50,4 do 49,6 proc. Różnica w granicach błędu statystycznego. Na to, by z całkowitą pewnością poznać nazwisko prezydenta, musimy jeszcze chwilę poczekać. Ale wiemy jedno najważniejsze: zwyciężyła prawica, przed inną prawicą, obie zaś wdzięczyły się do prawicy jeszcze bardziej prawicowej.
Wielu autorów napisze, jeśli wynik exit poll się potwierdzi, jakie nowe niebezpieczeństwa grożą teraz polskiej liberalnej demokracji, i tak już nadwątlonej. Kilka uzasadnionych obaw w tym zakresie wyraził już mój redakcyjny kolega Piotr Nowak. Ale to nie wszystko. Za sprawą pandemii znaleźliśmy się w kryzysie gospodarczym, obserwujemy wzrost bezrobocia, tysiące ludzi na własnej skórze przekonały się, jaką pułapką mogą okazać się umowy śmieciowe. Żadna z tych spraw nie miała nawet szans stać się prawdziwym tematem kampanii wyborczej, bo ich poruszanie jest dla polityków prawicowych i niewygodne, i nieinteresujące. Konserwatyście łatwiej było „bronić” polskich rodzin przed wyimaginowanym zagrożeniem i rozpętać nagonkę na kilkuprocentową mniejszość, niż mówić o tym, co NAPRAWDĘ trzeba zmienić w Polsce, żeby te polskie rodziny miały zapewniony byt. Liberał zaś sam z siebie, przez nikogo niewywoływany do tablicy, obiecał, że nie podniesie podatków. I co z tego, że kilka razy rzucił coś o walce ze śmieciówkami, skoro zapewnił też, że priorytetem dla rządu w kryzysowym czasie powinna być pomoc dla przedsiębiorców. Gwoli ścisłości – to, że podatków nikt nie ruszy, obiecał także konserwatysta, a jego koledzy z rządu pomoc dla przedsiębiorców kosztem pracowników już realizują w praktyce. Liberał zaś nie miał specjalnych zahamowań, by na cele kampanijne zasugerować, że zagorzałym obrońcą dehumanizowanych LGBT jednak nie będzie.
Środowisko, z którego wywodzi się Rafał Trzaskowski, nigdy nie będzie po stronie świata pracy. To dla niego świat obcy, niezauważalny, raczej do wyższościowego pouczania niż do zrozumienia. Trzaskowski mógł wypomnieć PiS w kampanii zdeptane protesty pracownicze czy patologie w spółkach skarbu państwa – nie wypomniał, bo dla liderów jego stronnictwa nie są to tematy warte uwagi. Środowisko, które wyniosło Andrzeja Dudę do pałacu, potrafiło w odpowiednim momencie i przy dobrej gospodarczej koniunkturze wyczuć cierpienie wykluczonych, a nawet nieco je zmniejszyć. Nigdy jednak nie było to dla PiS celem samym w sobie i teraz, przy koniunkturze złej, tym bardziej nie będzie. W momencie kryzysu ratowani są przedsiębiorcy… ci sami, których chcieliby ratować najwięksi polityczni rywale.
Nieważne, że kampania się skończyła. Oni będą tak dalej: przemawiać ciągle prawicowym językiem do swojego audytorium, za pośrednictwem swoich mediów, czasem się od siebie różniąc (gdy atakuje się adwersarza i jego wizję), czasem brzmiąc jak echo (gdy przychodzi do gospodarki, podatków, rynku pracy). Dalej też będą starali się przeciągnąć na swoją stronę jeszcze bardziej prawicową prawicę, jedni i drudzy w przekonaniu, że można się będzie nią posłużyć, a potem odsunąć. Czy jest jeszcze w Polsce lewica, która jest gotowa w takim układzie jednak zawalczyć o swoje? Nie godzić się na rolę przystawki jednych czy drugich, tylko mówić swoim językiem i wychodzić do tych, którzy stracili złudzenia co do jednej i drugiej prawicy? Oni w Polsce są i może być tak, że będzie ich coraz więcej. Gdyby wybory odbyły się w pierwszym planowanym terminie, Andrzej Duda miałby szanse na zwycięstwo w I turze. Tymczasem musiał bić się do upadłego w drugiej, a i na jego rywala zagłosowały tysiące ludzi, dla których był jedynie mniejszym złem, opcją „na zatrzymanie autorytaryzmu”.
Ciągle nie jest powiedziane, że Polska musi być na wieki wieków krajem bez lewicy. To jej rzeczywistość podsuwa tematy, które można podjąć i zrobić to lepiej niż konserwatywni neoliberałowie. Może jeszcze nadrobić zaniedbaną przez lata kwestię wzmocnienia własnych ośrodków medialnych i zrewidować „uśmiechnięte” strategie komunikacyjne. Przed lewicą trzy lata, gdy nie trzeba będzie oglądać się na kalendarze kampanii wyborczych, za to trzeba będzie nieustannie stać na straży praw pracowniczych. Kapitał, jak to w kapitalizmie, nigdy nie przestał na nie czyhać.
Do stracenia jest już naprawdę coraz mniej.
zrodlo:miziaforum.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz