poniedziałek, 15 czerwca 2020

"Francja wycofuje się z zakazu i dodaje paralizatory dla policji"

PARIS (AP) - Niecały tydzień po tym, jak Francja ogłosiła, że ​​porzuci policyjne dławiki, rząd zareagował na rosnące niezadowolenie oficerów, ogłaszając, że przetestuje paralizatory do szerszego zastosowania, dodając do grona europejskich organów ścigania, które niedawno przyjęły broń, którą wielu w USA utożsamia z nadmiarem przemocy policyjnej.

Następnie, w poniedziałek, rząd wycofał się z całkowitego zakazu zadławienia, mówiąc, że nie będzie uczył manewru rekrutów, ale pozwoli na jego użycie, dopóki nie pojawi się lepsza alternatywa.

Dla Johny'ego Louise wydawało się, że 22 sekundy pulsacji Tasera, które doprowadziły do ​​śmierci jego syna, nie mają znaczenia.

„Potrzebują więcej śmierci, aby pewnego dnia zrozumieli, ale będzie to więcej bezcelowych śmierci i cierpień dla rodzin”, powiedziała Louise.

Żandarmi z Orleanu, odpowiadając na pijaną bójkę, próbowali aresztować jego syna, Loïca. Jeden oficer, Noham Cardoso, wystrzelił po raz pierwszy paralizator, uderzając Loïc Louise w klatkę piersiową podwójnymi strzałkami i podskakując go przez pełne 17 sekund, zamiast zwykłego 5-sekundowego cyklu, a następnie uderzył go ponownie w mniej niż minutę później z kolejnymi 5 sekundami, zgodnie z dokumentami sądowymi uzyskanymi przez The Associated Press. Loïc Louis, czarny, zemdlał, a później został uznany za zmarłego w szpitalu.

WIĘCEJ OPOWIEŚCI:
- Muzułmanie przyłączają się do reform policyjnych, popierając grupy kierowane przez czarnych
- `` Przestańcie walczyć! '' Test trzeźwości w Atlancie szybko stał się zabójczy
- Protesty organizowane w Kalifornii przez trzeci prosty weekend

MORE STORIES:

Cardoso został oskarżony w ubiegłym roku o mimowolne zabójstwo w dniu 3 listopada 2013 r., Śmierć. Powiedział, że Loïc Louise była agresywna i wydawała się gotowa do ataku.

Prawnik oficera, Ludovic de Villèle, nie może pojąć, dlaczego Francja zastąpiłaby technikę unieruchamiania bronią. Powiedział, że sensowniej byłoby wynaleźć inną technikę zastępującą dławiki.

„To zły znak, mówiąc:„ Nie możesz się udusić, ale oto Tasery, których możesz użyć ””, powiedział de Villèle.

Ale ogłuszenia są coraz częściej bronią wybieraną przez europejskie organy ścigania, tak jak to ma miejsce od lat w Stanach Zjednoczonych, gdzie są uważane za skuteczną ochronę dla funkcjonariuszy próbujących aresztować podejrzanych z użyciem przemocy. W Atlancie, zaledwie kilka godzin po ogłoszeniu francuskiego paralizatora w piątek, pozornie rutynowa kontrola trzeźwości przed restauracją Wendy zakończyła się postrzałami po tym, jak Rayshard Brooks złapał Tasera od oficerów i pobiegł.

Zabicie 27-letniego Murzyna podczas spotkania z dwoma białymi oficerami w późny piątek ożywiło płomienne protesty w Atlancie i spowodowało rezygnację szefa policji. Jeden z oficerów został zwolniony.

Axon, firma produkująca Tasers, poczyniła w ostatnich latach duży nacisk poza Stanami Zjednoczonymi, a agencje w Holandii i we Włoszech ostatnio rozszerzyły użycie broni ogłuszającej, podążając ścieżką Wielkiej Brytanii, gdzie użycie stale rosło, odkąd zostały wprowadzone w 2003.

Paralizatory są już we Francji ograniczone, ale coraz częściej stosowane. Liczba zrzutów wzrosła z 1400 w 2017 r. Do 2349 w 2019 r. Według francuskiej agencji nadzoru policji ogłuszenie zabiło jedną osobę w zeszłym roku, a trzy doznały poważnych obrażeń. Po tym, jak Francja powiedziała w zeszłym tygodniu, że zrezygnuje z dławika, policja w całym kraju rozproszyła protesty, twierdząc, że czuje się porzucona przez rząd.

Według statystyk rządowych, według statystyk rządowych, policja w Anglii i Walii zrzuciła Tasery 2700 razy w ciągu 12 miesięcy kończących się w marcu 2019 r., Które również wykazały, że czarnoskórzy byli bardziej skłonni niż ogłuszeni.

Brytyjskie Niezależne Biuro ds. Postępowania Policyjnego stwierdziło w ubiegłym miesiącu, że narastają obawy „o jego nieproporcjonalne stosowanie wobec czarnych mężczyzn i osób mających problemy ze zdrowiem psychicznym”.

W zeszłym tygodniu brytyjski raper Wretch 32 zamieścił wideo na temat swojego 62-letniego ojca uderzonego przez Tasera w jego londyńskim domu podczas nalotu policji w kwietniu. Policja metropolitalna powiedziała, że ​​w przeglądzie nie znaleziono oznak niewłaściwego postępowania, ale burmistrz Londynu Sadiq Khan wezwał do pilnego dochodzenia.

Według Amnesty International co najmniej 18 osób w Wielkiej Brytanii zmarło po tym, jak policja wystrzeliła z nich pistolet ogłuszający, ale w wielu przypadkach nie ustalono, że broń spowodowała śmierć. Grupa praw człowieka powiedziała, że ​​co najmniej 500 osób zginęło w wyniku uderzenia bronią ogłuszającą w latach 2001–2012 w Stanach Zjednoczonych.

Włoski rząd zatwierdził stosowanie Taserów w styczniu po dwuletnim procesie i otworzył procedurę przetargową na zakup prawie 4500 paralizatorów, które zostaną podzielone między różne organy ścigania. Szef policji Franco Gabrielli powiedział w marcu, że następny etap będzie wymagał okresu szkolenia i „eksperymentów operacyjnych” w kilkudziesięciu miastach.

„Bezpieczeństwo naszego personelu jest najważniejsze, oczywiście bez powodowania szkód dla osób, które mogłyby znaleźć się po drugiej stronie” - powiedział Gabrielli przed szpitalem w Genui, gdzie odwiedził dwóch policjantów rannych podczas strzelaniny.

Holandia rozpoczęła wydawanie policji paralizatorów w 2017 roku i szkoli 17 000 spośród 40 000 oficerów. Ale znacznie mniej broni jest na zamówienie i nie będą one częścią standardowego wyposażenia oficera.

We Francji jest około 15 000 paralizatorów, których łączna siła policji i żandarmów wynosi około 240 000. Według Williama Terrilla, profesora wymiaru sprawiedliwości w kryminalnym uniwersytecie w Arizonie, w Stanach Zjednoczonych ponad trzy czwarte oficerów nosi broń jako standardową kwestię. Axon twierdzi, że utrzymuje stałe relacje z 95% amerykańskich organów ścigania.

Terrill powiedział, że szkolenie musi odbyć się przed powszechną dystrybucją Taserów, które są sprzedawane jako sposób ochrony oficerów przed agresywnymi podejrzanymi, przy jednoczesnym unikaniu śmiertelnej siły.

„Prawie prosi policję o dokonanie nieuczciwego wyboru pod wieloma względami” - powiedział. „Wyrażając to w ten sposób, prawie mówię, że bardziej cenię bezpieczeństwo moich oficerów niż bezpieczeństwo społeczności”.

Chuck Wexler, dyrektor wykonawczy Police Executive Research Forum z siedzibą w Waszyngtonie, powiedział, że ogłuszenia mogą być skuteczne, ale także nie potrafią ujarzmić ludzi aż 45% czasu.

„Widzieliśmy sytuacje, w których policjanci znaleźli się w sytuacji, w której ich używają, nie pracują, a teraz są bardzo blisko osoby, z którą mają do czynienia, i w końcu muszą skończyć z użyciem siły, w niektórych przypadkach śmiertelną siłą - powiedział Wexler.

Wexler powiedział, że można je pokonywać na odległość, ciężkie ubranie lub tylko jeden z dwóch zębów kontaktujących się z bronią.

Dla rodziny Loïc Louise z wyspy Reunion na francuskim Oceanie Indyjskim była to broń zbyt łatwo używana na osobie o ciemnej skórze.

Jego ojciec nie wierzy, że wszyscy żandarmi są rasistami, ale „niektórzy używają swojego munduru do robienia wszystkiego, co im się podoba”, powiedział Johny Louise. „A mój syn za to zapłacił”.

Powiązani pisarze prasowi, Jill Lawless w Londynie, Nicole Winfield w Rzymie Jake Bleiberg w Dallas i Mike Corder w Hadze w Holandii, przyczynili się do powstania tego raportu.

zrodlo:miziaforum.com

"Rewolucja w strumieniowaniu: protestujący zwracają uwagę na wirusowe klipy"

NEW YORK (AP) - setki protestujących maszerowały w zeszłym tygodniu na Piątą Aleję Manhattanu, ich znaki i śpiewy domagały się reformy policji uchwyconej z ich szeregów przez dziesiątki telefonów z aparatem.

„Ta rewolucja nie będzie transmitowana w telewizji!” krzyknął jeden protestujący. „Będzie transmitowany!”

Materiał filmowy odegrał rolę w poprzednich ruchach protestacyjnych: brutalne aresztowanie Rodneya Kinga w Los Angeles w 1991 r. Zostało sfilmowane przez mężczyznę na pobliskim balkonie z kamerą, a zdjęcia zamieszczone w mediach społecznościowych były kluczowe dla Arabskiej Wiosny i okupacji Wall Street.

Ale ruch Black Lives Matter był inny. Wywołało go wideo Bystander, w którym obywatele noszący telefony komórkowe zabijali zabójców Erica Garnera, Altona Sterlinga, George'a Floyda i innych. Podczas gdy te głośne klipy pokazały skrajność brutalności policji, wszechobecność smartfonów podczas ogólnopolskich protestów w ostatnich tygodniach zapewniła okno do interakcji protestujących z funkcjonariuszami niewyobrażalnymi dla poprzednich pokoleń Amerykanów.

Niektóre z najbardziej wstrząsających filmów tygodniowych zostały nakręcone przez tradycyjne media, takie jak dwóch policjantów z Buffalo popychających działacza pokojowego Martina Gugino. Wielu dziennikarzy spoza telewizji również używało aplikacji aparatu na swoich smartfonach.

WIĘCEJ OPOWIEŚCI:
- Muzułmanie przyłączają się do reform policyjnych, popierając grupy kierowane przez czarnych
- `` Przestańcie walczyć! '' Test trzeźwości w Atlancie szybko stał się zabójczy
- Protesty organizowane w Kalifornii przez trzeci prosty weekend

MORE STORIES:

Ale na każde spotkanie uchwycone przez reporterów dziesiątki innych zostały przesłane do mediów społecznościowych przez samych protestujących i obserwujących. Wśród najważniejszych: policjant z Filadelfii uderzył studenta Temple Temple w głowę i szyję metalową pałką oraz oficer z Nowego Jorku, pchając kobietę na ziemię i przeklinając ją. Obaj funkcjonariusze stają przed zarzutami dopiero po tym, jak nagrania nakręcone przez obywateli stały się popularne.

Telefony z aparatem umożliwiają protestującym opowiadanie własnych historii, czy to poprzez zdjęcia lub filmy na Twitterze, Facebooku i Instagramie, czy poprzez aplikacje do transmisji na żywo, takie jak Periscope. Każda demonstracja na świecie jest dokumentowana, od Nowego Jorku i Londynu aż po Holland, Arkansas - populacja około 550 osób. Twórcy filmów dokumentalnych również zbierają materiały.

Jednak najbardziej rezonują obecnie filmy, które przedstawiają dowody agresji policji, która pomaga w rozwiązywaniu roszczeń policji i pokazuje niektórym Amerykanom stronę organów ścigania, na którą czarne społeczności narzekają od dziesięcioleci.

„Jedynym sposobem, w jaki ci ludzie kiedykolwiek zmienią zdanie, jest po prostu przytłoczenie tyloma dowodami, że nie mogą tak naprawdę dłużej temu zaprzeczać”, powiedział adwokat ds. Obrony kryminalnej i pierwszej poprawki T. Greg Doucette.

Pełny zasięg: Śmierć George'a Floyda
To właśnie chciał przekazać Doucette, gdy zaczął tworzyć materiał na temat agresywnego zachowania policji od pierwszych dni protestów po śmierci Floyda 25 maja. Wątek Doucette na Twitterze zawiera obecnie ponad 500 filmów z protestów w całym kraju, a jego bezpośrednie wiadomości są zalewane większą ilością nagrań niż ma czas na sprawdzenie.

Matematyk Jason Miller zapisał łącza wideo w arkuszu kalkulacyjnym Google, tworząc sortowalną bazę danych katalogującą zachowania policji w obliczu ruchu narodowego potępiającego ich wysiłki.

„OK, w porządku, zawsze mi mówisz, że to tylko jedno złe jabłko” - powiedział Doucette o swoim myśleniu. „Cóż, oto co najmniej 10 złych jabłek. Jak to wytłumaczysz?

Doucette oszacował, że około 80% klipów, które opublikował w ciągu pierwszych kilku dni, pochodziło od nie-dziennikarzy.

Art Acevedo, szef Departamentu Policji w Houston i prezes Głównego Miasta Chiefs Association, powiedział, że widział filmy z protestów w całym kraju, a niektórzy - w tym wyobrażenia o tym, jak Gugino jest wpychany do Buffalo - pokazali wyraźne przewinienie policyjne.

Uważa także, że wiele maluje niekompletne zdjęcia interakcji. Jego prośba: jeśli osoba postronna prześle na Twitter materiał filmowy dotyczący rzekomego niewłaściwego postępowania policji, powinien również przesłać go bezpośrednio do departamentów policji w celu sprawdzenia.

„Myślę, że film czasem pokazuje jedną część interakcji, a czasem jest kompletny, a czasem nie”, powiedział Acevedo. „Myślę, że musimy spojrzeć na to przez pryzmat obiektywności każdego z nas i upewnić się, że faktycznie jest kompleksowy pod względem tego, na co patrzymy”.

Acevedo uznaje kulturę za problem w działaniach policyjnych, ale uważa, że ​​organy ścigania są utrzymywane na wyższym poziomie niż inne systemy użyteczności publicznej, takie jak sądy i służba zdrowia, częściowo z powodu wszystkich tych telefonów z aparatem.

„Kiedy nie zrobimy właściwej rzeczy, bardziej niż kiedykolwiek, istnieje duże prawdopodobieństwo, że zostanie to ujawnione” - dodał. „I będzie wyeksponowany i rozprzestrzeniony w całym kraju z prędkością błyskawicy”.

Jest to bardzo ważne, ponieważ zostało udowodnione, że jest odpowiedzialne, ale nadal istnieje ryzyko, że obywatele będą filmować policję.

Sądy ogólnie orzekły, że funkcjonariusze nagraniowi w miejscach publicznych są prawem chronionym na mocy Pierwszej Poprawki, ale eksperci i działacze twierdzą, że organy ścigania od dawna atakowały widzów kamerami, aresztując ich pod innymi zarzutami w celu zamknięcia nagrań.

Stało się to w latach 60. XX wieku podczas ruchu na rzecz praw obywatelskich, kiedy ekipy telewizyjne i cywile mieli sprzęt zniszczony przez władze.

Protesty wideo pokazują podobne działania z ostatnich trzech tygodni, podczas gdy oficerowie wydają się ścigać cywili z telefonami z aparatem. W jednym filmie z Denver funkcjonariusz opuszczający pozornie spokojną scenę strzelił kulą pieprzową bezpośrednio do telefonu z aparatem obserwatora.

Kilkaset protestujących na Brooklynie w zeszłym tygodniu było oszołomionych, gdy senator stanu Zellnor Myrie powiedział im, że Nowy Jork nie ma prawa chroniącego ich zdolność do filmowania policji. Zmieniło się to w zeszły poniedziałek, kiedy ustawodawca stanowy uchwalił projekt ustawy gwarantujący to prawo.

Chris Dunn, dyrektor prawny New York Civil Liberties Union, nazwał ustawodawstwo „afirmacją”, ale był sceptyczny co do jego faktycznego wpływu, dopóki nie nastąpi zmiana w kulturze egzekwowania prawa.

„Wnieśliśmy wiele spraw dotyczących fałszywych aresztowań w imieniu osób filmujących policję, i nigdy nie było sporu, do którego byli uprawnieni, ale i tak trafili w kajdanki” - powiedział Dunn.

Protestujący z pewnością zdają sobie sprawę z mocy swoich kieszeni.

W Nowym Jorku, gdzie materiał obserwacyjny pokazał, że Garner umiera w dławiku oficera w 2014 r., Czasami trudno było uzyskać wystarczającą obsługę komórkową wśród grup protestowych, ponieważ tak wiele osób filmuje i przesyła filmy do mediów społecznościowych.

„Widzieliśmy, jak taśma wideo rewolucjonizuje i ujawnia odpowiedzialność policji od 15-20 lat”, powiedział Dunn. „Konieczne jest, aby spróbować zmienić to, co stało się z działaniami policji w tym kraju”.

zrodlo:miziaforum.com

"Rezerwa Federalna uruchamia program skupu obligacji korporacyjnych"

WASHINGTON (AP) - Rezerwa Federalna powiedziała w poniedziałek, że zacznie kupować obligacje korporacyjne w ramach wcześniej ogłoszonego planu, aby zapewnić firmom pożyczanie za pośrednictwem rynku obligacji podczas pandemii.

Program skupi istniejące obligacje na otwartym rynku, w przeciwieństwie do nowo wyemitowanych długów. Bank centralny powiedział, że będzie starał się zbudować „szeroki i zdywersyfikowany” portfel, który będzie naśladował indeks rynku obligacji. Obligacje będą musiały pochodzić od wysoko ocenianych firm o ratingu inwestycyjnym lub firm, które pasują do tego opisu, zanim wybuchnie epidemia wirusów.Ogłoszenie to pobudziło giełdę, która już odbiła się od wczesnych strat. Dow Jones wzrósł o 0,8% w popołudniowym handlu.

Zakupy Fed powinny obniżyć rentowność obligacji korporacyjnych, dzięki czemu pożyczki będą tańsze. Ale obniżając również zwrot z inwestowania w te obligacje, działania Fed prawdopodobnie zachęcą inwestorów do zamiany pieniędzy z obligacji korporacyjnych na akcje w nadziei osiągnięcia wyższego zwrotu.

Kiedy w marcu Fed ogłosił program skupu obligacji, niewiele firm było w stanie wyemitować obligacje. Banki i inni duzi inwestorzy odrzucali aktywa na rzecz gotówki. Nowe badania wykazały, że po prostu ogłaszając program, Fed był w stanie zachęcić do większego obrotu obligacjami i poprawić efektywność rynku.

Fed zapowiedział, że wykupi do 750 mld USD obligacji korporacyjnych i funduszy giełdowych złożonych z obligacji korporacyjnych. Departament Skarbu przekazał Fedowi 75 miliardów dolarów środków podatników na wyrównanie strat powstałych w wyniku inwestycji.

zrodlo:miziaforum.com

Andrzej Duda -" Polska nigdy nie zgodzi się na zmianę granic przez Rosję siłą!!!"

Polska nie może sobie pozwolić na zostawienie Ukrainy w obecnej trudnej sytuacji i nie zgadza się na rosyjskie działania zmierzające do zmiany granic siłą.

Andrzej Duda - Polska nigdy nie zgodzi się na zmianę granic przez Rosję siłą

W tej sytuacji Warszawa będzie zdecydowanie wspierać Kijów na arenie międzynarodowej -powiedział Prezydent RP Andrzej Duda podczas XV Zjazdu Klubów "Gazety Polskiej" w Warszawie w sobotę, informuje Polskie Radio .

„To jest bardzo trudna sytuacja i mam głębokie przekonanie, że nam nie wolno zostawić Ukrainy w tej sytuacji. Dlatego wszędzie, gdzie jestem na arenie międzynarodowej, podkreślam to, że prawo międzynarodowe musi być przestrzegane. Bo nikomu chyba nie muszę tłumaczyć, jak niezwykle groźna jest sytuacja, w której Europa i świat uznaliby, że przesunięcie przez Rosję granic siłą w Europie jest do zaakceptowania, choćby nawet do milczącego zaakceptowania” - powiedział Andrzej Duda.

Dodał, że Polsce „absolutnie się nie wolno z tym zgodzić” i zwrócił uwagę, że przez te 5 lat część Ukrainy była okupowana przez Rosję i jest "państwem, które zostało zaatakowane" i cały czas tli się tam wojna...

„To jest element polskiej racji stanu, żebyśmy dzisiaj twardo stali po stronie Ukrainy na gremium międzynarodowym” - powiedział Duda.

Analizując pięć lat stosunków polsko-ukraińskich, Duda zauważył, że były „różne momenty”.

Przyznał, że między tymi dwoma krajami nadal istnieje problem historyczny. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej wyraził jednak przekonanie, „że droga pojednania doprowadzi do tego, że będą nasze narody żyły w rzeczywiście prawdziwej przyjaźni, bez wzajemnych pretensji, z szacunkiem do siebie nawzajem, z wyczuciem i upamiętnieniem pomordowanych i tych, którzy zginęli”.

Wcześniej informowano, że Ukraina i Polska wznawiają współpracę w celu uhonorowania ofiar wojen i represji politycznych.

Wcześniej ambasador Ukrainy w Polsce Andrij Deszczyca powiedział w wywiadzie dla Ukrinform, że kwestie historyczne pozostają na porządku dziennym stosunków dwustronnych między Ukrainą a Polską, ale nie są już głównymi tematami negocjacji. Ułatwiło to zniesienie zakazu przeszukiwania i ekshumacji polskich ofiar na Ukrainie.

zrodlo:ukrinform.pl;miziaforum.com

"Edward Janiak w liście do innych biskupów: To działania abpa Polaka uderzają w wizerunek Kościoła"

Biskup Edward Janiak – antybohater z filmu braci Sekielskich – pisze kolejny list. Tym razem atakuje w nim prymasa Polski Wojciecha Polaka. Według Janiaka to Polak uderza w wizerunek Kościoła. "Nie będę milczał w sprawie fałszywych oskarżeń mojej osoby" - pisze Janiak, odnosząc się do wysuniętych wobec niego oskarżeń o ukrywanie pedofilii.

Treść listu biskupa Janiaka opublikował Onet. Jak relacjonuje portal - w liście biskup pisze, że abp Wojciech Polak kontaktował się z braćmi Sekielskimi przed premierą filmu "Zabawa w chowanego". Po spotkaniu zlecił prawnikom Kurii Gnieźnieńskiej zadanie opracowania swojego stanowiska  w tej sprawie. "Jest to kompromitujące, że ks. Prymas w dzień przed uroczystością 100-lecia urodzin św. Jana Pawła II podaje wiadomość, atakującą moją osobę jako bym miał ukrywać księdza pedofila" - portal cytuje list (pisownia oryg. - przyp. red.). Biskup Janiak ponad to zaznacza, że bracia Sekielscy są wrogami Kościoła.

Fundacja Świętego Józefa

Jak pisze portal - w liście biskup Janiak przekonuje, że Fundacja Świętego Józefa, która niesie pomoc ofiarom pedofilii, została powołana wbrew woli hierarchów Kościoła katolickiego. "Jestem 24 lata biskupem i nigdy wbrew tajnemu głosowaniu, gdzie wynik był negatywny, nie zmieniono decyzji na pozytywny. Tym razem było inaczej" - pisze Janiak. "Wówczas wystąpiło dwóch biskupów, z Opola i Lublina, z głosem, żeby odstąpić od decyzji [negatywnej, czyli o niepowoływaniu Fundacji - red.], gdyż ks. Prymas już podał do publicznej wiadomości, że KEP zatwierdziła Fundację i podała jej skład zarządu, w którym była p. Titaniec" - pisze dalej Janiak.

Miały się pojawić wątpliwości co do tego, czy ujawnić wyniki głosowania. Jednak zostały one rozwiane słowami "Ksiądz Prymas byłby skompromitowany". To Stanisław Gądecki, Przewodniczący KEP, miał wówczas zabrać głos i powiedzieć, że "trzeba uniknąć takiej sytuacji" - czyli skompromitowania Polaka - "i przystać na powstanie Fundacji św. Józefa".

W liście Janiak pisze, że to rozwiązanie - które określa jako siłowe - miało na celu uchronienie Polaka od medialnych spekulacji oraz porażki.

Biskup Janiak stwierdza, że wszyscy biskupi są za tym, aby pomagać ofiarom pedofilii. Jednak jednocześnie wypomina Polakowi szereg "uchybień", które popełnił jego zdaniem: uderzył w biskupa diecezjalnego i wydał na niego wyrok- pomimo możliwości skonfrontowania informacji zawartych w filmie [Sekielskich - red.] z krokami podjętymi przez diecezję kaliską, nie chciał zapoznać się z dokumentacją, wydał plakaty za pieniądze Fundacji, które w odbiorze społecznym zostały źle przyjęte przez wiernych, a na małych parafiach były zgorszeniem

Jak pisze Onet, biskup Janiak stwierdza wprost, że to prymas Polak uderza w wizerunek Kościoła. "Wierzę, że prawda wyjdzie na jaw, zwłaszcza, że istnieją zapisy wszystkich rozmów z Panią Martą Titaniec. Wcześniej atakowano Ks. Dyrektora Caritas Polska, dzisiaj mnie, a jutro może to byś następny z Księży Biskupów".

Na koniec stanowczo stwierdza: "Nie będę milczał w sprawie fałszywych oskarżeń mojej osoby". 

Episkopat odrzuca oskarżenia zawarte w liście

Delegat KEP ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży abp Wojciech Polak oraz Fundacja św. Józefa zostali powołani zdecydowaną większością głosów księży biskupów podczas zebrań plenarnych Episkopatu w 2019 roku - poinformował bp Artur Miziński, Sekretarz Generalny KEP w wydanym komunikacie.

Biskup Janiak o medialnej nagonce na niego

Biskup Edward Janiak już wcześniej pisał list - wtedy skierowany był do wiernych z prośbą o modlitwę.

Poza wątkiem związanym z uroczystością niedzieli Trójcy Świętej, jaką wtedy obchodził Kościół katolicki, biskup odniósł się też do głośnych w ostatnim czasie oskarżeń wobec niego o ukrywanie i tuszowanie przypadków pedofilii duchownych.

"Zwracam się też do diecezjan o modlitwę za kapłanów, by moc łaski pana była dla nich większa aniżeli przemoc i jakakolwiek ludzka słabość" - napisał.

Stwierdził też, że jest ofiarą medialnej nagonki. "Proszę także szczególnie o modlitwę w tym czasie medialnej nagonki na moją osobę, abym uświęcony niewidzialną mocą Ducha Świętego, mógł zawsze służyć Bogu Żywemu przez miłość i służbę ofiarną, której Chrystus jest początkiem, środkiem i dopełnieniem" - zaznaczył. List miał być przeczytany we wszystkich parafiach diecezji w czasie mszy.

SPRAWDŹ RÓWNIEŻ: Abp Gądecki upoważniony do dochodzenia ws. zaniedbań biskupa Janiaka

Watykan wyjaśnia, czy Janiak ukrywał księdza-pedofila

Przypomnijmy, że od połowy maja w Watykanie toczy się postępowanie w sprawie biskupa Edwarda Janiaka. Miał on ukrywać przypadki molestowania seksualnego przez księdza pracującego w diecezji kaliskiej.

Afera wokół biskupa wybuchła po filmie braci Sekielskich "Zabawa w chowanego". W nim dziennikarze przedstawili sprawę księdza Arkadiusza H., który przez lata miał molestować seksualnie chłopców.

W dokumencie zostały pokazane też zaniedbania ze strony ordynariusza diecezji. W związku z tym prymas Polski abp Wojciech Polak skierował do Watykanu wniosek o przeprowadzenie dochodzenia w tej sprawie. Jeżeli zarzuty się potwierdzą, to zgodnie z listem papieża Franciszka, biskupowi Janiakowi grozi nawet usunięcie z urzędu.

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

"36 obcych cywilizacji w naszej Galaktyce?"

W naszej galaktyce, Drodze Mlecznej może istnieć około 36 aktywnych, inteligentnych i zdolnych do wysyłania informacji cywilizacji - przekonują na łamach czasopisma "The Astrophysical Journal" astrofizycy z University of Nottingham. Takie wnioski przyniosła ich zdaniem analiza warunków, które sprzyjałyby pojawieniu się i ewolucji życia według scenariusza, który znamy z Ziemi. Nie mamy jednak wielkich szans, by się z tymi innymi cywilizacjami skomunikować. Według obliczeń znajdują się w odległości przeciętnie 17 tysięcy lat świetlnych od siebie.

W naszej galaktyce, Drodze Mlecznej może istnieć około 36 aktywnych, inteligentnych i zdolnych do wysyłania informacji cywilizacji - przekonują na łamach czasopisma "The Astrophysical Journal" astrofizycy z University of Nottingham. Takie wnioski przyniosła ich zdaniem analiza warunków, które sprzyjałyby pojawieniu się i ewolucji życia według scenariusza, który znamy z Ziemi. Nie mamy jednak wielkich szans, by się z tymi innymi cywilizacjami skomunikować. Według obliczeń znajdują się w odległości przeciętnie 17 tysięcy lat świetlnych od siebie.

j. ilustracyjne/PixabZda
Pytanie o możliwość istnienia we Wszechświecie innych od naszej, inteligentnych cywilizacji intrygowało naukowców od dawna. Szczególnie istotne stało się w ciągu ostatnich dwóch dekad, kiedy na masową niemal skalę astronomowie zaczęli odkrywać planety pozasłoneczne. Ze zrozumiałych względów największym zainteresowaniem cieszą się te z nich, które mają na powierzchni warunki sprzyjające istnieniu wody w formie ciekłej. To na nich życie jakie znamy, miałoby największą szanse powstać i się utrzymać. Miałoby szanse powstać nie oznacza jednak, że faktycznie powstało. Dotychczasowe szacunki ewentualnej liczby istniejących cywilizacji były bardzo niedokładne. Badacze z University of Nottingham postanowili je nieco doprecyzować. 

Tom Westby i Christopher J. Conselice przyjęli do swoich analiz założenie, że życie na innych planetach naszej galaktyki mogłoby się rozwijać według schematu, w myśl którego powstało na Ziemi. Sformułowali dla niego dwa Astrobiologiczne Warunki Kopernikańskie, słaby i silny. W myśl słabego warunku, inteligentne cywilizacje CETI (Communicating Extra-Terrestrial Intelligent) powstają w ciągu 5 miliardów lat, ale nie wcześniej. W myśl silnego warunku CETI powstaje w przedziale 4,5-5,5 miliarda lat, mniej więcej tylu, ile na Ziemi. Obliczenia oparto przy tym na założeniach dotyczących ewolucji gwiazd, powstawania pierwiastków metalicznych i prawdopodobieństwa utworzenia się planet w strefach zamieszkiwalnych swoich gwiazd, czyli tam, gdzie warunki pozwalają utrzymać się na powierzchni wodzie w postaci ciekłej.

Przy założeniu spełnienia silnego warunku i tego, że cywilizacja pozostaje inteligentna i zdolna do komunikacji przez mniej więcej 100 lat, w naszej Drodze Mlecznej powinno być aktualnie co najmniej 36 cywilizacji CETI, przy czym po uwzględnieniu niepewności oznacza to w praktyce liczbę między 4 a 211. Jeśli założyć, że rozkładają się równomiernie, ich przeciętne oddalenie wynosi 17 tysięcy lat świetlnych, a minimalne - 7 tysięcy lat świetlnych. Najbardziej prawdopodobne jest, że owe cywilizacje mogłyby się tworzyć nie wokół gwiazd podobnych do Słońca, ale wokół czerwonych karłów typu M, co jeszcze bardziej zmniejsza szanse ich ewentualnego odkrycia.

Jeśli założyć, że powstanie każdej cywilizacji zajmuje w naszej Galaktyce mniej więcej tyle samo czasu, co naszej na Ziemi, możemy uznać, że tych aktywnych powinno być tu obecnie co najmniej kilka tuzinów - mówi astrofizyk, prof. Christopher Conselice. Naszym zdaniem trzeba tu po prostu przeanalizować ewolucję, ale na skalę kosmiczną. W tym celu formułujemy Astrobiologiczne Warunki Kopernikańskie. Klasyczna metoda szacowania liczby inteligentnych cywilizacji opiera się na zgadywaniu pewnych dotyczących życia wielkości. Opinie na ich temat istotnie się różnią. Nasza praca uprasza te przewidywania w oparciu o nowe dane i pozwala na wiarygodną ocenę liczby cywilizacji - dodaje pierwszy autor publikacji, Tom Westby.

Fakt, że według obliczeń ewentualne obce cywilizacje znajdywałyby się w odległości przeciętnie 17 tysięcy lat świetlnych od siebie sprawia, że szanse komunikacji miedzy dwiema z nich w czasie, w którym obie istnieją - są niewielkie. Jeśli czas ich trwania nie jest zresztą odpowiednio długi, może się zdarzyć, że w obecnej chwili jesteśmy w Drodze Mlecznej tak naprawdę sami. Nasze badania pokazują, że poszukiwania pozaziemskiego życia mogą być przydatne nie tylko do ewentualnego odkrycia innych jego form, ale także mogą pomóc nam ocenić trwałość naszej własnej cywilizacji - dodaje prof. Conselice. Jeśli okaże się, że inteligentnych cywilizacji jest wiele, może to oznaczać, że istnieją przez długi czas i nasza też może potrwać jeszcze setki lat. Jeśli obcych cywilizacji w naszej Galaktyce nie odkryjemy, może to oznaczać, że są krótkotrwałe i dla nas samych będzie to zły znak. 

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

"Obraźliwy „dodatek” dla krakowskiej pielęgniarki – NFZ wypłacił jej 4 zł za pracę w trakcie pandemii"

Kpina z personelu medycznego i obraza – inaczej tego nie można nazwać. Pielęgniarka pokazała przelew od NFZ, który opisano jako dodatek za pracę w czasie epidemii. Kwota to 4,25 zł.

 Tyle dla Narodowego Funduszu Zdrowia warte jest poświęcenie pielęgniarek, które razem z lekarzami stoją na pierwszej linii frontu walki z koronawirusem. Pracownica służby zdrowia pokazała przelew z wynagrodzeniem za swoją pracę.

Jeden z krakowskich lekarzy udostępnił w mediach społecznościowych skan przelewu z wyjaśnieniem, że jest to dodatek z NFZ za pracę w maju. Prawdopodobnie chodzi o dodatkowe wynagrodzenie w czasie epidemii koronawirusa w Polsce. Na konto jednej z pielęgniarek wpłynęło wpłynęła właśnie taka obraźliwa kwota.

„Dodatek dla pielęgniarek pracujących z pacjentami COVID+. Od razu można sobie życie na nowo ułożyć” – ironizuje lekarz, którego cytuje portal money.pl.

Dziennikarze tego serwisu zwrócili  się do biura prasowego Narodowego Funduszu Zdrowia z pytaniem, czy kwota podana w przelewie to błąd i czy pielęgniarka, która dostała taki dodatek, będzie mogła liczyć na jakieś wyrównanie. Na razie Fundusz nie odniósł się do sprawy.

Lekarz utrzymuje, że kwota 4,25 zł to nie pomyłka. Na tyle według niego NFZ oszacował premię motywacyjną za pracę w szczególnych warunkach (252 godziny w miesiącu). Na skanie widzimy nadawcę: Szpital Kliniczny im. dr. (nazwa wymazana), Kraków i datę operacji, tj. 10 czerwca. Prawdopodobnie chodzi o szpital im. Józefa Babińskiego SP ZOZ.

„Wypłaciliśmy prawie 18 mln zł na finansowanie dodatkowego świadczenia dla personelu medycznego objętego ograniczeniem zatrudnienia” – mówił przed dwoma tygodniami prezes NFZ Adam Niedzielski. Twierdził on, że średnia wartość świadczenia dla lekarza to ok. 6 tys. zł, a w przypadku pozostałych zawodów – 2 tys. zł.


zrodlo:miziaforum.com 

"Francja też protestuje przeciwko rasizmowi. „Nasi bracia umierają, tak jak w Stanach Zjednoczonych”

Policja nie pozwoliła w sobotę tysiącom Francuzów i Francuzek przejść w marszu protestacyjnym przeciwko rasizmowi i dyskryminacji. Protestujący pozostali na Placu Republiki; tam do zgromadzonych przemówiła m.in. Assa Traore, siostra 24-letniego Adamy, czarnoskórego mężczyzny z przedmieść Paryża, który w 2016 r. zginął z rąk policjantów.

Jak brutalna potrafi być francuska policja, przekonali się uczestnicy protestów żółtych kamizelek, gdy gaz łzawiący i gumowe kule trafiały demonstrantów niezależnie od pochodzenia etnicznego i koloru skóry. Ludzie z przedmieść, potomkowie migrantów i mieszkańców francuskich kolonii, wiedzieli o tym jeszcze wcześniej. Dlatego protesty antyrasistowskie w USA wywołały nad Sekwaną niezwykle żywy odzew. Wczoraj pod hasłami „Black Lives Matter” i „Dajcie nam oddychać” w Paryżu protestowało kilkadziesiąt tysięcy osób, zgromadzenia miały miejsce również w kilku innych miastach.

– To, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych, dzieje się też we Francji. Nasi bracia umierają – powiedziała Assa Traore, siostra 24-letniego Adamy. Rodzina mężczyzny walczy o wyjaśnienie wszystkich okoliczności jego śmierci podczas policyjnej interwencji oraz o ukaranie sprawców.

Podczas zgromadzenia na dach jednego z budynków otaczających plac wspięła się grupa prawicowych aktywistów i opuściła baner z napisem „Sprawiedliwość dla ofiar rasizmu wymierzonego w białych”. Nieoczekiwanie jednak zareagowali mieszkańcy budynku – zaczęli rwać i ciąć baner opadający na ich okna i balkony. Krótko potem policja użyła gazu łzawiącego i agresywnie ruszyła w tłum, zmuszając uczestników zgromadzenia do rozejścia się.

daily-news-world24@DailyWorld24

Police Converge at Paris’ Arc De Triomphe to Protest Executive Line: Paris police fire tear gas at unauthorized anti-racism rally,FRANCE-POLICE-DEMO-RACISM-POLITICS French police gather in front of Arc, http://daily-news-world24.over-blog.com/2020/06/police-converge-at-paris-arc-de-triomphe-to-protest-executive-line-paris-police-fire-tear-gas-at-unauthorized-anti-racism-rally.html  via @DailyWorld24

Zobacz obraz na TwitterzeZobacz obraz na Twitterze

daily-news-world24@DailyWorld24
 

Police fire tear gas, block exit at anti-racism demonstration in Paris 13.6.2020

Osadzony film

Zobacz pozostałe Tweety użytkownika daily-news-world24
https://twitter.com/i/status/1271969391484252160
W odpowiedzi na prawicowy baner z tłumu zabrzmiały okrzyki o „brudnych Żydach”. Wywołały one już oburzenie ze organizacji antyfaszystowskich i równościowych, które w swoich komunikatach stwierdziły, że na demonstracjach antyrasistowskich takie rzeczy są niedopuszczalne. Z kolei na jednym z transparentów Izrael nazwano „laboratorium policyjnej przemocy”. Natomiast twórcy transparentu nawiązywali tym samym do faktu, że technika przyduszania zatrzymanego kolanem do ziemi, zanim rozpowszechniła się w USA i we Francji, była szeroko stosowana przez wojsko izraelskie.

Gdy zgromadzenie na Placu Republiki zostało już rozproszone, oficjalnie z powodu dbałości o bezpieczeństwo w czasach pandemii, w innym miejscu, na Placu Trocadero, protestowali policjanci. Domagali się, by nie zakazywać im stosowania techniki przyduszania, która tak oburzała manifestujących. Ich zdaniem jest bardzo skuteczna i potrzebna, natomiast oskarżenia policji o rasizm i stosowanie nieuzasadnionej przemocy są krzywdzące

zrodlo:miziaforum.com

"Pod pretekstem walki z wirusem odbierają nam prywatność"

Pewnie spotkaliście się z popularnym sloganem mówiącym, że po epidemii świat nie będzie już taki jak wcześniej. Zastanawialiście się, co to tak naprawdę znaczy? Czy chodziło o przeoranie świadomości perspektywą kolejnych globalnych zagrożeń? Nacisk na higienę? Plagę zaburzeń lękowych? Zaszczepienie skłonności empatycznych i popularyzację zachowań samopomocowych? A może jeszcze bardziej bezwzględną walkę o ograniczone zasoby w poszukiwaniu bezpieczeństwa? Dziś wiele wskazuje na to, że konsekwencją najbardziej brzemienną w złe skutki jest upowszechnienie środków kontroli i inwigilacji obywateli przy użyciu technologii zagrażających, jak nigdy przedtem, prawu do prywatności i wewnętrznej nienaruszalności osoby ludzkiej.

kadr z flmu 'termintor"

Rząd Japonii zamierza śledzić za pomocą GPS obywateli skazanych za przestępstwa seksualne. Osoby, które dopuściły się gwałtów, molestowania czy czynów pedofilskich będą kontrolowane przez 24 godziny na dobę. Państwo chce w ten sposób zapobiec popełnieniu przez nich kolejnych przestępstw. Naczelnym argumentem są dane ministerstwa sprawiedliwości, z których wynika, że 14 proc. przestępców seksualnych wyrządza krzywdę po raz kolejny. Kryminaliści skazani z takich paragrafów będą więc wyposażeni w czujniki, podobne do tych, które zakładamy swoim dzieciom i psom, aby te nie uciekły, lub nie zostały uprowadzone.

Łatwo takiemu pomysłowi przyklasnąć. W końcu władza ma obowiązek chronić obywateli przez niebezpiecznymi zwyrolami. Niepokojący jest jednak dobór środków. Mówimy o poddawaniu człowieka całkowitej i dożywotniej kontroli technologicznej.  Państwo już na zawsze będzie wiedzieć, kiedy taki obywatel siedzi na kiblu, odwiedza babcię czy wyleguje się na plaży. Nasuwa się więc pytanie: czy nie mamy do czynienia z bezprecedensowym oddaniem państwu prywatności, przynależnej każdemu człowiekowi, bez względu na jego płeć, stan posiadania czy kartotekę? I najważniejsze – czy zgoda na inwigilację przestępców nie jest pierwszym krokiem do ustanowienia kontroli totalnej władzy nad obywatelami?

Za chwilę może się okazać, że dla dobra właścicieli supermarketów policja powinna mieć kontrolę nad lokalizacją osób skazanych za kradzieże sklepowe. A czemu nie kibiców piłkarskich? Przecież dewastują i rozrabiają. Dodajmy do tego jeszcze pijanych kierowców, narkomanów, prostytutki, a może i działaczy LGBT? Niebezpieczny dla władzy może być każdy, bo to władza formułuje kategorie zagrożenia. Dysponując zgodą na stosowanie zaawansowanych technik inwigilacji: rozpoznawaczy twarzy, detektorów nerwowych ruchów, lokalizacji, może użyć ich jako oręża wobec każdego, kto jest jej nieposłuszny, czy ideologicznie wrogi.

Epidemia koronawirusa była przełomem, jeśli chodzi o wdrażanie przez rządy aparatur służących do kontroli ludności. Nie patyczkują się znane z pionierskiego podejścia do dewastacji prawa do prywatności Chiny.  Na ulicach miast Państwa Środka pojawiły się kamery wyposażone w technologię rozpoznawania twarzy, wychwytujące osoby, które powinny znajdować się na kwarantannie. Trzeba jednak przyznać, że państwa kapitalistyczne biją na głowę Pekin, jeśli chodzi o bezceremonialność inwigilacyjną. Premier Izraela Benjamin Netanyahu 17 marca wydał służbom specjalnym rozkaz zbierania informacji na temat lokalizacji wszystkich obywateli.  Rzecz jasna – jego propaganda przedstawiła to jako wyraz troski i odpowiedzialności za walkę z wirusowym zagrożeniem. Odpowiedni program miał identyfikować osoby, które zetknęły się z zakażonymi,  co oznaczało dla przypadkowych ludzi wizytę smutnych zamaskowanych panów, informujących, że są potencjalnymi nosicielami, a więc ze skutkiem natychmiastowym muszą poddać się kwarantannie.

Krok dalej poszła Korea. Nie proszę państwa, nie Północna, Południowa, ta fajna i demokratyczna.  Bezpieka w Seulu dostaje nadal informacje o położeniu osób podejrzanych o nosicielstwo. Źródła danych lokalizacyjnych są szerokie:  smartfony, kamery, detektory twarzy, rejestry transakcji kartami płatniczymi. To jednak nie wszystko. Koreańskie władze zafundowały swoim poddanym prawdziwie blackmirrorową rzeczywistość stwarzając system ostrzegania przed potencjalnie zakażonymi. Obywatele dostają esemesesy z ostrzeżeniem, że na ulicy czy w budynku może znajdować się osoba, która miała kontakt z wirusem.

W kontekście przytoczonych przykładów Polska wydaje się oazą szacunku dla praw i prywatności człowieka. To jednak złudzenie. Zakupione za dziesiątki milionów drony podczas epidemii patrolowały nie tylko ulice miast, ale również lasy, plaże i trasy rowerowe. Wyposażone w noktowizory i kamery termowizyjne latające roboty, nawet w nocy, niczym w Terminatorze namierzały wypoczywających lub biesiadujących obywateli. Istnieje również obawa, potwierdzona zresztą przez organizacje broniące praw człowieka, że polski rząd słucha naszych rozmów za pomocą słynnego Pegasusa. Kontrowersyjna izraelska firma NSO, która stworzyła to inwigilacyjne monstrum oferuje zresztą swój nowy produkt – oprogramowanie służącego do kontroli rozprzestrzeniania się wirusa. Które państwa zdecydowały się na zakup takiego systemu? To owiane jest zasłoną tajemnicy handlowej.

Kolejne lata będą czasem decydującym dla przyszłości naszych praw. Tylko masowy bunt społeczny i wymuszenie na rządach pokazania i weryfikacji swoich zabawek do kontroli może ocalić nas przed nadejściem orwellowskiego modelu relacji pomiędzy władzą, a obywatelami.

zrodlo:strajk.eu

"Rosja dołoży swoje do psucia klimatu: stawia na energię z węgla"


Premier Rosji zatwierdził program rozwoju przemysłu węglowego do 2035 roku. Co to oznacza dla środowiska planety?

Kopalnia Rudna Polkowice / wikipedia commons

Premier rosyjskiego rządu, Michaił Miszustin, podpisał dokument, który jednoznacznie stawia na wzrost wydobycia węgla w Rosji. Oznaczać to może, że Rosja nie ma zamiaru szukać na razie alternatywnych źródeł energii, skoro węgla jest dużo i jest on relatywnie tani. Na ile węgiel jako paliwo jest ważny dla rosyjskiej gospodarki wskazują liczby: rocznie wydobywa się w Rosji 440 mln t. tego surowca; w ciągu ostatnich ośmiu lat jego wydobycie wzrosło o 30 proc. i niemal cała ta nadwyżka poszła na eksport. W ogóle na eksport idzie połowa wydobywanego węgla.

Większość przedsiębiorstw wydobywających węgiel powstała po 2000 roku. Stały się najważniejszymi podmiotami w ponad 30 miast w Rosji, co oznacza, że ich likwidacja spowodowałaby tam kryzys ekonomiczny i społeczny. W całej gałęzi tego przemysłu zatrudnionych jest 150 tysięcy ludzi. Węgiel jest też najważniejszym przewożonym towarem dla rosyjskich kolei. Z eksportu węgla rosyjski budżet dostaje rocznie 17 miliardów dolarów.

Wszystko to pokazuje, że raczej trudno oczekiwać zasadniczych zmian w tej dziedzinie w ciągu najbliższych lat, co fatalnie wróży globalnemu ociepleniu.

Program, pod którym podpisał się Miszustin przewiduje pełne unowocześnienie mocy przerobowych oraz stworzenie nowych kompleksów wydobywczych w Kuzbasie, regionie rostowskim, na dalekim Wschodzie i na Syberii Wschodniej, do czego dojdzie budowa niezbędnej infrastruktury.

Program będzie realizowany w trzech etapach i dopiero w trzecim etapie przewidywane jest położenie nacisku na „kardynalne podwyższenie wydajności pracy, realizację pilotażowych projektów na bazie technologii głębokiej przeróbki węgla i osiągnięcie światowych standardów w dziedzinie ochrony środowiska naturalnego”, głosi program.

Na nic najlepsze nawet międzynarodowe programy ochrony klimatu, dopóki największe mocarstwa opierają rozwój swoich gospodarek na przemyśle wydobywczym.

zrodlo:miziaforum.com

"Nie dajmy im satysfakcji"

Jeśli chcemy nazywać się ludźmi w dobrym tego słowa znaczeniu, jeśli chcemy nazywać się społeczeństwem elementarnie przyzwoitym, nie możemy z aprobatą czy nawet z obojętnością słuchać tych słów nienawiści i pogardy, które od kilku dni politycy PiS wygłaszają pod adresem społeczności LGBT. Nie trzeba być jednym z nich, ani angażować się w ich sprawę, by pojąć, że odbieranie określonej grupie ludzi atrybutów człowieczeństwa jest krokiem w stronę równi pochyłej.

Kto dziś, niecały rok po napaści na Marsz Równości w Białymstoku, mówi o ludziach nieheteroseksualnych, że „nie są równi ludziom normalnym”, ten wie doskonale, że inspiruje kolejnych agresorów, i to już nie tylko werbalnych. Wymyślanie zagrożenia po to, by wywołać w swoim elektoracie strach i móc potem wystąpić w roli bohaterskiego obrońcy jest żenujące. Pokazywanie palcem, że tym zagrożeniem są współobywatele (tym razem padło na LGBT, ale przecież w razie potrzeby uderzyć można będzie w kogokolwiek innego) i niedwuznaczne szczucie przeciwko nim jest ohydne.

Ale PiS nie dąży do tego, żeby wyrosły po kraju oddolne bojówki „prawdziwych patriotów” i zaczęły w praktyce realizować przemyślenia Joachima Brudzińskiego, dla którego bez LGBT Polska jest najpiękniejsza. Monopol na nienawiść, straszenie i przemoc w Polsce według rządzących ma mieć tylko jeden, centralnie sterowany ośrodek. Brudziński, Duda, Żalek i Czarnek zabrali jeden po drugim głos po to, żeby teraz, przed wyborami, debatę publiczną (czy też jej żałosną polską namiastkę) zdominował jeden temat i buzujące wokół niego emocje. Spluwanie nienawiścią znowu okazuje się zabójczo skuteczną strategią polityczną. Oni tylko się cieszą, gdy zapominamy o tym, za co jeszcze możemy być na nich wściekli.

Nie dajmy im tej satysfakcji.

Nie zapomnijmy, jak Ministerstwo Zdrowia kupiło, znacznie przepłacając, 100 tys. maseczek od firmy wskazanej przez instruktora narciarskiego ministra Szumowskiego. Jak wyrzuciło na bezwartościowe produkty 5 mln zł. Ani jak przepłaciło po raz drugi, tym razem przy sprowadzaniu testów na koronawirusa, kupowanych od firmy założonej przez ultrakatolickiego członka PiS. Niech nie zniknie nam z oczu brat ministra Szumowskiego i jego firma, która od 2015 r. otrzymała 140 mln państwowych dotacji. W tym w procedurach nadzorowanych bezpośrednio przez obecnego ministra, wtedy wiceszefa resortu.

Pamiętajmy, że to nie abstrakcyjne państwo zawiodło w walce z koronawirusowym kryzysem: nasi konkretni rządzący świadomie wybrali strategię wspierania biznesu, banków, a nie ludzi. Miejmy w pamięci, że to właśnie oni z pełnym rozmysłem zrzucili koszty kryzysu na barki najsłabszych, to oni tak napisali „tarcze antykryzysowe”, by dać biznesowi nowe narzędzia do „oszczędzania” kosztem pracowników. Doskonale wiedzieli, że czeka nas lawinowy wzrost bezrobocia, i nie było ich stać nawet na to, by w porę podnieść czy upowszechnić zasiłki. Puścili też mimo uszu wszystkie, dosłownie wszystkie propozycje, by przekuć ten kryzys w cokolwiek pozytywnego: zawalczyć ze śmieciowym zatrudnieniem, ruszyć z programem państwowych inwestycji, czy chociażby dofinansować i zreformować służbę zdrowia. Do upadłego natomiast grali tematem wyborów korespondencyjnych. To też nie było tanie: minister Jacek Sasin przyznał przecież, że na druk bezużytecznych już kart do głosowania poszło, w szczycie kryzysu, blisko 70 mln zł. Czternaście razy więcej, niż na feralne instruktorskie maseczki. Niech ta liczba też łatwo się z głów nie ulotni.

Przypomnijmy sobie również, że Przemysław Czarnek, ten od pouczania, kto nie jest równy normalnym ludziom, jako wojewoda lubelski wszelkimi sposobami starał się doprowadzić do ukarania historyka Grzegorza Kuprianowicza, przedstawiciela ukraińskiej mniejszości w Polsce, za taką ocenę masowego mordu w Sahryniu w 1944 r., która nie pasuje IPN-owskim pisarzom historii czarno-białej. Gdy dziś słyszę, jak bije w LGBT, nie mam wielkich złudzeń: tacy jak on funkcjonariusze rządzącej partii gotowi są rozpętać piekło przeciw każdemu, kto im w danym momencie nie leży. I tak będziemy słuchać wrzasków o „neobolszewickich ideologiach” i „wieszaniu na drzewach zamiast liści”, ktoś za sprawą tych wrzasków przejdzie od słów do czynów, a kapitalizm w XIX-wiecznym stylu, konserwowany przez niby-socjalnych, świetnie ustawionych rządzących, dalej będzie nas wszystkich wykańczał. Nie patrząc, czy na śmieciówie i do śmierci haruje gej, czy dobry patriota.

zrodlo:miziaforum.com

"Amerykańscy okupanci masowo palą syryjskie pola zbożowe"

Amerykańskie naloty na pola pszenicy i innych zbóż we wschodniej, okupowanej przez Stany Zjednoczone części Syrii przybrały w tym roku monstrualne rozmiary. Śmigłowce Apache zrzucają bomby zapalające na pola zbożowe, by uniemożliwić rolnikom sprzedaż ziarna do nieokupowanej części kraju. W zeszłym roku Amerykanie spalili ok. 100 tys. hektarów pól, w tym roku ta powierzchnia będzie wielokrotnie większa.

Pola pod Hasaką (północny wschód Syrii). sana

flickr

Kiedy tą częścią Syrii zarządzało Państwo Islamskie, syryjskie zboże było przez dżihadystów sprzedawane za pośrednictwem Turcji do Europy, głównie do Włoch, gdyż jest wyjątkowej jakości do produkowania makaronów. Syryjski północny wschód był syryjskim spichlerzem. Państwo inwestowało w rolnictwo i w latach 90 ub. wieku z importera stało się eksporterem zbóż. Oczywiście od rozpoczęcia natowskiej wojny w Syrii sytuacja się odwróciła. Amerykanie robią teraz wszystko, by przeszkodzić w odbudowie nieokupowanej części i odciąć ludzi od chleba. Pomaga im część Kurdów opłacana przez USA.

Zazwyczaj wygląda to tak, że lecące nisko śmigłowce, po zbombardowaniu pól dalej lecą nisko, by wystraszyć wieś, co doprowadza do paniki zwierzęta i ludzi, szczególnie dzieci. Nie chodzi tu wyłącznie o doprowadzenie miejscowych rolników do ruiny, lecz przede wszystkim zastopowanie sprzedaży zbóż do wolnej strefy syryjskiej. Tak się składa, że większość syryjskich plantacji zbożowych, jak i całość złóż naftowych, znalazły się pod amerykańską okupacją. Już w zeszłym roku, gdy Amerykanie, wspomagani przez oddanych im Kurdów i dżihadystów z Idlibu, zaczynali swą akcję, ponad sześć milionów Syryjczyków znalazło się w sytuacji chronicznego niedożywienia (wg ONZ).

Palenie pól zbożowych było strategią pronatowskich dżihadystów i okupantów od początku wojny, ale nigdy jeszcze nie osiągnęło takiej skali, jak w tym roku. Rząd syryjski, objęty zachodnimi sankcjami, kupuje część brakującego ziarna w Rosji i innych krajach, lecz nie zaspokaja to całości potrzeb. Kurdowie kolaborujący z Amerykanami zmuszają rolników do sprzedawania zboża po niższej cenie niż oferuje rząd syryjski, inaczej straszą paleniem pól. Przyczynia się to do rosnących napięć w okupowanej przez Amerykanów części Syrii między syryjskimi Arabami, chrześcijanami i Ormianami a Kurdami. Amerykańskie naloty na pola to wielkie nieszczęście dla tracących zbiory, choć same wioski z reguły nie są niszczone. Syryjczycy z wolnej strefy pozostają bezsilni. Mimo obietnic Trumpa o wycofaniu wojsk, nielegalne amerykańskie bazy wojskowe w Syrii pozostają na miejscu.

zrodlo:miziaforum.com

"Wyrok w sprawie lewicowego działacza: policjant przyduszał go kolanem do ziemi, on ma zapłacić grzywnę"

1 września 2019 r. Piotr Ciszewski, działacz Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów i lewicowy aktywista, brał udział w demonstracji antywojennej. W jednej ręce niósł czerwony sztandar, w drugiej – transparent, a jednak policjanci uznali, że naruszył nietykalność jednego z nich i brutalnie rzucili go na ziemię. Teraz wersję policji potwierdził sąd wyrokiem nakazowym – działacz ma zapłacić grzywnę.

fot. JohnBoB & Sophie Art

Wiec antywojenny przed pomnikiem Mikołaja Kopernika w Warszawie zorganizowali lewicowi działacze Studenckiego Komitetu Antyfaszystowskiego, którzy chcieli uczcić pamięć ofiar wojny i przestrzec przed nacjonalizmem, ale nie przyłączając się do oficjalnych uroczystości. Na te bowiem zjechali przywódcy tacy jak wiceprezydent USA Mike Pence, dla których sianie nienawiści i wszczynanie konfliktów to jedna z metod prowadzenia polityki. Ciszewski wystąpił podczas nieoficjalnych obchodów z transparentem „NATO stop” i czerwonym sztandarem, a w swoim przemówieniu wzywał m.in. do ograniczenia wydatków na zbrojenia i zaprzestania historyczno-propagandowych gier z historią najtragiczniejszej wojny w historii ludzkości.

Po zakończonych przemówieniach uczestnicy wiecu chcieli spontanicznie przejść na Plac Zamkowy, ale policja błyskawicznie ich otoczyła i zamknęła w kordonie. Wtedy też jeden z funkcjonariuszy zawołał, że jeden z demonstrantów – czyli Piotr Ciszewski – naruszył jego nietykalność. Trzech policjantów rzuciło działacza na ziemię.

– Jeden z funkcjonariuszy przyduszał mnie kolanem do ziemi, chociaż nie stawiałem żadnego oporu. Bałem się, że połamią mi ręce, bo zakuwali mnie w kajdanki bardzo nieumiejętnie. Również przy wyprowadzaniu do radiowozu działali tak pośpiesznie, że cieszę się, że nie doszło np. do wywichnięcia barku – tak krótko po zdarzeniu Piotr Ciszewski opisywał policyjną interwencję. Cała sytuacja została również utrwalona na zdjęciach i filmach rejestrowanych przez aktywistów i dziennikarzy obecnych na miejscu.

Jak dziś poinformował Ciszewski, 27 maja w jego sprawie wydany został wyrok nakazowy. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia przychylił się do wersji policji i uznał go za winnego naruszenia nietykalności cielesnej inspektora Jacka A. W uzasadnieniu zapisano, iż demonstrant „odpychał [policjanta] obiema rękami w okolice klatki piersiowej oraz zahaczył ciałem mały palec lewej dłoni, odginając go w nienaturalny sposób”. Sędzia Marcin Czerwiński wymierzył karę grzywny: 100 stawek dziennych po 20 zł, czyli łącznie 2000 zł. Ciszewskiego obciążono również kosztami sądowymi. Sąd „łaskawie” postanowił darować 40 zł, uznając, że na tyle można wycenić zatrzymanie i przewiezienie na trzy godziny na posterunek policji.

Działacz zamierza w tym tygodniu złożyć sprzeciw od wyroku. Sprawę będzie musiał rozpatrzyć sąd na zwykłym posiedzeniu. Ciszewski twierdzi, że podczas demonstracji nawet nie dotknął policjanta, o którego chodzi, i że będzie w stanie to udowodnić.

zrodlo:miziaforum.com

"Chaos w Londynie: skrajna prawica bije się z policją. Ponad 100 zatrzymanych"

Ponad 100 osób zostało aresztowanych wczoraj w Londynie po zamieszkach wszczętych przez zwolenników skrajnej prawicy.

Zwolennicy organizacji radykalnie prawicowych skrzyknęli się, by zablokować zaplanowany na ten sam dzień protest antyrasistowski. Zebrali się wokół pomnika Winstona Churchilla, oficjalnie po to, by bronić go przed demonstrantami strony przeciwnej, którzy mogliby napisać na cokole, iż słynny premier był rasistą współwinnym masowych morderstw, czy nawet spróbować obalić figurę. Churchill i tak był jednak zabezpieczony: jeszcze 12 czerwca stanęło wokół niego rusztowanie i blaszane osłony.

Ostatecznie jednak marsz pod hasłem „Black Lives Matter” został odwołany „ze względów bezpieczeństwa”, a część wybierających się na niego demonstrantów zebrała się na wiecu w londyńskim Hyde Parku.

Jako że policja obawiała się konfrontacji, brytyjscy nacjonaliści (m.in. z grupy Britain First), neonaziści i kibole w stadionowych koszulkach pozostali otoczeni w kordonie, gdzie głośno wykrzykiwali faszystowskie hasła i hejlowali, na przemian ze skandowaniem „Anglia, Anglia” i „Winston Churchill jest jednym z nas”. Następnie taka „obrona pomnika” przestała wystarczać niektórym zgromadzonym. Zaczęło się rzucanie puszkami i butelkami w stronę policjantów, inni zebrani starali się przewracać policyjne barierki. Doszło do bezpośredniej konfrontacji, interweniowała policja konna.

https://twitter.com/i/status/1271782177336897536

Funkcjonariusze zatrzymali ponad 100 mężczyzn, z których większość usłyszy zarzuty udziału w agresywnym zbiegowisku, czynnej napaści na policjanta, posiadania broni bez zezwolenia, posiadania narkotyków, zakłócenia porządku publicznego. Tego samego dnia jeden z „prawdziwych patriotów” został również zatrzymany w związku z podejrzeniem o publiczne zgorszenie – chodziło o oddawanie moczu na upamiętnienie Keitha Palmera, policjanta, który w marcu 2017 r. zginął, próbując powstrzymać terrorystę.

BBC London

@BBCLondonNews

 

Man arrested over urinating on PC Keith Palmer memorial https://bbc.in/3htFBjE 

Zobacz obraz na Twitterze
Ludzie o tym mówią: 24
Niespokojnie było również w innych miejscach w brytyjskiej stolicy: na Placu Trafalgarskim policja rozdzieliła kilkuset antyfaszystowskich demonstrantów, głównie ciemnoskórych, i podobnych rozmiarów grupę wykrzykującą w ich stronę rasistowskie obelgi. W całym mieście piętnaście osób odniosło rany wymagające odwiezienia do szpitala.

Boris Johnson pospieszył wieczorem z wyrazami potępienia dla „rasistowskiej przestępczości” i rasizmu w ogóle, które są „nie do przyjęcia” w Wielkiej Brytanii. Na Paulu Goldingu, liderze Britain First, nie zrobiło to szczególnego wrażenia; lider organizacji, której członkowie uczestniczyli w zamieszkach, oświadczył, że miał już dość patrzenia, jak władze tolerują niszczenie pomników ważnych dla narodowej historii. Również działacze antyfaszystowscy i lewicowi nie wierzą rządowi konserwatystów i mają zamiar dalej demonstrować swój gniew z powodu wieloletniej dyskryminacji na tle rasowym i etnicznym.

zrodlo:miziaforum.com

"Polska Fundacja Narodowa zerwała umowę z firmą PR, która m.in. pomyliła Pragę z Warszawą"

Polska Fundacja Narodowa zakończyła współpracę z amerykańską firmą PR, która miała promować Polskę w Stanach Zjednoczonych – podaje Onet. Według portalu, PFN wcześniej zapłacił White House Writers Group 7 mln dolarów za m.in. tworzenie profili w mediach społecznościowych i pisanie maili.

Żaden komunikat PFN-u nie mówi o zerwaniu współpracy z WHWG. Sprawa wyszła na jaw po tym, jak WHWG musiało złożyć sprawozdanie do amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości. Agencja na koniec współpracy miała otrzymać od PFN-u 280 tys. dolarów za m.in. wysyłanie maili do ambasador USA w Watykanie.

Polskie media oceniały współpracę PFN i White House Writers Group za mało efektywną. Firma otrzymywała od października 2017 roku 45 tys. miesięcznie, plus zwrot "uzasadnionych wydatków". Onet pisał też o 135 tys. dolarów, które miały trafić na konto firmy i wyliczał, że w ciągu pół roku PFN dołożył dodatkowo na agencję 25 tys. dolarów. Najwięcej z tego kosztował przyjazd trójki pracowników WHWG do Polski: bilety lotnicze za 5 tys. dolarów i hotele za 3,5 tys. dolarów. 6 tys. dolarów trafiło do firmy prawniczej, która współpracowała z agencją. Za jedzenie, które kupowali pracownicy WHWG zapłaciła prawie tysiąc dolarów. Wyżywienie kosztowało więcej niż np. reklamy na Twitterze kupowane przez agencję.

W następnym okresie honorarium WHWG od PFN wzrosło do ponad 2,6 mln dolarów. Wtedy bowiem zaczęto organizować imprezy i panele - na jednej z konferencji pojawił się np. Antoni Macierewicz i Edmund Janninger. Na liście wydatków są opłaty za jedzenie, przejazdy po mieście i parkingi.

Ze sprawozdania dotyczącego okresu listopad 2018 - kwiecień 2019 roku opłaty miesięczne wzrosły do 90 tys. dolarów (ponad 350 tys. zł). Dziesiątki tysięcy dolarów płyną do firm prawniczych i PR wynajmowanych przez agencję.

Zadaniem agencji było m.in. promowanie Polski w internecie. Stworzone przez nią profile nie cieszyły się dużą popularnością. Anglojęzyczny profil PFN obserwowało niecałe 6 tys. osób, a niektóre filmy na Youtubie miały po 10 wyświetleń. Profil HeartOfPoland śledziło na Instagramie 51 osób. To właśnie tam WHWG przytrafiła się wpadka - post o Warszawie został zilustrowany zdjęciem czeskiej Pragi.

Firma miała też obiecać PFN zaplanowanie pomnika, który miałby upamiętniać zwycięstwo nad komunizmem w 1920 roku w Bitwie Warszawskiej. Monument miałby stanąć w Waszyngtonie.

WIĘCEJ NA ONET.PL

Współpraca po znajomości?

Według Onetu wybór firmy WHWG nie był przypadkowy. Znaczenie rolę miał odegrać polonijny historyk prof. Jan Chodakiewicz związany z PiS.  "Jego bliskim znajomym jest Maciej Świrski, który w momencie tworzenia Polskiej Fundacji Narodowej w 2016 r. został wiceprezesem fundacji ds. współpracy międzynarodowej. To właśnie Świrski zdecydował, by lukratywny kontrakt na promowanie Polski w USA trafił do firmy WHWG. W waszyngtońskiej firmie przy realizacji kontraktu pracowała siostra Chodakiewicza, Anna Wellisz. Zlecenia z WHWG dostawała także żona Chodakiewicza, Monika Jabłońska" - podaje Onet.

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

""DGP": Obóz Donalda Trumpa sprzeciwia się wycofaniu sił USA z Niemiec. Jest zapowiedź ws. Fortu Trump"

22 republikańskich kongresmenów napisało do prezydenta Donalda Trumpa list, w którym ostrzegają, że ograniczenie obecności amerykańskich żołnierzy w Niemczech zmniejszy bezpieczeństwo na świecie - donosi "Dziennik Gazeta Prawna", który dotarł do treści listu. Gazeta podaje również, że pod koniec trwających ćwiczeń Defender Europe 20 ogłoszona ma zostać liczba żołnierzy amerykańskiej armii, którzy trafią do Polski.

Według ustaleń "DGP", wśród 22 republikańskich kongresmenów, którzy skierowali do prezydenta USA list ws. planowanego ograniczenia obecności amerykańskich wojsk w Niemczech - o czym donosiły na początku miesiąca amerykański "Wall Street Journal" i niemiecki "Der Spiegel", jest m.in. wpływowy wiceszef komisji obrony w Izbie Reprezentantów Mac Thornberry.

Jak zaznacza gazeta, politycy, którzy decydują o wydatkach wojskowych, wyrażają w liście do Donalda Trumpa zaniepokojenie doniesieniami o tym, że jego administracja jest zainteresowana zmniejszeniem amerykańskiej obecności w Europie i ustanowieniem - na poziomie 25 tysięcy - górnego limitu żołnierzy, którzy mogliby jednocześnie przebywać w Niemczech.

Ostrzegają, że wycofanie sił USA z Niemiec byłoby szkodliwe z punktu widzenia bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych, i dodają, że chcą zwiększenia przez Berlin nakładów na obronę, ale "limit wojska znacznie zmniejszy możliwość rozlokowania poprzez Niemcy sił USA na świecie" i spowoduje "poważne logistyczne wyzwanie".

Według gazety, stanowisko republikańskich kongresmenów pokrywa się w dużej mierze ze stanowiskiem polskich władz.

"Dziennik Gazeta Prawna" podaje również, że na koniec trwających ćwiczeń Defender Europe 20 jego informatorzy spodziewają się ogłoszenia liczby amerykańskich żołnierzy, którzy mają trafić do Polski. Porozumienie ws. zwiększenia obecności sił USA w naszym kraju prezydenci Donald Trump i Andrzej Duda ogłosili w czerwcu ubiegłego roku.

Na stronach portalu wojsko-polskie.pl czytamy, że "powiązane" z manewrami Defender Europe 20 działania realizowane są od lutego do sierpnia 2020 roku, a "nasilenie aktywności w Polsce - w ramach zmodyfikowanego ćwiczenia DEFENDER Europe 20 Plus - przesunięto na czerwiec 2020" roku.

Informatorzy "Dziennika Gazety Prawnej" zaznaczają również, że w rozmowach nt. projektu Fortu Trump nikt nie wiązał go z obecnością USA w Niemczech.

Odnoszą się w tej kwestii wprost do doniesień agencji Reutera z ubiegłego tygodnia: podała ona, że Polska i Stany Zjednoczone nie potrafią porozumieć się w kwestiach finansowania i lokalizacji stałej bazy wojskowej dla kontyngentu amerykańskich żołnierzy w naszym kraju i że projekt Fortu Trump najprawdopodobniej upadł.

"DGP" cytuje swego informatora, który stwierdza, że "doniesienia Reutera na temat Fortu Trump (...) określono mianem fake newsa".

"Od ubiegłego roku rozmowy z Amerykanami idą w innym kierunku. Nie budowania nowych koszar, tylko zwiększenia liczby żołnierzy w ramach obecności tzw. stałej, trwałej i rotacyjnej. Za oceanem nikt się nie pali do przenoszenia jednostek z USA do Polski, stąd w debacie pojawili się ‘żołnierze z Niemiec’. A Polska nie pali się do nadmiernego finansowania" - twierdzi informator dziennika.

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

"Zełenski kopie sobie grób atakami na Rosję w stylu „11 września” – amerykański analityk wojskowy Ukraińskie ataki dronów na cele cywilne w Rosji rozgniewają Moskwę, ale nie zmienią biegu wojny, powiedział Daniel Davis"

  Wysoki budynek mieszkalny widoczny w rosyjskim mieście Kazań po uderzeniu ukraińskiego drona 21 grudnia 2024 r. © Sputnik Kijów strzela s...