Zobacz wideoJuventus - Atalanta 2:2. Faul Zapaty [ELEVEN SPORTS]
Jak opisuje nagłaśniający sprawę "Daily Mail on Sunday" nie wyglądało to jak szlachetna idea pomocy sportowcom. Raczej chęć sprawdzenia nieznanego, dokonanie naukowego przełomu. A zagrożeń było kilka. Po pierwsze nowatorski system diety oparty na podawaniu mikstury zwanej "DeltaG" był dopiero badany. Nikt nie miał gwarancji, że nie naruszy przepisów antydopingowych. Narażeni na kary i dyskwalifikacje zostawali sami zawodnicy. Musieli oni podpisać dokumenty, że specyfik przyjmują na własną odpowiedzialność i nie będą wysuwać do rządowej agencji UK Sport żadnych roszczeń. Po drugie nie było pełnej wiedzy, jakie efekty uboczne "DeltaG" może spowodować. Mimo tego do testów w najważniejszym dla sportowców czasie namówiono 91 zawodników z 8 różnych olimpijskich dyscyplin i z ciekawością rozpoczęto jedne z pierwszych na ludziach testów ketogennego preparatu.
Napój dla amerykańskich sił specjalnych i brytyjskich sportowców
Pod hasłem "DeltaG" krył się preparat dostarczający syntetyczną wersję związków ketonowych. Ketony to naturalnie wytwarzane przez organizm związki chemiczne. Powstają w wątrobie podczas spalania tłuszczu. Przez organizm są wykorzystywane jako źródło energii. To energia rezerwowa, bowiem organizm korzysta z niej, tylko jeśli nie może wytworzyć energii z glukozy. Jednak ketony od dawna interesowały naukowców. Ci - upraszczając sprawę - zastanawiali się czy energia z tłuszczów jest lepsza od tej wytwarzanej z cukrów. Oczywiście sportowcom trudno było zrezygnować z jedzenia węglowodanów i białek. Wydawało się to nawet dość niebezpieczne, by podczas treningów celowo eliminować przyjmowanie glukozy, tylko po to, by zobaczyć, czego przez kilka tygodni może dokonać organizm napędzany spalaniem tłuszczu. "DeltaG" ten proces ułatwiała, bo wywoływała stan ketogenny organizmu bez postu.
Pierwszy sprawą zajął się Departament Obrony Stanów Zjednoczonych, który pracował nad wspomaganiem amerykańskich sił specjalnych. Chodziło o to, by zapewnić żołnierzom dłuższe funkcjonowanie w trudnych sytuacjach przy jednoczesnym ograniczeniu ich racji żywieniowych. Od wspomagania żołnierzy, do "pomocy" sportowcom było niedaleko. Tym bardziej że z Amerykanami współpracowali ludzie z Oxfordu. Ponieważ Brytyjczycy organizowali u siebie igrzyska, to stwierdzili, iż nadarza się doskonały moment, by swoje teorie o ketonach sprawdzić w praktyce.
Czyste ręce brytyjskiej agencji i wymioty sportowców
Rządowa agencja UK Sport, odpowiedzialna za finansowanie sportu olimpijskiego i paraolimpijskiego w Wielkiej Brytanii, przygotowała więc grunt pod nowy program. Stworzyła arkusz informacyjny dla jego potencjalnych uczestników. Do niczego nikogo nie zmuszano, ale bez podpisania dokumentu i klauzuli poufności chętny sportowiec nie mógł w programie uczestniczyć. W umowie napisano, że "UK Sport nie gwarantuje i nie obiecuje, że stosowanie związków ketonowych jest ponad wszelką wątpliwość zgodne ze Światowym Kodeksem Antydopingowym". W ten sposób rządowa agencja, przy ewentualnych problemach, miała mieć czyste ręce, a odpowiedzialność za stosowanie nowego preparatu przerzucono na zawodników. Zasygnalizowano im jednocześnie, że obaw o złamanie reguł antydopingowych być nie powinno, bo "ketoza jest tymczasowym stanem fizjologicznym i trudno byłoby ją udowodnić lub badać po zdarzeniu". UK Sport poinformował, że zwrócił się też do Światowej Agencji Antydopingowej i jej brytyjskiego odpowiednika z pytaniem o używanie ketonów przez sportowców, a WADA potwierdziła, że nie są to substancje zabronione. Jednocześnie zastrzegła sobie prawo do badań nad nimi i zmiany swojej opinii. Z tymi informacjami i wspomagającą ofertą skierowano się do zawodników.
Na wejście w nowy, jak się wydawało w miarę bezpieczny i otwierający drogę do medalowych marzeń projekt, zdecydowało się 91 brytyjskich sportowców. Przynajmniej tyle podpisało odpowiednie dokumenty. Trudno powiedzieć, że byli to szczęśliwcy.
Ponad 40 procent z nich po systematycznym zażywaniu preparatu borykało się ze skutkami ubocznymi. Najczęstszymi były wymioty i zaburzenia żołądkowo-jelitowe. Z tych powodów 28 osób przerwało lub ograniczyło kuracje specyfikiem. Kolejne 24 osoby w ogóle wycofały się z programu. Uznały, że "DeltaG" nie ma na nich żadnego pozytywnego wpływu. Dla naukowców i zarządzających agencją to nie były dobre informacje. Co więcej, gdyby sprawa wyszła do mediów, mogła im zaszkodzić.
Szczury chodziły więcej, kolarze jechali trochę dalej
Na wypadek problemów szykowano nawet strategię komunikacji. W wewnętrznym dokumencie dla członków zarządu UK Sport z października 2011 r. czytamy: "Potrzebny będzie plan komunikacji z mediami, aby złagodzić wszelkie negatywne informacje i rozgłos. W komunikatach trzeba będzie skupić się na chęci rozwoju brytyjskiej nauki i zapewnić, że publikacje w tej sprawie zostaną wydane po igrzyskach". Rządowa agencja wyraźnie chciała zachować swój projekt w tajemnicy, przynajmniej do czasu igrzysk, a potem bronić się chęcią rozwoju.
"Daily Mail" przyznaje, że do tej pory nie ustalił, czy wzięcie udziału w projekcie przyczyniło się do dobrych wyników na Igrzyskach w Londynie, któremukolwiek z przyjmujących "DeltaG" sportowców. Gazeta sugeruje, że specyfiku używali lekkoatleci, kolarze i zawodnicy w dyscyplinach wytrzymałościowych. Autorzy raportu dotarli do faktur, które informują, że w 2011 roku UK Sport zapłacił grupie badawczej z Oxfordu za przetestowanie specyfiku na rugbistach (4 tys. funtów) oraz przelał 183 tys. funtów za sprawdzenie go na wioślarzach i kolarzach. Po igrzyskach widniały kolejne przelewy na rozwijanie projektu. Byli szefowi agencji nie skomentowali dziennikarzom tamtej sprawy. Obecny rzecznik UK Sport napisał ogólnie:
"Agencja od zawsze inwestuje w instytuty eksperckie, które realizują projekty badawcze i innowacyjne w celu wspierania sportowców. Projekty te obejmują zarówno projektowanie światowej klasy sprzętu technicznego, jak i wspieranie zdrowia i wydajności sportowców. Wszelkie projekty są prowadzone zgodnie z najwyższymi standardami etycznymi i są oceniane przez niezależną grupę ekspertów ds. badań naukowych" - skomentowano.
W notatkach z 2011 roku, do których dotarli dziennikarze, widnieją informacje, że w przypadku kolarzy i wioślarzy wspomaganie "DeltąG" poprawiło wynik od jednej do dwóch osób na sto. Wtedy jeszcze ze stosowaniem preparatu działano trochę po omacku, ale pierwsze efekty projektu były na tyle zachęcające, że testy kontynuowano. Właściwie to kontynuowane są one do dziś. Jedni swoimi wynikami zaskakują, inni nie widzą pozytywnego wpływu ketonów na sportowców.
Kilka lat temu w magazynie "Cell Metabolism", badacze z Oxfordu poinformowali, że kolarze, którym podawano napój z ciałami ketonowymi, podczas trzydziestominutowej próby przejeżdżali średnio o 411 m więcej niż ci, którym podawano tylko napój glukozowy.
Amerykańska armia w specjalistycznym wydawnictwie Stowarzyszenia Amerykańskiej Biologii Eksperymentalnej zakomunikowała, że laboratoryjne testy na szczurach wykazały, że zwierzęta wspomagane ketonami przebiegały w kołowrotkach o 32 proc. większe dystanse niż szczury z grupy kontrolnej. Zwierzęta wspomagane ketonami biegały przy tym szybciej. Inne publikowane materiały wskazywały na niewielką poprawę wyników przy wysiłkach submaksymalnych, ale jednocześnie informowały o możliwym spadku koncentracji, zawrotów głowy i ogólnego uczucia osłabienia (Journal of the International Society of Sports Nutrition).
"O krok za daleko"
Na początku tego roku Herman Ram, szef holenderskiej agencji antydopingowej, powiedział, że jego organizacja nie zachęca do używania ketonów.
- Są one legalne, ale jednocześnie zbyt mało wiadomo na temat konsekwencji zdrowotnych, które mogą powodować - stwierdził. - Jeśli otrzymujemy pytania od naszych sportowców, radzimy im nie używać ketonów - dodał.
Również brytyjscy sportowcy do doniesień "Daily Mail" podeszli z pewną konsternacją. Wskazywali na spore środki, jakie przeznaczono na ten program, problemy etyczne i niepewne efekty.
- Niektórzy sportowcy próbują uzyskać marginalne korzyści, przekraczając granice, inaczej niż ciężko trenując. Próbują używać czegoś, co nie jest dostępne dla wszystkich. Syntetyczne ketony, to nie magnez i cynk, to coś, co jest o krok za daleko. Nie jest to zgodne z duchem sportu i może być szkodliwe - skomentowała Joanne Pavey, mistrzyni Europy na 10 tys. metrów, która reprezentowała Wielką Brytanię na pięciu igrzyskach olimpijskich, w tym tych w Londynie.
Preparaty ketonowe w 2020 roku są już jednak bardzo popularne. Od dwóch lat nie są produktem tylko dla amerykańskiej armii i brytyjskich wybrańców. Są sprzedawane na rynku i reklamowane jako suplementy diety, które mogą zwiększyć wydajność u sportowców wytrzymałościowych. Słowo "mogą" dalej jest tu kluczowe.
zrodlo:https://www.sport.pl/;miziaforum.com