystyczna danych aż 96 tys. pacjentów z 671 szpitali ze wszystkich stron świata. Już same te liczby były tak imponujące, że wynik spadł jak maczuga: hydroksychlorochina nie tylko nie pomaga na covid, ale wręcz może zabijać pacjentów. Jedyną wątpliwością mogło być tylko to, że pod badaniem podpisało się czterech kardiologów, a nie epidemiologów. Ci, którzy kręcili nosem na HCQ, triumfowali, a publikacja wywołała natychmiastowe skutki naukowe i polityczne. Siła medycznego Pisma Świętego jest olbrzymia: WHO ogłosiła, że przerywa międzynarodowe próby kliniczne z hydroksychlorochiną „Solidarity”, to samo zdecydowano z cyklem testów „Discovery”. Francja i Stany Zjednoczone zakazały stosować HCQ na covid. Polska postanowiła nie przerywać już rozpoczętych terapii, ale zatrzymała nowe. Reszta świata drapała się po głowie.

twitter

Minęło kilka dni ogólnego szoku, gdy zaczęły nadchodzić sygnały z dalekiej Australii, że dane z artykułu nijak nie zgadzają się ze statystyką australijskich szpitali. Prof. Raoult nazwał publikację „cyrkiem”, aż nawet ci naukowcy, którzy byli sceptyczni co do HCQ, zaczęli krytykować wiarygodność badania. Potem już wszystko popłynęło: okazało się, że całość bazy danych została wyssana z palca. Zresztą nie wiadomo, czy z palca, gdyż autorzy publikacji dostali statystyki od dyrektor handlowej amerykańskiej spółki medycznej Surgisphere Ariane Anderson, która, jak niektóre inne pracownice, jest przede wszystkim pracownicą seksualną. Szef Surgisphere Corp. dr Sapan Desai stał na czele prywatnej placówki naukowej, która była jednocześnie burdelem. „Stał”, bo spółka właśnie się rozpada. Był jednym z autorów „badania”. „Był”, gdyż publikacji już nie ma, zawstydzony The Lancet ją wycofał… Musiał zrobić to samo, co New England Medical Journal, który w innej „naukowej” publikacji też korzystał z danych od pani z Surgisphere.

Amen

Wielu się zastanawia, jak to możliwe, że Piśmie można znaleźć brednie, że podlega tym samym prawom upadku nauki, które krytykowało? Może sekret kryje się w jakiejś wyjątkowej nieuwadze recenzentów, a może to dlatego, że wydawcy Pisma mają tych samych akcjonariuszy, co niektóre wielkie laboratoria? Tak jest np. z Blackrock, wielkim amerykańskim holdingiem finansowym, współwłaścicielem Gilead Science, tym samym, który lobbuje na rzecz przejęcia francuskich emerytur, do grania nimi na giełdzie? Gdyby nie zbyt silne emocje związane z epidemią, przełomowa publikacja mogłaby zresztą przejść, zostałaby, jak inne, przyjęta na wiarę.

Ale jeszcze zanim oszustwo wyszło na jaw, odezwały się zdenerwowane medyczne sławy, jak np. prof. Harvey Risch, największy epidemiolog prestiżowego Uniwersytetu Yale, który potwierdził, jak wielu innych profesorów, że „recepta Raoulta” pozostaje jedynym na razie skutecznym lekiem na covid-19. WHO wznowiła próby kliniczne z HCQ, a większość lekarzy na świecie i tak na szczęście nie przerwała leczenia chorych. Wszystko to zresztą dzieje się w dość dalekim  tle, rzadko dociera do szerszej publiczności, bombardowanej oficjalnymi fake newsami od wielu miesięcy.

Banksy, 2020. instagram

Wiele elementów zarówno kampanii medialnej, jak i decyzji rządowych w licznych krajach podlega dziś powolnemu przewartościowaniu, jak choćby mocno kontrowersyjna sprawa tzw. ślepej kwarantanny (tzn. pomieszanie zarażonych/chorych ze zdrowymi) połączonej z ogólnym, najprawdopodobniej  zbędnym lockdownem. Decyzję o nich podejmowano wbrew zdaniu WHO, przez zwykły mimetyzm lub na podstawie modelowań matematycznych zaraźliwości koronawirusa, które obliczano na podstawie pomylonych danych. Wielu zwykłych ludzi, którzy chcieli być „naukowi”, „racjonalni” i „nowocześni”, popadło w idolatrię naszej niedoskonałej nauki, nie zważając na dość głośne ostrzeżenia płynące z niej samej. Uleganie zbiorowym halucynacjom, czy podziemne bitwy handlowe i masowe przekręty, nie są niczym nowym i niewiele na razie nie zapowiada, że wyjdziemy z całej tej historii dużo mądrzejsi, niestety. Happy end łatwiej znaleźć W pustyni i w puszczy.

zrodlo:miziaforum.com

"W USA kompletnie odlecieli – agencja rządowa dopuszcza do konsumpcji wodę z dodatkiem paliwa rakietowego!!!!!"

Amerykańska Agencja Ochrony Środowiska (Environmental Protection Agency, EPA) postanowiła zaniechać regulacji zmniejszających zanieczyszczenie wody pitnej chemikaliami. Jedna z dopuszczonych substancji, znajdująca się w amerykańskich kranach, niesie ryzyko uszkodzenia mózgu przez niemowlęta.

Chodzi o nadchloran amonu – utleniacz dodawany do wody pitnej, który używany jest m. in. w paliwie rakietowym. Wielu Amerykanów pije wodę z kranu nie zdając sobie sprawy, że jest to niezwykle groźne dla ich zdrowia. EPA jako agencja federalna bombardowana była od dawna przez liberalnych i lewicowych polityków i działaczy organizacji walczących o ochronę środowiska naturalnego żądających od niej, by zaostrzyła regulacje dotyczące zanieczyszczenia wody pitnej.

Kiedy Donald Trump został prezydentem USA, wiadomo było, że ekologia i zdrowie publiczne nie są dla niego ważne. Podległa jego administracji EPA w pewnym sensie to potwierdza, lub daje temu wyraz. W czwartek 19 czerwca, informując, że nie zaostrzy norm federalnych dotyczących obecności nadchloranu w wodzie pitnej, mimo że wiadomo, iż jest to substancja niebezpieczna dla zdrowia i może wywoływać uszkodzenie mózgu u niemowląt.

Hiroko Tabuchi

@HirokoTabuchi

Andrew Wheeler, the E.P.A. administrator, during a Senate committee hearing last month.

E.P.A. Won’t Regulate Toxic Compound Linked to Fetal Brain Damage

The move was widely expected after The New York Times reported last month that the agency’s administrator had decided to effectively defy a court order.

nytimes.com

Ludzie o tym mówią: 23
„Spełniamy obietnicę prezydenta Trumpa, cofając groźbę uciążliwej regulacji dla narodu amerykańskiego” – cynicznie stwierdził Andrew Wheeler, szef agencji.

Dezyzja EPA o zaniechaniu regulacji wywołała ostrą reakcję dyrektora Erika D. Olsona, dyrektora strategicznego Rady Ochrony Zasobów Naturalnych (Natural Resources Defense Council, NRDC) – organizacji, która domaga się zaostrzenia norm dotyczących nadchloranu.

„Stanowisko [EPA – przyp. red] jest nielegalne, nienaukowe i pozbawione sumienia” – stwierdził Olson. Podkreślił, że deregulacja zagraża zdrowiu matek ciężarnych i ich małych dzieci.

Według American Academy of Pediatrics, nadchloran może zaszkodzić rozwojowi płodów i dzieci oraz powodować mierzalne obniżenie IQ u noworodków. Badania przeprowadzone przez lekarzy udowdodniły, że 9 na 13 niemowląt karmionych piersią otrzymywało wraz z mlekiem matki trujące substancje chemiczne.

NRDC zapowiada zaskarżenie decyzji EPA w amerykańskim sądzie.

Nadchloran amonu to nie jedyna trująca substancja występująca w kranach amerykańskich domów. W 2017 roku „Gazeta Wyborcza” informowała, że do 4 mln Amerykanów dociera „skażona woda o podwyższonym stężeniu ołowiu, miedzi lub produktów korozji (…). 100 tys. z nich korzysta z wodociągów i zbiorników, w których wykryto kiedyś obecność ołowiu, ale programy oczyszczania wdrożono z opóźnieniem lub wcale. 850 takich punktów poboru i uzdatniania wody nie przeprowadza regularnych testów jakości.”

„Naszą misją jest ochrona zdrowia ludzkiego i środowiska” – głosi motto EPA na jej stronie internetowej. Himalaje cynizmu i hipokryzji.

zrodlo:miziaforum.com

"Chiny powołują biuro bezpieczeństwa narodowego w Hongkongu"

PEKIN (AP) - Chiny planują utworzenie specjalnego biura w Hongkongu w celu prowadzenia dochodzeń i ścigania przestępstw uważanych za zagrażające bezpieczeństwu narodowemu, ponieważ media państwowe poinformowały w sobotę o szczegółach nowego kontrowersyjnego prawa bezpieczeństwa narodowego, które Pekin nakłada na częściowo autonomiczne terytorium.

Oprócz ustanowienia biura bezpieczeństwa narodowego, organy we wszystkich departamentach rządowych Hongkongu, od finansów po imigrację, będą bezpośrednio odpowiedzialne przed rządem centralnym w Pekinie, podała chińska oficjalna agencja informacyjna Xinhua.

Ogłoszenie z pewnością zwiększy obawy, że rząd centralny Chin będzie nadal zacieśniał kontrolę nad Hongkongiem. Pekin powiedział, że jest zdecydowany kontynuować prace nad przepisami bezpieczeństwa narodowego - które zostały ostro skrytykowane jako podważające prawne i polityczne instytucje azjatyckiego centrum finansowego - pomimo ostrej krytyki ze strony Hongkongu i zagranicy.

Szczegóły proponowanego prawa bezpieczeństwa narodowego pojawiły się, gdy organ, który zajmuje się większością stanowienia prawa dla najwyższego chińskiego organu legislacyjnego, zakończył swoje ostatnie spotkanie. Xinhua powiedział, że projekt ustawy został podniesiony do dyskusji na posiedzeniu Stałego Komitetu Narodowego Kongresu Ludowego, ale nie było dalszych słów na temat jego losu.

Tam Yiu-chung, jedyny delegat Hongkongu w Stałym Komitecie, powiedział w Hongkongu nadawcy publicznemu RTHK, że prawo zostało poddane rewizji, ale głosowanie nie zostało podjęte i że nie jest jasne, kiedy zostanie poddany dalszej weryfikacji. Stały Komitet zbiera się co dwa miesiące.

Projekt został przedłożony w czwartek do obrad, obejmujący cztery kategorie przestępstw: sukcesję, obalenie władzy państwowej, lokalne działania terrorystyczne i współpracę z zagranicznymi lub zewnętrznymi siłami zagranicznymi w celu zagrożenia bezpieczeństwa narodowego.

Ustawa spotkała się z ostrą krytyką, w tym ze strony Stanów Zjednoczonych, która twierdzi, że uchyli niektóre preferencyjne warunki rozciągające się na Hongkong po przeniesieniu z rządów brytyjskich na chińskie w 1997 r.

Wielka Brytania zapowiedziała, że zaoferuje paszporty i drogę do obywatelstwa nawet 3 milionom mieszkańców Hongkongu. Grupa siedmiu wiodących gospodarek wezwała Chiny do ponownego rozważenia swoich planów, wydając wspólne oświadczenie, wyrażając „poważne zaniepokojenie” ustawodawstwem, które, jak się mówi, naruszy międzynarodowe zobowiązania Pekinu, a także konstytucję terytorium.

Pekin wielokrotnie potępiał te ruchy jako ingerencję rangi w wewnętrzne sprawy.

Li Zhanshu, trzeci urzędnik rządzącej partii komunistycznej i szef Narodowego Kongresu Ludowego, przewodniczył posiedzeniu Stałego Komitetu, który zajmuje się większością zadań legislacyjnych między dorocznymi sesjami pełnego i w dużej mierze uroczystego kongresu.

Podczas pełnej sesji w ubiegłym miesiącu kongres ratyfikował decyzję o uchwaleniu takich przepisów na szczeblu krajowym po tym, jak własna Rada Legislacyjna Hongkongu nie była w stanie tego zrobić z powodu silnej lokalnej opozycji. Krytycy twierdzą, że prawo może poważnie ograniczyć wolność słowa i działalność polityczną opozycji.

Eksperci prawni twierdzą, że uzasadnienia prawne Pekinu są dyskusyjne.

Izba Adwokacka w Hongkongu wezwała w piątek rząd miasta do ujawnienia szczegółów projektu i ostrzegła, że egzekwowanie prawa w Hongkongu grozi ustanowieniem systemu sprzecznych równoległych norm prawnych zdominowanych przez Pekin.

„Powstaje pytanie, czy osoby będą sądzone w systemie wymiaru sprawiedliwości w sprawach karnych w (Hongkongu) przez sądy w Hongkongu, czy też wysyłane do Chin kontynentalnych w celu przeprowadzenia procesu i odbywania jakichkolwiek warunków pozbawienia wolności w więzieniach kontynentalnych” - oświadczyło stowarzyszenie adwokackie wysłane e-mailem do reporterów.

Chiny podjęły działania po szeroko zakrojonych, a niekiedy gwałtownych protestach antyrządowych w Hongkongu w zeszłym roku, które Pekin uznał za niebezpieczną kampanię oddzielenia terytorium od reszty kraju. Początkowo protesty były spowodowane sprzeciwem wobec proponowanego ustawodawstwa, w którym podejrzani byliby wysyłani na kontynent w celu przeprowadzenia procesów w wysoce nieprzejrzystym systemie prawnym Chin, wraz z możliwymi torturami i nadużyciami. Ostatecznie ustawa o ekstradycji została zniesiona.

Chiny starają się uspokoić obawy, twierdząc, że nowe ustawodawstwo będzie ukierunkowane jedynie na „działania i działania, które poważnie naruszają bezpieczeństwo narodowe”, według Xinhua.

Ustawodawstwo jest szeroko postrzegane jako dodatkowy środek, który dodatkowo niweluje prawne różnice między Hongkongiem a Chinami kontynentalnymi.

Na początku tego miesiąca legislatura Hongkongu zatwierdziła kontrowersyjny projekt ustawy, który znieważa hymn narodowy Chin po tym, jak prok Demokraci zbojkotowali głos z protestu.

Za udział w demonstracjach aresztowano również wyższych opozycjonistów. Pojawiły się pytania, czy ustawodawstwo dotyczące bezpieczeństwa narodowego zostanie wykorzystane do zdyskwalifikowania kandydatów prodemokratycznych we wrześniowych wyborach do kontrolowanej przez Pekin Rady Legislacyjnej.

zrodlo:miziaforum.com

"Pekin odnotowuje spadek liczby przypadków wirusów, gdy Brazylia przechodzi 1 milion"

PEKIN (AP) - Wyglądało na to, że władze w Chinach wygrywają bitwę przeciwko wybuchowi koronawirusa w Pekinie w sobotę, ale w niektórych częściach Ameryki pandemia szalała bez końca. Brazylia przekroczyła 1 milion potwierdzonych zakażeń, ustępując jedynie Stanom Zjednoczonym.

W przeciwieństwie do tego Europa nadal ostrożnie wychodzi z blokady, a Wielka Brytania uderzyła rozważnie złagodzenie zasad dystansu społecznego, aby ułatwić restauracjom, pubom i szkołom ponowne otwarcie. We Włoszech, po europejskim epicentrum pandemii, papież Franciszek powiedział medykom, że ich bohaterskie wysiłki podczas wybuchu epidemii pomogą krajowi stworzyć przyszłość nadziei i solidarności.

Szef Światowej Organizacji Zdrowia powiedział w piątek, że pandemia „przyspiesza” i że dzień wcześniej zgłoszono ponad 150 000 przypadków - najwyższy jak dotąd wynik jednodniowy.

Tedros Adhanom Ghebreyesus powiedział dziennikarzom w Genewie, że prawie połowa nowo zgłoszonych przypadków pochodziła z obu Ameryk, a znaczna ich liczba pochodzi z Azji Południowej i Bliskiego Wschodu.

Nowy koronawirus zainfekował ponad 8,5 miliona ludzi na całym świecie i zabił ponad 454 000, według danych zebranych przez Johns Hopkins University. Uważa się, że rzeczywista liczba jest znacznie wyższa, ponieważ wiele przypadków przebiega bezobjawowo lub nie jest testowanych.

Globalna bitwa przeciwko COVID-19 jest mozaiką sukcesów i niepowodzeń w tym momencie pandemii, mierzoną trajektorią koronawirusa w różnych krajach.

W Chinach, gdzie wirus został po raz pierwszy zidentyfikowany, a władze miały nadzieję, że został on pokonany, Pekin odnotował dalszy spadek liczby przypadków w związku z zaostrzeniem środków zapobiegawczych. Urzędnicy zgłosili 22 nowe przypadki w Pekinie i pięć innych w Chinach. Nie było nowych zgonów, a 308 osób zostało hospitalizowanych w celu leczenia.

Korea Południowa, która zdobyła światowe uznanie za obsługę koronawirusa, odnotowała 67 nowych przypadków, co stanowi największy 24-godzinny wzrost od około trzech tygodni. Większość z nich pochodzi z gęsto zaludnionego obszaru Seulu, gdzie mieszka około połowa z 51 milionów mieszkańców kraju. Wiele przypadków związanych było z narażeniem w punktach nocnego życia.

Brazylijskie Ministerstwo Zdrowia podało, że całkowita liczba przypadków wzrosła o ponad 50 000 w porównaniu z poprzednim dniem. Prezydent Jair Bolsonaro nadal zmniejsza ryzyko wirusa po prawie 50 000 ofiar śmiertelnych w ciągu trzech miesięcy, mówiąc, że wpływ izolacji społecznej na gospodarkę Brazylii może być bardziej śmiertelny.

Republika Południowej Afryki nadal rozluźnia środki blokujące pod presją ekonomiczną, mimo że w sobotę zgłoszono prawie 4000 więcej przypadków COVID-19. Kasyna, salony piękności i usługi restauracji w pozycji siedzącej należą do najnowszych dozwolonych działań, ponieważ kraj ułatwia jedną z najsurowszych blokady na świecie. W Południowej Afryce występuje około 30% przypadków wirusów na kontynencie afrykańskim, czyli ponad 87 000.

Republika Południowej Afryki i Etiopia oświadczyły, że zalecają ograniczone stosowanie powszechnie dostępnego deksametazonu steroidowego u wszystkich pacjentów z COVID-19 na respiratorach lub uzupełniającym tlenie. W brytyjskim badaniu wykazano, że lek znacznie poprawia szanse przeżycia najbardziej poważnie chorych.

Południowoafrykański minister zdrowia Zweli Mkhize powiedział: „ten przełom jest dla nas doskonałą wiadomością i mamy szczególne szczęście, że przyszedł, przygotowując się na nadchodzącą falę” w niektórych przypadkach.

Wielka Brytania obniżyła poziom zagrożenia koronawirusem o jeden stopień, stając się ostatnim krajem, który twierdzi, że opanowuje wybuch epidemii krajowej.

Rząd premiera Borisa Johnsona zapowiedział, że w przyszłym tygodniu ogłosi, czy złagodzi społeczne zasady dystansu, które mówią, że ludzie powinni pozostawać w odległości 2 metrów od siebie. Grupy biznesowe lobbują na rzecz zmniejszenia odległości do 1 metra (3 stopy), aby ułatwić wznowienie gospodarki Wielkiej Brytanii.

Podczas gdy wiele sklepów w Wielkiej Brytanii zostało ponownie otwartych, puby, hotele i restauracje nie będą mogły wznowić obsługi klientów do 4 lipca. Propozycje, aby umożliwić im bezpieczne ponowne otwarcie, obejmują puby, w których ludzie zamawiają piwo za pomocą aplikacji na telefon zamiast iść do baru.

Wielka Brytania ma najwyższą w Europie i trzecią na świecie oficjalną liczbę ofiar śmiertelnych z powodu pandemii, z ponad 42 500 śmiertelnymi ofiarami wirusów zgłoszonymi w sobotę.

Włochy, które wiosną tego roku miały najwięcej przypadków koronawirusów i zgonów na świecie, nadal otrzymywały potwierdzenie, że najgorsze ustąpiło.

Papież Franciszek powitał w sobotę w Watykanie lekarzy i pielęgniarki z regionu Lombardii, włoskiej stolicy finansowej i przemysłowej Włoch oraz centrum jego wybuchu, aby podziękować im za ich pracę i poświęcenie.

Franciszek powiedział, że lekarze Lombardii „dali świadectwo bliskości Boga dla cierpiących” i stali się dosłownie „aniołami”, pomagając chorym odzyskać zdrowie lub towarzysząc im na śmierć, gdy członkowie rodziny nie mogli odwiedzać.

W regionie północnym odnotowano połowę z 34.500 ofiar śmiertelnych COVID-19 we Włoszech.

Tymczasem Niemcy zgłosiły najwyższy dzienny wzrost liczby zachorowań na wirusa w kraju od miesiąca po tym, jak udało mu się powstrzymać epidemię lepiej niż porównywalne duże narody europejskie.

Władze francuskie bacznie obserwują oznaki przyspieszonego rozprzestrzeniania się koronawirusa w Normandii, regionie, który do tej pory uniknął najgorszego wybuchu, który dotknął szczególnie Paryż i wschód Francji.

___

Lawless donosi z Londynu. Powiązani dziennikarze z prasy z całego świata przyczynili się do tego raportu.

zrodlo:miziaforum.com

"Demonstranci z Waszyngtonu zburzą, spalą posąg generała Konfederacji"

WASHINGTON (AP) - Protestujący obalili jedyny posąg generała Konfederacji w stolicy kraju i podpalili go w czerwcu, w dniu kończącym niewolnictwo w Stanach Zjednoczonych, pośród kontynuacji demonstracji antyrasistowskich po zabiciu George'a Floyda w Minneapolis.

Wiwatujący demonstranci skakali w górę iw dół, gdy 11-metrowa (3,4-metrowa) statua Alberta Pike - owinięta łańcuchami - kołysała się na wysokim granitowym postumencie, po czym opadła do tyłu, lądując w kupie pyłu. Protestujący rozpalili ognisko i stanęli wokół niego w kręgu, gdy statua płonęła, skandując: Bez sprawiedliwości, bez pokoju!” i „Żadnej rasistowskiej policji!”

Relacje naocznych świadków i filmy zamieszczane w mediach społecznościowych wskazywały, że policja była na miejscu, ale nie interweniowała. Prezydent Donald Trump szybko napisał tweeta o przewróceniu, wzywając burmistrza Murielu Bowsera i pisząc: „Policja z Waszyngtonu nie wykonuje swojej pracy, obserwując, jak posąg jest zrywany i palony. Osoby te powinny zostać natychmiast aresztowane. Hańba dla naszego kraju! ”

Radośni protestujący odczytali tweeta Trumpa nad megafonem i wiwatowali. Po upadku posągu większość protestujących spokojnie wróciła do parku Lafayette w pobliżu Białego Domu.

Statua Szczupaka od lat budzi kontrowersje. Były generał Konfederacji był także od dawna wpływowym przywódcą masonów, który czcił Pike'a i zapłacił za posąg. Ciało Pike'a zostało pochowane w centrali DC szkockiego rytuału masonerii, w którym znajduje się również małe muzeum na jego cześć.

Pomnik, poświęcony w 1901 roku, znajdował się na Placu Sądowniczym około pół mili od Kapitolu Stanów Zjednoczonych. Został zbudowany na prośbę masonów, którzy z powodzeniem lobbowali Kongres, aby dać im ziemię pod posąg, o ile Pike będzie przedstawiany w cywilnych, a nie wojskowych ubraniach.

Napięcia rasowe w kraju osiągnęły punkt wrzenia i rozprzestrzeniły się na ulice po zabójstwie Floyda w zeszłym miesiącu. Film pokazał, jak biały policjant przyciska kolano do szyi Floyda przez prawie osiem minut, gdy czarny kajdanek powiedział: „Nie mogę oddychać”. Oficer, Derek Chauvin, został oskarżony o morderstwo.

Obrońcy praw obywatelskich i niektórzy urzędnicy samorządowi w DC od lat prowadzili kampanię, aby zdjąć posąg, ale potrzebowali zgody rządu federalnego, aby to zrobić.

„Od 1992 r. Członkowie Rady DC wzywają rząd federalny do usunięcia posągu konfederatu Alberta Pike'a (pomnika federalnego na ziemi federalnej). Jednogłośnie odnowiliśmy nasze wezwanie do Kongresu, aby usunąć je w 2017 r. ”Rada DC napisała na Twitterze w piątek.

Proponowana rezolucja wzywająca do usunięcia posągu określiła Pike jako „głównego założyciela powojennej wojny Ku Klux Klana”. Związek z Klanem jest częstym oskarżeniem krytyków Pike'a i tym, którego masoni kwestionują.

Thomas zgłosił się z Savannah w stanie Georgia.

zrodlo:miziaforum.com

"USA: Orgia bogactwa w oceanie biedy"

Podczas gdy miliony Amerykanów straciło pracę w wyniku pandemii, miliarderzy obłowili się na niej jak nigdy dotąd. Nigdy w historii USA nierówności społeczne nie były tak wielkie i destrukcyjne. Trwa orgia bogactwa nielicznych w morzu cierpienia milionów biedaków, którzy zbuntowali się ostatnio przeciwko policyjno-systemowej przemocy ze strony państwa po morderstwie George’a Floyda.

Tylko w trakcie ostatnich trzech miesięcy pandemii COVID-19 amerykańscy miliarderzy zarobili 584 miliardy dolarów – głosi raport Instytutu Studiów Polityki (Institute for Policy Studies, IPS) oraz Amerykanów za Sprawiedliwością Podatkową (Americans for Tax Fairness, ATF). Znaczną część tej kwoty (101,7 miliarda dolarów) zgarnęło pięciu największych krezusów: Jeff Bezos, Bill Gates, Mark Zuckerberg, Warren Buffett i Larry Ellison. Dwunastu miliarderów-szczęśliwców w okresie od 18 marca do 17 czerwca powiększyło swój majątek dwukrotnie.

Institute for Policy Studies@IPS_DC

In 3 months, the U.S. added 29 more billionaires while 45.5 million filed for unemployment.

Billionaires have seen their net worth skyrocket $584 billion, or 20%, since the beginning of the pandemic.

Zobacz obraz na Twitterze
Ludzie o tym mówią: 29
W tym samym czasie 45 milionów Amerykanów straciło pracę. Wielu z nich straciło również prawo do ubezpieczenia zdrowotnego. Zagrożonych utratą ubezpieczenia zdrowotnego zapewnianego przez pracodawcę jest kolejnych 27 milionów Amerykanów. W najgorszym położeniu są Afroamerykanie i Latynosi, kobiety, nisko opłacani pracownicy oraz osoby zatrudnione w niepełnym wymiarze godzin.

„600 amerykańskich miliarderów zarobiło w ciągu trzech ostatnich miesięcy więcej niż wynoszą potrzeby budżetowe USA, aby świadczyć usługi publiczne dla 330-milionowego społeczeństwa” – stwierdził Frank Clemente, dyrektor wykonawczy Americans for Tax Fairness.

„Ich bogactwo wzrosło dwa razy więcej niż wynoszą koszty wypłaty przez rząd federalny jednorazowych czeków dla ponad 150 milionom Amerykanów. Ta orgia bogactwa pokazuje, jak fundamentalnie wadliwy jest nasz system gospodarczy” – dodał Clemente.

Jego zdaniem nierówności są tak drastyczne, że nie da się ich więcej utrzymywać. „Nasze społeczeństwo drastycznie musi się zmienić”.

Od 18 marca, kiedy w Stanach Zjednoczonych nastąpił lockdown, łączne bogactwo amerykańskich miliarderów wzrosło z 2,948 bilionów do 3,531 bilionów dolarów.

„W tym samym okresie na COVID-19 zachorowało prawie 2,1 miliona Amerykanów, z czego 118 000 z jego powodu zmarło” – zauważa raport.

IPS to postępowy think tank, który od 2015 roku publikuje coroczne raporty na temat zamożności amerykańskich miliarderów. Od maja 2020 roku IPS zaczął publikować je co dwa tygodnie, widząc jak szybko rośnie bogactwo oligarchów w obliczu pandemii.

„Gwałtowny wzrost bogactwa miliarderów i ich spekulacje w okresie pandemii podważają jedność i solidarność, których naród amerykański będzie potrzebował, by wspólnie wzrastać, a nie dzielić się jeszcze bardziej” – stwierdził Chuck Collins, dyrektor wykonawczy programu Institute for Police Studies ds. nierówności.

Nic nie wskazuje na to, by bogaci chcieli go posłuchać i podzielić się z biednymi, choćby to były tylko „okruchy z pańskiego stołu”. Protestujący po śmierci George’a Floyda Amerykanie dobrze o tym wiedzą. Dlatego ich wystąpienia są tak masowe i gwałtowne.

zrodlo:miziaforum.com

"5 homofobicznych kłamstw, które słyszysz codziennie"

Z tygodnia na tydzień maleje poparcie dla Andrzeja Dudy, urzędującego prezydenta starającego się o reelekcję. Tendencja spadkowa utrzymuje się od miesięcy. Według danych zebranych przez portal wybory.eu, poparcie dla Dudy od kwietnia do końca maja tego roku, zmalało z rekordowych 62 proc. do 38 proc. Sztab wyborczy prezydenta sięgnął po dobrze wypróbowaną metodę – straszenie wyimaginowanym wrogiem.

Podobnie, jak było w przypadku poprzednich wyborów, gdy poparcie dla PiS malało, partia sięgnęła po szczucie na mniejszości. W przypadku wyborów z 2015, byli nią uchodźcy. Kiedy temat się zestarzał i zdezaktualizował, sięgnięto po osoby nieheteronormatywne, które to miały masturbować dzieci w przedszkolach, a to wszystko według zaleceń WHO. I choć brzmi to jak hiperbola inspirowana wymysłami Frondy, taka była narracja TVP, będącej dziś jawną tubą propagandową jedynej słusznej partii. Teraz z ust polityków PiS, a także samego prezydenta, mogliśmy usłyszeć w ostatnich dniach, że nie jesteśmy ludźmi, tylko ideologią. W końcu jeden z nich, poseł Czarnek, nazwał prawa człowieka „idiotyzmem”, a nas „ludźmi nierównymi ludziom normalnym”. Tak też będzie prawdopodobnie do końca kampanii prezydenckiej.

Warto zastanowić się, jak prawicy udaje się nieustannie przedstawiać właśnie nas jako wroga publicznego nr 1 i największe zagrożenie dla cywilizacji. Gdy przyjrzymy się faktom na temat społeczności, do której sam należę, łatwiej będzie nam też walczyć z homofobią na co dzień. W tym celu wymienię pięć najczęściej powtarzanych kłamstw na temat LGBT i skonfrontuję je z rzeczywistością. Czymś, co dla obecnej władzy jest najbardziej niewygodne.

1. „LGBT to ideologia, a nie ludzie”

Rozwińmy złowieszczy akronim. LGBT to po prostu lesbijki, geje, biseksualiści i osoby transpłciowe. Obecnie, ku niesamowitemu rozbawieniu prawicowców, literek przybywa. Są jeszcze bowiem osoby spoza binarnego spektrum płci, jak te interpłciowe, queerowe czy panseksualne. I nie ma w tym niczego śmiesznego. Oczywiście, za tym akronimem kryją się również organizacje praw człowieka („idiotyzmów”), złożone z ww. grup i ich sojuszników, ale prawicowi politycy cały akronim zwykli sprowadzać do „ideologii”, w żaden sposób jej oczywiście nie definiując. Służy to więc po prostu dehumanizacji, co najlepiej pokazują ostatnie wypowiedzi polityków Prawa i Sprawiedliwości. Sam termin „ideologii LGBT” swoje źródło ma w słynnej „ideologii gender”, o jaką toczyła się wojna kulturowa w 2014 roku. Owa „ideologia gender” to termin ukuty przez Kościół Katolicki, w Watykanie w 2000 roku. Podobnie jak „ideologia LGBT”, służyć on miał  walce z prawami człowieka.

2. „Parady i marsze równości zniechęcają do osób LGBT, szkodzą „zwykłym” gejom i lesbijkom”

Bardzo często słyszy się ten argument w dyskusjach ze znajomymi, czyta się o tym w mediach społecznościowych. Pojawia się on nawet w ustach samych zainteresowanych. Aktywiści i uczestnicy parad pouczani są tak przez heretyków, jak i mniejszości seksualne, że to niewłaściwa droga, że gdybyśmy tylko siedzieli cicho, nie pokazywali się, „nie obnosili”, już dawno mielibyśmy prawa, o które walczymy. Problem w tym, że nie. Nigdzie na świecie żadna mniejszość, w tym mniejszości seksualne, nie uzyskały praw taktyką „siedzę w domu i się nie pokazuję, by nie rozdrażnić homofoba, a może ten w końcu uzna, że w sumie to małżeństwa jednopłciowe są okej”.

Historia naszego ruchu pokazuje, że właśnie tylko przez coming outy, marsze, wiece i parady możemy uzyskiwać podmiotowość w społeczeństwie. Mówi się, że pierwszą gay pride były zamieszki w 1969 roku, wywołane nagonką policji na bywalców baru Stonewall, będącego wówczas jedynym otwarcie gejowskim pubem w Nowym Jorku. To one dały początek masowym marszom i protestom. I tak, od policyjnych napadów na puby gejowskie, takie jak Stonewall, Stany Zjednoczone przeszły do równości małżeńskiej.

3. Pary jednopłciowe nie powinny wychowywać dzieci, dziecko potrzebuje matki i ojca

Najpewniejszy ze straszaków skrajnej i nieskrajnej prawicy, tak jakby „liberałowie” z KO, sami uznawali, że coś w tej adopcji musi być nie tak. Ale badania przeczą temu, by strach ten był uzasadniony. Jedna z najbardziej prestiżowych uczelni w Stanach, Uniwersytet Cornella, przyjrzała się aż 79 badaniom dotyczącym wychowywaniu dzieci przez pary jednopłciowe. Na te 79 badań, tylko 4 świadczyły na niekorzyść takiemu modelowi rodziny. Mało tego, jak dodają naukowcy, te cztery badania cieszą się złą sławą w środowisku naukowym, a ich metodologia została uznana za wadliwą. Podsumowując, na podstawie trzech dekad badań na temat gay parentingu, konsensus naukowy jest jasny: pary jednopłciowe są równie dobrymi rodzicami, jak pary heteroseksualne.

4. Geje statystycznie częściej są pedofilami

Tym wyjątkowo podłym kłamstwem od paru lat szczuje Fundacja Pro – Prawo do Życia, ta sama, która straszy na ulicach krwawymi zdjęciami płodów, dąży do całkowitego zakazu aborcji i utożsamia edukację seksualną z pedofilskimi nadużyciami. Z furgonetek Fundacji, objeżdżających Polskę można usłyszeć na przykład, że „Edukacja seksualna przyczynia się do pedofilii”, a „Geje gwałcą dzieci”. Plakaty obwieszone na furgonetkach głoszą, że „31 proc. dzieci wychowanych przez lesbijki i 25 proc. wychowanych przez pederastów jest molestowanych”, powołując się przy tym na skompromitowane i obalone badanie Regnerusa.

Fundacja ta lubuje się w pseudonauce, tak też nie dziwi, że by przekonywać cały świat o tym, że „pedofilia występuje do 20 razy razy częściej wśród homoseksualistów” podpierają się badaniami Paula Camerona, który już w 1983 roku został usunięty z Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego za nierzetelność i łamanie kodeksu etycznego. Również stanowisko Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego jest w tej sprawie jasne i stanowcze: „Przypisywanie osobom homoseksualnym szczególnej – w porównaniu do heteroseksualnych – skłonności do seksualnego wykorzystania dzieci stanowi nieuprawnione nadużycie, a rozpowszechnianie skojarzenia między homoseksualnością a pedofilią jest domeną ludzi nieświadomych i niekompetentnych bądź też uprzedzonych do ludzi homoseksualnych i sprzeciwiających się prawom obywatelskim tych osób.”

5. Homoseksualizm jest chorobą i można go wyleczyć

Pomimo, że już prawie pół wieku temu homoseksualizm został przez Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne wykreślony z listy chorób, nadal powodzeniem cieszą się „terapie” mające na celu jego wyleczenie. Pomimo braku dowodów na ich skuteczność, przy licznych natomiast dowodach na ich szkodliwość, wciąż są legalne w większości krajów Europy, oczywiście Polska nie stanowi tu wyjątku. Jak wskazują organizacje i stowarzyszenia zajmujące się zdrowiem psychicznym młodzieży, terapia konwersyjna zwiększa ryzyko depresji, niepokoju, nadużywania środków odurzających, a nawet samobójstw.

Ale nie tylko ofiary tego rodzaju „terapii” cierpią z powodu homofobii. Jak pokazują badania, młodzi ludzie LGBT, którzy nie zaznali akceptacji ze strony rodziców i opiekunów są aż 8 razy częściej narażeni na próby samobójcze, prawie 6 razy częściej wykazują wysoki poziom depresji, częściej też narkotyzują się i częściej są w grupie ryzyka chorób wenerycznych, niż dzieciaki, których rodzice rozumieją, że to nie homoseksualizm jest chorobą, a homofobia, której skutki bywają śmiertelne.

Andrzej Duda wciąż, pomimo licznych apeli, tak ze strony polityków, jak i zwykłych ludzi, w tym rodziców osób nieheteronormatywnych, nie przeprosił za swoje słowa o „ideologii LGBT”. W debacie prezydenckiej podtrzymał swoje zdanie na ten temat. Będziemy o tym pamiętać przy urnach wyborczych.

zrodlo:miziaforum.com

"Trump zapowiada zapowiada brutalną rozprawę z protestującymi"

Prezydent USA grozi okrutną policyjną represją przeciwko wszelkim protestującym, którzy gromadzą się, aby go potępić podczas jego wiecu wyborczego w Tulsa w Oklahomie.

„Wszyscy protestujący, anarchiści, agitatorzy, rabusie i łobuzy, którzy jedziecie do Oklahomy, musicie zrozumieć, że nie będziecie traktowani tak, jak w Nowym Jorku, Seattle czy Minneapolis. To będzie zupełnie inna scena!” – zapowiedział prezydent USA Donald Trump w piątek na Twitterze. Tym samym zrównał protestujących ze złodziejami sugerując, że, jeśli nie odstąpią od protestu, zostaną brutalnie potraktowani przez policję. Tweet prezydenta, oprócz gróźb, zawiera również fałszywą sugestię, jakoby w wymienionych wyżej miastach policja wykazywała powściągliwość w swoich reakcjach na pokojowe demonstracje.

Adam Serwer🍝

@AdamSerwer

 

The president is threatening violence against people who protest him

Zobacz obraz na Twitterze
Ludzie o tym mówią: 30,6 tys.
Przeciwnicy Trumpa są oburzeni. „Prezydent wyraża zamiar naruszenia Konstytucji, odmawiając Amerykanom prawa do pokojowego gromadzania się w ramach Pierwszej Poprawki do konstytucji” – napisał na Twitterze Demokrata Don Beyer, członek Izby Reprezentantów. „Trump ubóstwia dyktatorów, którzy reagują przemocą i krytyką. Nie nadaje się na urząd” – dodał.

Republikański burmistrz Tulsy, gdzie ma odbyć się rzeczony wiec, G. T. Bynum, prewencyjnie wprowadził godzinę policyjną, która ma obowiązywać aż do najbliższej niedzieli w godz. od 22.00 do 6.00 rano w okolicach, w których Trump będzie agitował wyborców. W ramach uzasadnienia powołał się na rzekome „informacje z Departamentu Policji w Tulsa i innych organów ścigania, z których wynika, że ​​osoby z zorganizowanych grup, które były zaangażowane w destrukcyjne lub agresywne zachowania w innych stanach, planują podróż do miasta Tulsa w celu spowodowania niepokoju w okolicach wiecu”. No, jasne!

Oskarżany o dyktatorskie zapędy, o brak zrozumienia, czym jest wolność słowa i prawo do zgromadzeń, Trump znalazł sposób na to, by szczuć Amerykanów na siebie, oddzielając rzekomo dobrych protestujących od złych. W przemówieniu w Białym Domu na początku tego miesiąca amerykański prezydent przedstawił się jako „sojusznik wszystkich pokojowych protestujących”, a zarazem przeciwnik „zawodowych anarchistów, brutalnych tłumów, podpalaczy, łupieżców, przestępców, uczestników zamieszek, Antify i innych”.

Piątkowy tweet prezydenta wskazuje na to, że „podpalaczami” i „przestępcami” są dla niego wszyscy ci, którzy nie zgadzają się z jego polityka i głośno dają temu wyraz. Pod pretekstem zaprowadzania porządku na ulicach amerykańskich miast postępuje zjawisko kryminalizacji protestu jako takiego, zwłaszcza gdy ma on charakter lewicowy i postępowy.

Na słowa Trumpa zareagowała organizacja American Civil Liberties Union (ACLU), która zapowiedziała, że jeśli organy ścigania zaatakują pokojowych demonstrantów w Tulsa, skieruje wobec nim wniosek do sądu.

„Każdy prezydent, burmistrz lub szef policji, który atakuje protestujących, powinien zrozumieć, że zostanie pozwany, tak jak to zrobiliśmy w D.C., Seattle i Minneapolis” – czytamy w oświadczeniu organizacji.

Symbolicznym jest, że amerykański prezydent zapowiada rozprawę z protestującymi w Tulsie, gdzie w 1921 roku doszło do makabrycznej rasistowskiej masakry.

zrodlo:miziaforum.com

"Białoruś wrze: zatrzymania i łańcuch solidarności"

Atmosfera w białoruskich miastach gwałtownie się zaostrzyła po aresztowaniu jednego z kontrkandydatów prezydenta Aleksandra Łukaszenki Sarhija Cichanowskiego kilka dni temu, a następnie drugiego – Wiktora Babaryko, zatrzymanego razem z synem. Przeprowadzono również rewizje w oddziałach jego banku.

Aleksandr Łukaszenka

W Mińsku i w wielu miastach obwodowych dzisiaj ludzie utworzyli tzw. łańcuchy solidarności i pikiety protestu. Wszędzie interweniowała policja. Jest wielu zatrzymanych, w tym dziennikarze.

Interweniowała już Unia Europejska, żądając zwolnienia Wiktora Babaryko. Na żądanie to odpowiedział minister spraw zagranicznych Białorusi Władimir Makiej, uznawany za bardzo prozachodniego polityka w białoruskim rządzie: „Uchylanie się od opłaty podatków i pranie pieniędzy – to poważne przestępstwa, za które w krajach Unii karze się bardzo, ale to bardzo surowo – w każdym kraju. W tym wypadku, nie bacząc na trwającą kampanię wyborczą, nikomu nie pozwoli się na naruszanie przepisów prawa. A są konkretne dowody, zresztą otrzymane z krajów europejskich, w tym również z krajów UE, że te lub inne osoby zajmowały się działalnością przestępczą”.

Aleksander Łukaszenko zareagował na zaistniała sytuację komunikatem, że władzom kraju udało się zdemaskować plan destabilizacji sytuacji w Białorusi.

„Widzicie, że dzisiaj centrum wszystkich politycznych interesów koncentruje się na Białorusi. Tak z Zachodu, jak i ze Wschodu. Obserwując sytuację w ciągu ostatnich dni widzę, że aktywowano określone siły, które zaczynają intensyfikować swoje działania, destabilizując sytuacje w kraju(…) Udało nam się jednak wykonać pewne kroki uprzedzające i uniemożliwić plan destabilizacji Białorusi (to nie żarty i nie straszenie) doprowadzenia do rodzaju Majdanu. Zerwano maski nie tylko z lalek, ale i z lalkarzy, przebywającymi za granicami Białorusi”, mówił prezydent Aleksander Łukaszenko. Wyrazi także pretensję pod adresem dziennikarzy, że zajęli „niekonstruktywną pozycję”. Wezwał do „żelaznego” reagowania na to. Prezydent zwrócił uwagę, że jest popychany do „jakiegoś siłowego rozwiązania sytuacji. (…) chce byście zrozumieli, że w żadnym wypadku i jako prezydent zobowiązany do tego przez Konstytucję i po prostu jako człowiek, który całe swoje życie poświęcił na stworzenie tego niepodległego suwerennego państwa, nikomu nie pozwolę go złamać. Chcę, żebyście zrozumieli mnie wy i inni. Nie ma dla mnie większej wartości niż Białoruś – suwerenna i niepodległa. I na zachowanie tego kraju gotów jestem na wszystko”, mówił prezydent w Mińsku na spotkaniu z przedstawicielami biznesu i urzędnikami.

Sytuacja na Białorusi pozostaje napięta, na ulicach w stolicy, jak dowiedział się Portal Strajk,  gromadzą się grupki ludzi, niektórzy trzymają flagi Białorusi z 1991 roku. Policja robi zdjęcia gromadzących się i legitymuje niektórych. Na razie (godz. 20.00 czasu polskiego) nie stosuje zakrojonych na szeroką skalę działań siłowych.

zrodlo:miziaforum.com

"Prawa pracownicze powszechnie łamane na całym świecie"

Międzynarodowa Konfederacja Związków Zawodowych (ITUC) opublikowała swój doroczny raport o przestrzeganiu praw pracowniczych w świecie. Jest fatalnie.

Jak informuje raport – Global Rights Index – jest najgorzej od siedmiu lat. Najgorszym dla praw pracowniczych regionami zostały uznane Bliski Wschód i Północna Afryka, ale eskalacja łamania praw pracowniczych ma miejsce na całym świecie.

Zostało zbadane, jak co roku, 140 państw. W najgorzej ocenianych poza bezwzględnym wyzyskiem i deptaniem praw pracujących dochodzi też do przemocy, często bardzo krwawej: dochodzi do morderstw działaczy związkowych, porwań i brutalnego tłumienia pracowniczych protestów. Na przykład do zabójstw pracowników i związkowców dochodziło w Boliwii, Brazylii, Chile, Ekwadorze, Filipinach, Hondurasie, Iraku, Kolumbii i Republice Afryki Południowej.

Kraje oceniano w skali od 5 do 1, gdzie 5 lub nawet 5+ jest najgorszą formą wyzysku i nieprzestrzegania praw pracowniczych. Ważne w tym raporcie jest to, że niemal wszędzie pandemia została wykorzystana przez biznes jako okazja do odebrania wywalczonych wcześniej zdobyczy dotyczących warunków pracy i płacy.

Około 60 proc. pracujących na całym świecie jest zatrudnionych w szarej strefie – pozbawionych praw do opieki lekarskiej, urlopu, ubezpieczenia i świadczeń emerytalnych w przyszłości.

Masowe zwolnienia związane z pandemią kapitał natychmiast wykorzystał do obniżenia płac, wydłużenia czasu pracy i wypowiedzenia układów zbiorowych. Tak było np. w Indiach i Brazylii.

Wstrząsające są też dane dotyczące przestrzegania prawa do strajku. 85 proc. krajów naruszyło prawo do strajku, a 80 proc. krajów naruszyło prawo do negocjacji zbiorowych. Wzrosła też liczba krajów utrudniających rejestracje nowo powstałych związków zawodowych, w ponad 70 proc. krajów pracownicy nie mieli dostępu do wymiaru sprawiedliwości w przypadku konfliktu z pracodawcą lub mieli go bardzo ograniczony.

Najgorsze dziesięć krajów świata jeśli chodzi o prawa pracowników to: Bangladesz, Brazylia, Egipt, Filipiny, Honduras, Indie, Kazachstan, Kolumbia, Turcja i Zimbabwe.

Polska dostała ocenę 3, czyli kraju, w którym prawa pracy są naruszane regularnie.

zrodlo:miziaforum.com

"Prezydent podpisał ustawę o dodatku solidarnościowym. Ile wynosi i komu przysługuje wsparcie?"

Prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę o dodatku solidarnościowym przyznawanym w celu przeciwdziałania negatywnym skutkom COVID-19 - poinformowało biuro prasowe Kancelarii Prezydenta RP. Dodatek solidarnościowy będzie przysługiwał w wysokości 1400 zł za miesiąc kalendarzowy.

"Celem ustawy jest przeciwdziałanie negatywnym skutkom COVID-19, poprzez wsparcie finansowe osób, które straciły źródło przychodu ze względu na sytuację gospodarczą spowodowaną kryzysem wywołanym COVID-19" - czytamy w komunikacie KPRP.

Jak dodano, ustawa określa warunki nabywania prawa, wysokość, tryb przyznawania oraz zasady wypłacania i finansowania dodatku solidarnościowego.

Dodatek solidarnościowy będzie przysługiwał w wysokości 1400 zł za miesiąc kalendarzowy.

"Dodatek będzie przysługiwał za okres nie dłuższy niż od dnia 1 czerwca 2020 r. do dnia 31 sierpnia 2020 r., przy czym nie wcześniej niż za miesiąc kalendarzowy, w którym został złożony wniosek o ustalenie prawa do dodatku solidarnościowego" - czytamy.

Jak dodano, ustawa przewidziała fakultatywne upoważnienie dla Rady Ministrów, która w celu przeciwdziałania COVID-19, będzie mogła w drodze rozporządzenia, określić dłuższy okres przysługiwania dodatku solidarnościowego niż wskazany w ustawie, biorąc pod uwagę sytuację na rynku pracy oraz możliwość znalezienia nowego zatrudnienia przez osoby, które utraciły zatrudnienie w związku z rozprzestrzenianiem się COVID-19.

Termin składania wniosków - do końca sierpnia

W komunikacie przekazano, że ustalenie prawa do dodatku solidarnościowego będzie następowało na wniosek osoby uprawnionej złożony do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, nie później niż do dnia 31 sierpnia 2020 r., w formie dokumentu elektronicznego za pomocą profilu informacyjnego utworzonego w systemie teleinformatycznym, udostępnionym przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych.

Informacja o przyznaniu dodatku solidarnościowego będzie udostępniona na profilu informacyjnym osoby uprawnionej. Natomiast odmowa przyznania dodatku solidarnościowego nastąpi w drodze decyzji, od której przysługiwać będzie prawo odwołania do właściwego sądu, w terminie i na zasadach określonych w przepisach ustawy z 17 listopada 1964 r. - Kodeks postępowania cywilnego dla postępowań w sprawach z zakresu ubezpieczeń społecznych.

Z tytułu pobierania dodatku solidarnościowego osoba uprawniona podlegać będzie ubezpieczeniom emerytalnemu i rentowym oraz ubezpieczeniu zdrowotnemu, a podstawą wymiaru składek na te ubezpieczenia będzie wypłacona kwota dodatku solidarnościowego. Składki na ubezpieczenia emerytalne, rentowe i zdrowotne będą finansowane w całości z budżetu państwa za pośrednictwem Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.

Ustawa przewiduje, że z dodatku solidarnościowego nie dokonuje się potrąceń i egzekucji.

W zmianie do ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych przewidziane zostało zwolnienie z podatku dochodowego kwoty dodatku solidarnościowego.

Ustawa wprowadza również zmiany w ustawie z dnia 20 kwietnia 2004 r. o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, które mają na celu podwyższenie wysokości zasiłku dla bezrobotnych do 1200 zł w okresie pierwszych 90 dni posiadania prawa do zasiłku, oraz do 942,30 zł w pozostałym okresie posiadania prawa do zasiłku.

"Konsekwencją podwyższenia wysokości kwoty zasiłku dla bezrobotnych będzie podwyższenie wszystkich świadczeń, których wysokość uzależniona jest od wysokości zasiłku dla bezrobotnych np. świadczenia integracyjnego dla uczestników Centrów Integracji Społecznej, dodatku aktywizacyjnego, stypendium przysługującego w okresie odbywania szkolenia, stażu czy przygotowania zawodowego dorosłych" - czytamy.

Ustawa wchodzi w życie z dniem następującym po dniu ogłoszenia, z wyjątkiem przepisów związanych ze zmianą wysokości zasiłku dla bezrobotnych. Przepisy te wejdą w życie z dniem 1 września 2020 r.

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

"Pompeo oskarża Chiny o "prowadzenie dezinformacyjnych kampanii"!!!"

W dwa dni po spotkaniu się z delegacją chińską na Hawajach sekretarz stanu USA Mike Pompeo oskarżył w piątek Pekin o "prowadzenie dezinformacyjnych kampanii", które "wbijają klin między Stany Zjednoczone i Europę".

W trakcie wideokonferencji na Copenhagen Democracy Summit Pompeo ocenił też, że celem Komunistycznej Partii Chin jest to, by "unieważniono postęp, jakiego dokonaliśmy w wolnym świecie dzięki NATO oraz innym instytucjom". Zdaniem Pompeo strona chińska chce, by "przyjęto nowy zestaw zasad i norm, które byłyby napisane pod Pekin".

Każda inwestycja chińskiej firmy państwowej powinna być uznawana za podejrzaną - stwierdził szef amerykańskiej dyplomacji.

W atmosferze narastających napięć na linii Waszyngton-Pekin Pompeo spotkał w środę na Hawajach się z dyrektorem komisji spraw zagranicznych Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Chin (KPCh) Yangiem Jiechi.

Podczas spotkania przedstawili oni stanowiska swych rządów w spornych kwestiach, w tym pandemii Covid-19, Hongkongu, Tajwanu i sytuacji Ujgurów w prowincji Sinciang. Chińska agencja Xinhua oceniła w czwartek, że nawiązano "konstruktywny dialog".

Pompeo poruszył w rozmowach z Yangiem kwestię pełnej przejrzystości i dzielenia się informacjami w walce z koronawirusem, co jest konieczne dla uniknięcia przyszłych kryzysów - przekazała rzeczniczka amerykańskiego Departamentu Stanu Morgan Ortagus.'

Hongkong wciąż kością niezgody

Na spotkaniu rozmawiano również o Hongkongu, któremu Pekin planuje narzucić kontrowersyjne przepisy o bezpieczeństwie państwowym.

Szefowie dyplomacji państw grupy G7, w tym Pompeo, wezwali w środę chińskie władze, by zrezygnowały z tego prawa, ponieważ zagraża ono autonomii Hongkongu nieodzownej dla jego dalszego rozwoju.

Yang wyraził "stanowczy sprzeciw" wobec komunikatu ministrów grupy G7 i zażądał, aby USA uszanowały suwerenność Chin i "zaprzestały wszelkich ingerencji w wewnętrzne sprawy Hongkongu" - poinformowało chińskie MSZ.

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

"Premier państwa UE oskarża Zełenskiego o próbę przekupstwa Premier Słowacji Robert Fico powiedział, że „nigdy” nie przyjmie pieniędzy z Kijowa"

  Ukraiński przywódca Władimir Zełenski rozmawia z mediami pod koniec szczytu UE w Brukseli. © Getty Images / Thierry Monasse Słowacki pre...