wtorek, 23 czerwca 2020

"Planował działania terrorystyczne. Ruszył kolejny proces dżihadysty z Radomia"

W Sądzie Okręgowym w Radomiu rozpoczął się proces 28-letniego Dawida Ł., oskarżonego o przygotowywanie działań o charakterze terrorystycznym. Wcześniej mężczyzna został już skazany za udział w związku o charakterze zbrojnym w Syrii.

Jak poinformował PAP rzecznik Sądu Okręgowego w Radomiu Arkadiusz Guza, na wtorkowej rozprawie prokurator odczytał akt oskarżenia.

Dawid Ł. został oskarżony o dwa czyny. Jeden dotyczy okresu od października 2018 roku do 12 lutego 2019 roku w Radomiu. W tym czasie oskarżony - miał według prokuratury - podejmować czynności "mające stworzyć warunki do przedsięwzięcia czynu zmierzającego bezpośrednio do dokonania zabójstwa albo spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu osób należących do narodowości polskiej, którzy moją poglądy pozostające w sprzeczności z regułami prawa szariatu".

W tym celu - według śledczych - mężczyzna wszedł w porozumienie z inną osobą, uzyskał pieniądze i podejmował działania mające na celu uzyskanie dostępu do broni palnej materiałów wybuchowych oraz opracowywał plan działania o charakterze terrorystycznym. Czyn zarzucony podejrzanemu zagrożony jest karą pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 3.

Drugi z czynów dotyczył posiadania bez wymaganego zezwolenia broni palnej - od marca 2014 do kwietnia 2015 roku w nieustalonym miejscu na terenie Turcji lub syryjskiej Republiki Arabskiej w warunkach przestępstwa o charakterze terrorystycznym. Był tam członkiem zbrojnej organizacji "Muzułmański Ruch - Świt Syrii".

Oskarżony nie przyznał się do zarzucanych mu czynów i odmówił składania wyjaśnień. We wtorek przesłuchał jeszcze dwóch świadków.

Termin następnej rozprawy został wyznaczony na 11 sierpnia. Mają wówczas być przesłuchani kolejni świadkowie.

Toczył się przeciwko niemu inny proces

Dawid Ł. został zatrzymany przez ABW w lutym 2019 roku w Radomiu. Analiza zabezpieczonych dowodów od początku wskazywała, że zbierał on informacje, a także gromadził środki finansowe, które miały być przeznaczone na sfinansowanie zaplanowanych przez niego działań przestępczych o charakterze terrorystycznym. Mężczyzna trafił do aresztu.

W tym czasie toczył się już przeciwko niemu proces w sądzie w Łodzi. Był bowiem oskarżony o udział w zorganizowanej grupie o charakterze terrorystycznym. Wówczas ustalono, że Dawid Ł., który na stałe zamieszkiwał w Norwegii, wiosną 2014 roku przedostał się przez Turcję na terytorium Syrii. Tam przyłączył się do zbrojnej organizacji islamskiej. Jej celem było wprowadzenie na terytorium Syrii struktury rządzącej się prawami szariatu.

Oskarżony w kwietniu 2015 roku powrócił do Norwegii. Tam został zatrzymany, a następnie - jesienią 2015 roku - deportowany do Polski. Trafił do aresztu, ale jesienią 2018 roku został z niego zwolniony. Odpowiadał z wolnej stopy.

W lutym ubiegłym roku ponownie został zatrzymany przez funkcjonariuszy ABW i aresztowany. We wrześniu ubiegłym roku za udział w związku o charakterze zbrojnym Sąd Okręgowy w Łodzi skazał Dawida Ł. na cztery lata więzienia.

ZOBACZ RÓWNIEŻ:

"Polski dżihadysta" usłyszał wyrok

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

Niemcy:" Ponad 900 Polaków w ognisku koronawirusa"

Do 30 czerwca kwarantanną objęto powiat Guetersloh, na którego terenie wykryto ognisko zakażenia koronawirusem w lokalnej rzeźni. Zakłady mięsne Toennies w Rheda-Widenbrueck zatrudniają 6 139 osób, w tym ponad 900 Polaków.

Niemcy: Ponad 900 Polaków w ognisku koronawirusa

Zakażenie koronawirusem wykryto u ponad 1 550 pracowników rzeźni. (Fot. Getty Images)

"Przywracamy ograniczenia dotyczące kontaktów takie jak w marcu" - poinformował dzisiaj na konferencji prasowej premier Nadrenii Północnej-Westfalii na zachodzie Niemiec, Armin Laschet. Zastrzegł, że "jest to środek zapobiegawczy".

Premier liczącego 370 tys. mieszkańców landu wyjaśnił, że mieszkańcy Guetersloh mogą kontaktować się jedynie z innymi domownikami lub z jedną osobą spoza swego gospodarstwa domowego.

Do niedzieli testami na koronawirusa objęto wszystkich 6 139 pracowników zamkniętych z powodu pandemii największych niemieckich zakładów mięsnych Toennies w Rheda-Widenbrueck w powiecie Guetersloh - podała wczoraj dpa, powołując się na miejscowe władze.

Dzisiaj agencja przekazała, że zakażenie koronawirusem wykryto u ponad 1 550 pracowników, a ok. 7 tys. osób - w tym pracowników rzeźni i członków ich rodzin - zostało objętych kwarantanną.

Kwarantanną objętych jest ok. 370 tys. mieszkańców landu. (Fot. Getty Images)

Według Lascheta, do lipca powinno się wyjaśnić, jak dalece rozprzestrzenił się koronawirus wśród osób niezatrudnionych w rzeźni. Dotąd stwierdzono 24 takie przypadki.

Laschet przekazał też, że rząd landu skierował do powiatu Guetersloh kilkuset policjantów, którzy mają kontrolować przestrzeganie kwarantanny przez osoby nią objęte. Zapewnił o dodatkowych działaniach, w tym o zapewnieniu tłumaczy dla pochodzących spoza Niemiec pracowników rzeźni.

Podobnie jak cała branża mięsna w Niemczech, zakłady w Rheda-Widenbrueck przeszły w znacznym stopniu na system zatrudnienia, którego główną podporą są mieszkający zwykle w przepełnionych tanich kwaterach obywatele państw wschodniej i południowo-wschodniej części Unii Europejskiej. Warunki takie znacznie ułatwiają szerzenie się wśród nich koronawirusa.

zrodlo:miziaforum.com

"Polska skarbówka wraca do kontrolowania"

Biznes odetchnął na kilka tygodni od kontroli skarbówki. Jednak czas ulgi właśnie się kończy. W okresie odmrażania gospodarki urzędnicy wracają do aktywności sprzed wybuchu pandemii - donosi dzisiaj 'Rzeczpospolita'.

Polska skarbówka wraca do kontrolowania

Wielu przedsiębiorców wciąż mierzy się ze skutkami kryzysu gospodarczego spowodowanego epidemią. (Fot. Getty Images)

"Z danych Ministerstwa Finansów wynika, że w I kwartale 2020 r. wszczętych zostało 480 nowych kontroli celno-skarbowych. W kwietniu zaś tylko 12" - czytamy w gazecie. "Jednocześnie na koniec kwietnia w toku pozostawało ich niemal 3,2 tys. Większość dotyczy VAT, w tym najcięższych przestępstw karuzelowych" - pisze dziennik.

Gazeta podkreśla, że podobnie wyglądają statystyki kontroli podatkowych, które dotyczą prawidłowości rozliczeń. "W kwietniu było tylko sześć nowych i prawie 4 tys. w toku" - zaznacza "Rz".

"Kończone będą te kontrole, które pozostają w toku. Wszczynanie nowych będzie zaś zależało od wyników analizy ryzyka" - wyjaśnia Anita Wielanek, rzecznik szefa Krajowej Administracji Skarbowej. "Kontrole podatkowe i celno-skarbowe podejmowane są tam, gdzie wynik analizy wskazuje największe prawdopodobieństwo występowania nieprawidłowości" - dodaje.

Gazeta donosi, że nie uspokaja to przedsiębiorców. "Są pełni obaw. Wielu wciąż mierzy się ze skutkami kryzysu gospodarczego spowodowanego epidemią" - podkreśla "Rz". "Przedsiębiorcy muszą się przygotować na trudny okres. Kontrole ruszyły już pełną parą" - potwierdza w rozmowie z "Rz" Dariusz Malinowski, partner w KPMG.

Jak dodaje gazeta, według mec. Jarosława Ziobrowskiego, partnera w Kancelarii Kurpisz Ziobrowski, do firm trafiają już m.in. wezwania na przesłuchanie w charakterze świadka czy żądania udostępnienia określonych dokumentów.

zrodlo:miziaforum.com

"Bank Anglii uratował brytyjski rząd"

Bank Anglii (BoE) w początkowej fazie kryzysu, wywołanego przez epidemię koronawirusa, uratował brytyjski rząd przed niemożnością sfinansowania wydatków - stwierdził w rozmowie ze stacją Sky News jego gubernator Andrew Bailey.

"Bank Anglii uratował brytyjski rząd"

"Wiele zadłużonych firm będzie miało trudności z finansowaniem wydatków w najbliższych miesiącach" - ocenił gubernator Banku Anglii. (Fot. Getty Images

Jak mówił, gdyby Bank Anglii nie interweniował w czasie krachu, który wówczas nastąpił na rynku, rząd - po raz pierwszy, od kiedy można sięgnąć pamięcią - miałby problem ze sfinansowaniem wydatków.

Bailey, który objął stanowisko gubernatora banku centralnego w połowie marca - czyli w momencie, gdy rozpoczynała się w Wielkiej Brytanii epidemia - udzielił obszernego wywiadu na temat początkowej fazy kryzysu.

Jak mówił, wyglądało przez pewien czas na to, że rząd nie będzie mógł znaleźć chętnych do zakupu obligacji, co byłoby sytuacją niespotykaną. Wprawdzie w 2009 r., w czasie kryzysu finansowego, zdarzyło się, że nie zdołano sprzedać wszystkich oferowanych wówczas obligacji, ale było to postrzegane jako jednorazowy przypadek.

Bailey przyznał, że w marcu sytuacja na rynku była jeszcze poważniejsza, co skłoniło Bank Anglii do interwencji w postaci zwiększenia programu luzowania ilościowego o rekordowe 200 mld funtów.

"Zasadniczo byliśmy dość blisko krachu na niektórych z głównych rynków finansowych. Mieliśmy dużą niestabilność na głównych rynkach, na rynku walutowym, na rynku obligacji. Widzieliśmy rzeczy, które nie miały precedensu, na pewno w ostatnim czasie. I stanęliśmy w obliczu poważnych zaburzeń" - mówił Bailey.

Zapytany, co by się stało, gdyby bank nie interweniował, odpowiedział: "Myślę, że perspektywy byłyby bardzo złe. Byłoby to bardzo poważne. Myślę, że znaleźlibyśmy się w sytuacji, w której w najgorszym przypadku rząd miałby problemy z finansowaniem wydatków w krótkiej perspektywie". Dodał, że to nigdy się nie zdarzyło, od kiedy można sięgnąć pamięcią.

"Zasadniczo byliśmy dość blisko krachu na niektórych z głównych rynków finansowych" - przyznał Bailey. (Fot. Getty Images)

Bailey odniósł się również do zarzutów, że zwiększenie luzowania ilościowego najpierw o wspomniane 200 mld, a w zeszłym tygodniu o kolejne 100 mld, ma na celu pomaganie rządowi w finansowaniu wydatków. "W żadnym momencie nie myśleliśmy, że naszym zadaniem jest po prostu finansowanie wszelkich długów, jakie emituje rząd" - wyjaśnił, podkreślając, że celem jest zapewnienie stabilności gospodarczej.

Gubernator ostrzegł też, że Wielka Brytania musi przygotować się na koniec okresu znikomego bezrobocia, które spadło poniżej 4 proc., oraz że cała struktura gospodarki zostanie zmieniona przez kryzys.

Ocenił, że wiele zadłużonych firm będzie miało trudności z finansowaniem wydatków w najbliższych miesiącach, ale problemy wykraczają poza zbilansowanie budżetu. "Są pewne działania, które ludzie wykonywali przed Covid-19, a do których po prostu nie wrócą. Przez jakiś czas nie będzie tak samo" - mówił.

"Zatem myślę, że będą pewne działania i firmy, które miały doskonale opłacalny model biznesowy przedtem i nie były nadmiernie zadłużone, ale niestety nawyki się zmieniły. Będą firmy, które nie przetrwają - niestety tak jest" - oświadczył. Jak dodał, wraz z tymi strukturalnymi zmianami w gospodarce część miejsc pracy zostanie zlikwidowana.

Jak zauważa Sky News, te uwagi są istotne, ponieważ obecny scenariusz Banku Anglii dotyczący następstw epidemii zakłada, że po gwałtownym wzroście bezrobocia w czasie zamknięcia, rynek pracy stopniowo wróci do normy. Tymczasem to sugeruje, że nie jest on już tak pewny tego pełnego ożywienia.

Bailey powiedział też, że Wielka Brytania stoi przed podwójnym wyzwaniem - z powodu epidemii i Brexitu. "W przypadku Covid-19 możemy stwierdzić, że istnieją działania, które funkcjonowały w gospodarce przed Covid, które okazują się być po prostu nierentowne, lub ludzie nie chcą ich robić w świecie, który nadchodzi. I to może strukturalnie zmienić część gospodarki, na przykład - może zmienić sposób, w jaki podróżujemy" - zauważył.

"Myślę, że Brexit może z czasem doprowadzić do pewnych zmian w strukturze handlu. I znowu, może się zdarzyć pewne strukturalne dostosowanie (do tych zmian)" - oznajmił.

zrodlo:miziaforum.com

"Wojska amerykańskie w Polsce na specjalnych prawach"

Dwukrotnie więcej żołnierzy niż planowano, dowództwo na szczeblu korpusu, a także 30 samolotów F-16. Obecność wojsk USA będzie w Polsce bardziej widoczna, ale stacjonować będą na specjalnych prawach - pisze dzisiaj'Dziennik Gazeta Prawna'.

Wojska amerykańskie w Polsce na specjalnych prawach60 proc. respondentów popiera zwiększenie obecności wojsk amerykańskich w Polsce. (Fot. Getty Images)

"DGP" przypomina, że jutro prezydenci Polski Andrzej Duda i USA Donald Trump potwierdzą w Waszyngtonie zasady, na jakich zostanie zwiększona obecność USA w Polsce.

Gazeta pisze, że poznała szczegóły tego, jak będzie wyglądał Fort Trump. Jak twierdzi, do naszego kraju ma przyjechać nawet do dwóch tysięcy żołnierzy amerykańskich, a nie – jak zakładano wcześniej – do tysiąca. "Do Polski przeniesione zostanie również Dowództwo V Korpusu US Army z Kentucky" - czytamy w "DGP".

"Jest też plan, by z RFN do Polski przebazować około 30 amerykańskich F-16. Podpisane ma zostać również porozumienie DCA – Defence Cooperation Act, regulujące zasady, na jakich Amerykanie będą u nas funkcjonować" - informuje dziennik.

"Do tego przekazanych zostanie Polsce pięć używanych – lecz nowszych niż użytkowane przez nasze siły powietrzne – samolotów transportowych C-130 Hercules" - dodaje "DGP".

Zaznacza także, że poza sprawami wojskowymi poruszona zostanie również kwestia amerykańskiego kredytu na budowę w Polsce elektrowni atomowej. "Najpewniej będzie się to wiązało z podpisaniem niewiążącego memorandum" - pisze gazeta.

"Finał rozmów o Fort Trump jest znacznie bardziej ambitny, niż do tej pory zakładano" - podkreśla dziennik. Zaznacza przy tym, że "kontrowersje mogą jednak budzić zasady, na jakich przebywać u nas będą Amerykanie".

Według informacji DGP, będą oni objęci szerokim immunitetem, który daleko wykracza poza zasady obowiązujące np. w Niemczech czy Japonii, gdzie również stacjonują siły USA.

"Warszawa wzięła też na siebie znaczną część finansowania zwiększonej obecności amerykańskich sił. "Wciąż brakuje jednak szczegółów w tej sprawie" - pisze dziennik.

Gazeta publikuje także sondaż, z którego wynika, że 60 proc. respondentów popiera zwiększenie obecności wojsk amerykańskich w Polsce. Natomiast 30 proc. jest przeciwnego zdania.

Z kolei 81 proc. respondentów zainteresowanych polityką uważa, że pobyt wojsk amerykańskich w Polsce powinien być finansowany przez oba kraje.

Badanie United Survey dla Dziennika Gazety Prawnej, Dziennik.pl, RMF FM i rmf24.pl zostało wykonane 19 czerwca tego roku metodą telefonicznych wywiadów kwestionariuszowych na ogólnopolskiej próbie 1 100 aktywnych zawodowo Polaków.

zrodlo:miziaforum.com

"Z granatem i pistoletem przyszedł do swojej babci po pieniądze. 33-latek zatrzymany"

Z  granatem i pistoletem czarnoprochowym przyszedl do swojej babci i domagał się pieniędzy. Mężczyzna trafił do policyjnego aresztu.Policjanci z Lublina zatrzymali 33-latka, który przyszedł do swojej 

Jak podaje policja, do incydentu doszło w poniedziałek po południu. Mieszkanka lubelskiej dzielnicy LSM zaalarmowała funkcjonariuszy, że odwiedził ją wnuk, który ma ze sobą granat i domaga się pieniędzy.

Policjanci przyjechali na miejsce i zatrzymali 33-latka z gminy Bełżyce. Okazało się, że miał przy sobie uzbrojony granat i pistolet czarnoprochowy. W jego domu znaleziono później amunicję, zapalniki i chemikalia niewiadomego pochodzenia. Przedmioty i substancje zostały zabezpieczone i będą badane przez biegłego.

33-latek trafił do policyjnego aresztu. Wiadomo, że w przeszłości był notowany w związku z podobnymi przestępstwami. Jak podaje policja, po uzyskaniu opinii biegłego dotyczącej zabezpieczonych przedmiotów zostanie doprowadzony do prokuratury. Za nielegalne posiadanie broni palnej lub amunicji mężczyźnie grozi do 8 lat więzienia.

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

Andrzej Duda: "Ten kto podważa, że małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny, chce łamać konstytucję"

Każdy kto podważa, że małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny, chce łamać polską konstytucję - powiedział w Poroninie prezydent Andrzej Duda. Jego zdaniem jednoznacznie mówi o tym art. 18 konstytucji.

Prezydent przekonywał w Poroninie w Małopolsce, że najważniejsza jest polityka prorodzinna, dlatego nie miał od początku urzędowania żadnych wątpliwości, że "trzeba działać dla rodziny". Ten cały system był dla rodziny - podkreślił, nawiązując m.in. do Programu 500 plus.

Jest artykuł 18 w polskiej konstytucji, gdzie jest jasno napisane, że rodzina jest pod szczególną opieką ze strony polskiego państwa i pod szczególną ochroną, tak samą jak macierzyństwo, tak samo jak rodzicielstwo, a małżeństwo to jest związek kobiety i mężczyzny. Jest napisane? Jest. A kto to podważa, ten chce łamać polską konstytucję - powiedział Andrzej Duda.

Podkreślał, że "rodzina jest wielopokoleniowa i to są dzieci, to są rodzice i to są rodzice tych rodziców, czyli dziadkowie dzieci. I to jest rodzina - zaznaczył prezydent.

Te wybory ukierunkują nas na lata, a może dziesięciolecia - przekonywał na wiecu wyborczym w Poroninie. Te wybory prezydenckie, które się zbliżają - mówię to wszędzie, gdzie jestem - to są wybory, które ukierunkują nas, ukierunkują rozwój Polski na najbliższe lata, a - kto wie - być może nawet na dziesięciolecia - powiedział Andrzej Duda.

Ja chcę kontynuować tą politykę, którą realizowałem przez ostatnie pięć lat - zadeklarował. Według Andrzeja Dudy, była to polityka prowadzona dla rodziny i dla godności.

Prezydent nawiązał także do rozbudowy połączeń kolejowych na Podhalu. Zaznaczył, że ze względu na "przywiązanie do ojcowizny" inwestycje związane z ingerencją we własność wymagają delikatności i uzgodnień z mieszkańcami.

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

"Wybuch w fabryce cegieł w Jaroszowie. Jest śledztwo"

Prokuratura Rejonowa w Świdnicy wszczęła śledztwo w sprawie wczorajszego wybuchu w fabryce cegieł w Jaroszowie na Dolnym Śląsku. Rannych w tym zdarzeniu zostało 10 osób. Jedna z nich trafiła do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich.

Według ustaleń prokuratury do eksplozji pyłu węglowego w piecu używanym do produkcji cegieł i ceramiki doszło podczas wypalania gliny. Śledczy zabezpieczyli wczoraj dokumentację dotyczącą m.in. przeglądów technicznych pieca. Będą też sprawdzać, czy do eksplozji mogło przyczynić się bezpośrednie działanie człowieka.

Wczorajsze zdarzenie zostało zakwalifikowane jako wypadek przy pracy. Oględziny na miejscu oprócz śledczych i biegłych prowadzili także pracownicy Państwowej Inspekcji Pracy.

Śledztwo w sprawie wczorajszego zdarzenia toczy się pod kątem sprowadzenia zdarzenia zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób. Jego dalszy bieg będzie zależał m.in. od opinii biegłych, na które czekają prokuratorzy.

zrodlo:https://www.rmf24.pl/

"Knucie, nie rozmowy, zmowa, nie porozumienia!!!"

Marszałek Senatu, Tomasz Grodzki dwa dni temu dał do zrozumienia, że jego ugrupowanie – KO – prowadzi rozmowy ze skrajnie prawicową Konfederacją o możliwym poparciu kandydata neoliberalnych elit na prezydenta Rafała Trzaskowskiego. Natychmiast zaprzeczył temu z pełna mocą Krzysztof Bosak. I na tym powinienem zakończyć, bo skoro politycy Konfederacji zaprzeczają… Tylko że ja im nie wierzę.

Prawicowi politycy przez lata przyzwyczaili nas do tego, że nader oszczędnie gospodarują prawdą. Następuje to wtedy, kiedy poruszają ustami. Zatem trudno ode mnie wymagać, bym uwierzył nawet najbardziej ich gorącym zaprzeczeniom. Tym bardziej, że Grodzki ponownie potwierdził fakt rozmów przed parunastoma godzinami. Wyciągnijmy zatem wnioski.

Po pierwsze trzeba uporządkować nazewnictwo, używane przez Grodzkiego i jego kolegów. Z Konfederacją nie toczy się „rozmów”. Z nimi można co najwyżej knuć. Z ludźmi z Konfederacji nie osiąga się „politycznego porozumienia”, tylko przedstawia się rezultaty spisku. Ponieważ słowa, używane zazwyczaj w kręgach w miarę cywilizowanych działaczy politycznych nie mogą mieć zastosowania do bandziorów, machających maczetą w geście jednoznacznie zachęcającym do zabójstwa lub pokazujących lewicowym działaczom gest podrzynania gardła. Chcę być jednoznacznie zrozumiany: kto wchodzi w układy z kimś, dla kogo wzywanie do morderstw jest sposobem na uprawianie polityki, ten sam staje się im równy w ich antyludzkim wezwaniom.

To nie domniemanie, to tylko konstatacja faktu. Politycy PO nie mogą się nawet przez chwile tłumaczyć, że nie wiedzą, z kim tak naprawdę mają do czynienia. Wystarczy najprostsze przeszukanie internetu, by pojąć, że ich „partnerzy” są rasistami i ksenofobami, chętnymi do krwawych rozpraw z tymi, którym odmawiają praw ludzkich. Zresztą nie kto inny, jak tylko prominentny polityk KO Sławomir Nitras użył pod adresem lewicy słów: „Kiedy będziemy rządzili z Konfederacją, to my będziemy rządzili, a Konfederacja zajmie się Wami”. Powiedział to przecież nie dlatego, że miał rozkoszne przekonanie, że Konfederacja zajmuje się budowaniem szkół dla dobrze urodzonych panien, tylko wiedział, że jest organizacją, dla której przemoc fizyczna jest czymś tak normalnym jak wycieranie nosa. Nitras po prostu miał nadzieje na wizję jego idealnego świata: państwo rządzi, a jego pałkarze trzymają hołotę domagająca się sprawiedliwości pod butem.

Grodzki zatem opowiadając o knuciu z Konfederacją może mówić prawdę. Jego ugrupowanie, w którym zresztą jest zaskakująco wielu polityków wywodzących się z partii Janusza Maczety Korwin Mikkego już dawno straciło dziewictwo w dogadywaniu się ze prawicową ekstremą. To pożądany i miły ich poglądom partner.

Piotr Nowak swego czasu opisując wynurzenia Nitrasa użył sformułowania, że „fantazjują o współrządzeniu z faszystami”. Poprawka – to nie fantazjowanie. To spełnienie ich mokrego snu.

zrodlo:miziaforum.com

"„Śmierć mózgowa NATO”: konflikt turecko-francuski na Morzu Śródziemnym"

Prezydent Francji Emmanuel Macron powtórzył wczoraj swą głośną konstatację o „śmierci mózgowej Sojuszu Północnoatlantyckiego”, w związku z zaostrzającym się konfliktem między turecką a francuską marynarką wojenną na Morzu Śródziemnym. „Turcja prowadzi niebezpieczną grę” – mówił Macron. NATO tymczasem otworzyło śledztwo, by wyjaśnić ostatni „incydent” na morzu.

flickr

Tydzień temu francuska fregata próbowała zatrzymać turecki statek towarowy płynący do Libii, by sprawdzić, czy nie przewodzi broni do kraju objętego embargiem na broń ustanowionym kiedyś przez ONZ. Do inspekcji nie doszło, gdyż tureckie okręty wojenne, które eskortowały statek-cargo, trzy razy namierzyły Francuzów radarami prowadzenia ognia, co Francja uznała za „zachowanie skrajnie agresywne”. To nie pierwszy taki incydent, lecz pierwszy raz Paryż narobił hałasu.

Macron mówił o odmóżdżeniu NATO podczas wspólnej konferencji prasowej z prezydentem Tunezji Kaisem Sajedem. Tunezja, podobnie, jak Egipt, jest bardzo zaniepokojona sytuacją w Libii, obawia się, że ten kraj rozpadnie się na co najmniej dwie części, od kiedy Turcja zaczęła otwarcie pomagać zbrojnie jednemu z libijskich rządów, temu w stołecznym Trypolisie (GNA), uznanemu przez ONZ za jedyny libijski rząd. Dzięki pomocy armii tureckiej jednostki GNA odepchnęły od miasta wojsko marszałka Chalify Haftara, który od kwietnia zeszłego roku, w imieniu rządu z Benghazi na wschodzie kraju, próbował bezskutecznie zdobyć miasto i obalić rząd GNA.

W tej chwili wojska libijsko-tureckie w swej kontrofensywie podchodzą pod Syrtę, strategiczne miasto na środkowym wybrzeżu Libii, co wywołało nerwową reakcję Egiptu stojącego politycznie po stronie Haftara, podobnie jak Francja, Wielka Brytania, Rosja, USA, czy Zjednoczone Emiraty Arabskie (ZEA). Dyktator Egiptu, marszałek as-Sisi, zagroził otwartą interwencją zbrojną w Libii, gdyby rząd z Trypolisu dalej postępował w terenie. Do tej pory Egipt pomagał Haftarowi po cichu.

Turcja tymczasem oskarża Francję o „podwykonawstwo Egiptu i ZEA”, gdyż sprzedaje tym krajom broń na użytek wojny w Libii, pośrednio pomagając Haftarowi. Wcześniej Francuzi, podobnie jak Brytyjczycy i Amerykanie, wysyłali swe jednostki specjalne, które miały pomóc marszałkowi zdobyć Trypolis, natomiast Turcy, oprócz swego wojska, wysyłają do tego miasta dżihadystów z Al-Kaidy wycofanych z Syrii. Al-Kaida była co prawda sojusznikiem NATO w Syrii, lecz teraz jej obecność w Libii niepokoi niektóre kraje europejskie, w tym Francję, która, jak inne kraje NATO zbroiła syryjskich dżihadystów (łamiąc embargo ONZ) w nadziei obalenia rządu w Damaszku.

Sekretarz generalny Sojuszu Jens Stoltenberg ogłosił otwarcie śledztwa w sprawie morskiego konfliktu. Chaos w Libii trwa od 2011 r., kiedy z inicjatywy francusko-amerykańsko-brytyjskiej NATO zlikwidowało państwo libijskie.

zrodlo:miziaforum.com

"Podtopione domy, zalane ulice. Ponad 2 tys. wyjazdów strażaków do skutków nawałnic"

Burze i ulewne deszcze przetoczyły się w poniedziałek nad Polską. W całym kraju strażacy wyjeżdżali ponad 2 tys. razy, walcząc ze skutkami nawałnic. Większość interwencji dotyczyła wypompowywania wody z podtopionych domów, piwnic i zalanych ulic.

Ponad 2 tys. razy interweniowali w poniedziałek strażacy w związku z wystąpieniem w całym kraju burz i ulewnych deszczy - poinformował we wtorek PAP rzecznik komendanta głównego PSP st. kpt. Krzysztof Batorski.

Rzecznik komendanta głównego PSP st. kpt. Krzysztof Batorski. przekazał, że minionej doby strażacy przeprowadzili łącznie 3759 interwencji, z czego pożary stanowiły zaledwie 133 akcje. Pozostałe interwencje to tzw. miejscowe zagrożenia, z czego 2125 z nich to zdarzenia związane z usuwaniem skutków burz.

Rzecznik PSP zaznaczył, że zdarzeniach związanych z burzami ulewnym deszczem nikt nie ucierpiał.

640 interwencji było podjętych na Podkarpaciu. Najwięcej interwencji dotyczyło wypompowywania wody.

Strażacy udrażniali także przepusty drogowe, pomagali zabezpieczać workami z piaskiem budynki zagrożone podtopieniami, usuwali połamane konary drzew leżące na jezdniach, ulicach i chodnikach - wyliczał rzecznik podkarpackich strażaków bryg. Marcin Betleja.

Najczęściej strażacy wyjeżdżali w powiatach: rzeszowskim, sanockim, krośnieńskim.

W związku z wysokim stanem wód w rzekach i potokach alarm powodziowy obowiązuje w gminie Zarszyn, zaś pogotowia przeciwpowodziowe w gminach: Dydnia, Kolbuszowa, Zarzecze, Nozdrzec, Sieniawa oraz miasto Sieniawa, w powiecie przeworskim i brzozowskim, mieście Rzeszowie i Jaśle.

Do godz. 7 we wtorek w związku z burzami na Mazowszu strażacy interweniowali 1364 razy - poinformował rzecznik komendanta mazowieckiego Państwowej Straży Pożarnej mł. bryg. Karol Kierzkowski.

Wskazał, że interwencje strażaków dotyczyły głównie podtopień ulic i budynków (1228 interwencji) oraz 136 związanych z silnym wiatrem. "Uszkodzonych zostało 8 dachów w budynkach mieszkalnych" - podał.

"Najgorszy jest strach, że porwie dom"

W Małopolsce ponad półtora tysiąca domów wciąż nie ma prądu. Na 12 rzekach przekroczone są stany alarmowe i ostrzegawcze. Urząd Wojewódzki przekazał 10 gminom już ponad milion złotych środków pomocowych. Jak wynika z informacji przekazanych we wtorek przez urząd wojewódzki, w wyniku ostatnich ulew bez prądu pozostaje 1661 domostw. Minionej doby strażacy PSP interweniowali 196 razy w związku z usuwaniem skutków powodzi, a od niedzieli łącznie 876 razy.

W gminie Raciechowice najbardziej zniszczone zostały budynki leżące przy rzece Stradomka, to właśnie ta mała rzeczka poczyniła największe straty,  także w innych gminach.

Na budynkach widać jak wysoka była woda, która zalała około 50 gospodarstw, a w korycie rzeki i przy drogach leżą połamane drzewa i gałęzie, a mieszkańcy sprzątają swoje domy. Do domu też się trochę nalało, ale wysprzątaliśmy. Strach patrzeć na tę wodę, jak się lała drogą, bo to jest huk straszny. To jest najgorsze, ten strach, że dom porwie - mówiła reporterowi RMF FM Markowi Wiosło jedna z mieszkanek.

Gigantyczne straty po ulewach w Małopolsce

W nocy z soboty na niedzielę w Małopolsce na stacji pomiarowej w Jodłowniku IMGW odnotowało rekordowy opad: niemal 152 litry wody na metr kwadratowy powierzchni.

Liczenie strat i sprzątanie - tak wyglądał poniedziałek w Łapanowie. W niedzielę po nocnych ulewach wezbrana woda przelała wał przeciwpowodziowy na rzece Stradomka. Rozlała się po miejscowości i na okoliczne pola. Podtopionych zostało ponad 70 gospodarstw. Tylko w tej gminie straty to będą miliony złotych.

 
Władza o nas zapomniała, od 10 lat nie zrobiono nic, by zapobiegać powodziom - mówili mieszkańcy. Wspominali, że podobna sytuacja miała miejsce w 2010 roku i mimo próśb lokalnego samorządu o poprawę bezpieczeństwa wałów przeciwpowodziowych nic  wtej kwestii się nie zmieniło.

W związku z trudną sytuacją w Małopolsce w poniedziałek szef MSWiA Mariusz Kamiński zdecydował o uruchomieniu pomocy ze środków rezerwy celowej budżetu państwa na przeciwdziałanie i usuwanie skutków klęsk żywiołowych wysokości 1,5 mln zł. Pieniądze zostaną przeznaczone na wypłatę zasiłków dla poszkodowanych w ostatnich nawałnicach w Małopolsce.

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

"Preisner nie wyklucza kroków prawnych przeciw sztabowcom Andrzeja Dudy. Ci ostatni odrzucają zarzuty"(ideo)

Kompozytor Zbigniew Preisner zapowiedział, że wystąpi na drogę prawną przeciwko sztabowcom prezydenta Andrzeja Dudy, którzy - jak uważa - w czasie niedzielnej konwencji wyborczej w Krakowie bezprawnie użyli fragmentów jego utworu. Po tym, jak pełnomocnik wyborczy sztabu prezydenta Krzysztof Sobolewski oświadczył, że za emisją utworu stoi ktoś inny, Preisner zaznaczył, że jeśli został w tej sprawie wprowadzony w błąd, to "wszystkich przeprasza".

Kompozytor Zbigniew Preisner zapowiedział, że wystąpi na drogę prawną przeciwko sztabowcom prezydenta Andrzeja Dudy, którzy - jak uważa - w czasie niedzielnej konwencji wyborczej w Krakowie bezprawnie użyli fragmentów jego utworu. Po tym, jak pełnomocnik wyborczy sztabu prezydenta Krzysztof Sobolewski oświadczył, że za emisją utworu stoi ktoś inny, Preisner zaznaczył, że jeśli został w tej sprawie wprowadzony w błąd, to "wszystkich przeprasza".
Zbigniew Preisner (zdj. arch.)/ Tomasz Gzell /PAP

zamiarze wejścia na drogę prawną z powodu wykorzystania jego utworu w czasie niedzielnej wizyty Andrzeja Dudy w Krakowie, Zbigniew Preisner poinformował w poście opublikowanym w nocy na Facebooku.

"Na Małym Rynku w Krakowie z 'Dudabusu' została bez mojej zgody wyemitowana moja piosenka 'Miejcie nadzieję'. Co za bezczelność?! A. Duda, kandydat na prezydenta, łamie moje osobiste prawa autorskie" - napisał wówczas kompozytor.

Podkreślił, że nie popiera kandydatury Andrzeja Dudy.

"Nie życzę sobie wykorzystywania mojej twórczości do Pana promocji. Występuję na drogę prawną" - stwierdził.

Sztab Dudy zaprzecza i mówi o "innych środowiskach"

W odpowiedzi poseł PiS Krzysztof Sobolewski oświadczył w rozmowie z Polską Agencją Prasową, że to nie sztab Andrzeja Dudy wyemitował w czasie krakowskiej konwencji piosenkę skomponowaną przez Preisnera.

"Szanując twórczość pana Zbigniewa Preisnera, informujemy, że sztab wyborczy prezydenta Andrzeja Dudy nie emitował tego utworu ani z Dudabusa, ani w trakcie konwencji" - podkreślił.

"Natomiast emisja tego utworu, z naszych informacji, miała miejsce pod pomnikiem Adama Mickiewicza, gdzie odbywała się manifestacja innych środowisk" - zaznaczył pełnomocnik wyborczy sztabu prezydenta.

Nie sprecyzował jednak, o kogo chodziło.

https://twitter.com/i/status/1275009242873954306

"Sztab kandydata PO ewidentnie nie umie w ustawki, ale wciąż próbuje. Jak nie polskojęzyczny Francuz podążający za nim po gminach, by 'zadawać pytania' po francusku, to Zbigniew Preisner nieprawdziwie oskarżający PAD. Dobra rada - więcej naturalności, mniej kłamstw" - komentował z kolei na Twitterze Radosław Fogiel, wicerzecznik prasowy Prawa i Sprawiedliwości.

Preisner zastrzega: Jeśli informacja była nieprawdziwa, to przepraszam

W poniedziałek po południu Zbigniew Preisner ponownie odniósł się do sprawy.

"O zdarzeniu dowiedziałem się z informacji w poważnej gazecie, za którą uważam ‘Gazetę Wyborczą’, zwłaszcza, że jest to relacja z tej konwencji. Na tej postawie wystąpiłem z oświadczeniem" - wyjaśnił w rozmowie z Polską Agencją Prasową.

"Zwłaszcza, że nie jest to pierwszy raz, kiedy moja muzyka była wykorzystywana przez PiS: w 2013 roku zorganizowano manifestację z wykorzystaniem piosenki ‘Miejcie nadzieję’" - podkreślił.

"Oczywiście, jeśli informacja podana przez ‘Gazetę Wyborczą’, na podstawie której interweniowałem, jest nieprawdziwa, wszystkich przepraszam" - zadeklarował Zbigniew Preisner.

Współorganizatorka demonstracji na Rynku Głównym wyjaśnia

Polska Agencja Prasowa skontaktowała się również ze współorganizatorką i uczestniczką demonstracji, która odbyła się na Rynku Głównym przed konwencją prezydenta. Na nagraniach z demonstracji, które pojawiły się w sieci, słychać - jak podaje PAP - fragment utworu "Miejcie nadzieję" skomponowanego przez Preisnera, z wokalem Jacka Wójcickiego.

Katarzyna Boroń, reprezentująca inicjatywę #DOŚĆmilczenia, wyjaśniła w rozmowie z Agencją, że manifestacja została zorganizowana, aby wyrazić sprzeciw wobec polityki PiS, a także zwrócić uwagę na - jak wskazała - związki między władzą a Kościołem.

Ponadto podkreśliła: "Jest zgoda ZAiKS-u na wykorzystanie fragmentu utworu podczas manifestacji, który nie przekracza 30 sekund. My bardzo często wykorzystujemy różne utwory podczas naszych demonstracji, ale rygorystycznie wręcz przestrzegamy tego czasu, żeby nikt nie miał do nas żadnych zastrzeżeń".

"Nie złamaliśmy przepisów ustanowionych przez ZAiKS" - zadeklarowała.

Prezydent porównał rząd PO-PSL do koronawirusa

W niedzielę walczący o reelekcję prezydent Duda spotkał się ze swoimi sympatykami na Rynku Głównym w Krakowie. W swoim wystąpieniu mówił m.in. wzroście bezrobocia wywołanym przez koronawirusa i o tym, jak wyglądała sytuacja za rządów PO-PSL.


Duda o rządzie PO-PSL: Byli gorsi niż koronawirusTVN24/x-news

Dopadła nas epidemia koronawirusa, gospodarka znalazła się w zagrożeniu... Nie zastanawialiśmy się, wprowadziliśmy programy tarczy antykryzysowej. Miliard złotych dziennie wypłacany jest polskim przedsiębiorcom po to, by ratowali miejsca pracy - mówił Andrzej Duda. Spójrzcie państwo na karty historii. Popatrzcie państwo, że 2015 roku, kiedy przejmowaliśmy władzę od koalicji PO-PSL, bezrobocie wynosiło ponad 9 procent. W najgorszym czasie momencie pandemii koronawirusa bezrobocie wzrosło do 6 procent, czyli było niższe niż wtedy, kiedy oni rządzili. Byli gorszym wirusem niż koronawirus - ocenił. Dla polskiej gospodarki byli gorsi niż koronawirus - powtórzył prezydent. Jak zapewnił, obecne rządy, dzięki "mądrej polityce" osłaniają miliony miejsc pracy.

Krakowskie wystąpienie Dudy krytycznie skomentował m.in. lider ludowców i kandydat tej partii na prezydenta - Władysław Kosiniak-Kamysz. Ocenił w Szczecinie, że słowa te pokazują, "w jak wielkiej panice jest dzisiaj Andrzej Duda, jak jego strach ma wielkie oczy, jak bardzo boi się porażki, jak nie wyobraża sobie życia poza Pałacem Prezydenckim".

Jak można do koronawirusa, który niesie śmierć, porównać roczny urlop macierzyński, który miałem okazję wprowadzać, tysiąc złotych na każde dziecko, dwa i pół tysiąca żłobków i przedszkoli, pracę dla młodych, wsparcie dla seniorów, wszystkie programy społeczne, wsparcie osób niepełnosprawnych? - wyliczał Kosiniak-Kamysz. To jest porównanie godne prezydenta Rzeczpospolitej? To jest wstyd dla niego i on się będzie wstydził tych słów, bo one przy nim zostaną - mówił lider ludowców.

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

""DGP": Jak ma wyglądać Fort Trump w Polsce???"

Dwukrotnie więcej żołnierzy, niż planowano, dowództwo na szczeblu korpusu, a także 30 samolotów F-16. Obecność wojsk USA będzie w Polsce bardziej widoczna, ale stacjonować będą na specjalnych prawach - pisze we wtorek "Dziennik Gazeta Prawna". Przypomina, że w środę prezydenci Polski Andrzej Duda i USA Donald Trump potwierdzą w Waszyngtonie zasady, na jakich zostanie zwiększona obecność USA w Polsce.

Gazeta podkreśla, że poznała szczegóły tego, jak będzie wyglądał Fort Trump. Jak twierdzi "DGP", do naszego kraju ma przyjechać nawet do dwóch tysięcy żołnierzy amerykańskich, a nie - jak zakładano wcześniej - do tysiąca. "Do Polski przeniesione zostanie również Dowództwo V Korpusu US Army z Kentucky" - czytamy w "DGP".

"Jest też plan, by z RFN do Polski przebazować około 30 amerykańskich F-16. Podpisane ma zostać również porozumienie DCA - Defence Cooperation Act, regulujące zasady, na jakich Amerykanie będą u nas funkcjonować" - informuje dziennik.

"Do tego przekazanych zostanie Polsce pięć używanych
 - lecz nowszych niż użytkowane przez nasze siły powietrzne - samolotów transportowych C-130 Hercules" - dodaje "DGP". Zaznacza także, że poza sprawami wojskowymi poruszona zostanie również kwestia amerykańskiego kredytu na budowę w Polsce elektrowni atomowej. "Najpewniej będzie się to wiązało z podpisaniem niewiążącego memorandum" - pisze gazeta.

"Kontrowersje mogą jednak budzić zasady, na jakich przebywać u nas będą Amerykanie"

"Finał rozmów o Fort Trump jest znacznie bardziej ambitny, niż do tej pory zakładano" - podkreśla dziennik. Zaznacza przy tym, że "kontrowersje mogą jednak budzić zasady, na jakich przebywać u nas będą Amerykanie".

Według informacji DGP będą oni objęci szerokim immunitetem, który daleko wykracza poza zasady obowiązujące np. w Niemczech czy Japonii, gdzie również stacjonują siły USA. "Warszawa wzięła też na siebie znaczną część finansowania zwiększonej obecności amerykańskich sił. "Wciąż brakuje jednak szczegółów w tej sprawie" - pisze dziennik.

Jak wynika z sondażu przeprowadzonego dla "DGP" oraz RMF FM  60 proc. respondentów popiera zwiększenie obecności wojsk amerykańskich w Polsce. Natomiast 30 proc. jest przeciwnego zdania.

Z kolei 81 proc. respondentów zainteresowanych polityką uważa, że pobyt wojsk amerykańskich w Polsce powinien być finansowany przez oba kraje.

Badanie United Survey zostało wykonane 19 czerwca metodą telefonicznych wywiadów kwestionariuszowych na ogólnopolskiej próbie 1100 aktywnych zawodowo Polaków.

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

"Macron stara się uzasadnić gotówkę dla Ukrainy – Le Monde Jak podaje gazeta, zobowiązania francuskiego przywódcy wobec Kijowa stały się „budżetowym i politycznym bólem głowy”."

  „Niezwykle niejasne” jest, w jaki sposób Francja może spełnić obietnice prezydenta Emmanuela Macrona dotyczące dostarczenia Ukrainie więks...