piątek, 12 czerwca 2020

"Trudeau: policyjne wideo szokującego aresztowania aborygenów"

TORONTO (AP) - kanadyjski premier Justin Trudeau powiedział w piątek, że czarni i rdzenni mieszkańcy Kanady nie czują się bezpiecznie wokół policji po tym, jak pojawiło się wideo z kamery na desce rozdzielczej przedstawiające gwałtowne aresztowanie kanadyjskiego szefa Aborygenów.

Aresztowanie zwróciło uwagę w Kanadzie, ponieważ reakcja na rasizm rośnie na całym świecie w następstwie śmierci George'a Floyda, czarnego człowieka, który zmarł po tym, jak biały policjant z Minneapolis przycisnął kolano do szyi.

12-minutowe wideo policyjne pokazuje oficera szarżującego na szefa pierwszego narodu Athabasca Chipewyana, Allana Adama, z ramieniem i łokciem w górę, gdy on przewraca go na ziemię. Pokazuje także, że oficer uderza go w głowę.

Trudeau nazwał wideo „szokującym”.

„Mam poważne pytania dotyczące tego, co się stało” - powiedział Trudeau. „Niezależne dochodzenie musi być przejrzyste i przeprowadzone, aby uzyskać odpowiedzi. Jednocześnie wiemy jednak, że nie jest to incydent odizolowany. Zbyt wielu czarnych Kanadyjczyków i rdzennych mieszkańców nie czuje się bezpiecznie wokół policji. To niedopuszczalne. Jako rządy musimy to zmienić ”.

WIĘCEJ OPOWIEŚCI:
- Eksperci: Policja „żałośnie niewystarczająco wyszkolona” w użyciu siły
- Posągi wsiadły do ​​Londynu zgodnie z oczekiwaniami kolejnych protestów
- Najnowsze: statua Kolumba zdjęta w Camden, New Jersey

MORE STORIES:

Zdjęcia pokazują, że Adam został zakrwawiony z opuchniętą twarzą. Policyjna agencja nadzorcza Alberty prowadzi dochodzenie. Policja oskarżyła Adama o przeciwstawienie się aresztowaniu i napaści na policjanta.

Athabasca First Nation poinformowało publicznie, że film z kamery samochodowej Royal Canadian Mounted Police został opublikowany jako część wniosku sądowego o usunięcie zarzutów karnych przeciwko Adamowi.

Film wcześniej pokazuje innego oficera zbliżającego się do ciężarówki Adama przed kasynem w Fort McMurray w Albercie, wczesnym rankiem 10 marca. Policja powiedziała, że ​​ciężarówka Adama wygasła.

Film pokazuje, jak Adam wsiada i wysiada z pojazdu, zdejmuje płaszcz i przyjmuje postawę karate i używa przekleństw, gdy skarży się na nękanie przez policję. Jego żona i siostrzenica czasami wchodzą między niego a oficera.

Adwokat Adama, Brian Beresh, złożył wniosek do sądu o zaniechanie oskarżeń o naruszenie praw konstytucyjnych Adama.

„Wszystko to wynikało z wygasłego znacznika tablicy rejestracyjnej. Wideo mówi samo za siebie - powiedział w oświadczeniu Beresh.

Lider opozycji, konserwatywny Andrew Scheer, powiedział, że film niepokoi go.

Pełny zasięg: rasa i pochodzenie etniczne
„Bardzo trudno jest oglądać” - powiedział Scheer. „Uznałem to za bardzo niepokojące i bardzo niepokojące. Wydarzenia ostatnich dni i tygodni wywołały bardzo ważną rozmowę na temat użycia nadmiernej siły. ”

RCMP oświadczył w oświadczeniu, że wideo z kamery samochodowej zostało sprawdzone przez przełożonych i „ustalono, że działania członków były rozsądne i nie przekroczyły progu zewnętrznego dochodzenia”.

Wicepremier Chrystia Freeland powiedziała, że ​​uznała zdjęcia z filmu za „niezwykle niepokojące”.

„Jest to moment w naszym kraju, w którym musimy zmierzyć się z naprawdę okropną rzeczywistością, że rasizm systemowy istnieje tutaj w Kanadzie, rasizm anty-czarny istnieje w Kanadzie, rasizm anty-rdzenny istnieje w Kanadzie. Jest systemowa - powiedziała.

W oświadczeniu Pierwszego Narodu Athabasca Chipewyan wezwano do ukarania funkcjonariuszy i postawienia zarzutów karnych.

Mark Mendelson, były detektyw policji z Toronto, powiedział, że oficer leci Adamem łokciem i uderzenie go w ziemię jest niepotrzebne i skandaliczne. Mendelson zastanawiał się także, dlaczego został aresztowany.

„Widzisz, jak jest agresywny werbalnie. Moje stanowisko jest takie, że jeśli nie możesz wziąć kogoś krzyczącego, przeklinającego i krzyczącego na ciebie, to prawdopodobnie nie powinieneś być gliną ”- powiedział.

Adam zorganizował w zeszły weekend konferencję prasową, aby omówić nadmierną siłę i rasizm. Zauważył, że chociaż rdzenni mieszkańcy stanowią 5% populacji Kanady, stanowią oni do 30% populacji więziennej.

Trudeau powiedział także, że kwestia rasizmu systemowego w policji jest długotrwała i wymaga rozwiązania.

Curtis Zablocki, zastępca komisarza ds. RCMP w Albercie, przyznał, że rasistowski systemowy rasizm istnieje, ale odmówił komentarza do filmu z powodu trwającego wewnętrznego dochodzenia.

Brenda Lucki, krajowa komisarz RCMP, powiedziała w oświadczeniu, że powinna była potwierdzić rasizm systemowy w ostatnich wywiadach medialnych.

„Walczyłam z definicją rasizmu systemowego, próbując podkreślić świetną pracę wykonaną przez przeważającą większość naszych pracowników” - powiedziała. „Nie powiedziałem definitywnie, że w RCMP istnieje rasizm systemowy. Powinienem mieć. ... W całej naszej historii i dziś nie zawsze traktowaliśmy rasowo i rdzennie ludność ”.

zrodlo:miziaforum.com

"Fałszywy przyjaciel rodzin"

Wiemy, dlaczego Andrzej Duda postanowił znowu ogłosić się obrońcą rodzin. Wiemy, po co w podpisanej przez niego „karcie” – dokumencie, który nie ma żadnej legislacyjnej wartości – na nowo wypłynęła „ideologia LGBT”. Wszystko wskazuje na to, że ostatnie dwa tygodnie kampanii spędzimy tak, jak PiS lubi najbardziej: media prawicowe będą pluły, szczuły i nakręcały atmosferę histerii, opozycja razem z Lewicą – protestować i tłumaczyć, że nie ma żadnej ideologii, tylko ludzie, próbujący normalnie żyć.

Nikt nikogo nie przekona, ale to raczej władza z powodzeniem zagra strachem niż opozycja skutecznie wytknie PiS fatalne zarządzanie kryzysowe. Na pewno zaś nikt nie rozliczy Andrzeja Dudy z koncertowego oszustwa, jakim okazał się „dodatek solidarnościowy”. A przecież dziesiątki tysięcy Polaków – i „dobrych katolików”, i „tęczowej hołoty” – na niego liczyły.

Szczucie na jakąkolwiek grupę społeczną po to, by podbić swoje słupki sondażowe jest obrzydliwe. Ale i występowanie w charakterze „obrońcy dobrostanu rodzin”, gdy jest się częścią obozu rządzącego, który dokręca śrubę pracownikom i pracownicom, czyli także współżywicielom tychże rodzin, jest po prostu złe.

To między innymi matki i ojcowie, a także młodzi ludzie noszący się z zamiarem założenia rodziny, dowiadują się właśnie, że nie mają już pracy, że zarobią mniej, że zasiłek im nie przysługuje, albo że jeśli dostaną w czerwcu i zasiłek, i „dodatek solidarnościowy”, to coś trzeba będzie oddać. Bo pan prezydent uznał, że dochód powyżej 2000 zł dla osoby niepracującej to skandal. To między innymi kobiety w ciąży, jeśli pracują w firmie, która sięga po „tarczę antykryzysową”, dowiadują się teraz, że ich wynagrodzenie zostało obniżone. I w odróżnieniu od rządzących podczas poprzedniego wielkiego kryzysu, jakkolwiek antyspołecznymi indywiduami tamci nie byli, obecni „obrońcy rodziny” nie zadbali o wyrównanie czy rekompensatę dla przyszłych matek. Ludzie pracujący w wielkich zakładach, tam, gdzie odnotowuje się masowe zakażenia, też często mają jakieś rodziny. PiS nie pomyślał jednak o tym, by wymusić prawnie zapewnienie bezpiecznych warunków pracy – a raczej pomyślał, po czym szybko wykreślił z tarczy nr 2 stosowny zapis, kiedy tylko pracodawcy (zwykle poważni gracze, żadne tam mikrofirmy) zapłakali, ileż to nie będzie kosztowało. Dodajmy jeszcze na koniec najmłodszych członków rodzin, którym zaserwowano nieprzygotowaną, sklejaną na chybcika zdalną edukację, i ich wyczerpanych rodziców. Koszty epidemii – wszelkie – ponoszą ludzie. Rodziny cierpią naprawdę, nie z powodu ideologii wymyślonej na cele propagandowe.

I będą cierpieć dalej. Bo Andrzej Duda po falstarcie z dodatkiem solidarnościowym najwyraźniej nie zamierza już niczego poważnego obiecywać w sferze socjalnej (słowa o wsparciu matek na rynku pracy trudno brać w ustach konserwatysty na poważnie). Już mu uświadomiono, że wystarczy zapisać w „Karcie Rodziny” pozostawienie obecnych programów, nawet jeśli po początkowej chlubnej roli zdążyły stracić na znaczeniu. Wszak część konkurencji niedwuznacznie daje do zrozumienia, że czeka tylko na dobry moment, by ukrócić „rozdawnictwo”, a po takich wypowiedziach elektorat sam się konsoliduje. Z poczuciem, że tych form wsparcia, które po latach rządów neoliberałów niemal spadły z nieba, trzeba bronić. Dlatego ludzie zagłosują na PiS, nie z powodu LGBT, którego to skrótu nie umieją rozwinąć nawet niektórzy lokalni partyjni aktywiści, instalujący po gminach i powiatach „strefy wolne od…” zgodnie z zapotrzebowaniem centrali.

A jeśli prowokacyjne zapisy z „Karty Rodziny” były tematem zastępczym na ostatnie kampanijne okrążenie, to podtematem zastępczym stało się święte oburzenie neoliberalnej opozycji z powodu postawy aktywistek Lewicy, które organizowały w geście protestu przeciw Karcie tańce przed pałacem. Padły nawet rytualne porównania do kremlowskiej propagandy, zresztą w wykonaniu polityka, który sam należy do mniejszości LGBT, ale najwyraźniej wysoka pozycja społeczna pomaga mu w radzeniu sobie z dyskryminacją. Ale to nie tęczowe disco było błędem, tylko to, że Lewica nie potrafiła równocześnie tak samo spektakularnie i głośno wykrzyczeć: jedną ręką dajecie Kartę Rodzin, a drugą zabieracie rodzinom chleb!

Przy takiej konkurencji fałszywi obrońcy rodzin będą rządzić wiecznie.

zrodlo:miziaforum.com

"Pożar okrętu podwodnego o napędzie nuklearnym. Nikt nie został ranny"

Pożar francuskiego okrętu podwodnego o napędzie nuklearnym, zacumowanego w porcie w Tulonie nad Morzem Śródziemnym, jest pod kontrolą - poinformowała w piątek lokalna prefektura. Nikt nie został ranny.

Francuska łódź podwodna Le Terrible

Źródło w ministerstwie ds. sił zbrojnych Francji podało, że chodzi o okręt SNA Perle, a szefowa resortu Florence Parly pojedzie do Tulonu tak szybko, jak to będzie możliwe - informuje agencja Reutera.

Na razie nie wiadomo, co spowodowało pożar w "trudno dostępnym miejscu" - powiedział przedstawiciel stoczni Naval Group. Trudno też stwierdzić, jaka jest skala zniszczeń, ale pożar określono jako "poważny".
Jak podaje na swej stronie internetowej dziennik "Le Figaro", powołując się na oświadczenie prefektury, okręt "nie miał na pokładzie paliwa jądrowego, które zostało usunięte w ramach wyłączenia technicznego".

Pożar wybuchł o godz. 10.35, gdy jednostka przechodziła przegląd w bazie marynarki wojennej w Tulonie. Wówczas na pokładzie przebywało ok. 40 pracowników stoczni.

Przegląd i modernizacja okrętu rozpoczęła się w styczniu i ma potrwać 18 miesięcy - podaje AFP. Prace zawieszono na dwa miesiące z powodu kwarantanny związanej z epidemią koronawirusa, ale zostały wznowione w połowie maja w nowym reżimie sanitarnym.

https://twitter.com/i/status/1271397527208767489

Un incendie à bord du sous-marin nucléaire d'attaque Perle (SNA) s'est déclaré ce vendredi en fin de matinée, sur la base navale de Toulon.
Une épaisse fumée blanche a été aperçue dans les environs et suscité beaucoup d'interrogations.

 

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

zdjecie z internetu

"Ludobójstwo w Rwandzie. Jest pozwolenie na otwarcie archiwów dot. zbrodni""

Francuska Rada Stanu zezwoliła w piątek na otwarcie archiwów zmarłego prezydenta Francois Mitteranda dotyczących Rwandy, w tym ludobójstwa z 1994 roku. Władze i armia francuska sprzeciwiały się otwarciu dokumentacji od wielu lat.

Będąca odpowiednikiem najwyższego sądu administracyjnego Rada Stanu upoważniła badacza Francois Granera do zapoznania się z archiwami Mitterranda dotyczącymi aktywności Francji w Rwandzie. Swą decyzję uargumentowała, wskazując na "uzasadniony interes społeczny" w wyjaśnieniu okoliczności ludobójstwa.

Prezydent Emmanuel Macron ustanowił w 2019 r. komisję historyków, która ma wyjaśnić te okoliczności. Jednak wnioski z prac komisji mają zostać zaprezentowane nie wcześniej niż 2021 roku.

Francuskie władze sprzeciwiały się otwarciu dokumentacji od wielu lat, w tym ministerstwo kultury oraz armia.

Decyzja Rady Stanu zamyka pięcioletnie postępowanie i stanowi "bardzo dobrą wiadomość" oraz zwycięstwo "prawdy historycznej"- skomentował Graner, cytowany przez agencję AFP.

Archiwa obejmują m.in. notatki sporządzone przez doradców prezydenta Mitteranda oraz protokoły z posiedzeń rządu. Są one objęte protokołem tajemnicy państwowej, który przewiduje ich otwarcie dla opinii publicznej 60 lat po jego podpisaniu, tzn. w 2055 r. - informuje AFP.

Ludobójstwo, w które nie uwierzył świat

Jaka była rola Francji?

Kontrowersje budzi w szczególności rola Francji i jej dyplomacji oraz wojskowych podczas ludobójstwa w 1994 roku, w wyniku którego według ONZ zginęło od kwietnia do lipca 1994 r. 800 tys. osób.

Do najbardziej spornych kwestii należą również zakres pomocy wojskowej udzielonej przez Francję reżimowi prezydenta Rwandy z plemienia Hutu Juvenala Habyarimany w latach 1990-1994 oraz okoliczności zamachu z 6 kwietnia 1994 roku, w którym zginął.

Wraz z nim śmierć poniósł prezydent Burundi Cyprien Ntaryamira. Odpowiedzialni za zamach byli prawdopodobnie żołnierze Hutu z gwardii prezydenckiej.

Kiedy słowa zabijają? « Wolne Media

O spowodowanie wypadku gwardia prezydencka oskarżyła Tutsich, co stało się pretekstem do przeprowadzenia masakry na ludności tego plemienia.
Paryż jest oskarżany o wspieranie plemienia Hutu odpowiedzialnego za ludobójstwo.

Były prezydent Francois Hollande ogłosił w 2015 r. odtajnienie części archiwów Mitterranda, ale dostęp do nich pozostał bardzo ograniczony.

Ludobójstwo w Rwandzie - 990px.pl – fotoreportaże, galerie zdjęć ...

Decyzja Rady Stanu "jest zwycięstwem zarówno prawa, jak i dla historii" - skomentował w oświadczeniu przesłanym AFP prawnik Granera, Patrice Spinosi. "Prawo do informacji przeważyło" - dodał.

"Odtąd badacze, podobnie jak pan Graner, będą mieli dostęp do archiwów prezydenta Mitterranda, aby móc rzucić światło na rolę Francji w Rwandzie w 1994 i 1995 r." - stwierdził.

zrodlo:miziaforum.com

"W Liverpoolu zniszczono tablice z nazwą ulicy rozsławionej przez Beatlesów"

Tablice z nazwą ulicy "Penny Lane", którą rozsławiła piosenka zespołu The Beatles z 1967 r., zostały zniszczone w związku z twierdzeniami, że ulicę nazwano na cześć handlarza niewolnikami Jamesa Penny'ego - poinformował w piątek serwis BBC News.

Ulica "Penny Lane" na cześć piosenki Beatlesów czy handlarza ...

Międzynarodowe Muzeum Niewolnictwa w Liverpoolu stwierdziło, że nie ma pewności, czy ulica została nazwana na cześć XVIII-wiecznego handlarza niewolnikami. Rzeczniczka instytucji powiedziała "potrzeba więcej badań", aby wyjaśnić pochodzenie nazwy.

Burmistrz Liverpoolu Joe Anderson stwierdził, że byłby za zmianą nazw ulic związanych z niewolnictwem, ale nie sądzi, żeby nazwa "Penny Lane" odnosiła się do handlarza niewolnikami - poinformowało "Liverpool Echo".

Do 1740 r. Liverpool był najczęściej wykorzystywanym do transportowania niewolników portem w Europie i wiele jego ulic ma nazwy związane z niewolnictwem.

Jak podało "Liverpool Echo", nazwa "Penny Lane" znajduje się na stworzonej przez Międzynarodowe Muzeum Niewolnictwa w Liverpoolu wystawie dotyczącej nazw ulic powiązanych z niewolnictwem. Władze placówki zapowiedziały jednak, że wprowadzą zmiany w ekspozycji, jeżeli potwierdzi się, że nazwa nie jest związana z Jamesem Pennym.

ZRODLO:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

"Projekt Lewicy: dość karania więzieniem za obrazę prezydenta, większa ochrona dla osób LGBT"

W Polsce wciąż można pójść za kratki za zniesławienie. Najsurowiej karana jest obraza prezydenta. Klub parlamentarny lewicy chce to zmienić. „Za słowa nie powinno się iść do więzienia” – wskazuje poseł wnioskodawca Krzysztof Śmiszek.

Krzysztof Śmiszek

Projekt Lewicy zakłada istotne przeformułowanie granic wolności słowa oraz rozszerza i precyzuje katalog przemocowych czynów motywowanych nienawiścią do cech danej osoby.

W myśl proponowanych zmian złagodzone mają zostać przepisy w Kodeksie karnym, które obecnie rygorystycznie nakazują traktować osoby, które w mocnych słowach wyrażą się o głowie państwa. Usunięty  art. 135 par. 2, który brzmi: „Kto publicznie znieważa Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”.

Lewica chce również łagodniejszego traktowania obywateli, którzy dopuścili się znieważenia. W związku z tym z Kodeksu karnego powinien zniknąć niesławny art. 212 kk, który mówi, że  „Kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną niemającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności”

Jak to argumentują politycy Lewicy? – Nam przyświeca jedna rzecz: za słowa nie powinno się iść do więzienia – podkreślił poseł Krzysztof Śmiszek. Jego zdaniem podobne sprawy nie powinny być rozstrzygane na poziomie prawa karnego. „Prawo karne powinno być używane w demokratycznym państwie prawa tylko i wyłącznie jako środek ostateczny. To oznacza, że jeśli nie ma innych możliwości dochodzenia swoich praw, wtedy powinno zostać zaangażowane to władztwo państwa, jakim jest możliwość pozbawienia kogoś wolności, ograniczenia wolności czy nałożenie grzywny – stwierdził.  – Jesteśmy przekonani, że zarówno w kontekście art. 212, jak i 135 par. 2, istnieją inne efektywne środki prawne, czyli prawo cywilne, czyli np. możliwość dochodzenia swoich roszczeń na gruncie przepisów o ochronie dóbr osobistych” – dodał Śmiszek

Lewica wychodzi też naprzód zjawisku przestępczości motywowanej ideologiczną nienawiścią do osób LGBT. W myśl projektu do katalogu czynów zapisanych w art 257 Kk dodany ma zostać  zapis o konsekwencjach nienawiści ze względu na orientacje seksualną, wiek, niepełnosprawność, płeć i tożsamość płciową. Obecnie artykuł ten brzmi następująco: to publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu jej bezwyznaniowości lub z takich powodów narusza nietykalność cielesną innej osoby, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

Krzysztof Śmiszek wyjaśnia, że wpisanie do Kodeksu karnego katalogu czynów motywowanych nienawiścią miało miejsce po II wojnie światowej – najtragiczniejszym efekcie ksenofobicznej ideologii w działaniu. Teraz mamy do czynienia ze szczególnym natężeniem przestępstw z tłem homofobicznym. – Takie zmiany, takie ograniczenia w wolności wypowiedzi są uzasadnione z uwagi na wyższe dobro, jakim jest bezpieczeństwo grup narażonych na dyskryminację – zaznaczył poseł wnioskodawca.

zrodlo:miziaforum.com

"Oj działo się na Jasnej Górze. Morawiecki z Szumowskim uznani za nowych ewangelistów"

Bankier piastujący stanowisko szefa rządu i minister-lekarz z przekrętami na koncie zostali wpisani w poczet ewangelistów kościoła katolickiego. Niezwykłe zdarzenie miało miejsce, a jakże, na Jasnej Górze.

Po ponad 2000 lat do Marka, Mateusza, Jana i Łukasza dołączyło dwóch kolejnych ewangelistów. Kooptacji dokonał biskup Antoni Długosz, emerytowany duchowny z Częstochowy. Bohaterami prowadzonego przez niego codziennego Apelu Jasnogórskiego byli: premier Mateusz Morawiecki i minister Łukasz Szumowski.

Bp Długosz postawił ich w jednym szeregu ze słynnymi ewangelistami. – Obecnie dwaj przedstawiciele naszej władzy, wybranej przez większość Polaków, uobecniają charyzmat dwóch ewangelistów, piszących słowami i czynami ewangelię twojego syna – wyjaśniał przedstawiciel kleru.

Aby nie rzucać słów na wiatr, biskup wyjawił cnoty świeżo upieczonych głosicieli Słowa. – Ewangelista Mateusz premier Morawiecki pochyla się nad egzystencją naszego narodu, by żyło się lepiej. Z kolei ewangelista Łukasz, profesor Szumowski jest przedłużeniem czynów Jezusa, troszcząc się o nasze życie i zdrowie. Dziękujemy Boża matko za ich posługę – stwierdził Długosz.

O ile nominacja dla Morawieckiego – bankiera, milionera i sentymentalnego przyjaciela hitlerowskich kolaborantów, biorąc pod uwagę historię i teraźniejszość kościoła katolickiego, dziwić raczej nie powinna, to wyróżnienie Łukasza Szumowskiego, który załatwiał publiczne kontrakty bratu, a od znajomego za ministerialne środki zakupił nieatestowane maseczki ochronne, może jednak wydawać się frapujące.

Bp Długosz uważa, że minister jest czysty jak łza. – To dzięki ofiarnej służbie naszych władz, siewca śmierci ma ograniczone żniwa w naszym kraju. Przy skrajnych postawach niektórych Polaków, szkodliwie oceniających działalność ministra profesora Szumowskiego, należy przypomnieć o wdzięczności wobec jego osoby i wspomnianych przez papieża Franciszka ludziach pochylających się nad cierpieniami w czasie pandemii – powiedział.

Wysokie kwalifikacje moralne Szumowskiego mają wynikać też z odpowiednich znajomości oraz prawidłowego doboru autorytetów. – Profesor Szumowski uczył się bezinteresownej służby ludziom od Twojego syna matko, widząc jej przykłady w życiu św. Jana Pawła II i świętej Matki Teresy z Kalkuty. Wraz ze swoją żoną pełnił rolę wolontariusza w ośrodkach założonych przez matkę Teresę. Tę postawę zachowuje także teraz, podczas okrutnej pandemii służąc naszym rodakom – ­zaznaczył Długosz.

Swoje kazanie biskup zakończył słowami: „Panie Jezu spraw, aby wszyscy Polacy stanowili jedno, abyśmy byli kochającą się rodziną i wyrażali wdzięczność w słowie i czynie wobec naszych dobrodziejów”

Wygłupy biskupa Długosza można by oczywiście tłumaczyć podeszłym wiekiem i wysokimi temperaturami czerwca, jednak warto nadmienić, że jego kazaniu przysłuchiwał się arcybiskup częstochowski Wacław Depa. Główny duchowny regionu nie zajął jak dotąd stanowiska w tej sprawie.

zrodlo:miziaforum.com

"Samoorganizacja mieszkańców Seattle uwiera Trumpa. Prezydent żąda krwi"

Od czasu, kiedy centrum Seattle jest w rękach zrewoltowanych mieszkańców, którzy przejęli merostwo i wzięli władzę na tym terytorium we własne ręce, prezydent Trump nie może się z tym pogodzić.

Pewnie dlatego, że miasto udowadnia amerykańskiemu państwu, że można obejść się bez policyjnej przemocy i konfliktu na ulicach. Przypomnijmy, że we wtorek, 9 czerwca demonstranci zajęli budynek merostwa miasta przy pomocy lewicowej radnej Kshamy Sawant, członkini Socjalistycznej Alternatywy. To efekt złamania przez policję polecenia burmistrz, by przestać używać gazu łzawiącego przeciwko demonstrującym. Protestujący ogłosili centrum miasta, znajdujące się pod ich kontrolą, strefa wolną od rasizmu, wyzysku i białego suprematyzmu (Capitol Hill Autonomous Zone, CHAZ). I oczywiście od policji.

Obecnie mieszkańcy miasta razem z protestującymi organizują patrole obywatelskie we wspomnianej strefie, pilnując przestrzegania porządku. W sześciu kwartałach, znajdujących się pod kontrola powstańców, panuje atmosfera święta, rozdawane jest za darmo jedzenie i lekarstwa, organizowane są koncerty i wspólne śpiewanie. Graffiti na murach wewnątrz strefy obwieszcza: „To miejsce jest teraz należy do ludu Seattle”.

Tego nie może ścierpieć Donald Trump, który przy pomocy swojej ulubionej zabawki czyli Twittera obwieścił, że miasto zostało zajęte przez „wewnętrznych terrorystów” i wstrętnych anarchistów”. Skrytykował działania władz miasta i stanu, które tolerują stanu, w którym policja nie ma nic do powiedzenia. Prezydent USA uważa, że „lewicowi radykałowie” wyśmiewają władze na niesłychanym poziomie. Trump zażądał , by przywrócić porządek w mieście natychmiast, inaczej on sam to zrobi. Nazwanie kogoś „terrorystą” w USA oznacza, że wobec niego można użyć wszelkich środków.

Donald J. Trump

@realDonaldTrump

Ludzie o tym mówią: 104 tys.
Gubernator stanu Waszyngton, Jay Inslee, odpowiedział Trumpowi, że „człowiek nie potrafiący kierować, powinien trzymać się od stany Waszyngton jak najdalej, zaś mer miasta, Jenny Durkam, wezwała prezydenta, by „schował się z powrotem w swoim bunkrze”. Przypomnijmy, że tam właśnie udał się Trump, gdy demonstranci zbliżyli się do Białego Domu.

Ze swej strony policja miasta Seattle poza strefą powstańców, pracuje normalnie, przyjmuje alarmowe telefony na numer 911, jej szefowa Carmen Best deklaruje, że kierowana przez nią formacja jest otwarta na dialog.

zrodlo:miziaforum.om

"Ile pieniędzy mają partie polityczne? Znamy szczegóły!!!"

PiS w 2019 r. zgromadziło 41 mln 336 tys. zł, a PO - 41 mln 688 tys. zł, obie partie zaciągnęły kredyty: PiS na 20 mln zł, a PO na 24,5 mln zł. Przychody PSL wyniosły 7 mln 866 tys. zł, a SLD - 5 mln 777 tys. zł - wynika ze sprawozdań finansowych partii politycznych za ub. rok opublikowanych przez PKW.

Każda partia polityczna, aby mogła funkcjonować, zgodnie z prawem musi co roku przedkładać Państwowej Komisji Wyborczej sprawozdanie finansowe ze swojej działalności za poprzedni rok.

Zgodnie z informacjami na stronie PKW, obowiązek złożenia sprawozdań za 2019 r. ciążył na 85 partiach politycznych wpisanych do ewidencji; w ustawowym terminie (do 31 marca) sprawozdania złożyły 74 partie, po upływie terminu ustawowego sprawozdania złożyły trzy partie, osiem partii nie złożyło sprawozdań. Ponadto sprawozdania złożyły dwie partie wykreślone z ewidencji partii politycznych w 2019 r.

PiS i PO zarobiły po 41 milionów złotych

Z opublikowanych przez PKW sprawozdań partii politycznych wynika, że przychody PiS w 2019 r. (z wyłączeniem Funduszu Wyborczego) wyniosły 41 mln 336 tys. zł, w tym kwota subwencji to 18 mln 543 tys. zł. Kwota pochodząca od osób fizycznych - to 900 tys. 150 zł, składki członkowskie - 537 tys. zł, darowizny - 364 tys. zł, odsetki od środków na rachunkach i lokatach bankowych - 76 tys. zł. PiS zaciągnęło kredyt w wysokości 20 mln zł.

Na Fundusz Wyborczy PiS wpłynęło - 49 mln 890 tys. zł, w tym wpłaty pochodzące od osób fizycznych opiewają na 19 mln 989 tys. zł, z rachunku bieżącego partii przekazano 18 mln 500 tys. zł. Kwota pochodząca z subwencji to 7 mln 600 tys. zł. Wydatki PiS w związku z wyborami w 2019 r. wyniosły 48 mln 859 tys. zł, w tym na wybory parlamentarne - 31 mln 707 tys zł, a do europarlamentu - 17 mln 150 tys.

Przychody Platformy Obywatelskiej w 2019 r. (z wyłączeniem Funduszu Wyborczego) wyniosły 41 mln 688 tys. zł, w tym kwota subwencji - 15 mln 466 tys. zł, kwota pochodząca od osób fizycznych - 947 tys. zł, odsetki od środków na rachunkach i lokatach bankowych - 6 tys. 676 zł. PO zaciągnęło dwa kredyty bankowe w łącznej kwocie 24 mln 500 tys. zł.

Wpływy Funduszu Wyborczego wyniosły 42 mln 498 tys. zł, w tym wpłaty pochodzące od osób fizycznych - 18 mln 107 tys. zł, z rachunku bieżącego partii przekazano 23 mln 81 tys. zł, kwota pochodząca z subwencji to 1 mln 101 tys. zł.

Wydatki PO w związku z wyborami w 2019 r. wyniosły 42 mln 442 tys. zł, w tym na wybory parlamentarne - 29 mln 947 tys zł, a do europarlamentu - 12 mln 485 tys.

Niższe przychody PSL-u

Polskie Stronnictwo Ludowe w 2019 r. miało 7 mln 866 tys. zł przychodów, z czego 4 mln 477 tys. zł stanowiła subwencja budżetowa. Osoby fizyczne (składki i darowizny) wpłaciły na rachunek ludowców 1 mln 870 tys. zł. Stronnictwo zaciągnęło też kredyt w wysokości 1,5 mln zł.

Wpływy Funduszu Wyborczego PSL wyniosły 10 mln 841 tys. zł., w tym wpłaty pochodzące od osób fizycznych - 8 mln 669 tys. zł. Wydatki PSL w związku z wyborami w 2019 r. wyniosły 10 mln 827 tys. zł, w tym na wybory parlamentarne - 8 mln 479 tys zł, do europarlamentu - 2 mln 321 tys., a do organów samorządu terytorialnego - 20 tys. 828 zł.

Sojusz Lewicy Demokratycznej w 2019 r. miał 5 mln 777 tys. zł przychodów, większość tej kwoty stanowiła subwencja budżetowa - 4 mln 319 tys. zł. Osoby fizyczne (składki i darowizny) wpłaciły na rachunek Sojuszu 995 tys. zł.

Wpływy Funduszu Wyborczego SLD wyniosły 12 mln 348 tys. zł., w tym wpłaty pochodzące od osób fizycznych - 7 mln 284 tys. zł, kwota pochodząca z subwencji - 1 mln 30 tys. zł. Wydatki w związku z wyborami organów samorządu terytorialnego wyniosły 6 mln 246 tys. zł. Wydatki z Funduszu Wyborczego wyniosły 12 mln 294 tys. zł, w tym na wybory parlamentarne - 9 mln 570 tys. zł, na wybory do Parlamentu Europejskiego - 2 mln 503 tys. zł, a do organów samorządu terytorialnego - 212 tys. zł.

Nowoczesna utrzymuje się w większości ze składek

Lewica Razem w 2019 r. zgromadziła 3 mln 536 tys. zł, w tym kwota subwencji - 3 mln 146 tys. zł. Osoby fizyczne (składki i darowizny) wpłaciły na rachunek Partii Razem 385 tys. zł. Wpływy Funduszu Wyborczego wyniosły 823 tys. zł., w tym wpłaty pochodzące od osób fizycznych - 30 tys. zł, kwota pochodząca z subwencji - 750 tys. zł.

Konfederacja Wolność i Niepodległość w 2019 r. zgromadziła 2 mln 30 tys. zł, cała ta kwota pochodziła od osób fizycznych (składki i darowizny). W Funduszu Wyborczym partia zgromadziła 1 mln 730 tys. zł, kwota ta w całości przeznaczona została na wydatki związane z wyborami parlamentarnymi.

Przychody Nowoczesnej w 2019 r. (z wyłączeniem Funduszu Wyborczego) wyniosły 425 tys. zł. Są to w większości - 411 tys. zł - środki pochodzące od osób fizycznych (składki i darowizny). W Funduszu Wyborczym Nowoczesna zgromadziła 7 tys. 410 zł.

W przypadku partii politycznej, która nie otrzymuje subwencji z budżetu państwa, odrzucenie sprawozdania finansowego nie pociąga za sobą żadnych skutków. Natomiast jeśli odrzucone zostanie sprawozdanie partii, która pobiera subwencję, wtedy traci ona do niej prawo na trzy lata.

Subwencje przysługują partiom politycznym, które w wyborach do Sejmu uzyskały w skali kraju co najmniej 3 proc. ważnie oddanych głosów oraz koalicjom partii politycznych, na które oddano co najmniej 6 proc. ważnie oddanych głosów.

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

"Strajk w największej kopalni na Donbasie. Górnicy żądają zaległych wynagrodzeń, „ludowa” władza ich zastrasza"

W największej kopalni na terytorium samozwańczej Ługańskiej Republiki Ludowej od początku czerwca trwa dramatyczny strajk górników. Pracownicy nie otrzymali wypłaty od trzech miesięcy, a władze, nazywające się ludowymi, wszelkimi środkami dążą do spacyfikowania protestu.

119 górników odmawia wyjazdu na powierzchnię z kopalni „Komsomolska” w mieście Antracyt (70 km na południowy wschód od Ługańska). Strajk ogłosiła 5 czerwca druga zmiana, znajdująca się na dole, zaś zmiana trzecia na znak solidarności rozpoczęła protest na powierzchni. Niektórzy robotnicy z „Komsomolskiej” od kilku miesięcy nie zobaczyli ani kopiejki z wypłaty. Poprzedni strajk okupacyjny w kopalni miał miejsce pod koniec kwietnia. Wtedy części górników – tylko tym, którzy odmówili wyjazdu na powierzchnię – udało się wywalczyć wynagrodzenia za luty i marzec. Pieniędzy za kwiecień nie dostał już nikt.

W pierwszej reakcji dyrekcja kopalni zdawała się być gotowa do ustępstw. Jednak 7 czerwca funkcjonariusze Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego Ługańskiej Republiki Ludowej otoczyli kopalnię, odcięli dojazd do niej, a w całym mieście ogłoszono kwarantannę „z powodu epidemii koronawirusa” (w rzeczywistości na terenie całej republiki wykryto od początku epidemii jedynie 45 zakażonych). Przestała również działać sieć komórkowa. 7 czerwca wieczorem w kopalni wyłączony został prąd, co oznaczało również zatrzymanie systemu wentylacji. Nawet wtedy jednak górnicy nie poddali się. Nikt ze 119 mężczyzn nie opuścił kopalni; następnego dnia rano prąd wrócił.

9 czerwca władze z jednej strony udały, że idą na ustępstwa, z drugiej – kontynuowały zastraszanie robotniczych liderów. Czternastu pracowników kopalni, którzy zamierzali przyłączyć się do strajku i rozszerzać go, zostało aresztowanych przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego, które następnie ogłosiło, iż zostaną im przedstawione zarzuty… szpiegostwa i pracy na rzecz ukraińskich służb specjalnych. Według przewodniczącego Niezależnego Związku Górników Donbasu Aleksandra Waśkowskiego w nieznanym kierunku wywieziono łącznie 22 osoby – 19 górników oraz trzy żony robotników. Waśkowski powiedział rosyjskiej „Nowej Gazecie”, że zatrzymani zostali poddani torturom – usiłowano wydobyć od nich informacje, kto jeszcze działa w ruchu robotniczym.

Równocześnie przeciwko dyrektorowi „Komsomolskiej” Jurijowi Diubie wszczęto postępowanie w sprawie uchylania się od wypłacania wynagrodzeń pracownikom.

Górnicy przebywający wciąż na terenie kopalni ogłosili, że dopóki ich wypłaty nie zostaną uregulowane, a towarzysze – wypuszczeni na wolność, nie tylko nie opuszczą zakładu, ale też będą prowadzić częściową głodówkę: o chlebie i wodzie. Chcą także, by gwarancje bezpieczeństwa górnikom i ich bliskim osobiście dał przywódca samozwańczej republiki ługańskiej Leonid Pasiecznik. Ten jak dotąd przekazał jedynie górnikom pismo, w którym deklaruje wsparcie, jeśli w przyszłości będą „rozsądni” i nie pozwolą się wykorzystywać w „prowokacjach SBU”. Wcześniej wojna z Ukrainą była używana przez przywódców ŁRL jako pretekst do niewypłacania pracownikom pensji.

Po proklamowaniu Ługańskiej Republiki Ludowej kopalnia „Komsomolska” oraz sąsiednia „Biełorieczenska” zostały w teorii znacjonalizowane. Jedynym podmiotem, który kupuje wydobyty węgiel, jest firma „Wniesztorgserwis”, kontrolowana przez Siergieja Kurczenkę, oligarchę z otoczenia byłego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza. Kurczenko uciekł z Ukrainy zaraz pod zwycięstwie Euromajdanu, a od 2017 r. związane z nim podmioty otrzymały pod zarząd całą grupę kopalń i przedsiębiorstw związanych z węglem na terenie tak Ługańskiej, jak i Donieckiej Republiki Ludowej.

Węgiel wydobywany w Antracycie w większości trafia na Ukrainę.  Częściowo sprzedawany jest nawet nie przez „Wniesztorgserwis”, a przez rosyjskich pośredników przez terminal węglowy na Półwyspie Tamańskim i kierowany na Ukrainę jako surowiec rosyjski. Handel ten przynosi znaczne zyski i budżetowi „republiki ludowej”, i pośrednikom – i tylko robotnicy są poddawani bezwzględnemu wyzyskowi.

zrodlo:miziaforum.com

"Policyjna łapanka na młodzież tańczącą do disco polo pod Pałacem Prezydenckim. Bo wspierała LGBT"

Kilkadziesiąt osób tańczyło w czwartek w rytm muzyki disco polo na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Była to manifestacja obecności osób LGBT w polskim społeczeństwie i zaprotestować przeciwko homofobicznej „Karcie Rodziny”, podpisanej przez Andrzeja Dudę. Niestety, zabawę zepsuła policja, która urządziła łapankę, a uczestników ukarała mandatami.

Dwa dni temu pod Komendą Stołeczną Policji funkcjonariusze szarpali i ciągali po chodniku uczestników demonstracji przeciwko policyjnej przemocy. Wczoraj wydarzył się kolejny akt terroryzowania społeczeństwa przez „stróżów prawa”.

Impreza została obmyślona jako wyraz sprzeciwu wobec „Karty Rodziny”, czyli elementu kampanii wyborczej Andrzeja Dudy. Prezydent stara się ukazać jako obrońca stabilności bytowej polskich rodzin, przez co w dokumencie znalazły się zapisy gwarantujące m.in. ogłoszony już wcześniej bon turystyczny dla rodzin z dziećmi, obietnica wsparcia osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów, czy program centrów zdrowia dla seniorów, jednak całość okraszona jest obietnicą zakazu propagowania ideologii LGBT w instytucjach publicznych”. Z kontekstu wynika, że chodzi głównie o szkoły, bo prezydent rozwodził się nad prawem rodziców do wychowywania dzieci zgodnie z własnymi homofobicznymi„przekonaniami”. „Nikt nam nie będzie narzucał” – powtarzał wielokrotnie Duda.

Wydarzenie miało spokojny przebieg. Jedynie starszy mężczyzna próbował wymachiwać w kierunku tańczących parasolką, został jednak szybko wyprowadzony przez policję. Uczestnicy imprezy pląsali w rytm hitów do przebojów George’a Michaela („Freedom! ’90”), Maanamu („Boskie Buenos”) czy Golec uOrkiestra („Ściernisco”). Pojawiły się też transparenty: „Polska dla wszystkich”, „LGBT to ja” czy Share love not hate”.

Po zakończeniu potańcówki do akcji wkroczyła policja. Funkcjonariusze wyłapywali osoby oddalające się spod Pałacu i wypisywali mandaty za udział w nielegalnym zgromadzeniu. Skupiali się na osobach wracających pojedynczo i nakłaniali je do przyjęcia kar w wysokości 100 zł. Część z osób odmówiła przyjęcia mandatów.

W obronie represjonowanych wystąpiła posłanka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk (Lewica).

– Dziś każda inicjatywa, która stawia na wolność i prawdziwą solidarność jest na wagę złota. Dzieciaki, które przyszły dziś pod Pałac Prezydencki zatańczyć przeciwko dyskryminacji, to nadzieja na normalną Polskę. Radosną, niewykluczającą, bezpieczną dla wszystkich. One tym tańcem pokazują świat, w jakim chcą żyć. I to, że za to są szykanowane, to jest wstyd dla państwa, dla samorządu i dla polityków – mówiła w rozmowie z OKO.press Dziemianowicz-Bąk.

Co ciekawe, przeciwko imprezie stanowczo protestowali „liberalni” politycy i dziennikarze. Twierdzili, że spontaniczny i pokojowy protest jest prawicową prowokacją i służy tylko temu, by mogła go następnie pokazać TVP, szydząc z ruchu LGBT i napędzając głosów PiS.

„UWAGA! Prawicowi działacze szykują dziś w @warszawa prowokację „Tęczowe disco pod pałacem”, by skompromitować społeczność LGBT. To prowokacyjna akcja w najgorszym kremlowskim stylu. NIE DAJCIE SIĘ W TO WCIĄGNĄĆ! Powiemy  będzie 28 czerwca przy urnach”  napisał na Twitterze wiceprezydent Warszawy Paweł Rabiej.

Po kątach działaczy LGBT próbowała rozstawić również Marta Lempart z Ogólnopolskiego Strajku Kobiet.

„Moja ukochana ciocia Basia, siostra mojej nieżyjącej babci, która kocha mnie nad życie, obchodzi dziś swoje Boże Ciało. I tak mi trochę przykro, że sojusznicy moi i innych osób LGBT nie są w stanie oddać jej dziś tego dnia i wyrazić swojego poparcia dla moich praw choćby jutro” – napisała feministka.

„Razem i Zandberg popierają dzisiejsza prowokację pod pałacem. Wiedzą, ze wybory prezydenckie już przegrali, ale zawsze można jeszcze pomoc PIS-owi” – ubolewał z kolei Tomasz Lis.

Przeciwko „Karcie Rodziny” protestują organizacje broniące praw człowieka.

„Panie Prezydencie, powiemy Panu raz jeszcze – głośno i wyraźnie: nie istnieje coś takiego jak wyssana z homofobicznego palca „ideologia LGBT” – LGBT to lesbijki, geje, osoby biseksualne i transpłciowe, to ludzie, którzy na własnej skórze odczuwają skutki podsycanej również przez Pana homofobicznej i transfobicznej nienawiści. To Kacper, Dominik i Milo – osoby, których już nie ma wśród nas, bo zabiła je nastawiona na wygraną homo i transfobiczna propaganda władzy” – czytamy w oświadczeniu Kampanii Przeciw Homofobii.

zrodlo:miziaforum.com

"WHO oświadczyła, że niski poziom śmiertelności z powodu koronawirusa w Rosji jest „trudny do zrozumienia”"

W ciągu ostatniej doby w Rosji zarejestrowano znowu między 8 a 9 tysięcy przypadków zarażenia koronawirusem covid-19, dokładnie 8779.

W sumie w Rosji oficjalnie stwierdzono więc 502436 przypadków zarażenia koronawirusem. Wyzdrowiało 261150 osób (w ciągu ostatniej doby – 8367). Zmarły 6532 osoby (w ciągu ostatniej doby – 174).

Tymczasem dyrektor ds sytuacji nadzwyczajnych w Światowej Organizacji Zdrowia, Mike Ryan, powiedział że „niski poziom śmiertelności z powodu koronwirusa” w Rosji „trudno zrozumieć”.

Powiedział, że „niezwykła” jest liczba zgonów w odniesieniu do liczb pozytywnych testów na koronawirusa w Rosji. Wyraził sugestię, by rosyjskie władze „przejrzały, w jaki sposób potwierdza się zgony”.

O kwestię rosyjskich statystyk spytała na konferencji prasowej urzędnika  przedstawicielka agencji AP.

Oprac. MaH, tvain.ru

Ilustracja: Pixabay License

zrodlo:kresy24.pl;miziaforum.com

Premier Szmygal:" Ukraina nie będzie dostarczała wody na Krym"

Premier Denis Szmygal powiedział, że  nie wznowi dostaw wody przez  na okupowanego Krymu. Ta kwestia – jak się wyraził – nie będzie przedmiotem negocjacji. Poinformował o tym podczas wczorajszej konferencji prasowej, poświęconej stu dniom jego rządu.

„Jeśli chodzi o wodę na Krymie: widzicie rezultat, że  nie jest dostarczana na Krym. Rozumiemy, że ona fizycznie nie może tam być przesyłana… Inna sprawa, że ​​Federacja Rosyjska, który jest dziś okupantem Krymu, nie zawsze wypełnia swoje obowiązki wobec mieszkających tam ludzi, co zostało określone w międzynarodowej konwencji, którą okupant musi przestrzegać ” – wyjaśnił.

„Kwestie te niepokoją nas i martwią, ale wznowienie dostaw przez kanał krymski nie jest dziś w kręgu naszych zainteresowań i nie jest przedmiotem do negocjacji” – dodał.

Przypomnijmy, Ukraina zaspokajała do 85% zapotrzebowania półwyspu na słodką wodę przez Kanał Północnokrymski, który łączy Dniepr z półwyspem. Po aneksji Krymu przez Rosję w 2014 r. dostawy wody na półwysep ustały. Zapasy wody na Krymie są uzupełniane z naturalnych zbiorników wodnych i źródeł podziemnych. Według ekologów, intensywne wykorzystywanie wody ze źródeł podziemnych doprowadziło do zasolenia gleby na półwyspie. Władze okupacyjne Krymu regularnie namawiają mieszkańców półwyspu do oszczędzania wody.

Opr. TB, UNIAN

fot. https://24tv.ua/

zrodlo:kresy24.pl;miziaforum.com

"Belgijski książę ukarany grzywną 10 tys. euro. Złamał kwarantannę"

Hiszpańskie władze nałożyły grzywnę ponad 10 tys. euro na belgijskiego księcia Joachima za lekceważenie restrykcji, związanych z koronawirusem. Sprawa członka rodziny królewskiej, który w czasie pandemii poleciał na imprezę do Kordoby, odbiła się głośnym echem w Belgii.

Belgijski książę ukarany grzywną 10 tys. euro. Złamał kwarantannę

Książę w czasie pandemii poleciał na imprezę do hiszpańskiej Kordoby. (Fot. Getty Images)

Jak informuje publiczny belgijski nadawca VRT, siostrzeniec króla otrzymał grzywnę za nieprzestrzeganie dwutygodniowej kwarantanny po przylocie w maju do Madrytu.

Oficjalnie wizyta w Hiszpanii miała cel biznesowy, jednak - jak donosiła gazeta "El Pais" - Joachim po wylądowaniu natychmiast pojechał do Kordoby, gdzie uczestniczył w spotkaniu w prywatnej rezydencji w gronie blisko 30 osób.

W czasie gdy się to działo w Hiszpanii nie dość, że obowiązywała dwutygodniowa kwarantanna to jeszcze maksymalna liczba uczestników spotkania mogła wynosić 15 osób.

W związku z poważnym naruszeniem obostrzeń hiszpańskie władze postanowiły ukarać 28-latka mandatem w wysokość 10 400 euro. Jeśli zapłaci on go bezzwłocznie, kara będzie zredukowana o połowę.

Po jego powrocie z Półwyspu Iberyjskiego okazało się, że książę ma koronawirusa. Mężczyzna już wcześniej przeprosił za swoje zachowanie.

zrodlomiziaforum.com

"UK: System namierzania kontaktów wyłapał ponad 31 tys. narażonych na zakażenie"

Ponad 31 tys. kontaktów osób zakażonych koronawirusem namierzono w ciągu pierwszego tygodnia funkcjonowania w Anglii systemu NHS Test and Trace, z czego prawie 27 tys. osób zalecono 14-dniową izolację - podała brytyjska publiczna służba zdrowia NHS.

UK: System namierzania kontaktów wyłapał ponad 31 tys. narażonych na zakażenieTestowana aplikacja na smartfony, która ma informować ich użytkowników o tym, że byli w pobliżu osoby zakażonej, wciąż nie wyszła poza fazę testów. (Fot. Getty Images)

Jak sprecyzowano, pomiędzy 28 maja a 3 czerwca zespół do namierzania kontaktów - NHS and Trace - próbował skontaktować się z 8 117 osobami, u których testy wykazały obecność koronawirusa. Spośród nich, 5 407 osób - dokładnie dwie trzecie - przekazało, z kim ostatnim czasie miało bliskie kontakty, czyli spędziło co najmniej 15 minut w odległości mniejszej niż dwa metry. Z pozostałymi 2 710 osobami albo nie zdołano się skontaktować, albo nie chciały one przekazać tych informacji.

Te 5 407 osób, które to zrobiło, miało bliskie kontakty z 31 794 osobami. Z nimi zespół NHS Test and Trace skontaktował się, żeby przekazać informację o tym, iż były one narażone na ryzyko zakażenia, w związku z czym powinny się izolować przez 14 dni. Udało się skontaktować z 26 985 osobami - co stanowi niemal 85 proc. - przy czym w zdecydowanej większości przypadków taki kontakt nawiązano w ciągu 24 godzin.

Namierzaniem kontaktów osób zakażonych koronawirusem zajmuje się 25 tys. zatrudnionych przez rząd pracowników. Ponieważ testowana aplikacja na smartfony, która ma informować ich użytkowników o tym, że byli w pobliżu osoby zakażonej, wciąż nie wyszła poza fazę testów, taki system NHS Test and Trace jest obecnie jedyną metodą namierzania kontaktów zakażonych. Jak informowano podczas jego uruchamiania, zatrudnieni do tego pracownicy są w stanie skontaktować się z 10 tys. osób dziennie. To znacznie powyżej liczby nowych zakażonych, bo liczba wykrywanych przypadków w ostatnich dniach spadła do 1 200-1 400 dziennie.

Minister zdrowia Matt Hancock podczas codziennej rządowej konferencji prasowej na temat walki z epidemią koronawirusa mówił, iż opublikowane przez NHS dane przeszły jego oczekiwania i wyraził nadzieję, że z biegiem czasu odsetek osób, które przekazują informację o kontaktach, będzie jeszcze wyższy. Przekonywał, że jest to obywatelski obowiązek. Dodał, że na razie nie jest rozważane, by uczynić to prawnie obowiązującym wymogiem, choć nie wykluczył, iż może tak stać się w przyszłości.

zrodlo:miziaforum.com

"A może to Jan Śpiewak rozgrywa PiS.......????"

Dudnią echa ułaskawienia warszawskiego społecznika przez prezydenta. Na plafotmerskim Twitterze, na łamach „Wyborczej” panuje niepodzielnie On – demon, bandyta, wspólnik Kaczyńskiego. Jan Śpiewak w wieku chrystusowym doczekał się namaszczenia na antychrysta liberalnych elit. Występuje w dwóch osobach. Pierwsza to groźny przestępca, mistyfikator świadomie posługujący się kłamstwem w celu wrobienia bogu ducha winnej adwokatki w reprywatyzacyjny szwindel. Znakomity niegdyś dziennikarz śledczy Wojciech Czuchnowski w bolesnych spazmach popełnia kolejne teksty, w których porównuje warszawskiego aktywistę do złodzieja, który raz skazany za kradzież, kradnie teraz na legalu.

Drugie wcielenie to zdrajca i marionetka Kaczyńskiego. Według Andrzeja Saramonowicza, niegdyś reżysera, teraz internetowego fanatyka Platformy Obywatelskiej, Śpiewak ma zostać użyty przez Prawo i Sprawiedliwość do zniszczenia Rafała Trzaskowskiego. Według tej przepowiedni, Śpiewak zostanie mianowany przez PiS komisarzem Warszawy po tym jak kandydat KO wygra wybory prezydenckie. I wtedy nastąpi decydująca rozgrywka. „Przypuszczam, że Śpiewak – wymachując sztandarem z napisem „afera reprywatyzacyjna” – dostanie zadanie znalezienia w warszawskim Ratuszu wszystkiego, co przyczyni się do impeachmentu Trzaskowskiego”

Takie wynurzenia mają niewątpliwy urok satyryczny, jednak sprawa ułaskawienia Śpiewaka przez Dudę ma znacznie ciekawszy wymiar. 33-letni aktywista wykonał manewr, którym umocni jego polityczne znaczenie. Nie mają racji ci, którzy trąbią, że Śpiewak został rozegrany przez PiS. Partia Kaczyńskiego ma oczywiście interes w wywołaniu widowiska medialnego pt. „Ułaskawienie”. Andrzej Duda występuje tu przeciwko sędziowskiej kaście w sprawie, w której skazany został facet, który walnie przyczynił się do zakończenia procederu bandyckiej reprywatyzacji, a zatem przywrócił tysiącom lokatorów względne bezpieczeństwo. Ten człowiek został poturbowany przez zblatowaną z gangusami elitę. Duda stanął jego stronie. PiS wysyła więc nieśmiały sygnał w stronę elektoratu Lewicy – wolicie umoczonego w tym bagnie Trzaskowskiego, czy naszego Andrzeja, który tak fajnie zachował się wobec waszego społecznika? Nowogrodzkiej zależy też aby rozochocony ułaskawieniem Śpiewak wydobył jak najwięcej brudów, w którymi PIS zamierza obciążyć konto swojego głównego przeciwnika podczas kampanii prezydenckiej. To jednak za mało, by stwierdzenie, że „Śpiewak jest marionetką Kaczyńskiego” uznać za poważne.

Andrzej Duda ułaskawiając Jana Śpiewaka nie tylko uwolnił go od wyroku, ale również roztoczył na nim swoisty parasol ochronny. Obecny prezydent nie jest postrzegany jako niezależna instancja, lecz jako funkcjonariusz swojego obozu politycznego, co sprawia, że gest wykonany nad głową lewicowego aktywisty jest też sygnałem w stronę mediów i elektoratu – to jest porządny człowiek, autentycznie zależy mu na ludziach, zresztą zobaczcie jak pięknie wojuje z Platformą Obywatelską.

Jan Śpiewak już od pewnego czasu jest jedynym lewicowym politykiem regularnie zapraszanym do pisowskich mediów w roli innej niż świrnięty lewak, którego należy obśmiać i obić jak worek treningowy. TVP i tytuły Karnowskich ukazują go jako poważnego demaskatora, poważnego zawodnika, który rzucił wyzwanie warszawskiemu układowi. Tej publiczności tacy bohaterowie podobają się bardzo. Uznanie dla Śpiewaka rośnie, mimo, że lewicowy działacz jawnie przyznaje, że on był pierwszym, który zaproponował wprowadzenie w stolicy karty LGBT, a w przeszłości obnażał też umoczonych w reprywatyzację PiSowskich radnych, wygrywając z nimi zresztą procesy o zniesławienie.

33-letni polityk ustawił się na idealnej pozycji. Jako ułaskawiony pokazał faka układowi sędziowsko-biznesowemu. Zobaczcie – wkurwiliście mnie, to przywaliłem w was orężem waszego największego wroga. Z nową energią może więc wykonywać swój plan posłania do piachu partii, której życie wewnętrzne obserwował od wieku dziecięcego. PiS natomiast nie może zarzucić mu powiązań z Platformą, a  kto wie czy wpuszczając go na swoje podwórko sprawił sobie wrecking ball’a, dewastującego gmachy na wewnętrznych zabudowań. Wreszcie – Jan Śpiewak konsekwentnie buduje swój kapitał polityczny, stawiając w pozycji petenta również główne siły lewicy. Nie obchodzi go ile procent w tych wyborach dostanie Biedroń, ani nawet to kto zwycięży w boju o Belweder. Głównym celem i zmartwieniem Jana Śpiewaka jest sam Jan Śpiewak, a finał tego projektu będziemy obserwować w roku 2030.

zrodlo:miziaforum.com

TVN24: "Nawet 18 policjantów pilnuje domu Kaczyńskiego. "Mają zakaz opuszczania okolicy""

Najbliższej okolicy domu Jarosława Kaczyńskiego pilnuje czterech policjantów umundurowanych oraz dwóch "tajniaków". Funkcjonariusze zmieniają się co osiem godzin. W ciągu doby oznacza to 18 policjantów, których obowiązki dedykowane są pilnowaniu okolicy prezesa PiS - dowiedział się TVN24, znajdując potwierdzenie tych informacji w dokumentach.

18 policjantów w ciągu doby ma obowiązek pilnowania okolic domu prezesa Prawa i Sprawiedliwości, Jarosława Kaczyńskiego. Jak wynika z dokumentów, do których dotarł TVN24 - obowiązki jednej z kompanii warszawskiego oddziału prewencji są określone z dokumentu z rozkazem. Jest tam zapis o tym, że  przy Pałacu Prezydenckim służbę pełni czterech policjantów, dwóch wyznaczono do ochrony ambasady rosyjskiej. Czterech ma pracować w "KRP V" i chociaż to oznaczenie komendy rejonowej w Żoliborzu, to dziennikarze TVN24 ustalili, że chodzi konkretnie o ul. Mickiewicza, czyli dom prezesa PiS.

Okolicy gdzie mieszka Jarosław Kaczyński pilnuje "bez przerwy sześciu policjantów - czterech umundurowanych i dwóch po cywilu w nieoznakowanym samochodzie. Zmieniają się trzy razy na dobę - po godzinie 7 rano, po 15 i po 23. W sumie 18 osób jest zaangażowanych na dobę" - czytamy na tvn24.pl.

Jak wynika z ustaleń dziennikarzy - funkcjonariusze odbywający służbę w pobliżu domu prezesa PiS mają zakaz oddalania się od willi Kaczyńskiego. Jednocześnie nie mogą poruszać się przy samej posesji tak, by nie było widać ich z okien domu. Policjanci mówili jednoznacznie, że mają absolutny zakaz opuszczania tej okolicy, nawet w sytuacji, gdyby coś się działo parę ulic dalej - relacjonował dziś w TVN24 jeden z autorów reportażu, Grzegorz Łakomski.

"To prywatna ochrona za pieniądze podatników"

Dziennikarze TVN24 przez dwa tygodnie obserwowali, jak funkcjonariusze pilnują i zmieniają się niedaleko domu Kaczyńskiego. Policjanci mają reagować, gdy ktoś kręci się w pobliżu willi Kaczyńskiego. Funkcjonariusze mają także legitymować takie osoby. Obserwowaliśmy, jak to wygląda, jak na dłoni widać, że policja ma dyspozycje i pilnuje domu, ma zakaz opuszczania okolicy. (...) To prywatna ochrona za pieniądze podatników - komentował Łakomski.

Oficjalnie policja nie pilnuje willi Jarosława Kaczyńskiego. Rzecznik komendanta stołecznego policji Sylwester Marczak w odpowiedzi na pytania TVN24 podkreślił, że działania policji "nie mają nic wspólnego z pilnowaniem jakiejkolwiek posesji czy też osoby".

Jak informowała Interia, w 2018 r. ochrona prezesa PiS pochłaniała 1,6 mln zł. Rok później cena usług firmy Grom Group wzrosła o 200 tys. zł. Z dokumentów, którymi dysponuje Krajowe Biuro Wyborcze, wynika, że najniższy przelew opiewał na kwotę 24,6 tys. zł. Żeby chronić Jarosława Kaczyńskiego, partia wydaje nawet 150 tys. zł miesięcznie.

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

"Część kopalń PGG wstrzymuje lub ogranicza wydobycie. Górnicy testowani na koronawirusa"

10 kopalń Polskiej Grupy Górniczej od dziś wstrzymuje lub ogranicza wydobycie węgla. Ma to zapobiec dalszemu rozprzestrzenianiu się koronawirusa.

ZOBACZ RÓWNIEŻ:

W tym czasie w kopalniach będzie pracowało od ponad 30 do ok. 60 procent załogi. Zależeć to będzie do potrzeb konkretnego zakładu.

Każdą z kopalń podczas ograniczenia lub wstrzymania wydobycia trzeba zabezpieczyć przed zagrożeniami naturalnymi . W niektórych zakładach - możliwe, a nawet konieczne - jest prowadzenie wydobycia w ograniczonym zakresie właśnie po to, by nie dopuścić do zagrożeń takich jak np. pożar.

Postój w kopalniach potrwa trzy tygodnie. Jednocześnie w kilku z nich wciąż trwają badania przesiewowe górników. Od wczoraj na obecność koronawirusa testowani są pracownicy kopalni Bolesław Śmiały. 

Do soboty potrwają badania na obecność koronawirusa górników z kopalni w Łaziskach

W czwartek ruszyły badania przesiewowe górników z kopalni Bolesław Śmiały w Łaziskach. To kolejna kopalnia Polskiej Grupy Górniczej, której załoga zostanie poddana testom. Badania trwać będą do soboty.

Pracownicy mają przyjeżdżać na teren tamtejszego kąpieliska. Znajdują się tam trzy odrębne punkty do pobierania wymazów. Każdy z pracowników powinien otrzymać sms-a z informacją o badaniach.

Do przebadania jest około 1900 osób.

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

"Inicjatywa Pracownicza wygrywa z Amazonem. Zwolniony pracownik przywrócony, system norm niezgodny z Kodeksem Pracy"

Ważne zwycięstwo bojowego związku zawodowego przed Sądem Okręgowym w Poznaniu. Maciej Gorajski, zwolniony przez Amazon za niewyrabianie norm został przywrócony do pracy. Amerykański kapitalista ma również wypłacić mu odszkodowanie za okres pozostawiania bez pracy.

Wygrana Inicjatywy Pracowniczej ma podwójny wymiar. Po pierwsze – częściowo zrekompensowana zostanie krzywda człowieka. Maciej Gorajski był pracownikiem Amazona przez dwa lata. Przez ten okres wykonywał wykańczającą psychicznie i fizycznie pracę w centrum logistycznym koncernu w podpoznańskich Sadach. Był też działaczem komisji zakładowej Inicjatywy Pracowniczej, co zdaniem związku było głównym powodem rozwiązania z nim umowy o pracę w sierpniu 2016 roku.

Oficjalnie Gojarski wyleciał za niewyrobienie norm. Z opisu sprawy wynika jednak, że było to poszukiwanie haka na niewygodnego, bo namawiającego innych do działalności związkowej pracownika. „W wypowiedzeniu zamieszczono tabelę z procentową realizacją celu za każdy tydzień, gdy Maciej rzekomo nie spełniał oczekiwań Amazon. W niektórych tygodniach obwiniano go o zrealizowanie normy na poziomie 99,68 proc. lub 96,8 proc.. W trakcie procesu Macieja jego pełnomocnik zwracał uwagę, że przez 10 tygodni pracy z 18 branych pod uwagę w wypowiedzeniu, spełnił on oczekiwania w zakresie wydajności, dwukrotnie wyrabiając nawet powyżej 120 proc. normy, czego Amazon w ogóle nie wziął pod uwagę” – czytamy na stronie ozzip.pl.

Sąd uznał zwolnienie Gorajskiego za bezprawne i przywrócił go do pracy. Amazon będzie musiał wypłacić odszkodowanie, którego wysokość zostanie określona na kolejnych posiedzeniach.

Drugi wymiar sądowego zwycięstwa Dawida nad Goliatem to uznanie systemu oceny wydajności obowiązującego w Amazonie za niezgodny z Kodeksem Pracy. Sąd uznał, że system ma charakter rankingowy, w związku z tym zawsze zostaną w nim sklasyfikowani pracownicy, którzy norm nie wyrobią, co daje kapitaliście możliwość negatywnej oceny ich pracy i dyscyplinowania. Sąd nazwał system „spiralą w dół”, opierający się na nieustannej rywalizacji i wskazał, że jego stosowanie naraża pracowników na niepotrzebny stres.

Warunki pracy w Amazonie są poddawane krytyce organizacji zajmujących się kontrolą standardów na tym polu, jak również przez niezależnych ekspertów. Na początku 2018 roku opublikowana została opinia biegłego sądowego, który stwierdził, że „praca w Amazonie nie jest dostosowana do możliwości fizycznych i psychicznych człowieka i pracownika”. Związkowcy zauważają również, że śrubowanie norm i podnoszenie oczekiwań bez konsultacji z reprezentantami pracowników prowadzi do „wyczerpania i wiecznej pogoni za normą”, co stanowi realne zagrożenie dla zdrowia zatrudnionych.

Znane są dwa przypadki śmieci pracowników Amazona w Polsce. W 2018 roku w centrum w Szczecinie – Kołbaskowie zmarł 69-letni mężczyzna. W maju bieżącego roku w Sadach znaleziono martwą 40-letnią kobietę. W obu przypadkach przyczyną śmierci była niewydolność krążeniowo-oddechowa.

Inicjatywa Pracownicza walczy z nieludzką eksploatacją pracowników od początku działalności Amazona w Polsce. Wczorajsze zwycięstwo nie jest jedynym sukcesem w tym roku wywalczonym przez związkowców. W styczniu, po ciężkich negocjacjach firma zdecydowała się zawiesić na cztery miesiące system upokarzających i wykańczających pracowników ocen norm i jakości.

zrodlo:miziaforum.com


"Skanda!!!l: USA wprowadzają kolejne sankcje przeciw Międzynarodowemu Trybunałowi Karnemu"

Amerykański prezydent Donald Trump podpisał dziś dekret wprowadzający sankcje ekonomiczne przeciw sędziom Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK) z Hagi, którzy chcieliby prowadzić śledztwo przeciw armii amerykańskiej w Afganistanie i izraelskiej w Palestynie podejrzanych o zbrodnie wojenne i ludobójstwo. Już rok temu zabroniono pracownikom MTK przyjeżdżać do Stanów.\


Gambijka Fatou Bensouda, prokurator generalna MTK. 2019, twitter

Dzisiejszy dekret to amerykańska riposta na marcowe zezwolenie MTK podjęcia śledztwa przeciw Stanom Zjednoczonym. W 2017 r., po groźbach ze strony rządu amerykańskiego, sędziowie odrzucili wniosek o to śledztwo, lecz po odwołaniu prokurator Trybunału Fatou Bensoudy i dostarczeniu nowych dowodów, ostatecznie się zgodzili.

Rzeczniczka Białego Domu wyjaśniła, że sankcje są konieczne, gdyż MTK, zamiast się „zreformować” chce prowadzić śledztwa „motywowane politycznie, przeciw nam i naszym izraelskim sojusznikom”. Według niego, reformy są niezbędne, by tego uniknąć: „Nie można oskarżać żołnierzy amerykańskich bez pozwolenia Stanów Zjednoczonych.” Inaczej byłby to „zamach na suwerenność amerykańską”. Mało tego, dodała, że „mamy powody wierzyć, że najwyższe instancje MTK są skorumpowane”, w tym prokurator Bensouda.

Oprócz sankcji ekonomicznych, rozszerzono zakaz wjazdu do USA również na rodziny pracowników MTK (do trzeciego pokolenia), co już dawno wprowadził Izrael. Amerykanie, po przegraniu 19-letniej wojny przeciw afgańskiemu ruchowi oporu i podpisaniu kapitulacji w lutym tego roku, przyśpieszają wycofanie wojsk z tego kraju, lecz pozostają po nich oskarżenia o bestialskie, masowe zbrodnie dokonane podczas okupacji Afganistanu. Część z nich ujawnił już australijski dziennikarz i wydawca Julian Assange oczekujący w brytyjskim więzieniu specjalnym na ekstradycję do Stanów, gdzie ma zostać za to ukarany 175 latami więzienia lub śmiercią.

zrodlo:miziaforum.com

"Nawałnice na Lubelszczyźnie i Podkarpaciu: Strażacy wyjeżdżali do akcji ponad 500 razy"

Blisko 460 razy interweniowali do czwartkowego wieczoru strażacy w związku z burzami na Lubelszczyźnie. Najwięcej interwencji dotyczyło usuwania połamanych drzew, a także zabezpieczenia uszkodzonych budynków. 80 razy wyjeżdżali natomiast do wezwań po nawałnicach strażacy na Podkarpaciu.

Burze na Lubelszczyźnie. Drzewa tarasowały drogi, kilka przewróciło się na samochody

Na Lubelszczyźnie strażacy odnotowali - jak ustalił po godzinie 21:00 reporter RMF FM Krzysztof Kot - blisko 460 interwencji.

Najwięcej - niemal 300 - dotyczyło połamanych drzew i gałęzi, które tarasowały drogi i szlaki komunikacyjne. Sześć drzew przewróciło się na samochody.

Ponadto wichura uszkodziła dachy 38 budynków mieszkalnych i 64 gospodarczych, które strażacy musieli zabezpieczyć. W ośmiu przypadkach pompowali wodę, która podtopiła budynki.

Od wyładowania atmosferycznego wybuchł w regionie jeden pożar.

Strażacy interweniowali również przy 52 uszkodzonych liniach energetycznych.

Najwięcej szkód burze wyrządziły w powiatach: zamojskim, tomaszowskim, hrubieszowskim, chełmskim i krasnostawskim.

Na szczęście nikt nie ucierpiał.

Na Podkarpaciu strażacy wyjeżdżali do wezwań po burzach 80 razy

Na Podkarpaciu strażacy zanotowali natomiast do godziny dziewiętnastej 80 interwencji. Najwięcej - jak informował ich rzecznik bryg. Marcin Betleja - w powiatach: leżajskim, jarosławskim, przemyskim, przeworskim, stalowowolskim i niżańskim.

"Nasze działania polegały głównie na usuwaniu połamanych konarów i drzew, leżących na jezdniach, chodnikach i posesjach" - podał Betleja.

Jak podkreślił, "na szczęście nikomu nic się nie stało, nikt nie został ranny".

 

"Zełenski kopie sobie grób atakami na Rosję w stylu „11 września” – amerykański analityk wojskowy Ukraińskie ataki dronów na cele cywilne w Rosji rozgniewają Moskwę, ale nie zmienią biegu wojny, powiedział Daniel Davis"

  Wysoki budynek mieszkalny widoczny w rosyjskim mieście Kazań po uderzeniu ukraińskiego drona 21 grudnia 2024 r. © Sputnik Kijów strzela s...