piątek, 29 maja 2020

"Listy Elżbiety II ujrzą światło dzienne? Jest decyzja sądu" - (video)

Sąd Najwyższy Australii zdecydował dzisiaj, że narodowe archiwum musi udostępnić badaczom korespondencję między królową Elżbietą II i jej australijskimi przedstawicielami, dotyczącą zdymisjonowania premiera Gough Whitlama w 1975 roku.

Listy Elżbiety II ujrzą światło dzienne? Jest decyzja sąduPrzedmiotem sporu było 211 listów brytyjskiej królowej. (Fot. Getty Images)

Sąd rozstrzygnął w ten sposób spór trwający od 2016 roku między badaczką Jenny Hocking i Narodowymi Archiwami Australii o listy królowej do gubernatora generalnego kraju - namiestnika królowej z lat 70.

Sąd Najwyższy unieważnił wyrok sądu niższej instancji w tej sprawie i nakazał udostępnienie korespondencji, uznając, że listy dotyczą spraw publicznych, wobec czego zgodnie z prawem mogą być opublikowane 31 lat po ich utworzeniu.

Przedmiotem sporu było 211 listów między Elżbietą i gubernatorem Johnem Kerrem, które mogą rzucić nowe światło na zdymisjonowanie premiera Whitlama przez Kerra w 1975. Był to jedyny przypadek w historii kraju, kiedy przedstawiciel królowej - zwykle pełniący funkcję czysto ceremonialną - interweniował w ten sposób w politykę Australii.

Interwencja Kerra do dziś jest jednym z najbardziej tajemniczych epizodów historii Australii, od lat będącą przedmiotem spekulacji. Według jednej z popularnych teorii, zwolnienie Whitlama miało być wynikiem nacisków USA i jej Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA) w związku z planami zamknięcia ośrodka szpiegowskiego w Australii.

"Dzięki tej decyzji, jeden z ostatnich obszarów spowitych tajemnicą zostanie udostępniony społeczeństwu" - oznajmiła Hocking.

zrodlo:londynek.net

"Polska podpisała z Wielką Brytania umowę o wyborach lokalnych"

Zarówno polscy jak i brytyjscy obywatele mieszkający na terytorium drugiego państwa będą nadal mogli kandydować i głosować w wyborach lokalnych - głosi umowa podpisana dzisiaj przez rządy Polski i Wielkiej Brytanii.

Polska podpisała z Wielką Brytania umowę o wyborach lokalnychPolscy obywatele mieszkający w UK wciąż będą mogli wybierać swoich przedstawicieli we władzach lokalnych tego kraju. (Fot. Getty Images)

Polska i Wielka Brytania podpisały umowę, która gwarantuje polskim i brytyjskim obywatelom, mieszkającym w drugim państwie, prawo do głosowania i kandydowania w wyborach lokalnych po wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Oznacza to, że polscy obywatele mieszkający w Wielkiej Brytanii oraz brytyjscy obywatele mieszkający w Polsce mają prawo wybierania swoich przedstawicieli we władzach lokalnych w państwie, w którym mieszkają.

Umowa została podpisana dzisiaj w Warszawie przez wiceministra spraw zagranicznych Piotra Wawrzyka oraz ambasadora Wielkiej Brytanii w Polsce Jonathana Knotta. "Dzisiejsza ceremonia podpisania polsko-brytyjskiej umowy dotyczącej praw wyborczych w wyborach lokalnych w Polsce i w Wielkiej Brytanii nabiera szczególnego, symbolicznego charakteru" - oświadczył Wawrzyk cytowany w komunikacie MSZ.

"Jest ona dowodem, że więzy pomiędzy Polską i Wielką Brytanią są trwałe i silne, także w niesprzyjających okolicznościach globalnej pandemii. Nasze relacje nigdy nie były bliższe niż obecnie. Podpisana dziś umowa dowodzi, że oba państwa pragną podtrzymywać jak najbliższe relacje, także po wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej" - dodał.

"Dokument ten ma jednak przede wszystkim wymiar ludzki i obywatelski. Wzmacnia więzy pomiędzy naszymi państwami poprzez budowę poczucia polsko-brytyjskiej wspólnoty w sprawach lokalnych i samorządowych, zarówno tu, w Polsce, jak i w Wielkiej Brytanii. Efektem naszych wspólnych działań jest zapewnienie, na poziomie lokalnym, pełni praw wyborczych Polakom mieszającym w Wielkiej Brytanii, jak i Brytyjczykom, którzy wybrali Polskę na swój dom. Jestem przekonany, że umowa będzie służyć dalszemu umacnianiu naszych strategicznych relacji, które rozwijać się będą także po zakończeniu okresu przejściowego" - podkreślił wiceminister Wawrzyk.

Cytowana w komunikacie brytyjska wiceminister spraw zagranicznych do spraw sąsiedztwa europejskiego Wendy Morton wskazała, że dzięki umowie chronione są prawa blisko miliona polskich i brytyjskich obywateli, którzy decydują się żyć i pracować w drugim państwie.

"Umowa ta podkreśla wspólne zaangażowanie naszych państw na rzecz demokracji oraz jest świadectwem bliskich więzi między Wielką Brytanią i Polską, a także między naszymi obywatelami. Więzi te nigdy nie były ważniejsze niż teraz, gdy nasze państwa współpracują w celu przezwyciężenia globalnych wyzwań związanych z pandemią koronawirusa" - podkreśliła Morton.

Polska jest czwartym państwem, po Hiszpanii, Portugalii i Luksemburgu, które podpisało z Wielką Brytanią tego rodzaju umowę.

zrodlo:londynek.net

"Twitter ocenzurował Trumpa z uwagi na "pochwałę przemocy""

Władze Twittera poinformowały dzisiaj o 'ukryciu' wpisu prezydenta USA Donalda Trumpa dotyczącego strzelania do demonstrantów plądrujących sklepy w Minneapolis. Serwis uznał, że tweet gloryfikuje przemoc z uwagi na historyczny kontekst wypowiedzi Trumpa.

Twitter ocenzurował Trumpa z uwagi na "pochwałę przemocy"Trump podpisał w środę prezydenckie rozporządzenie ws. mediów społecznościowych, wedle którego w wyniku moderacji wpisów użytkowników platformy miałyby stracić ochronę przed prawną odpowiedzialnością za treści tam zamieszczane. (Fot. Getty Images)

W ocenzurowanym przez Twittera wpisie prezydent USA komentował trwające od trzech dni gwałtowne protesty w Minneapolis po zabiciu przez policję 46-letniego Afroamerykanina George'a Floyda. Trump stwierdził, że stosujący przemoc i plądrujący sklepy demonstranci hańbią pamięć o Floydzie i zasugerował, że wojsko jest gotowe, by wesprzeć władze stanowe w zaprowadzeniu porządku.

"W razie jakichkolwiek trudności przejmiemy kontrolę, ale tam gdzie zaczyna się plądrowanie, zaczyna się strzelanie" - napisał Trump.

Jak zwróciła uwagę m.in. BBC, fraza zawarta w drugiej części zdania została ukuta w 1968 przez oskarżanego o rasizm szefa policji w Miami Waltera Headleya. Headley obiecał wówczas rozprawienie się z czarnoskórymi uczestnikami zamieszek na tle rasowym w mieście, ogłaszając "wojnę" i przyznając, że "nie ma problemu z byciem oskarżanym o brutalność".

M.in. historyczne konotacje frazy zostały przywołane przez Twittera jako uzasadnienie "ukrycia" przed większością użytkowników wypowiedzi Trumpa.

Tweet, który wzbudził tyle kontrowersji... (Fot. Getty Images)

"Ten tweet łamie nasze zasady dotyczące gloryfikacji przemocy ze względu na historyczny kontekst ostatniego zdania, jego związku z przemocą i ryzykiem, że może ono zainspirować podobne działania dzisiaj" - napisała administracja.

W rezultacie zamiast wpisu prezydenta wyświetla się komunikat o złamaniu zasad dotyczących pochwały dla przemocy. Aby zobaczyć treść tweeta, należy wcisnąć dodatkowy przycisk. Wpisu prezydenta nie można też "polubić" ani podać dalej.

To już druga interwencja Twittera w działalność Trumpa na tym portalu. We wtorek administracja serwisu opatrzyła dwa wpisy Trumpa specjalnym linkiem zachęcającym do "poznania faktów" na temat głosowania korespondencyjnego. We wpisach Trump stwierdził, że dopuszczenie do głosowania pocztą na dużą skalę doprowadzi do sfałszowania wyborów w listopadzie. Klikając na dołączone przez Twittera łącze, użytkownik zostaje przekierowany na stronę z artykułami i tweetami prostującymi wypowiedź prezydenta.

W reakcji na te działania Trump podpisał w środę prezydenckie rozporządzenie ws. mediów społecznościowych, wedle którego w wyniku moderacji wpisów użytkowników platformy miałyby stracić ochronę przed prawną odpowiedzialnością za treści tam zamieszczane. Zdaniem większości prawników dokument nie będzie miał mocy prawnej. Podczas podpisywania rozporządzenia Trump przyznał, że - o ile to było prawnie możliwe - chciałby zamknąć portal, na którym zamieścił dotąd 52,1 tys. wpisów.

zrodlo:londynek.net

"Obywatele UE w UK bez szans na brytyjski paszport? Nowy przepis Home Office"

Obywatele UE w Wielkiej Brytanii mogą mieć problemy z otrzymaniem brytyjskiego obywatelstwa - alarmuje dziennik 'The Independent'. Gazeta powołuje się na nowy przepis, który 'po cichu' wprowadziło Home Office, a który zamyka drogę wielu europejskim imigrantom do obywatelstwa.

Obywatele UE w UK bez szans na brytyjski paszport? Nowy przepis Home OfficeHome Office "po cichu" zmienił prawo związane z aplikowaniem o obywatelstwo. (Fot. Getty Images)

Jak donosi "The Independent", wielu obywateli UE może mieć problem z uzyskaniem brytyjskiego obywatelstwa. "Home Office wprowadza nowe przeszkody, pomimo ciągłych zapewnień typu chcemy abyście zostali" - zauważa gazeta.

Nowe przepisy, które "po cichu" wprowadzono w ubiegły piątek, nakazują obywatelom UE dostarczyć dodatkowe informacje, które potwierdzą, że na terenie Wielkiej Brytanii przebywali legalnie. Odpowiednie dokumenty muszą dostarczyć nawet te osoby, które wcześniej otrzymały tzw. status osoby osiedlonej (settled status).

Problematyczna jest jednak inna kwestia, na którą zwrócił uwagę dziennik. Pod pojęciem "legalnego pobytu" kryje się bowiem konieczność posiadania dodatkowego ubezpieczenia medycznego na wypadek niezdolności do pracy (comprehensive sickness insurance).

Do końca okresu przejściowego pozostało już tylko kilka miesięcy. (Fot. Getty Images)

W czasach, gdy wielu imigrantów z UE przyjechało do Wielkiej Brytanii, nie było konieczności posiadania takiego ubezpieczenia. Teraz od jego posiadania Home Office uzależnia wydanie pozytywnej decyzji ws. przyznania obywatelstwa.

Podobny przepis wcześniej próbowała wprowadzić Theresa May dla osób aplikujących o settled status. Po fali krytyki wycofała się jednak z tego pomysłu.

Grupa The3million, która reprezentuje interesy imigrantów z UE w Wielkiej Brytanii, nazwała zmiany "druzgocącymi". Zwrócono uwagę, że wiele osób chciałoby uzyskać brytyjskie obywatelstwo, aby odzyskać poczucie bezpieczeństwa, a nowe prawo uniemożliwia pozytywne przejście aplikacji.

Jak podkreśla gazeta, przepis nie musi być egzekwowany od każdego imigranta UE, ale to oznacza, że wnioski będą rozpatrywane "w zależności od tego, jak podejdzie do nich aktualny urzędnik".

Warto również dodać, że sama aplikacja o obywatelstwo kosztuje 1 300 funtów. Kwota ta nie jest zwracana, jeśli nasz wniosek zostanie rozpatrzony negatywnie.

zrodlo;londynek.net

USA: "Trump każe strzelać w Minneapolis, wojna z Twitterem"

To już prawdziwa wojna między imperialnym prezydentem Donaldem Trumpem a portalami społecznymi. Twitter wytknął mu dziś „apologię przemocy” i częściowo ukrył jego tweeta na temat rozruchów w Minneapolis (Minnesota), po zabiciu przez tamtejszą policję bezbronnego Afroamerykanina George’a Floyda. Trump podpisał dekret, który ma „przyciąć skrzydła” internetowym gigantom, w imię walki z cenzurą.

„Ci chuligani profanują pamięć George’a Floyda, nie pozwolę na to. Rozmawiałem właśnie z gubernatorem [Minnesoty] Timem Waltzem – armia będzie u jego boku cały czas. Przy najmniejszym problemie, kiedy zaczynają się rabunki, trzeba strzelać. Dziękuję!” – to ten dzisiejszy tekst został częściowo zamaskowany przez Twittera. Jest on dostępny, ale nie da się nań odpowiedzieć, ani podać dalej.

Od trzech dni i nocy w Minneapolis trwają antypolicyjne protesty, dochodzi też do rabowania sklepów. twitter

To już kolejna w ciągu ostatnich dni interwencja tej platformy, podjęta mimo, że miliarder podpisał wczoraj dekret, który ma ograniczyć monopol portali społecznościowych na decydowanie „co jest prawdą, a co nie”. „Oni mają niekontrolowaną władzę cenzurowania, edytowania, ukrywania lub modyfikowania każdej formy komunikacji między ludźmi a szeroką publicznością” – zapewniał Trump.

Jego dekret modyfikuje ustawę z 1996 r., która daje pełny immunitet przed ściganiem za treści użytkowników i daje im pełną wolność interwencji w te treści. „Kiedy potężne portale społecznościowe stosują cenzurę (…) przestają być pasywnym forum i powinny być traktowane jako kreatorzy treści” – podkreślał Trump. Inaczej mówiąc immunitet nie może dotyczyć platform, które cenzurują.

Dekret Trumpa spotkał się natychmiastową krytyką opozycji i różnych organizacji społecznych. Zdaniem ACLU, która zajmuje sie ochroną praw obywatelskich, dekret prezydencki stanowi „jawną i antykonstytucyjną groźbę karania platform internetowych, które nie podobają się prezydentowi”. Są jednak też tacy, którym „antycenzuralne” działanie Trumpa bardzo się podoba, nie tylko wśród republikanów.

zrodlo:strajk.eu

USA: "w Minneapolis spłonął kolejny komisariat. Gubernator sprowadza wojsko"

Nie ustają protesty po rasistowskim zabójstwie dokonanym przez policję 25 maja. Ludzie domagają się oskarżenia i aresztowania policjantów, którzy zamordowali 46-letniego George’a Floyda. Minęła trzecia noc manifestacji i rozruchów w Minneapolis, zaznaczona nowymi pożarami.

Manifestacje w Minneapolis i w sąsiednim Saint Paul (stolicy stanu Minnesota) rozpoczęły się już po południu i były na ogół pokojowe, lecz wieczorem wielki tłum zebrał się pod miejskim komisariatem nr 3. Budynek był otoczony barierami i policjantami – to nie pomogło. Manifestanci po kolei pokonywali bariery, mimo gazów łzawiących. Gdy zaczęły lecieć pierwsze szyby, podjęto decyzję o ewakuacji wszystkich policjantów. Wkrótce komisariat zapłonął.

Minneapolis ubiegłej nocy. twitter

Sytuacja w aglomeracji Minneapolis jest ciągle tak napięta, że gubernator Minnesoty Tim Walz podpisał dekret o sprowadzeniu Gwardii Narodowej (wojska) i śmigłowców, do miasta ściągają też policjanci federalni. Nie tylko komisariat palił się minionej nocy: doszło do napadów na wielkie sklepy, część z nich obrabowano, część spalono.Manifestacje w Minneapolis i w sąsiednim Saint Paul (stolicy stanu Minnesota) rozpoczęły się już po południu i były na ogół pokojowe, lecz wieczorem wielki tłum zebrał się pod miejskim komisariatem nr 3. Budynek był otoczony barierami i policjantami – to nie pomogło. Manifestanci po kolei pokonywali bariery, mimo gazów łzawiących. Gdy zaczęły lecieć pierwsze szyby, podjęto decyzję o ewakuacji wszystkich policjantów. Wkrótce komisariat zapłonął.

 Michelle Bachelet – Wysoka Komisarz Praw Człowieka ONZ – wydała komunikat: „To ostatnie z długiej serii policyjnych morderstw na Afroamerykanach domaga się sprawiedliwości. Władze USA powinny podjąć środki prawne, by zakończyć tę haniebne zabójstwa.” Z kolei znany kaznodzieja Jesse Jackson, który przyjechał do miasta, wzywa do kontynuowania manifestacji. Potępił „lincz w biały dzień” na George’u Floydzie i podobnie jak rodzina zabitego domaga się oskarżenia policjantów.

Manifestacja w Minneapolis, usatoday

„Wszyscy cierpią, to dlatego są zamieszki. Mam dość patrzenia, jak giną Czarni. Wolałabym, żeby manifestacje były pokojowe, ale nie mogę nikogo zmusić, to trudne” – mówił w telewizji brat George’a Floyda Philonise. Wszystko wskazuje, że to nie koniec protestów

zrodlo:strajk.eu

"Upomnieli się o prawdziwą tarczę antykryzysową. „Pracownicy nic nie dostali od tego rządu!!!!!!”"

Jeśli pracownicy sami nie wezmą spraw w swoje ręce, nie będą się organizować, by walczyć o swoje prawa w miejscu pracy, w Polsce nigdy nie będzie lepiej – to przesłanie protestu, jaki dziś odbył się pod Sejmem.

Po raz pierwszy od początku pandemicznego kryzysu w Warszawie protestowano przeciwko tarczom antykryzysowym nie dlatego, że za mało wspierają przedsiębiorców, ale dlatego, że nie dają żadnej dodatkowej ochrony pracownikom. Upominano się o osoby zatrudniane przed kryzysem na umowach śmieciowych, o bezrobotnych, którzy albo nie mają prawa do zasiłku, albo nabywają żałośnie niskie świadczenie, o  lokatorów, którym nie zaoferowano żadnej pomocy w spłacaniu czynszu w razie utraty zarobku.

Organizatorami protestu były Związek Syndykalistów Polski oraz Federacja Anarchistyczna Wrocław. Na wydarzeniu, uznanym przez policję za nielegalne zgromadzenie (warszawski ratusz ani go nie zarejestrował, ani rejestracji nie odmówił), byli również obecni aktywiści i aktywistki Organizacji Młodzieżowej PPS, Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów, Inicjatywy Antykapitalistycznej z Wrocławia czy Razem, jednak bez partyjnych emblematów. Zgodnie z zamysłem organizatorów prezentowano jedynie flagi ruchów robotniczych i wolnościowych: czerwone, czarne i czarno-czerwone. Pokazywano również transparenty wzywające do zwalczenia wirusa kapitalizmu i przypominające, że „rewolucja jest w naszych rękach”, a „pracownicy zjednoczeni są niezwyciężeni”.

– Żądamy prawdziwej tarczy społecznej! – powiedział w imieniu organizatorów Jakub Żaczek ze Związku Syndykalistów Polski. Co to oznacza? Wśród postulatów znalazło się m.in. wynagrodzenie postojowe równe zwykłej pensji oraz świadczenie awaryjne dla bezrobotnych i poszukujących zatrudnienia, przekierowanie pomocy publicznej do najbardziej potrzebujących, a nie do firm, które i tak osiągają zyski, wycofania mechanizmów prawnych, które otwierają drogę do pogarszania warunków zatrudnienia, zwiększenia zatrudnienia w kluczowych sektorach i podwyżek płac dla pracowników zarabiających najmniej.

Walczący o tarczę społeczną chcą również zwiększenia finansowania służby zdrowia, szczególnego zabezpieczenia lokatorów i bezdomnych w okresie kryzysu oraz wycofania się z zakazu zgromadzeń (jeśli są one przeprowadzane z zachowaniem zasad bezpieczeństwa).

Przemawiający podczas demonstracji zwrócili uwagę na fakt, że polski rynek pracy był wyjątkowo nieprzyjazny i bez koronawirusa: plaga umów śmieciowych, niskie zarobki i zasiłki dla bezrobotnych były faktem jeszcze przed początkiem epidemii. Powszechną praktyką były ulgi dla deweloperów i łamanie praw lokatorskich. W tarczach antykryzysowych nie tylko nie rozwiązano żadnego z tych problemów, ale otwarto drogę do dalszego obniżania pensji i zwalniania, zostawiając najsłabszych bez wsparcia. Działania rządu mówcy określali mianem „wielkiego przekrętu”, na którym znowu korzystają tylko politycy i banki. Konrad, aktywista Anarchistycznych Kielc, opowiedział zebranym, z jakim trudem udało mu się przejść procedurę rejestracji jako osoba bezrobotna, by ostatecznie uzyskać zasiłek w wysokości ok. 400 zł.

– Jeśli ktokolwiek mówi, że pracownicy dostali cokolwiek od tego rządu, od tak zwanego socjalnego PiS-u, jest to bzdura! Przyjdzie do władzy druga opcja – będzie dokładnie to samo! – mówił, nie darowując następnie również „umoczonej w neoliberalnej retoryce lewicy”.

Następnie w rozmowie z Portalem Strajk działacz stwierdził, że w jego mieście tarcze w niczym nie pomogły pracownikom ani osobom, które zatrudnienie tracą. Łatwo się domyślić, że Kielce nie są w tym względzie wyjątkiem.

Wielokrotnie podczas manifestacji wybrzmiewał postulat, by wstępować do realnie działających organizacji związkowych, w których pracownicy decydują sami za siebie, nie do „żółtych” central, lub też tworzyć własne związki. Tylko oddolna aktywność może coś realnie zmienić w kraju, gdzie kolejne partie, będąc u władzy, zawodziły świat pracy. Wzywano również do tworzenia spółdzielni pracy, gdzie podział zysków uzyskanych ze wspólnej pracy może być sprawiedliwy.

Z sejmowej reprezentacji Lewicy w gronie demonstrantów pojawili się Maciej Konieczny i Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. W rozmowie z Portalem Strajk poseł Konieczny przypomniał o poprawce, która wczoraj została wprowadzona do tarczy antykryzysowej dzięki inicjatywie jego klubu: chodzi o zapis ograniczający wysokość zarobków prezesów firm, jakie otrzymują pomoc państwową, by naprawdę szła ona na ratowanie miejsc pracy. Zapewnił też, że Lewica będzie dalej podnosić postulaty zwiększenia zasiłków dla bezrobotnych („Ludzie, którzy tracą pracę, nie mogą zostać bez kasy, bo nigdy nie wyjdziemy z kryzysu, będą setki tysięcy ogromnych ludzkich tragedii”) i sprzeciwiać się masowym zwolnieniom w sektorze publicznym.

W demonstracji wzięło udział ok. 150-200 osób. Wydarzenie miało pokojowy przebieg. Nawet policja, która je otoczyła, obserwowała i nagrywała, nie zdecydowała się na poważną interwencję – poza nadawaniem komunikatów o nielegalnym zgromadzeniu, a na koniec – spisaniem organizatora i części uczestników. Na chwilę zamieszanie wywołał jedynie poseł Janusz Korwin-Mikke, który w pewnym momencie wszedł w grupę demonstrujących. Został jednak wybuczany i udał się w kierunku Sejmu w akompaniamencie okrzyków „Prowokacja”, „Precz z faszyzmem i nacjonalizmem”.

 

zrodlo:strajk.eu

"Posłowie wzywają rząd UK do porzucenia pomysłu 14-dniowej kwarantanny"

Ponadpartyjna grupa parlamentarzystów, w tym siedmiu byłych ministrów, wezwała rząd do rezygnacji z wprowadzenia 14-dniowej kwarantanny dla wszystkich osób przybywających do Wielkiej Brytanii. Takie zasady miałyby wejść w życie 8 czerwca - podaje Metro.co.uk.

Posłowie wzywają rząd UK do porzucenia pomysłu 14-dniowej kwarantannyKażdy, kto nie będzie przestrzegał nowych zasad, może zapłacić nawet 1 000 funtów grzywny. (Fot. Getty Images)

Minister spraw wewnętrznych Priti Patel ogłosiła w ubiegłym tygodniu, że od 8 czerwca wszyscy podróżni przybywający do Wielkiej Brytanii będą musieli poddać się 14-dniowej kwarantannie. Każdy, kto nie będzie przestrzegał nowych zasad, może zapłacić nawet 1 000 funtów grzywny.

Rządowe plany dotyczące obowiązkowej izolacji zostały skrytykowane m.in. przez kilkudziesięciu brytyjskich posłów, którzy - jako grupa Future of Aviation - wezwali gabinet Borisa Johnsona do porzucenia tego pomysłu. W liście do ministra transportu Granta Shappsa parlamentarzyści ostrzegli, że kwarantanna ​​może doprowadzić do utraty milionów miejsc pracy.

Future of Aviation składa się z 40 deputowanych, w tym byłego ministra transportu Chrisa Graylinga, byłej minister imigracji Caroline Nokes, byłego ministra transportu i zdrowia Stephena Hammonda oraz byłego ministra Brexitu, Steve'a Bakera.

"Jeśli kiedykolwiek mielibyśmy wprowadzić politykę kwarantanny, powinno to było nastąpić dwa lub trzy miesiące temu - teraz powinniśmy z niej wychodzić, a nie ją rozpoczynać" - podkreślili politycy.

Future of Aviation wezwała też rząd do priorytetowego rozpatrzenia planów "mostów powietrznych" między krajami, w których pandemia wirusa koronawirusa jest pod kontrolą. To pozwoliłoby na podróż bez kwarantanny do takich miejsc jak Hiszpania, Portugalia i Grecja do końca czerwca.

Zdaniem części posłów i biznesu, kwarantanna to dla branży turystycznej masowe zwolnienia. (Fot. Getty Images)

Co więcej, ponad 70 szefów brytyjskich firm z różnych sektorów podpisało się pod listem do Priti Patel, również wzywając resort spraw wewnętrznych do rezygnacji z planów 14-dniowej izolacji dla podróżnych.

"Ostatnią rzeczą, której potrzebuje teraz branża turystyczna, jest obowiązkowa kwarantanna nałożona na wszystkich pasażerów przylatujących do Wielkiej Brytanii z zagranicy. To zniechęci zagranicznych gości do przyjazdu tutaj, zniechęci Brytyjczyków do podróżowania za granicę i najprawdopodobniej spowoduje, że inne kraje nałożą podobne zasady na podróżnych z Wielkiej Brytanii, co już zapowiedziała Francja" - czytamy w liście do szefowej Home Office.

Firmy wskazały, że razem zatrudniają "tysiące ludzi", dodając, że sektor turystyki stanowi 11 proc. siły roboczej w kraju. Sygnatariuszami listu są m.in. szefowie hoteli Ritz, Dorchester i Hyatt Regency London, a także agencje turystyczne, w tym Cookson Adventures i Original Travel.

zrodlo:londynek.net

"Parlamentarna Lewica Razem wygrała bitwę o sprawiedliwość"

Parlamentarna Lewica zaliczyła duży punkt – Sejm uchwalił poprawkę zgłoszona jeszcze 5 maja br., by firmy, które biorą pomoc od państwa podlegały pewnym ograniczeniom realizującym zasady sprawiedliwości społecznej.

Adrian Zandberg - Wiadomości

Adrian Zandberg 5 maja zgłosił poprawkę w następującym brzmieniu:

„Maksymalna wysokość wynagrodzenia miesięcznego
1)kierowników, w szczególności dyrektorów, prezesów, tymczasowych kierowników, zarządców komisarycznych i osób zarządzających na podstawie umów cywilno-prawnych
2) zastępców kierowników w szczególności zastępców dyrektorów u wiceprezesów
3) członków organów zarządzających w szczególności członków zarządów
4) głównych księgowych
5) członków organów nadzorczych
– przedsiębiorcy, któremu udzielono pomocy nie może przekroczyć, w okresie od dnia zaakceptowania wniosku do dnia przypadającego po upływie 1 roku od udzielenia pomocy, 400 proc. przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia z poprzedniego kwartału ogłaszanego przez Główny Urząd Statystyczny na podstawie przepisów o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych
2. Osobom, o których mowa w ust. 1 nie przysługuje prowizja od zysku, nagroda z zakładowego funduszu nagród oraz roszczenie z tytułu udziału w zysku lub nadwyżce bilansowej”

Sejm przyjął tę poprawkę dzisiaj, co oznacza ukrócenie możliwości niesprawiedliwego korzystania z pomocy publicznej.

Posłanka Marcelina Zawisza skomentowała to następująco na swoim profilu na FB: „Wkurza was, że firma bierze pomoc publiczną, a prezesi i kadra zarządzająca nadal zarabiają krocie? No to właśnie w Sejmie, na wniosek Lewicy i Adriana Zandbega, przegłosował poprawkę, która to ucina. Liczę, że ustawa szybko wejdzie w życie i ta patologia się w końcu skończy!”.

Nic dodać, nic ująć.

zrodlo:strajk.eu

"Iran kontra Izrael: Co dzieje się dalej, gdy padły strzały?"

  AUTOR: TYLER DURDEN CZWARTEK, 25 KWI 2024 - 08:00 Autor: Brandon Smith za pośrednictwem Alt-Market.us, W październiku 2023 roku w moim art...