poniedziałek, 13 lipca 2020

"Google zainwestuje 10 miliardów dolarów w Indiach w ciągu najbliższych kilku lat!!"

Google planuje zainwestować 10 miliardów dolarów w Indiach w ramach planów uczynienia Internetu „dostępnym i użytecznym” dla miliarda ludzi.

Dyrektor naczelny Sundar Pichai ogłosił inwestycję za pośrednictwem transmisji na żywo w poniedziałek podczas corocznej imprezy Google (GOOGL) dla Indii. „Jest to odzwierciedleniem naszego zaufania do przyszłości Indii i jej gospodarki cyfrowej” - powiedział w oświadczeniu.

Hakerzy włamali się na konto dyrektora generalnego Google ...

„Cyfrowa podróż Indii jest jeszcze daleka od ukończenia. Jest jeszcze wiele do zrobienia, aby uczynić internet przystępnym i użytecznym dla miliarda Hindusów ... od poprawy komunikacji głosowej i przetwarzania danych we wszystkich językach Indii, po inspirowanie i wspieranie całości nowe pokolenie przedsiębiorców - dodał.
Fundusz digitalizacji Google for India przeznaczy pieniądze na indyjski sektor technologiczny w ciągu najbliższych pięciu do siedmiu lat poprzez połączenie inwestycji kapitałowych, partnerstwa i wydatków na infrastrukturę.

Inwestycja będzie się koncentrować na zapewnieniu przystępnego dostępu i informacji każdemu Hindusowi w ich własnym języku, tworzeniu nowych produktów i usług odpowiadających unikalnym potrzebom Indii, pomaganiu firmom w transformacji cyfrowej oraz wykorzystaniu technologii i sztucznej inteligencji dla dobra społecznego, w takich obszarach jak zdrowie, edukacja i rolnictwo.
„Dokonując tych inwestycji, z niecierpliwością oczekujemy współpracy z premierem [Narendrą] Modi i rządem Indii, a także indyjskich firm różnej wielkości, aby zrealizować wspólną wizję Digital India”, Pichai, który urodził się w Indiach, powiedziany. „Naszym celem jest zapewnienie, że Indie nie tylko skorzystają z kolejnej fali innowacji, ale także ją przewodzą”.

Qualcomm is the latest US tech name to back India's Jio Platforms
Za duży, by go zignorować
Indie są najszybciej rozwijającym się rynkiem internetowym na świecie, z prawie 700 milionami użytkowników Internetu i prawie taką samą liczbą użytkowników, którzy pojawią się w sieci po raz pierwszy. W ciągu ostatnich 15 lat kraj przyciągnął miliardy dolarów z inwestycji takich jak Google, Facebook (FB), Netflix (NFLX) i Twitter (TWTR), które rzuciły się, by zarobić na boomie internetowym.
Liczby sugerują, że wciąż istnieje ogromny potencjał wzrostu, pomimo czerwonych flag podniesionych ostatnio przez rząd w celu zwiększenia kontroli online. Plany Google i niedawne szaleństwo funduszu przez indyjskiego przedsiębiorcę Mukesh Ambani pokazują, że inwestorzy są gotowi jeszcze więcej.

Jio Platforms, ambicjant technologiczny Ambani, zgromadził od kwietnia Facebooka, Intela (INTC), suwerennego funduszu inwestycyjnego w Abu Zabi i prawie wszystkich inwestorów, którzy prawdopodobnie widzą potencjał firmy do budowy indyjskiej wersji Tencenta (TCEHY), niezwykle popularnego WeChat serwis w Chinach - platforma do bankowości mobilnej, zakupów online, mediów społecznościowych i nie tylko.
Jio Platforms wygrał kolejną inwestycję w niedzielę od amerykańskiego producenta chipów Qualcomm (QCOM).
Chiny dominują na indyjskim rynku smartfonów, a giganci technologiczni Alibaba (BABA) i Tencent (TCEHY) są głównymi inwestorami w jednych z najcenniejszych startupów w kraju. Ale napięcie rośnie między bliskimi partnerami handlowymi, a Indie w zeszłym miesiącu zakazały kilku chińskich aplikacji, w tym TikTok, twierdząc, że stanowią one zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego.

A new world war over technology

W poniedziałek Pichai pochwalił „wizję Modi dla Digital India”, rządową strategię ożywienia gospodarki cyfrowej. „Niedrogie smartfony w połączeniu z niedrogimi danymi i światowej klasy infrastrukturą telekomunikacyjną utorowały drogę nowym możliwościom” - powiedział.
„Bardzo się cieszę, że Google uznaje wielką siłę cyfrowego wzmocnienia Indii, innowacje cyfrowe w Indiach i potrzebę stworzenia dalszych możliwości” - powiedział Ravi Shankar Prasad, starszy minister gabinetu.
- Rishi Iyengar, Sherisse Pham, Swati Gupta i Michelle Toh przyczynili się do tego sprawozdania.

zrodlo:miziaforum.com

"Kongres USA wezwał do zapewnienia Ukrainie drogi do członkostwa w NATO"

Stany Zjednoczone będą skuteczniej przeciwdziałać Rosji, jeśli Ukraina i Gruzja przystąpią do NATO.

Opinia ta została wyrażona podczas przesłuchań w Kongresie USA, donosi „Głos Ameryki”.

Kongres USA wezwał do zapewnienia Ukrainie drogi do członkostwa w NATO

Przesłuchanie dotyczyło odpowiedzi Białego Domu na doniesienia, że Rosja płaci talibom za ataki na żołnierzy amerykańskich w Afganistanie. Do kongresmenów zwrócili się eksperci z propozycjami skuteczniejszego przeciwdziałania Rosji na szczeblu wojskowym i politycznym.

Jan Brzeziński, starszy analityk w amerykańskiej Radzie Atlantyckiej i były zastępca asystenta sekretarza obrony, powiedział, że działania Ameryki powinny być natychmiastowe i bezkompromisowe.

„Musimy silniej wspierać transatlantyckie aspiracje Gruzji i Ukrainy. Rozszerzenie NATO rozszerza pokój i bezpieczeństwo w Europie oraz wzmacnia potencjał wojskowy Sojuszu. Zarówno Ukraina, jak i Gruzja muszą mieć jasno wyznaczoną ścieżkę do członkostwa w NATO. Kontynuowanie dwuznacznej pozycji tylko wzmacnia apetyt Putina i jego poczucie możliwości przywrócenia dominacji nad tymi dwiema demokracjami - powiedział Brzeziński i wezwał do zwiększenia presji gospodarczej na Rosję.

„Obecne sankcje mogą zaszkodzić rosyjskiej gospodarce, ale powinny one skutkować powstrzymaniem rosyjskiej agresji - i to się nie udało. Należy wzmocnić sankcje i ukierunkować je na konkretnych Rosjan, a także kompleksowe sankcje wobec rosyjskiego sektora finansowego i energetycznego - powiedział ekspert.

zrodlo:miziaforum.com

"Pozycja Polski w UE może zostać osłabiona", "Homofobiczna kampania". Zagraniczne media komentują polskie wybory

„Podzielona Polska”, „to wybór, który nakieruje Polskę na wojenną ścieżkę z Unią Europejską” – tak zagraniczne media komentują w poniedziałek wybory na prezydenta Rzeczpospolitej. Wszystkie wypominają Andrzejowi Dudzie wypowiedź na temat LGBT i wszystkie zwracają uwagę na wysoką frekwencję.

"Corriere della Sera" tytułuje relację z Polski, odnosząc się do nieoficjalnych wyników wyborów i klimatu kampanii wyborczej: "Łeb w łeb wśród jadu".

Prezydenta Andrzeja Dudę największa włoska gazeta nazywa "populistą", a w tytule komentarza zaznacza, że "nie kocha demokracji". "Z prezydenturą Andrzeja Dudy Polska gwarantuje sobie więcej stabilności niż demokracji" - ocenia autorka komentarza. Na łamach mediolańskiego dziennika zauważa się, że popularność obecnego prezydenta, którego przedstawia się jako "obrońcę narodowej suwerenności przed europejskimi ingerencjami" oraz rodziny, związana jest przede wszystkim z programem 500 plus.

"La Repubblica" pisze, że niedzielna druga tura wyborów to kolejny przykład "odwiecznego konfliktu dwóch dusz" Polski . "To batalia, która coraz bardziej polaryzuje wschodni kraj, należący do Unii Europejskiej i NATO"- zaznacza.

Lewicowa gazeta stwierdza, że było to "starcie prowadzone przez suwerenistyczną prawicę za pomocą bardzo gwałtownych ataków, zniesławienia, kampanii antyeuropejskiej, antyniemieckiej i homofobicznej".

SPRAWDŹ RÓWNIEŻ: Andrzej Duda zdobył prawie 1,8 mln głosów więcej niż w 2015 roku

"The Times": Druga tura wyborów w Polsce to był plebiscyt w sprawie populistycznej agendy rządu

Brytyjski "The Times", nie znając jeszcze rozstrzygnięcia, pisał o bardzo wyrównanej walce. "Prezydent Polski Duda miał wczoraj w nocy minimalną przewagę w wyborach, których wynik jest na ostrzu i które mogą dodać odwagi Warszawie w jej starciu z Brukselą i podnieść na duchu populistów z całej Europy. Po długiej i pełnej żółci kampanii, sondaże exit polls sugerowały, że Duda utrzymuje minimalną przewagę. Jego kandydatura była traktowana jako referendum w sprawie populistycznej agendy rządu i jako wskaźnik siły społecznego konserwatyzmu w Europie" - pisze "The Times".

"Druga runda, której wynik był na ostrzu noża, była przedstawiana przez obie strony jako bitwa o przyszłość kraju. Duda obiecał kolejną kadencję popierania programu legislacyjnego rządzącej w Polsce populistycznej partii, a Trzaskowski zaproponował, że będzie twarzą innej Polski. Jego przewidywana wygrana da rządzącemu PiS kontrolę nad większością ośrodków władzy jeszcze przez kilka lat, co pozwoli mu kontynuować program, który doprowadził do erozji rządów prawa i niezależności sądownictwa, co wprowadziło Polskę na kurs kolizyjny z UE" - ocenia z kolei lewicowo-liberalny "The Guardian".

"To zwycięstwo z najmniejsza różnica głosów w wyborach prezydenckich w Polsce od upadku komunizmu w 1989 roku. Jednym z głównych problemów wyborów była przyszłość napiętych stosunków tego kraju z Unią Europejską" - komentuje BBC.

BBC ocenia Dudę jako społecznego konserwatystę. Zwraca uwagę na to, że jest związany z rządem "kierowanym przez nacjonalistyczną partię Prawa i Sprawiedliwości (PiS)".

"Oczekuje się, że zwycięstwo Dudy doprowadzi do dalszych kontrowersyjnych reform sądownictwa i dalszego sprzeciwu wobec aborcji i praw osób LGBT" - czytamy. "Prawo i Sprawiedliwość mogą chcieć wykorzystać zwycięstwo  Dudy do przejęcia większej kontroli politycznej nad samorządem i prywatnymi mediami" - oceniają dziennikarze BBC.

CNN: Pozycja Polski w UE może się osłabić

"Zwycięstwo Dudy - jeśli zostanie potwierdzone przez ostateczne wyniki - będzie postrzegane przez nacjonalistyczną rządzącą partię Prawo i Sprawiedliwość (PiS) jako potwierdzenie polityki populistycznej, którą realizowała od czasu dojścia do władzy w 2015 r." - pisze natomiast CNN.

Oceniają, że dotychczasowa polityka polskiego rządu - m.in. reforma sądownictwa wprowadziła Polskę na "wojenną ścieżkę z Unią Europejską". W CNN czytamy, że - przy przyzwoleniu Andrzeja Dudy na dalsze reformy - Polską będzie "prawdopodobnie podążała tą samą drogą".

 

Jeśli jednak polski rząd podejmie dalsze kroki w celu osłabienia praworządności, w opinii przywódców UE jego pozycja w bloku może zostać naruszona

komentuje CNN.
 

Amerykański "Washington Post" pisze, że wynik to "cios dla liberałów, którzy mieli nadzieję, że zwycięstwo Trzaskowskiego może przynieść oszałamiającą zmianę w polskiej polityce, pozwalając proeuropejskiemu Trzaskowskiemu wetować ustawy uchwalane przez prawicowy rząd, który ma większość" w Sejmie. Dziennik dodaje, że Trzaskowski obiecywał przywrócić w Polsce europejskie standardy w zakresie praworządności.

Dziennik tłumaczy, że w kontynuacji twardej polityki chodzi m.in. o "działania na rzecz wyparcia niezależnych sędziów, za co przez ostatnie pięć lat PiS był upominany przez Unię Europejską i organizacje praw człowieka".

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

"Ukraina i Turcja rozpoczną wdrażanie umowy o współpracy wojskowo-finansowej"

Rządy Ukrainy i Republiki Turcji wkrótce rozpoczną praktyczne wdrażanie umowy o współpracy wojskowo-finansowej – powiedział minister obrony Ukrainy Andrij Taran podczas wspólnej konferencji prasowej z ministrem obrony narodowej Republiki Turcji Hulusi Akarem, który przebywa na Ukrainie podczas oficjalnej wizyty, informuje serwis prasowy Ministerstwa Obrony.

Ukraina i Turcja rozpoczną wdrażanie umowy o współpracy wojskowo-finansowej

„W najbliższej przyszłości planujemy rozpocząć praktyczne wdrażanie umowy między Radą Ministrów Ukrainy a rządem Republiki Turcji o współpracy wojskowej i finansowej. Umowa ma rzeczywisty wymiar finansowy i ułatwi planowane przekształcenia”- powiedział Taran.

Zwrócono również uwagę, że priorytety dwustronnej współpracy obronnej, w której kluczowa jest współpraca wojskowo-techniczna i interakcja przedsiębiorstw obronnych, oraz integracja euroatlantycka zostały rozważone w kontekście znaczenia maksymalizacji wykorzystania nowych instrumentów współpracy obronnej i wojskowej.

Według Taran osiągnięte porozumienia pomogą wzmocnić zdolności obronne obu krajów, zwiększyć zdolności operacyjne i bojowe sił zbrojnych oraz zagwarantują pokój w regionie Morza Azowskiego i Morza Czarnego.

zrodlo:miziaforum.com

"USA wracają do przedwyborczego zabijania więźniów"

Po 17 latach przerwy, federalna administracja amerykańska postanowiła wrócić do tradycji egzekucji przedwyborczych. 77 proc. Amerykanów głosujących na Partię  Republikańską popiera karę śmierci. 2020 jest rokiem wyborów prezydenckich, więc departament sprawiedliwości przygotował cztery egzekucje tego lata. Pierwsza ma mieć miejsce dzisiaj.

Daniel Lee, youtube

Zwykle kara śmierci i jej egzekucja odbywa się na poziomie stanów, lecz czasem orzekają ją sądy federalne, jak w przypadku 47-letniego Daniela Lee, skazanego w 1999 r. za udział w morderstwie rodziny sprzedawcy broni – pary dorosłych i 8-letniej dziewczynki. Główny sprawca mordu dostał dożywocie, ale Lee skazano na śmierć, co do dzisiaj budzi kontrowersje. Lee zostanie uśmiercony zastrzykiem pentobarbitalu w więzieniu w Haute Terre w stanie Indiana, jeśli Sąd Najwyższy w ostatniej chwili nie zawiesi wykonania kary.

Na pomysł powrotu do egzekucji wyborczych wpadł szef departamentu sprawiedliwości Bill Barr, który uważa, że rytualne zabicie kilku więźniów pomoże Donaldowi Trumpowi wygrać wybory w listopadzie. Sam Trump jest zwolennikiem kary śmierci np. za zabójstwo policjanta lub przemyt narkotyków, ale w ubiegłym tygodniu dostał list od rodziny ofiar, która domaga się zmiany wyroku na dożywocie. Matka kobiety zabitej ćwierć wieku temu Earlene Peterson zwróciła się do Trumpa jako jego wyborczyni: „Egzekucja Daniela Lee przyniesie naszej rodzinie tylko więcej bólu”.

Możliwości odroczenia wykonania kary nie ma zbyt wiele. Sąd odrzucił już argumentację rodziny ofiar, że uczestnictwo w zabiciu więźnia może ją narazić na zarażenie koronawirusem, bo widzów jest zawsze wielu: personel penitencjarny, adwokaci, rodziny ofiar i sprawców, dziennikarze, duchowni… Ostatnie słowo ma wypowiedzieć Sąd Najwyższy, do którego odwołała się 93-letnia dziś Earlene Peterson. Obrona Lee próbuje zatrzymać egzekucję poprzez kwestionowanie procedury, ale są na to bardzo małe szanse.

zrdlo:miziaforum.com

"Szkocja nie wyklucza kwarantanny dla przyjeżdżających z reszty kraju"

Szefowa szkockiego rządu Nicola Sturgeon poinformowała wczoraj, że nie wyklucza wprowadzenia kwarantanny dla przyjeżdżających z pozostałych części Zjednoczonego Królestwa.

Szkocja nie wyklucza kwarantanny dla przyjeżdżających z reszty kraju

Sturgeon (na zdj.): "Musimy bardzo uważnie przyglądać się, czy wirus nie przedostaje się z innych części Zjednoczonego Królestwa". (Fot. Getty Images

W rozmowie ze stacją BBC Sturgeon oświadczyła, że władze poszczególnych części kraju muszą współpracować w tłumieniu ognisk koronawirusa, aby "osłabić konieczność wprowadzenia jakichkolwiek granicznych ograniczeń".

"Jako że w Szkocji sprowadziliśmy wirusa do bardzo niskiego poziomu, jednym z naszych największych zagrożeń w ciągu najbliższych kilku tygodni jest ryzyko jego importu do kraju. I dlatego - choć nie jest to stanowisko, które chcę zajmować - oznacza to również, że musimy się bardzo uważnie przyglądać, czy wirus nie przedostaje się z innych części Zjednoczonego Królestwa" - przyznała Sturgeon.

Wskazała, że w niektórych krajach, jak w Australii i czy Stanach Zjednoczonych, wprowadzono ograniczenia w przemieszczaniu się pomiędzy stanami czy obowiązek kwarantanny dla osób przyjeżdżających ze stanów o wyższym poziomie zakażeń, więc szkocki rząd na podobnej zasadzie przyjrzy się takim rozwiązaniom. Przekonywała, że to nie ma związku z polityką i nie oznacza to, że Anglicy są niemile widziani w Szkocji.

Jak podano wczoraj, w Szkocji w ciągu ostatnich 24 godzin wykryto 19 przypadków koronawirusa, co jest najwyższą liczbą od trzech tygodni. Od początku lipca dobowa liczba zakażeń zwykle nie przekraczała 10. Tymczasem w Anglii liczba nowych zakażeń oscyluje wokół 600, co oznacza, że w Szkocji w stosunku do liczby ludności jest ich ok. 10 razy mniej niż w Anglii.

Kwestię ewentualnej kwarantanny w Szkocji dla przyjeżdżających z pozostałych części kraju poruszono już w środę podczas cotygodniowej sesji poselskich pytań do brytyjskiego premiera Borisa Johnsona. Określił on ten pomysł jako "zdumiewający i haniebny".

zrodlo:miziaforum.com


Kanada:" Dochód gwarantowany tańszy dla państwa niż zasiłki i benefity "

Parlamentarny urząd nadzorujący realizowanie budżetu w Kanadzie policzył, że dochód gwarantowany dla niezamożnych Kanadyjczyków kosztowałby mniej niż zasiłki wypłacane osobom tracącym pracę podczas pandemii COVID-19.

Kanada: Dochód gwarantowany tańszy dla państwa niż zasiłki i benefity


Rząd Kanady po raz kolejny próbuje podejść do tematu tzw. dochodu gwarantowanego. (Fot. Getty Images)

Opublikowany w minionym tygodniu raport o szacunkowych kosztach wypłacania dochodu gwarantowanego to odpowiedź na pytanie jednego z senatorów skierowane do urzędu, który nadzoruje budżet państwa (Parliamentary Budget Officer - PBO).

W trakcie prac PBO w Kanadzie zaczęto wypłacać federalny zasiłek dla osób tracących dochody w związku z pandemią (Canada Emergency Response Benefit - CERB). Według rządowych statystyk cztery miesiące wypłat dla 8,16 mln osób kosztowały ponad 53,5 mld dolarów kanadyjskich (CAD).

Tymczasem raport PBO szacuje, że sześć miesięcy wypłat dochodu gwarantowanego dla 9,6 mln kwalifikujących się Kanadyjczyków kosztowałoby 47,5 mld CAD. „Wprowadzenie CERB dało w efekcie powrót do dyskusji o dochodzie gwarantowanym" - napisano w raporcie PBO.

Porównywany z dochodem gwarantowanym CERB wypłacany jest osobom, które z powodu pandemii straciły pracę lub zarabiają poniżej 1 000 CAD miesięcznie. Program dostępny jest dla pracujących na etacie i osób samozatrudnionych. Do uzyskania 2 000 CAD co cztery tygodnie wystarczy telefoniczne lub internetowe zgłoszenie wniosku, z oświadczeniem o prawdziwości odpowiedzi i po około trzech dniach na konto trafiają pieniądze. Program zostanie zakończony w październiku.

W szacunkach PBO przyjęto trzy scenariusze wypłat najmniej zamożnym osobom od 18 do 64 lat. Każdy model bazował na zmniejszaniu dochodu gwarantowanego w zależności od dochodów z pracy: w pierwszym z nich wypłatę zmniejszano o 15 centów za każdego zarobionego dolara (co powiększało grupę beneficjentów), w drugim – o 25 centów, w trzecim – o 50 centów. Przyjęto, że osoba samotna powinna uzyskiwać minimum około 18 000 CAD rocznie, a para – około 26 000 CAD. W najdroższej z trzech wersji pół roku dochodu gwarantowanego dla 20 mln Kanadyjczyków kosztowałoby 96,4 mld CAD, a w najtańszej – 45,8 mld CAD dla 9,6 mln osób.

PBO policzył, że likwidacja innych form pomocy socjalnej i zastąpienie ich uproszczonym dochodem gwarantowanym oznaczałaby oszczędności w wysokości 15 mld CAD w ciągu pół roku.

Jak obliczył portal Huffingtonpost.ca, w Kanadzie funkcjonuje 55 federalnych i regionalnych programów pomocy dla osób niezamożnych. Eksperci od lat wskazują, że większość osób korzystających z zasiłków to osoby pracujące na najmniej płatnych stanowiskach.

Program gwarantowanego dochodu był wcześniej testowany w latach 1974-1979 w prowincji Manitoba. Tzw. Mincome był finansowany wspólnie przez rząd prowincji i rząd federalny, którego premierem był Pierre Trudeau, ojciec obecnego premiera Kanady. Zauważono wówczas m.in., że więcej nastolatków kończyło szkołę średnią, a szpitale leczyły mniej pacjentów.

W marcu tego roku grupa ponad 700 naukowców i aktywistów z całego świata wystosowała list otwarty do rządów. "Bezwarunkowy dochód gwarantowany powinien odgrywać centralną rolę w odpowiedzi na kryzys" - napisano w liście.

zrodlo:miziaforum.com

Włochy: "Więzienie za dyskryminację osób LGBT"

Projekt ustawy, który trafił już do parlamentu, przewiduje kary do 6 lat więzienia za przemoc wobec osób homoseksualnych i transseksualnych oraz do półtora roku pozbawienia wolności za dyskryminację. Wśród kar dodatkowych jest między innymi 6 tys. euro grzywny.

Włochy: Więzienie za dyskryminację osób LGBT

Włoski rząd zwiększy ochronę mniejszości seksualnych w kraju. (Fot. Getty Images)

Projekt ustawy o walce z przestępstwami z nienawiści do mniejszości seksualnych i dyskryminacją przygotował deputowany współrządzącej centrolewicowej Partii Demokratycznej Alessandro Zan.

Oprócz kar więzienia nowe prawo przewiduje także prowadzenie specjalnych lekcji w szkołach na temat konieczności walki z dyskryminacją.

Projekt pojawił się po brutalnym pobiciu 25-latka we włoskim Pescarze. Mężczyzna trafił do szpitala ze złamaną szczęką po tym, jak został zaatakowany przez 7 osób, gdy szedł po ulice ze swoim partnerem.

We włoskiej stolicy zorganizowano pikietę poparcia dla ustawy. Pojawili się na niej m.in. poalitycy koalicyjnego Ruchu Pięciu Gwiazd, a także przedstawiciele organizacji pozarządowych walczących o prawa mniejszości.

Na ochronę mniejszości nie zgodził się Kościół katolicki, który skrytykował projekt. Przedstawiciele kościoła zorganizowali pikiety w ramach protestu, na których używano takich haseł jak "Pozostańy wolni" czy "Nie dla prawa zabijającego wolność".

zrodlo:miziaforum.com

"Znów wygrał kapitał"

50,4 do 49,6 proc. Różnica w granicach błędu statystycznego. Na to, by z całkowitą pewnością poznać nazwisko prezydenta, musimy jeszcze chwilę poczekać. Ale wiemy jedno najważniejsze: zwyciężyła prawica, przed inną prawicą, obie zaś wdzięczyły się do prawicy jeszcze bardziej prawicowej.

Wielu autorów napisze, jeśli wynik exit poll się potwierdzi, jakie nowe niebezpieczeństwa grożą teraz polskiej liberalnej demokracji, i tak już nadwątlonej. Kilka uzasadnionych obaw w tym zakresie wyraził już mój redakcyjny kolega Piotr Nowak. Ale to nie wszystko. Za sprawą pandemii znaleźliśmy się w kryzysie gospodarczym, obserwujemy wzrost bezrobocia, tysiące ludzi na własnej skórze przekonały się, jaką pułapką mogą okazać się umowy śmieciowe. Żadna z tych spraw nie miała nawet szans stać się prawdziwym tematem kampanii wyborczej, bo ich poruszanie jest dla polityków prawicowych i niewygodne, i nieinteresujące. Konserwatyście łatwiej było „bronić” polskich rodzin przed wyimaginowanym zagrożeniem i rozpętać nagonkę na kilkuprocentową mniejszość, niż mówić o tym, co NAPRAWDĘ trzeba zmienić w Polsce, żeby te polskie rodziny miały zapewniony byt. Liberał zaś sam z siebie, przez nikogo niewywoływany do tablicy, obiecał, że nie podniesie podatków. I co z tego, że kilka razy rzucił coś o walce ze śmieciówkami, skoro zapewnił też, że priorytetem dla rządu w kryzysowym czasie powinna być pomoc dla przedsiębiorców. Gwoli ścisłości – to, że podatków nikt nie ruszy, obiecał także konserwatysta, a jego koledzy z rządu pomoc dla przedsiębiorców kosztem pracowników już realizują w praktyce. Liberał zaś nie miał specjalnych zahamowań, by na cele kampanijne zasugerować, że zagorzałym obrońcą dehumanizowanych LGBT jednak nie będzie.

Środowisko, z którego wywodzi się Rafał Trzaskowski, nigdy nie będzie po stronie świata pracy. To dla niego świat obcy, niezauważalny, raczej do wyższościowego pouczania niż do zrozumienia. Trzaskowski mógł wypomnieć PiS w kampanii zdeptane protesty pracownicze czy patologie w spółkach skarbu państwa – nie wypomniał, bo dla liderów jego stronnictwa nie są to tematy warte uwagi. Środowisko, które wyniosło Andrzeja Dudę do pałacu, potrafiło w odpowiednim momencie i przy dobrej gospodarczej koniunkturze wyczuć cierpienie wykluczonych, a nawet nieco je zmniejszyć. Nigdy jednak nie było to dla PiS celem samym w sobie i teraz, przy koniunkturze złej, tym bardziej nie będzie. W momencie kryzysu ratowani są przedsiębiorcy… ci sami, których chcieliby ratować najwięksi polityczni rywale.

Nieważne, że kampania się skończyła. Oni będą tak dalej: przemawiać ciągle prawicowym językiem do swojego audytorium, za pośrednictwem swoich mediów, czasem się od siebie różniąc (gdy atakuje się adwersarza i jego wizję), czasem brzmiąc jak echo (gdy przychodzi do gospodarki, podatków, rynku pracy). Dalej też będą starali się przeciągnąć na swoją stronę jeszcze bardziej prawicową prawicę, jedni i drudzy w przekonaniu, że można się będzie nią posłużyć, a potem odsunąć. Czy jest jeszcze w Polsce lewica, która jest gotowa w takim układzie jednak zawalczyć o swoje? Nie godzić się na rolę przystawki jednych czy drugich, tylko mówić swoim językiem i wychodzić do tych, którzy stracili złudzenia co do jednej i drugiej prawicy? Oni w Polsce są i może być tak, że będzie ich coraz więcej. Gdyby wybory odbyły się w pierwszym planowanym terminie, Andrzej Duda miałby szanse na zwycięstwo w I turze. Tymczasem musiał bić się do upadłego w drugiej, a i na jego rywala zagłosowały tysiące ludzi, dla których był jedynie mniejszym złem, opcją „na zatrzymanie autorytaryzmu”.

Ciągle nie jest powiedziane, że Polska musi być na wieki wieków krajem bez lewicy. To jej rzeczywistość podsuwa tematy, które można podjąć i zrobić to lepiej niż konserwatywni neoliberałowie. Może jeszcze nadrobić zaniedbaną przez lata kwestię wzmocnienia własnych ośrodków medialnych i zrewidować „uśmiechnięte” strategie komunikacyjne. Przed lewicą trzy lata, gdy nie trzeba będzie oglądać się na kalendarze kampanii wyborczych, za to trzeba będzie nieustannie stać na straży praw pracowniczych. Kapitał, jak to w kapitalizmie, nigdy nie przestał na nie czyhać.

Do stracenia jest już naprawdę coraz mniej.

zrodlo:miziaforum.com

"Tysiące Bułgarów domaga się dymisji rządu. „To bitwa o naszą godność” "

Od czwartku stolicą Bułgarii wstrząsają protesty. Tysiące obywatelek i obywateli domaga się, by krajem przestała rządzić „mafia”, która w ich przekonaniu panuje nad rządem Bojko Borisowa i prokuraturą generalną kierowaną przez Iwana Geszewa. O „walce o nowoczesną Bułgarię” i „bitwie o godność” mówi prezydent Rumen Radew, który zażądał od Borisowa dymisji.

Gniew w Bułgarii narastał od kilku dni. 7 lipca Christo Iwanow, lider opozycyjnej partii Tak, Bułgaria! usiłował łodzią dostać się na plażę w pobliżu rezydencji Ahmeda Dogana, założyciela Ruchu na rzecz Praw i Swobód – partii reprezentującej mniejszość turecką i bułgarskich muzułmanów. Dogan uważany jest za wpływową figurę bułgarskiej polityki, osobę bliską premierowi Bojko Borisowi, a jego rezydencja w pobliżu Burgas od dawna była przedmiotem zainteresowania krytycznych dzienikarzy. Chociaż brzeg morza nie jest własnością prywatną, Iwanow został wypędzony z plaży przez ochroniarzy, którzy okazali się funkcjonariuszami państwowej Narodowej Służby Ochrony (NSO). Sprawę skomentował prezydent Rumen Radew, stwierdzając, że nie ma żadnego powodu, dla którego państwowe służby powinny ochraniać nieruchomość Dogana.

Dzień później, 9 lipca, policja, na polecenie prokuratury, wkroczyła do kancelarii prezydenta. Mundurowi przeprowadzili przeszukanie u prezydenckiego doradcy ds. prawnych i walki z korupcją Płamena Uzunowa oraz w gabinecie doradcy ds. bezpieczeństwa i obrony Iliji Miłuszewa. Obydwaj zostali ponadto przesłuchani, według prokuratury – w związku ze śledztwami odpowiednio dotyczącymi złamania tajemnicy państwowej i nadużyć. Prokurator generalny Iwan Geszew zapewniał, że między skandalem z willą Dogana a najściem na prezydenckie biura nie ma związku, jednak tysiące obywateli i obywatelek mu nie uwierzyło.

Zwolennicy prezydenta jeszcze tego samego dnia zaczęli gromadzić się pod pałacem prezydenckim w Sofii. Do wsparcia prezydenta i protestu przeciwko działaniom Geszewa wezwała organizacja „Sprawiedliwość dla wszystkich”.  Rumen Radew przemówił do zebranych, wzywając do oczyszczenia rządu i prokuratury z przedstawicieli mafii. Prezydent, sprawujący urząd od 2015 r. i wybrany z poparciem Bułgarskiej Partii Socjalistycznej, daleko nie pierwszy raz występuje z podobnymi zarzutami pod adresem rządu Borisowa i partii GERB. Konflikt między głową państwa i szefem rządu trwa od dawna; w ubiegłym roku Radew sprzeciwiał się powierzeniu Iwanowi Geszewowi stanowiska prokuratora generalnego.

– Zwolennicy Radewa uważają go za prawdziwego bułgarskiego męża stanu: niezależnego, stanowczego, wyważonego, uczciwego człowieka. Integruje zarówno starsze, jak i młode pokolenie, wszystkich, którzy są zniesmaczeni postępowaniem obecnych władz Bułgarii – tłumaczy w rozmowie z Portalem Strajk Władimir Mitew, bułgarski dziennikarz, redaktor lewicowego portalu Barikada. – To Radew twierdził, że obecne elity są skorumpowane, a mafia powinna zostać przepędzona. Radew już w swojej kampanii wyborczej (w 2016 r. – przyp. MKF) atakował GERB za korupcję i zdobył poparcie ludzi zarówno o lewicowych, jak i prawicowych poglądach. Mówił rzeczy, które ludzie chcieli usłyszeć, i które teraz są powtarzane. Wygląda na to, że jest konsekwentny, obecnie stał się wyrazicielem społecznego niezadowolenia. Jakie będą tego efekty? Za wcześnie, by prognozować; trzeba dalej przyglądać się biegowi wypadków.

Rumen Radew, źródło: Facebook

A te na razie rozwijają się w sposób dla Bułgarii co najmniej rzadki: zarówno 10, jak i 11 lipca tysiące protestujących przemaszerowało przez historyczne centrum Sofii spod budynku pałacu prezydenckiego na Most Orłów. Ostatni raz podobne tłumy gromadziły się w stolicy na demonstracjach w 2014 r. W sobotę 11 lipca Rumen Radew oficjalnie wezwał Bojko Borisowa i Iwana Geszewa, by podali się do dymisji. Tylko w ten sposób jego zdaniem kryzys może zostać zażegnany. – To bitwa o naszą godność, nasze dzieci, naszą przyszłość, to bitwa o uczciwą, nowoczesną, europejską Bułgarię – mówił. Protesty miały miejsce również w Płowdiwie, drugim co do wielkości mieście w kraju.

Uczestnicy demonstracji wyrażają wściekłość nie tylko z powodu ostatnich wydarzeń. Korupcja, samowola władz, bieda, upadek usług publicznych i podstawowej infrastruktury trawiły kraj od lat. 2 mln Bułgarów już wyemigrowało, nie widząc dla siebie perspektyw godnej pracy i życia w ojczyźnie. W 2018 r. ubóstwem i wykluczeniem społecznym było zagrożonych 32,8 proc. obywateli bałkańskiego kraju– był to najgorszy wynik w Unii Europejskiej.

Na demonstracjach pojawili się wszyscy niezadowoleni z rządów GERB – z jednej strony przedstawiciele Bułgarskiej Partii Socjalistycznej na czele z jej przewodniczącą Korneliją Ninową, z drugiej – bułgarscy nacjonaliści. Niekiedy podczas protestów dały się zauważyć akcenty antytureckie – jak wtedy, gdy obecnie rządzących Bułgarią obraźliwie nazywano „janczarami”. Równocześnie Rumena Radewa poparł w wywiadzie dla bułgarskiej telewizji państwowej Cwetan Cwetanow, były minister spraw wewnętrznych i wiceprzewodniczący GERB. Ruch „Sprawiedliwość dla wszystkich” wzywa, by mimo różnic w poglądach jednoczyć się w obronie demokracji, wolności i prymatu prawa nad samowolą rządzących. Część uczestników zapewnia z kolei, że protesty są apolityczne, ponad podziałami na prawicę i lewicę, gdyż gniew wywołany przez arogancję ludzi takich jak Geszew, Borisow czy Dogan jest uniwersalny. – To również pokrywa się z retoryką Rumena Radewa, który podkreśla, że jest osobą ponad podziałem partyjnym, zwolennikiem uczciwości i godności – mówi Władimir Mitew.

Trudno na razie powiedzieć, jakie stanowisko wobec protestów w Bułgarii zajmie Unia Europejska czy USA. Europejska Partia Ludowa, do której należy GERB, zadeklarowała już poparcie dla rządu Bojko Borisowa. Swoich zwolenników w Europie ma jednak również Rumen Radew, a socjalistyczni eurodeputowani z Bułgarii mają zamiar zorganizować w Europarlamencie wysłuchanie, by przedstawić sytuację w Sofii z perspektywy protestujących.

zrodlo:miziaforum.com

"Podawali sportowcom miksturę dla amerykańskich sił specjalnych. Tajny projekt!!"

Brytyjscy sportowcy występujący na Igrzyskach Olimpijskich w 2012 roku byli królikami doświadczalnymi. Testowano na nich miksturę opracowaną dla amerykańskich sił specjalnych. Projekt był tajny, a skutki uboczne przyjmowania "DeltaG" wyraźne. Specyfik miał poprawić wyniki, choć pewne jest, że u 40 procent zawodników spowodował m.in. wymioty. Nie było też pewności, czy projektu za doping nie uzna WADA.


Projekt był tajny. Podatników kosztował setki tysięcy funtów. Miał na celu poprawę wyników brytyjskich sportowców podczas rozgrywanych w Londynie igrzysk olimpijskich. Czy skończył się medalami? Dla niektórych na pewno wymiotami i bólem brzucha.
 
Zobacz wideoJuventus - Atalanta 2:2. Faul Zapaty [ELEVEN SPORTS]

Jak opisuje nagłaśniający sprawę "Daily Mail on Sunday" nie wyglądało to jak szlachetna idea pomocy sportowcom. Raczej chęć sprawdzenia nieznanego, dokonanie naukowego przełomu. A zagrożeń było kilka. Po pierwsze nowatorski system diety oparty na podawaniu mikstury zwanej "DeltaG" był dopiero badany. Nikt nie miał gwarancji, że nie naruszy przepisów antydopingowych. Narażeni na kary i dyskwalifikacje zostawali sami zawodnicy. Musieli oni podpisać dokumenty, że specyfik przyjmują na własną odpowiedzialność i nie będą wysuwać do rządowej agencji UK Sport żadnych roszczeń. Po drugie nie było pełnej wiedzy, jakie efekty uboczne "DeltaG" może spowodować. Mimo tego do testów w najważniejszym dla sportowców czasie namówiono 91 zawodników z 8 różnych olimpijskich dyscyplin i z ciekawością rozpoczęto jedne z pierwszych na ludziach testów ketogennego preparatu.

Napój dla amerykańskich sił specjalnych i brytyjskich sportowców

Pod hasłem "DeltaG" krył się preparat dostarczający syntetyczną wersję związków ketonowych. Ketony to naturalnie wytwarzane przez organizm związki chemiczne. Powstają w wątrobie podczas spalania tłuszczu. Przez organizm są wykorzystywane jako źródło energii. To energia rezerwowa, bowiem organizm korzysta z niej, tylko jeśli nie może wytworzyć energii z glukozy. Jednak ketony od dawna interesowały naukowców. Ci - upraszczając sprawę - zastanawiali się czy energia z tłuszczów jest lepsza od tej wytwarzanej z cukrów. Oczywiście sportowcom trudno było zrezygnować z jedzenia węglowodanów i białek. Wydawało się to nawet dość niebezpieczne, by podczas treningów celowo eliminować przyjmowanie glukozy, tylko po to, by zobaczyć, czego przez kilka tygodni może dokonać organizm napędzany spalaniem tłuszczu. "DeltaG" ten proces ułatwiała, bo wywoływała stan ketogenny organizmu bez postu.

Pierwszy sprawą zajął się Departament Obrony Stanów Zjednoczonych, który pracował nad wspomaganiem amerykańskich sił specjalnych. Chodziło o to, by zapewnić żołnierzom dłuższe funkcjonowanie w trudnych sytuacjach przy jednoczesnym ograniczeniu ich racji żywieniowych. Od wspomagania żołnierzy, do "pomocy" sportowcom było niedaleko. Tym bardziej że z Amerykanami współpracowali ludzie z Oxfordu. Ponieważ Brytyjczycy organizowali u siebie igrzyska, to stwierdzili, iż nadarza się doskonały moment, by swoje teorie o ketonach sprawdzić w praktyce.

Czyste ręce brytyjskiej agencji i wymioty sportowców

Rządowa agencja UK Sport, odpowiedzialna za finansowanie sportu olimpijskiego i paraolimpijskiego w Wielkiej Brytanii, przygotowała więc grunt pod nowy program. Stworzyła arkusz informacyjny dla jego potencjalnych uczestników. Do niczego nikogo nie zmuszano, ale bez podpisania dokumentu i klauzuli poufności chętny sportowiec nie mógł w programie uczestniczyć. W umowie napisano, że "UK Sport nie gwarantuje i nie obiecuje, że stosowanie związków ketonowych jest ponad wszelką wątpliwość zgodne ze Światowym Kodeksem Antydopingowym". W ten sposób rządowa agencja, przy ewentualnych problemach, miała mieć czyste ręce, a odpowiedzialność za stosowanie nowego preparatu przerzucono na zawodników. Zasygnalizowano im jednocześnie, że obaw o złamanie reguł antydopingowych być nie powinno, bo "ketoza jest tymczasowym stanem fizjologicznym i trudno byłoby ją udowodnić lub badać po zdarzeniu". UK Sport poinformował, że zwrócił się też do Światowej Agencji Antydopingowej i jej brytyjskiego odpowiednika z pytaniem o używanie ketonów przez sportowców, a WADA potwierdziła, że nie są to substancje zabronione. Jednocześnie zastrzegła sobie prawo do badań nad nimi i zmiany swojej opinii. Z tymi informacjami i wspomagającą ofertą skierowano się do zawodników.

Na wejście w nowy, jak się wydawało w miarę bezpieczny i otwierający drogę do medalowych marzeń projekt, zdecydowało się 91 brytyjskich sportowców. Przynajmniej tyle podpisało odpowiednie dokumenty. Trudno powiedzieć, że byli to szczęśliwcy.

Ponad 40 procent z nich po systematycznym zażywaniu preparatu borykało się ze skutkami ubocznymi. Najczęstszymi były wymioty i zaburzenia żołądkowo-jelitowe. Z tych powodów 28 osób przerwało lub ograniczyło kuracje specyfikiem. Kolejne 24 osoby w ogóle wycofały się z programu. Uznały, że "DeltaG" nie ma na nich żadnego pozytywnego wpływu. Dla naukowców i zarządzających agencją to nie były dobre informacje. Co więcej, gdyby sprawa wyszła do mediów, mogła im zaszkodzić.

Szczury chodziły więcej, kolarze jechali trochę dalej

Na wypadek problemów szykowano nawet strategię komunikacji. W wewnętrznym dokumencie dla członków zarządu UK Sport z października 2011 r. czytamy: "Potrzebny będzie plan komunikacji z mediami, aby złagodzić wszelkie negatywne informacje i rozgłos. W komunikatach trzeba będzie skupić się na chęci rozwoju brytyjskiej nauki i zapewnić, że publikacje w tej sprawie zostaną wydane po igrzyskach". Rządowa agencja wyraźnie chciała zachować swój projekt w tajemnicy, przynajmniej do czasu igrzysk, a potem bronić się chęcią rozwoju.

"Daily Mail" przyznaje, że do tej pory nie ustalił, czy wzięcie udziału w projekcie przyczyniło się do dobrych wyników na Igrzyskach w Londynie, któremukolwiek z przyjmujących "DeltaG" sportowców. Gazeta sugeruje, że specyfiku używali lekkoatleci, kolarze i zawodnicy w dyscyplinach wytrzymałościowych. Autorzy raportu dotarli do faktur, które informują, że w 2011 roku UK Sport zapłacił grupie badawczej z Oxfordu za przetestowanie specyfiku na rugbistach (4 tys. funtów) oraz przelał 183 tys. funtów za sprawdzenie go na wioślarzach i kolarzach. Po igrzyskach widniały kolejne przelewy na rozwijanie projektu. Byli szefowi agencji nie skomentowali dziennikarzom tamtej sprawy. Obecny rzecznik UK Sport napisał ogólnie:

 

"Agencja od zawsze inwestuje w instytuty eksperckie, które realizują projekty badawcze i innowacyjne w celu wspierania sportowców. Projekty te obejmują zarówno projektowanie światowej klasy sprzętu technicznego, jak i wspieranie zdrowia i wydajności sportowców. Wszelkie projekty są prowadzone zgodnie z najwyższymi standardami etycznymi i są oceniane przez niezależną grupę ekspertów ds. badań naukowych" - skomentowano.

W notatkach z 2011 roku, do których dotarli dziennikarze, widnieją informacje, że w przypadku kolarzy i wioślarzy wspomaganie "DeltąG" poprawiło wynik od jednej do dwóch osób na sto. Wtedy jeszcze ze stosowaniem preparatu działano trochę po omacku, ale pierwsze efekty projektu były na tyle zachęcające, że testy kontynuowano. Właściwie to kontynuowane są one do dziś. Jedni swoimi wynikami zaskakują, inni nie widzą pozytywnego wpływu ketonów na sportowców.

Kilka lat temu w magazynie "Cell Metabolism", badacze z Oxfordu poinformowali, że kolarze, którym podawano napój z ciałami ketonowymi, podczas trzydziestominutowej próby przejeżdżali średnio o 411 m więcej niż ci, którym podawano tylko napój glukozowy.

Amerykańska armia w specjalistycznym wydawnictwie Stowarzyszenia Amerykańskiej Biologii Eksperymentalnej zakomunikowała, że laboratoryjne testy na szczurach wykazały, że zwierzęta wspomagane ketonami przebiegały w kołowrotkach o 32 proc. większe dystanse niż szczury z grupy kontrolnej. Zwierzęta wspomagane ketonami biegały przy tym szybciej. Inne publikowane materiały wskazywały na niewielką poprawę wyników przy wysiłkach submaksymalnych, ale jednocześnie informowały o możliwym spadku koncentracji, zawrotów głowy i ogólnego uczucia osłabienia (Journal of the International Society of Sports Nutrition).

"O krok za daleko"

Na początku tego roku Herman Ram, szef holenderskiej agencji antydopingowej, powiedział, że jego organizacja nie zachęca do używania ketonów.

- Są one legalne, ale jednocześnie zbyt mało wiadomo na temat konsekwencji zdrowotnych, które mogą powodować - stwierdził. - Jeśli otrzymujemy pytania od naszych sportowców, radzimy im nie używać ketonów - dodał.

Również brytyjscy sportowcy do doniesień "Daily Mail" podeszli z pewną konsternacją. Wskazywali na spore środki, jakie przeznaczono na ten program, problemy etyczne i niepewne efekty.

- Niektórzy sportowcy próbują uzyskać marginalne korzyści, przekraczając granice, inaczej niż ciężko trenując. Próbują używać czegoś, co nie jest dostępne dla wszystkich. Syntetyczne ketony, to nie magnez i cynk, to coś, co jest o krok za daleko. Nie jest to zgodne z duchem sportu i może być szkodliwe - skomentowała Joanne Pavey, mistrzyni Europy na 10 tys. metrów, która reprezentowała Wielką Brytanię na pięciu igrzyskach olimpijskich, w tym tych w Londynie.

Preparaty ketonowe w 2020 roku są już jednak bardzo popularne. Od dwóch lat nie są produktem tylko dla amerykańskiej armii i brytyjskich wybrańców. Są sprzedawane na rynku i reklamowane jako suplementy diety, które mogą zwiększyć wydajność u sportowców wytrzymałościowych. Słowo "mogą" dalej jest tu kluczowe.

zrodlo:https://www.sport.pl/;miziaforum.com

"Konferencja PKW. Podano dane z 99,97 proc. obwodów"

Państwowa Komisja Wyborcza poinformowała o godz. 8 na konferencji prasowej, że brakuje jeszcze 5 protokołów z okręgowych komisji wyborczych - z Nowego Sącza, Olsztyna, Szczecina i z Warszawy. Dlatego PKW nie podała jeszcze ostatecznych wyników wyborów prezydenckich.

Przewodniczący PKW Sylwester Marciniak poinformował, że na razie nie wiadomo, kiedy spłyną wszystkie protokoły. Dlatego PKW podała informację o cząstkowych, nieoficjalnych wynikach głosowania - na podstawie danych z 99,97 proc. obwodów. Andrzeja Dudę poparło 51,21 proc. wyborców, Rafała Trzaskowskiego 48,79 procent.

Frekwencja wyborcza wyniosła 68,12 procent. 

Z sondażu late poll Ipsos z 90 proc. komisji dla TVP, TVN i Polsat wynika, że popierany przez PiS prezydent Andrzej Duda uzyskał w drugiej turze wyborów prezydenckich 51 proc. głosów, z kolei kandydat KO Rafał Trzaskowski uzyskał 49 proc.

 
 zrodlo:https://www.rmf24.pl/

"Wybuch na amerykańskim okręcie wojskowym. Jednostka może palić się nawet kilka dni!!!!!!!!"

21 osób zostało rannych w niedzielnym wybuchu i pożarze na okręcie wojskowym Bonhomme Richard w bazie w kalifornijskim San Diego - poinformowała amerykańska marynarka wojenna. Przyczyna wybuchu nie jest znana.

Wśród rannych jest 17 wojskowych oraz czterech cywilów. Ich życiu - jak podała marynarka wojenna - nie zagraża niebezpieczeństwo.

Nie jest znana przyczyna eksplozji na okręcie desantowym. W sprawie trwa śledztwo.

Okręt został opuszczony przez załogę. Na miejscu prowadzona jest akcja gaśnicza, zarówno z lądu jak i z wody.

Nad wybrzeżem w San Diego unosi się gęsty dym. Jednostka może palić się nawet kilka dni - twierdzi szef straży pożarnej w San Diego Colin Stowell. Dla bezpieczeństwa sąsiadującym okrętom nakazano odpłynięcie od płonącego Bonhomme Richard.

W San Diego trwały prace związane z utrzymaniem jednostki. Na jej pokładzie w momencie wybuchu znajdowało się ok. 

zrodlo:160 osób.https://www.rmf24.pl/


"Zełenski kopie sobie grób atakami na Rosję w stylu „11 września” – amerykański analityk wojskowy Ukraińskie ataki dronów na cele cywilne w Rosji rozgniewają Moskwę, ale nie zmienią biegu wojny, powiedział Daniel Davis"

  Wysoki budynek mieszkalny widoczny w rosyjskim mieście Kazań po uderzeniu ukraińskiego drona 21 grudnia 2024 r. © Sputnik Kijów strzela s...