niedziela, 14 czerwca 2020

"Putin krytykuje reakcję koronawirusa USA, potępia „chaos i zamieszki” podczas protestów przeciwko rasizmowi"

W dużym wywiadzie Władimir Putin omawiał protesty przeciwko rasizmowi w Stanach Zjednoczonych i Europie

Prezydent Rosji Władimir Putin powiedział w niedzielę, że amerykańskie protesty przeciwko rasizmowi są oznaką głębokich kryzysów w kraju, krytykując protesty za wywołanie przemocy i zadając pytania dotyczące reakcji Donalda Trumpa na pandemię koronawirusa.

Rosyjski przywódca podkreślił, że popiera walkę czarnych Amerykanów o równość, nazywając to „długotrwałym problemem Stanów Zjednoczonych”, ale wypowiedział się przeciwko „chaosowi i zamieszkom”.

„Jeśli ta walka o prawa naturalne, prawa, zamieni się w chaos i zamieszki, nie widzę nic dobrego dla kraju”, powiedział Putin w wywiadzie dla państwowego kanału telewizyjnego Rossija-1, który miał być nadawany w niedzielny wieczór.

„Zawsze byliśmy w ZSRR i we współczesnej Rosji bardzo sympatyzowaliśmy z walką Afroamerykanów o ich naturalne prawa” - nalegał.

Ale Putin dodał, że „kiedy - nawet po popełnieniu zbrodni - nabierze to elementów radykalnego nacjonalizmu i ekstremizmu, nic dobrego z tego nie wyniknie””

Rosyjski kanał telewizyjny opublikował fragment wywiadu, rozliczany jako pierwszy wywiad Putina od początku pandemii.

Putin wyeliminował większość pandemii koronawirusa ze swojej rezydencji poza Moskwą i spotkał się z krytyką za utrzymywanie stosunkowo niskiego profilu podczas pandemii. Burmistrz Moskwy Siergiej Sobyanin został powołany do kierowania rządową grupą zadaniową ds. Koronawirusa, i pojawiły się doniesienia o tarciu między nim a Putinem w związku z rosyjską strategią walki z koronawirusem.

W wywiadzie Putin połączył protesty w USA ze słabym radzeniem sobie z pandemią, wskazując na „głęboko osadzone kryzysy wewnętrzne”.

„Pokazuje, że są problemy. Rzeczy związane z walką z koronawirusem rzuciły światło na ogólne problemy. ”

Przeciwstawił się sytuacji wirusów w USA i Rosji, mówiąc, że „chociaż stopniowo wychodzimy z sytuacji koronawirusa przy minimalnych stratach, o ile Bóg pozwoli, w Stanach tak się nie dzieje”.

AKTUALNOŚCI
Dour Moskiewski burmistrz ujawnia się jako „premier koronawirusa”
CZYTAJ WIĘCEJ
W niedzielę Rosja potwierdziła 8 835 nowych przypadków wirusów, co daje w sumie 528 964 przypadków, co stanowi trzeci najwyższy wynik na świecie, podczas gdy Stany Zjednoczone mają największą liczbę przypadków - 2,07 miliona.

Putin skrytykował brak silnego przywództwa w sprawie sytuacji wirusów w USA, mówiąc, że „prezydent mówi, że musimy zrobić takie a takie, ale gubernator gdzieś mówi mu, gdzie iść”.

„Myślę, że problem polega na tym, że interesy grup, interesy partii są wyższe niż interesy całego społeczeństwa i interesy ludzi”.

W Rosji „wątpię, by ktokolwiek w rządzie lub w regionach powiedziałby:„ nie zrobimy tego, co mówi rząd, co mówi prezydent, uważamy, że to źle ”” Putin powiedział o strategii antywirusowej.

AFP przyczyniło się do zgłoszenia tego artykułu.

zrodlo:miziaforum.com

"Kurczy się lista "antywywozowa" leków. Teraz jest na niej blisko 300 pozycji"

Zmniejsza się liczba leków i produktów medycznych na tak zwanej liście antywywozowej Ministerstwa Zdrowia. Chodzi o wykaz, w którym resort publikuje przede wszystkim preparaty zagrożone brakiem dostępności.

Najnowszy wykaz jest przede wszystkim dużo krótszy niż lista z początku epidemii koronawirusa. Na początku marca było na niej ponad 900 pozycji - wśród nich leki przeciwgorączkowe, przeciwbólowe, a także środki ochrony osobistej takie jak maseczki czy fartuchy. W kolejnych etapach lista była stopniowo skracana.

Teraz pozycji w wykazie jest trzy razy mniej: niecałe trzysta. To między innymi insuliny dla chorych na cukrzycę, leki stosowane u osób z chorobą Parkinsona oraz preparaty dla kobiet w ciąży.

W porównaniu z poprzednią listą z kwietnia liczba leków zagrożonych brakiem dostępności spadła o kilkanaście pozycji - z 312 do 298 pozycji.

NAJNOWSZĄ LISTĘ ANTYWOWOZOWĄ OBOWIĄZUJĄCĄ W POLSCE ZNAJDZIESZ >>>TU<<<.

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

Emmanuel Macron w orędziu: "Odnieśliśmy zwycięstwo nad koronawirusem"

Prezydent Francji Emmanuel Macron w orędziu do narodu ogłosił zwycięstwo nad koronawirusem. Zapowiedział, że w całym kraju od poniedziałku otwarte będą restauracje i bary. Szkoły natomiast wznowią działalność od 22 czerwca.

W czwartym już orędziu do narodu wygłoszonym podczas pandemii koronawirusa Macron oświadczył, że całe terytorium kraju od poniedziałku zostanie zakwalifikowane jako bezpieczne, z wyjątkiem Majotty i Gujany, gdzie wirus nadal aktywnie krąży.

Odnieśliśmy zwycięstwo nad koronawirusem - stwierdził Macron. Zastrzegł jednak, że "pandemia wciąż nie jest za nami".

Możemy być dumni z tego, co zostało zrobione, i z naszego kraju. Oczywiście ten test ujawnił także wady i słabości: naszą zależność od innych krajów w zakresie pozyskiwania niektórych produktów, nasze uciążliwe procedury, nasze nierówności społeczne i terytorialne. Chcę, abyśmy wyciągnęli wnioski z tego, czego doświadczyliśmy - powiedział prezydent.

Co zmienia się we Francji?

Poinformował, że od poniedziałku otwarte zostaną bez ograniczeń restauracje i bary na całym terytorium Francji. Do tej pory w regionie Ile-de-France restauracje mogły przyjmować klientów jedynie w ogródkach i na tarasach.

Macron oświadczył, że wszystkie szkoły, żłobki i przedszkola zostaną otwarte 22 czerwca. Tym samym wszyscy uczniowie i nauczyciele zobowiązani są do fizycznego uczestniczenia w zajęciach lekcyjnych. Po 11 maja, tzn. po wyjściu z kwarantanny, we Francji jedynie część szkół została otwarta, a uczniowie uczyli się w nich rotacyjnie.

Prezydent powtórzył, że 28 czerwca odbędzie się we Francji druga tura wyborów samorządowych.

Od poniedziałku Francuzi będą mogli swobodnie podróżować po Europie, a od 1 lipca poza granice kontynentu - zapowiedział Macron.

Wykluczył podnoszenie podatków na finansowanie kosztów związanych z kryzysem. Izolacja kosztowała państwo 500 mld euro - oszacował prezydent, dodając, że "wydatki te są uzasadnione ze względu na wyjątkowe okoliczności, których właśnie doświadczyliśmy".

Na czas kryzysu prezydent zapowiedział "zbudowanie silnego i zrównoważonego modelu ekonomicznego". Macron zapowiedział konsultacje w tej sprawie i kolejne wystąpienie w lipcu po konsultacjach z partnerami politycznymi i społecznymi w tej kwestii.

Prezydent stwierdził, że kryzys jest szansą na rekonstrukcję gospodarki i transformację ekologiczną oraz budowanie niezależności gospodarczej i suwerenności Francji i Europy w relacjach z USA czy Chinami.

Przypomniał, że Francja wraz z Niemcami zaproponowała plan pomocy dla Europy, który został przedstawiony pozostałym krajom UE.

"Nie będzie burzenia pomników"

Prezydent nawiązał również do ostatnich demonstracji we francuskich miastach. Będziemy nieugięci wobec rasizmu, antysemityzmu i dyskryminacji - zapewnił.

Wezwał rodaków do jedności oraz do poszanowania historii kraju. Bez porządku nie ma ani wolności, ani bezpieczeństwa - podkreślił Macron, nawiązując do niedawnych demonstracji antyrasistowskich oraz do protestów policjantów sprzeciwiających się oskarżeniom o rasizm.

Nie będzie burzenia pomników - zapewnił prezydent. Policja i żandarmi "zasługują na wsparcie władz publicznych i uznanie narodu" - podkreślił.

Obiecał też nowe otwarcie w relacjach z samorządami - więcej "wolności i obowiązków dla tych, którzy działają najbliżej naszego życia", takich jak merowie, szpitale czy uniwersytety. Nie wszystko można ustalić w Paryżu, terytoria pokazały swoją pomysłowość - stwierdził szef państwa.

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

Szumowski:" Decyzja o zamknięciu granic kosztowała miliardy zł tygodniowo"

Ostatnia taka wielka pandemia, to była hiszpanka sto lat temu - ocenił w niedzielę minister zdrowia Łukasz Szumowski mówiąc o trwającej pandemii koronawirusa. Przekonywał, że decyzja o zamknięciu granic kosztowała Polskę "miliardy złotych tygodniowo", ale była konieczna, żeby ratować ludzi.

W dniach 12-14 czerwca odbywa się XV Zjazd Klubów "Gazety Polskiej". Ze względu na pandemię zjazd odbywa się w tym roku online, a minister Szumowski był jednym z jego gości honorowych.

Pytany przez redaktora naczelnego "GP" Tomasza Sakiewicza przeciwdziałaniu pandemii przez rządu Zjednoczonej Prawicy oraz "kiedy wreszcie będziemy mieli spokój z epidemią", Szumowski podkreślił, że "ostatnia taka wielka pandemia, to była hiszpanka sto lat temu" (w latach 1918-1919. Zabiła ok. 50 mln osób na świecie - PAP).

Minister przyznał, że trudno prorokować, "co by było, gdyby", ale zauważył, że można to ocenić na podstawie sytuacji w Europie zachodniej, w Stanach Zjednoczonych, czy w Ameryce Południowej, Azji, a także np. na Białorusi.

To jest ogromny cios dla całego świata zachodniego, który jednak ma w swojej strukturze wpisane umiłowanie wolności obywatelskiej, osobistej, prawa do przemieszczania się, do podróży, do tego, że możemy zmieniać miejsce pracy, zamieszkania i tak dalej. I nagle okazało się, że przychodzi coś, co zagraża istnieniu w ogóle cywilizacji zachodniej, taką jaką znamy - podkreślił.

Szumowski przekonywał, że działania obronne, które podjął rząd Mateusza Morawieckiego, w tym zamknięcie granic, były odważne i szybkie, a statystyki pokazują, że były słuszne. Przytoczył stało w innych krajach, choćby na dla porównania dane o liczby zgonów na milion mieszkańców w różnych krajach europejskich.

W Hiszpanii jest blisko 600, w Wielkiej Brytanii 570, we Francji 440, Włochy blisko 560, Niemcy 103 zgony na milion mieszkańców, a Polska 28-29, czyli zupełnie, kompletnie inna skala - zaznaczył. Jak dodał, w Polsce zachorowało tyle osób, ile zmarło w Hiszpanii, a to są porównywalne kraje". Według niego tylko w Grecji, która też szybko zamknęła swoje granice, sytuacja jest podobna, jak w Polsce.

Szumowski relacjonował, że podczas rozmów z dziennikarzami pyta ich, czy znają kogoś, kto zachorował lub zmarł na COVID-19 i najczęściej słyszy odpowiedź przeczącą, że nie. A w krajach, gdzie decyzje były podejmowane później, gdzie decyzje były podejmowane z pewną obawą o ekonomię, o gospodarkę, (...) naprawdę większość osób bezpośrednio dotknęła ta tragedia, (...) to znaczy ktoś zmarł, kogo znali, ktoś ze znajomych, z bliskich znajomych po prostu umarł - powiedział. Jak dodał, "to, że w Wielkiej Brytanii jedno z lotnisk zostało zamienione na kostnicę, że we Włoszech nie nadążano ze spalaniem zwłok, to pokazuje, jak to była skala (pandemii - PAP)".

Szumowski ocenił, że o pandemii Polacy teraz "zapomnieli, jakby jej nie było"A ona jest, tylko, że w Polsce zostały podjęte (...) decyzje, że jak mieliśmy kilkadziesiąt przypadków (zachorowań), to już zamknęliśmy kraj, zamknęliśmy granice - podkreślił. Dodał, że znaczną rolą odegrał m.in. szef MSWiA Mariusz Kamiński ze swoimi służbami.

Ile kosztuje tydzień zamknięcia granic?

Minister zwrócił uwagę, że jeden tydzień zamknięcia granic "to miliardy złotych". Ale te koszty mogliśmy ponieść i zdecydowaliśmy się na te koszty, dlatego, że gospodarka polska przez cztery lata rządów Prawa i Sprawiedliwości, była w takim (dobrym) stanie, że mogliśmy przez te trzy miesiące poświęcić na to naprawdę gigantyczne pieniądze, żeby ratować ludzi - zauważył. Wspomniał, że ministrowie zdrowia w niektórych krajach zachodnich zamykali granice dopiero wtedy, "gdy mieli tysiące, dziesiątki tysięcy zarażonych".

Odnosząc się do zarzutów stawianych jemu i rządowi Zjednoczonej Prawicy przez opozycję m.in. w sprawie zakupu sprzętu medycznego, szef MZ podkreślił, że po wybuchu pandemii wszystkie kraje chciały go kupić i "był to czas, jak na Dzikim Zachodzie". Przypomniał, że oszukano wiele krajów i instytucji, sprzedając sprzęt, który nie spełniał norm. A mówienie, że Komisja Europejska zapewni sprzęt... Do dzisiaj ten sprzęt nie dotarł. A jak dotarł, to tak, jak z maseczkami - okazało się, że były wadliwe - powiedział.

Szumowski zaznaczył, że Polska kupiła m.in. milion maseczek "dzięki dobrej współpracy z Ambasadą Stanów Zjednoczonych w Polsce, z administracją Stanów Zjednoczonych na miejscu". Wspomniał, że testy na koronawirusa Polska otrzymywała "od firm, które są związane ze Stanami Zjednoczonymi". Więc na pewno ta dyplomatyczna droga naszych sojuszników, i ta życzliwość, pomagała. Ale w bezpośrednich zakupach w Azji, to każdy walczył zębami i pazurami o każdy kawałek - podkreślił szef MZ.

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum'.com

Putin: "Świat się zdziwi, gdy zyska broń hipersoniczną. Rosja już ją ma"

"Rosja zadziwi inne kraje, jeśli zyskają one broń hipersoniczną, bo obecnie jest w wyjątkowej sytuacji, gdyż nikt poza nią nie ma takiej broni" - powiedział prezydent Władimir Putin w wywiadzie dla rosyjskiej telewizji państwowej.

W rozmowie z telewizją państwową Putin powiedział, że broń hipersoniczną, którą dziś Rosja dysponuje, zapewne w przyszłości znajdzie się również w posiadaniu światowych potęg. Zapewnił, że jego kraj będzie na to przygotowany. Wydaje mi się, że zdołamy przyjemnie zdziwić naszych partnerów tym, że gdy oni zyskają tę broń, to my najprawdopodobniej będziemy mieli środki jej zwalczania - dodał.

Zdaniem prezydenta Rosji szybkość tego uzbrojenia sprawia, że obecnie nikt nie jest w stanie stawić oporu pociskom hipersonicznym. Na tym polega wyjątkowość naszej sytuacji - podkreślił Putin.

Putin wyraził opinię, że za granicą "są ludzie, którzy chcą, by Rosja była silna", gdyż "uważają, że gdyby Rosja się nie odrodziła, nie zajęła w świecie swojego godnego miejsca, to świat byłby gorszy i bardziej niebezpieczny".

Putin krytykuje USA

W wywiadzie Putin wypowiadał się także na temat ostatnich wydarzeń w Stanach Zjednoczonych. Ocenił, że w USA partie polityczne stawiają własne interesy ponad interesami ludzi.

Porównywał sytuację związaną z pandemią koronawirusa w Rosji i USA i zapewnił, że w Rosji, mimo pewnych kosztów i strat, władzom udaje się wychodzić z tej sytuacji z minimalnymi stratami. W Stanach tak się nie dzieje - ocenił, dodając, że jest to kwestia m.in. systemu zarządzania.

Demokracja polega na władzy narodu, ale jeśli "naród wybiera najwyższe organy władzy (...), to mają one prawo w taki sposób tworzyć pracę organów wykonawczych, aby gwarantować interesy przeważającej większości ludności kraju" - oświadczył.

W Rosji liczba zakażeń od początku epidemii koronawirusa zbliżyła się w niedzielę do 529 tysięcy. Zmarło dotąd blisko 7 tys. osób. Od końca maja codzienny przyrost zachorowań w Rosji wynosi ok. 9 tys. Wyleczonych zostało dotąd ponad 280 tys. osób. Pod względem liczby infekcji Rosja znajduje się na trzecim miejscu w świecie, za USA i Brazylią.

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

"Ognisko koronawirusa w zakładzie odzieżowym w Toruniu"

W niewielkim zakładzie odzieżowym w Toruniu wykryto ognisko koronawirusa. "Zakażonych jest troje pracowników i trzy osoby z kontaktu" - poinformował doradca wojewody kujawsko-pomorskiego Jarosław Jakubowski.

Zakażenie koronawirusem SARS-CoV-2 stwierdzono u trzech osób pracujących w tym zakładzie i trzech współzamieszkujących z nimi. Kwarantanną objęto 8 osób - poinformował Jarosław Jakubowski.

To pierwsze większe ognisko koronawirusa w regionie od kilku tygodni. W niedzielę poinformowano o 12 przypadkach zakażenia w województwie. To 4 osoby z Torunia, 6 z powiatu toruńskiego i po jednej z powiatów bydgoskiego i żnińskiego.

Od początku epidemii w regionie potwierdzono 626 zakażeń. 515 osób wyzdrowiało, a 49 zmarło. Dotychczas przeprowadzono na terenie województwa kujawsko-pomorskiego ponad 52,5 tys. testów.

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

Przejście w Szeginiach. Kilkaset osób czeka wiele godzin, by przekroczyć granicę z Polską

Rośnie liczba osób przekraczających piesze przejście graniczne w Szeginiach, prowadzące do Medyki w Polsce - podała ukraińska straż graniczna. W kolejce czeka kilkaset osób. Ludzie skarżą się na brak warunków do przestrzegania dystansu społecznego.

"Codziennie obserwujemy wzrost liczby obywateli, którzy wybierają to przejście w celu przekroczenia granicy z Polską" - przekazały w komunikacie ukraińskie służby graniczne. Od wznowienia działalności tego przejścia, czyli od 16 maja, punkt przekroczyło ponad 74 tys. osób - dodano.

W niedzielę o godz. 11 czasu miejscowego (godz. 10 w Polsce) na przekroczenie granicy w stronę Polski czekało ok. 400 osób - poinformowano.

"Ludzie w kolejce skarżą się, że czas oczekiwania sięga do 10 godzin, bez warunków utrzymania dystansu społecznego i bez możliwości rozwiązania podstawowych sanitarno-higienicznych kwestii" - napisano w komunikacie.

Jak podkreślono, ze strony ukraińskiej "nie ma ograniczeń związanych z kwarantanną dla obywateli zmierzających do Polski", a ich odprawa odbywa się bez opóźnień. Co godzinę strażnicy odprawiają ok. 70 osób opuszczających Ukrainę - przekazano.

"Jednak po przejściu wszystkich kontroli na stronie ukraińskiej obywatele muszą po kilka godzin czekać, aby przedostać się na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Dochodzi do znacznego nagromadzenia się osób przed polskim punktem granicznym" - napisano.

Straż przypomina, że w związku z ograniczeniami wprowadzonymi z uwagi na pandemię koronawirusa polska strona przeprowadza dodatkowe procedury kontrolne wobec obywateli, którzy przybywają z zagranicy. "W rezultacie wydłuża się czas odprawy obywateli i czas oczekiwania na przekroczenie granicy" - dodano.

Ukraińscy pogranicznicy zaapelowali do podróżnych, aby w miarę możliwości przekraczali granicę samochodem na przejściach Jagodzin-Dorohusk, Krakowiec-Korczowa i Rawa Ruska-Hrebenne.

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

"2 prawników z Brooklynu może dostać dożywotnie więzienie za podrzucanie koktajlu Mołotowa w pojeździe policyjnym"

Trzech oskarżonych o rzekome rzucanie koktajlami Mołotowa w pojazdy NYPD, grozi życie w więzieniu

Samantha Shader - Centrum Bezpieczeństwa Publicznego Hrabstwa Pottawatomie

Autor: Vincent Barone
New York Post

Piątkowa kobieta i  dwóch prawników z Brooklynu  zostali oskarżeni w piątek o federalne materiały wybuchowe i podpalenia za rzekome podrzucanie koktajli Mołotowa do pojazdów NYPD podczas protestów George'a Floyda w Nowym Jorku.

27-letnia Samantha Shader z Catskill została oskarżona o rzucenie prowizorycznego materiału wybuchowego na pojazd NYPD zajęty przez czterech policjantów wczesnym sobotnim porankiem, 30 maja.

Prokuratorzy twierdzą, że Shader ugryzł jedną z nóg oficera, kiedy została aresztowana.

Mniej więcej w tym samym czasie prawnicy z Brooklynu Urooj Rahman (31 lat) i Colinford Mattis (32 lata) zostali oskarżeni o wrzucenie własnego koktajlu Mołotowa do niezajętego pojazdu policyjnego na Brooklynie podczas osobnego ataku.

Powiększ obrazColinford Mattis, po lewej, i Urooj Rahman

Colinford Mattis, po lewej, i Urooj Rahman AP

Wszyscy trzej spotykają się z życiem w więzieniu w związku z siedmioma licznymi aktami oskarżenia, oskarżając ich o użycie materiałów wybuchowych, podpalenie, użycie materiałów wybuchowych w celu popełnienia przestępstwa, spisku podpalenia, użycia urządzenia niszczącego, zamieszek domowych oraz zrobienia lub posiadania urządzenia niszczącego .

„Takie przestępstwa nigdy nie powinny być mylone z uzasadnionym protestem” - powiedział w oświadczeniu prokurator Stanów Zjednoczonych Richard Donoghue. „Ci, którzy przeprowadzają ataki na funkcjonariuszy NYPD lub pojazdy, nie są protestującymi, są przestępcami i będą traktowani jako tacy”.

Materiały wybuchowe nie zraniły żadnej policji. Zapalona butelka Shadera nigdy się nie zapaliła. Wybuchowy Rahman i Mattis rzucili się i podpalili pusty, zaparkowany pojazd policyjny, twierdzą prokuratorzy.

Prokuratorzy powiedzieli, że Shader, którego  działania rzekomo schwytano przed kamerą , ma  obszerny arkusz raportów,  który obejmuje aresztowania w 11 różnych stanach.

W styczniu ubiegłego roku została aresztowana za interwencję z funkcjonariuszem policji w Waterford, Connecticut - kilka lat po tym, jak została skazana w lutym 2017 roku za posiadanie kontrolowanej substancji w Shawnee, Oklahoma.

Zarówno Rahman, jak i Mattis zostali opisani jako skromni brooklynici, którzy pracowali w prestiżowych szkołach prawniczych i obiecujących karierach.

Mattis, który był aresztowany przez Pryora Cashmana przed aresztowaniem, został zawieszony. Był członkiem zarządu społeczności Brooklynu 5, ale został usunięty przez prezydenta gminy z powodu nieobecności, według przewodniczącego zarządu Andre Mitchella.

___
https://nypost.com/2020/06/12/three-indicted-for-allegedly-throwing-molotov-cocktails-at-nypd-vehicles/

zrodlo:miziaforum.com

"Gdy w USA ciagle zamieszki , Trump woła „zło niewolnictwa”!!!"(video)

WEST POINT. N.Y. (AP) - Gdy naród nadal zmaga się ze swoją rasową przeszłością, prezydent Donald Trump wezwał sobotnią klasę West Point, by „nigdy nie zapomniała” spuścizny żołnierzy przed nimi, którzy stoczyli krwawą wojnę, aby „zgasić zło niewolnictwa”.

Apel Trumpa o zapamiętywanie historii pojawił się, gdy jego własne relacje z wojskiem są napięte z powodu nieustającej krytyki, którą spotkał się z przywódcami Pentagonu w odpowiedzi na protesty, które wybuchły po śmierci George'a Floyda w Minneapolis.

Nastąpiło to także kilka godzin po tym, jak Trump zrobił dla niego rzadką koncesję: przełożył harmonogram wiecu kampanii zaplanowanego na Tulsa w stanie Oklahoma, 19 czerwca. Dzień oznacza koniec niewoli w USA, a Tulsa była sceną ognistego atak biało-czarny w 1921 r.

„To, co historycznie uczyniło Amerykę wyjątkową, to wytrzymałość jej instytucji wobec obecnych pasji i uprzedzeń” - powiedział Trump ponad 1100 absolwentom podczas niezwykłej ceremonii plenerowej podczas pandemii. „Gdy czasy są niespokojne, a droga jest trudna, najważniejsze jest to, co trwałe, ponadczasowe, trwałe i wieczne”.

W ciągu ostatnich dwóch tygodni Trump krzyczał na sekretarza obrony Marka Espera, że ​​publicznie sprzeciwił się swojemu wezwaniu do rozmieszczenia czynnych żołnierzy w celu stłumienia protestów wynikających z zabicia Floyda, który był czarny, przez białego policjanta z Minneapolis.

Miniatura wideo na YouTube


Trump zakończył także próbę rozpoczęcia przez Espera publicznej debaty o usunięciu z baz wojskowych nazwisk oficerów Konfederacji - niektórzy z nich szkolili się w West Point - pomysł nabiera rozpędu w całym kraju.

Generał Mark Milley, przewodniczący szefa sztabu, zaryzykował w czwartek irytację Trumpa, oświadczając, że popełnił „błąd”, towarzysząc Trumpowi podczas spaceru 1 czerwca przez Lafayette Square. Skończyło się na tym, że prezydent pozował z Biblią przed zabitym kościołem kościołem św. Jana.

Komentarze Milleya stanowiły niezwykły wyraz żalu ze strony głównego doradcy wojskowego Trumpa, który powiedział, że jego pojawienie się doprowadziło do postrzegania wojska uwikłanego w politykę, co - jego zdaniem - podobnie jak Esper - stanowi zagrożenie dla demokracji.

Wydarzenia wywołały debatę w wojsku i wśród emerytowanych oficerów. Ponad 500 absolwentów West Point z klas trwających sześć dekad podpisało list otwarty przypominający Klasie 2020 o jej zobowiązaniu do unikania polityki partyzanckiej.

List, opublikowany w tym tygodniu na Medium, również nawiązuje do problemów, które Esper i Milley napotkali w Białym Domu po śmierci Floyda.

„Niestety rząd zagroził użyciem armii, w której służysz jako broń przeciwko innym Amerykanom biorącym udział w tych uzasadnionych protestach” - napisali. „Gorzej, przywódcy wojskowi, którzy złożyli dziś tę samą przysięgę, brali udział w wydarzeniach politycznych. Zasada cywilnej kontroli ma kluczowe znaczenie dla zawodu wojskowego. Ale ta zasada nie oznacza ślepego posłuszeństwa ”.

Podczas ceremonii rozpoczęcia protestujący potępili prezydenta z łodzi i kajaków wzdłuż pobliskiej rzeki Hudson.

Trump wykorzystał również swój pierwszy adres w West Point, aby przypomnieć nowo powołanym oficerom historię akademii i historycznych generałów, takich jak Douglas MacArthur i Dwight D. Eisenhower.

„To na tej ziemi amerykańscy patrioci posiadali najważniejszą fortecę w naszej wojnie o niepodległość” - powiedział Trump. Powiedział, że Akademia Wojskowa Stanów Zjednoczonych „dała nam mężczyzn i kobiety, którzy walczyli i wygrali krwawą wojnę, aby zgasić zło niewolnictwa w ciągu jednego życia od naszego założenia”.

„To twoja historia. To dziedzictwo, które każdy z was dziedziczy - kontynuował Trump, dodając, że został kupiony z amerykańską krwią rozlaną w bitwie. „Nigdy nie możesz tego zapomnieć”.

Jednak Trump niesłusznie twierdził, że kobiety zostały przeszkolone w West Point do walki z niewolnictwem; nie mogli zostać kadetami do 1976 roku.

W swoich uwagach przeoczył także wielu absolwentów West Point, którzy służyli w Konfederacji, w tym prezydenta Jeffersona Davisa, gen. Roberta E. Lee i gen. Braxtona Bragga. Niektórzy starają się teraz usunąć nazwisko Bragga z Fort Bragg w Karolinie Północnej.

W przemówieniu Trump oparł się na swojej „amerykańskiej” polityce zagranicznej, nie wypowiadając zdania, mówiąc najnowszym oficerom armii, że ich zadaniem jest „nie odbudowywać obcych narodów, ale silnie bronić i bronić naszego narodu przed naszymi zagranicznymi wrogami”.

„Wojsko USA nie ma obowiązku rozwiązywania starożytnych konfliktów w odległych krajach, o których wielu ludzi nigdy nie słyszało”. Powiedział, że Ameryka nie jest „policjantem na świecie”, ale ostrzegł przeciwników, że „nigdy, nigdy się nie zawahają” działać, gdy zagrożony jest jej lud.

Podziękował żołnierzom, którzy pomogli krajowi zareagować na koronawirusa, po raz kolejny nazywając go „niewidzialnym wrogiem” z Chin.

Prezydent podkreślił jedność klasy kończącej, która pochodzi „z każdej rasy, religii, koloru i wyznania”. Klasa obejmuje także obywateli 11 innych krajów, w tym Bośni i Hercegowiny, Korei Południowej i Tanzanii.

Trump zwrócił uwagę na większe budżety obronne pod swoim okiem, ale fałszywie powiedział, że zniszczył 100% kalifatu Państwa Islamskiego na Bliskim Wschodzie; grupa wciąż stanowi zagrożenie dla USA. Zauważył, że kierował zabiciem dwóch przywódców terrorystycznych i stworzył Siły Kosmiczne.

Trump pamiętał także kadeta, który zginął w ubiegłym roku w wypadku i którego ojciec jest agentem Secret Service, i zauważył, że zarówno on, jak i wojsko dzielą urodziny w niedzielę. Trump skończy 74 lata, a armia obchodzi 254 rok istnienia.

Esper nie pojawił się, ale podkreślił zasady obowiązku, honoru i kraju w wiadomości wideo, mówiąc, że pomogą one nowym oficerom „w trudnych czasach oraz w obliczu nowych i pojawiających się zagrożeń”.

Pojawienie się Trumpa w West Point zostało skrytykowane jako ruch polityczny, który naraziłby absolwentów na ryzyko, ponieważ akademia znajduje się nad rzeką Hudson z Nowego Jorku, epicentrum wybuchu koronawirusa w USA.

Armia broniła tego ruchu, mówiąc, że kadeci i tak muszą wrócić do kampusu na końcowe badania lekarskie, sprzęt i szkolenie. Byli w domu od przerwy wiosennej na początku marca.

Na ceremonię nowo powołani podporucznicy nosili maski na twarz, gdy maszerowali na pole parady, ale zdjęli je po zasiadaniu w odległej społecznie ceremonii wymaganej przez pandemię.

Zamiast uścisnąć dłoń prezydentowi wymienili saluty. Rodzina i przyjaciele nie mogli uczestniczyć i musieli oglądać online.

Pod koniec ceremonii pięć potężnych helikopterów przeleciało nisko i powoli nad polem, gdy absolwenci podrzucili białe czapki.

Autor raportu AP National Security Robert Burns i Associated Press Michael Hill w Albany, N.Y., przyczynili się do powstania tego raportu.

zrodlo:miziaforum.com

Nowy Jork:" Nie ustają demonstracje przeciw brutalności policji. "Nie ma sprawiedliwości, nie ma snu!!!!""

W Nowym Jorku nieprzerwanie trwają demonstracje przeciw brutalności policji i nierówności rasowej. Mimo zapowiedzi reform, a także wezwania gubernatora Andrew Cuomo, by przedstawić projekt dodatkowych zmian i zakończyć protesty, na ulice miasta znowu wyległy tłumy.

Manifestacje odbyły się od Harlemu, przez centrum Manhattanu, po Brooklyn. Lokalne media szacują, że we wszystkich pięciu dzielnicach miasta protesty przyciągnęły w sumie kilkadziesiąt tysięcy ludzi, najwięcej od "eksplozji gniewu" po brutalnym zabiciu 25 maja przez białego policjanta w Minneapolis czarnoskórego George'a Floyda.

Ruch niezadowolenia przebiegający m.in. pod hasłem Black Lives Matter (Życie Afroamerykanów ma znaczenie) zasilili w zorganizowany sposób Azjaci. Przybyli na Washington Square Park z planszami, na których widniały napisy solidaryzujące się z czarnoskórymi, takie jak np. "Asians4BlackLives" (Azjaci za Afroamerykanami).

Niektóre protesty zaczęły się zaraz po wschodzie słońca. Koncentrowały się na obszarach zamieszkanych głównie przez białych. Ich uczestnicy argumentowali, że Afroamerykanie są już świadomi, jak wygląda sytuacja. Wznosili okrzyki: "Nie ma sprawiedliwości, nie ma snu". Aby zrobić coś innego, musisz się obudzić, bez sprawiedliwości, nie ma snu - tłumaczył telewizji NBC jeden z protestujących.

Na Manhattanie manifestacje odbyły się m.in. w uczęszczanych licznie miejscach, jak Union Square czy Columbus Circle. Ludzie przybyli też pod główną siedzibę nowojorskiej policji (NYPD) w południowej części dzielnicy.

Setki protestujących zgromadziło się na Grand Army Plaza w pobliżu Łuku Pamięci Żołnierzy i Marynarzy (Soldiers' and Sailors' Arch) na Brooklynie. Monument jest poświęcony obrońcom Unii podczas wojny secesyjnej (1861-1865). W ostatnich dniach demonstranci w różnych amerykańskich miastach podjęli akcję niszczenia pomników żołnierzy Konfederacji pragnącej utrzymania niewolnictwa.

"Wygraliście. Osiągnęliście swój cel". Gubernator podpisuję reformę policji

Impetu sobotnich demonstrantów nie osłabiło podpisanie przez gubernatora Nowego Jorku Andrew Cuomo reformy policji. Obejmuje ona zakaz przyduszania zatrzymanych oraz uchylenie prawa uniemożliwiającego upublicznienie akt spraw dyscyplinarnych funkcjonariuszy policji, osądzonych o łamanie prawa.

Cuomo wydał także rozporządzenie wykonawcze zobowiązujące samorządy do uchwalenia własnych reform uwzględniających potrzeby danego środowiska. Gubernator, wielokrotnie podkreślając, że sympatyzuje z demonstrantami, wzywał ich do wyartykułowania żądań także na poziomie federalnym.

Jednocześnie ostrzegał przed groźbą rozprzestrzeniania się koronawirusa w trakcie protestów z udziałem tysięcy ludzi. Nie wszyscy noszą maski i nie zawsze można zachować dystans społeczny.

Gubernator podkreślał, że "demonstracja, ustawodawstwo i pojednanie" są sposobem na wprowadzenie zmian. Słyszeliśmy was (...), zgadzamy się z protestującymi (...), powiedzcie nam teraz, jak powinny wyglądać siły policyjne. Nie musicie protestować, wygraliście. Osiągnęliście swój cel - mówił w sobotę gubernator.

Nie jest jeszcze jasne, jak na protesty w Nowym Jorku wpłynie zabicie w piątek przez policjanta w Atlancie w stanie Georgia 27-letniego Afroamerykanina Raysharda Brooksa. Tamtejsi demonstranci w sobotę wybili okna w restauracji sieci Wendy's, gdzie doszło do strzelaniny, a potem wybuchł tam pożar. Zablokowali też pobliską autostradę.

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

"Prezes PZLA: Idąc w pieniądze, można "wypstrykać się" z formy

Najpierw namiastka rywalizacji w studiu telewizyjnym, później już prawdziwe mityngi lekkoatletyczne. Tak wygląda plan na opóźniony letni sezon w polskiej lekkoatletyce. Tegoroczne starty są niezbędne dla naszych sportowców, którzy nie mieli okazji rywalizować od czasu sezonu halowego, a muszą przygotować się do przyszłorocznych igrzysk. Wszystko zepsuła pandemia. O jej wpływie na lekkoatletykę z prezesem PZLA Henrykiem Olszewskim rozmawiał Paweł Pawłowski.

Paweł Pawłowski  RMF FM: Jak koronawirus wpłynął na polską lekkoatletykę?

Henryk Olszewski: Mamy bezpośredni kontakt z zawodnikami. Tych najlepszych koronawirus nie odstraszył od treningów. Zajęcia nie zostały przerwane ani na jeden dzień. Zawodnicy nie robili treningu specjalistycznego, ale podtrzymujący. Taki trening trzeba wykonywać i mówię to nie jako prezes, ale jako trener z pewnymi osiągnięciami. Myślę, że ten okres nie został zmarnowany przez zawodników. Dowodzą tego sygnały od trenerów, mówiące w jakiej dyspozycji są sportowcy. Niedługo zobaczymy to też na ekranie telewizorów. Sezon ma się rozpocząć 18 czerwca jednokonkurencyjnymi mitingami telewizyjnymi. Będzie to takie otwarcie sezonu. Później w połowie sierpnia będziemy mieli mityngi planowane wcześniej. Clou programu dla seniorów to mistrzostwa Polski planowane na koniec sierpnia. Po tym sezonie wybierzemy zręb olimpijskiej reprezentacji. 28 ma już kwalifikacje. Kolejne uruchomią się w grudniu. Oby te igrzyska się odbyły.

Jest zatem strach, że mogą się nie odbyć?

Ja jestem optymistą i nie biorę tego pod uwagę. Wszystko będzie zależało od organizatora. Zobaczymy, jakie decyzje podejmą Japończycy. Mam nadzieję, że to się spełni. Brak igrzysk byłby ogromną stratą, bo część zawodników zakończyłaby kariery. Sport jest w tej chwili sprawą zawodową. Jeśli się nie kręci, to nie ma dochodów. I tu dochodzimy do sponsorów. Na razie jesteśmy miło zaskoczeni, że sponsorzy z nami rozmawiają i wciąż chcą nas wspierać. Są z nami na dobre i na złe. Jestem im za to wdzięczny.

Czy kalendarz będzie miał wpływ na formę i na igrzyska? Sportowcy mówią, że formę sprawdzają poprzez starty, a tych w tym sezonie będzie odpowiednio mniej.

Nie ma to specjalnie znaczenia. Do każdych zawodów sportowiec przygotowuje się indywidualnie. Kalendarze są różne. W mojej karierze zawsze miałem zawodników przygotowanych na najważniejszą imprezę na rekordy życiowe. Od tego jest trener i jego sztab, by poprowadzić zawodnika do zawodów głównych. Ale żeby to zrobić, to celem muszą być zawody główne, a nie robienie pieniędzy na mityngach. Mityngi oczywiście są ważne, ale ich powinna być ściśle określona liczba. Kalendarz jest nabity na jesień i tu jest mądrość trenera i zawodnika. Jeśli pójdą w pieniądze, to nie przygotują się na imprezę docelową, bo "wypstrykają się" wcześniej. Ale to jest tylko mądrość trenera i przestrzeganie zasad teorii sportu.

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

Mija 55 lat od premiery "Salta". "Rzadki przypadek filmu, który wyprzedza swój czas"(video)

"Dzisiaj z dystansu myślę, że "Salto" to jest arcydzieło. Rzadki przypadek filmu, który wyprzedza swój czas" – ocenia krytyk i członek Europejskiej Akademii Filmowej prof. Tadeusz Lubelski. Mija 55 lat od premiery filmu Tadeusza Konwickiego.

Konwicki, urodzony 22 czerwca 1926 roku w obecnym Wilnie, zaczynał od literatury. Debiutował w 1950 roku powieścią "Przy budowie". Nim zrealizował swój pierwszy samodzielny film ("Ostatni dzień lata" - 1958), zdążył już napisać m.in. powieści "Władza" (1955), "Rojsty" (1956), "Z oblężonego miasta" (1955), scenariusze filmów "Kariera" (1954) i "Zimowy zmierzch" (1956).

"Salto" był jego trzecim filmem. Wcześniej Konwicki zrealizował wspominany wyżej "Ostatni dzień lata", o którym Maria Dąbrowska napisała w swoim dzienniku: Film jest wydarzeniem w skali światowej (...). Jednodniowy romans, wątły dialog - a tyle w nim powiedziane! W życiu mi się żaden film tak nie podobał, jak ten. Konwicki tym filmem wyprzedził zapoczątkowaną kilka lat później francuską Nową Falę. Według C. A. Milvertona z amerykańskiego pisma "Film Quarterly" film "wcale nie jest arcydziełem, ale jest najwybitniejszym filmem fabularnym polskiej szkoły filmowej, który ukazał się w tym kraju (Stanach Zjednoczonych)".

Warto też wspomnieć, że na film przeznaczono zaledwie 10 tys. zł - W ten sposób "Ostatni dzień lata" stał się najtańszym filmem fabularnym w historii polskiego kina i trudno sobie wyobrazić, żeby ktoś zdołał w przyszłości pobić jego rekord - napisał Lubelski w "Historii kina polskiego". W rolach głównych wystąpili Jan Machulski (On) i Irena Laskowska (Ona). Podczas pobytu nad morzem, w ostatni dzień lata młody mężczyzna poznaje dojrzałą kobietę. Samotni, naznaczeni piętnem wojny i osobistymi dramatami, nie potrafią nawiązać relacji. Obraz otrzymał główną nagrodę w dziedzinie filmów eksperymentalnych na festiwalu w Wenecji w 1958 r., ponadto w tym samym roku wyróżniono go nagrodą główną na EXPO w Brukseli i I nagrodą na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Londynie.

Kolejnym filmem Konwickiego były zrealizowane w 1961 roku "Zaduszki". Akcja filmu dzieje się w małym miasteczku, gdzie Michał i Wala spędzają weekend w hotelu. W rolach głównych wystąpili Edmund Fetting i Ewa Krzyżewska. Jest to opowiedziana na nowo historia z poprzedniego filmu reżysera. Zdaniem Lubelskiego "Świat głównych postaci "Ostatniego dnia lata" opierał się na ostrzu noża; wybór oznaczał dla nich: wszystko albo nic. Tamten film był świadectwem determinacji. "Zaduszki" zgodnie z symboliką tytułu, są świadectwem łagodnego smutku. Bohaterowie rozumieją już, że nie sposób zaczynać wszystkiego od nowa. Toteż "Ostatni dzień lata" kończy się tragicznym rozstaniem, "Zaduszki" - melancholijnym pojednaniem.

Konwicki w wywiadzie dla "Filmu" udzielonemu Krystynie Grabień w 1962 roku, powiedział: Moim zamiarem było zrealizowanie filmu psychologicznego, w którym sztafaż nie odgrywa szczególnej roli. (...).Wybrałem celowo drastyczną dwuznaczność eskapady miłosnej, aby kontrastowała ona dramatyczniej z podtekstem gry psychologicznej bohaterów.

"Salto" - "dzieło, którego potrzebowała nasza kinematografia"

Cztery lata później powstaje "Salto" - kolejny psychologiczny obraz pisarza-reżysera, który sam podkreślał jednak, że jego intencją było nakręcenie filmu literackiego: Po prostu są filmy muzyczne, są takie, w których przewagę ma obraz, są i filmy, w których przewagę ma literatura, i nic w tym właściwie nie ma dziwnego. Np. w moim filmie "Ostatni dzień lata" przewagę miał obraz, w "Zaduszkach" elementy natury filmowej i literackiej były mniej więcej na równych prawach, natomiast w "Salcie" literatura faktycznie ma przewagę. Ostatni dzień lata" był taką cenzurą w moim życiu, która zresztą przypadła na okres zmiany w życiu całego społeczeństwa. Zacząłem z innej beczki. Furii dodawała mi także chęć zaatakowania tego szalenie skonwencjonalizowanego ładu, jakim była ówczesna sztuka filmowa i którym pysznili się filmowcy - tak o "Salcie" mówił sam Konwicki.

Z powodów politycznych (Konwicki nie chciał podpisać kontrlistu do tzw. Listu 34) zdjęcia, które miały ruszyć latem, zaczęły się dopiero jesienią. Z tego powodu ekipa musiała stawić czoła nietypowym wyzwaniom, jak zamarznięte silniki samochodów czy wieszanie setek jabłek na przywiędłych jabłoniach w celu upozorowania lata. Czułem, że to jest ważny film. Ale wówczas jeszcze go nie doceniłem. Nie zorientowałem się, jak ważny. To dla kina rzadki przypadek, kiedy film właściwie rośnie z latami. Nie tylko dlatego, że się nie starzeje, ale wydaje się coraz ważniejszym, piękniejszym i mądrzejszym, mimo iż obecnie może wydawać się w swojej poetyce nieco anachroniczny, ale to wspaniały, bardzo mądry i ogromnie przewidujący film - wspomina w rozmowie z PAP Lubelski. Dzisiaj z dystansu myślę, że to jest arcydzieło. Rzadki przypadek filmu, który wyprzedza swój czas - konkluduje krytyk.

Akcja dzieje się w prowincjonalnym miasteczku na Ziemiach Odzyskanych, podobnym do opisanego wcześniej przez Konwickiego w powieści "Sennik współczesny" (1963). Oba dzieła łączy konwencja pogranicza jawy i snu. Pewnego dnia w miasteczku pojawia się tajemniczy mężczyzna, który jednym przedstawia się jako Kowalski, innym zaś jako Malinowski. Zdumionym mieszkańcom opowiada różne wersje swej biografii. Według jednej walczył na wojnie, innej zaś, ukrywa się i grozi mu niebezpieczeństwo. Fałszywa legenda burzy senne jak dotąd życie miasteczka. Osobliwy przybysz, zarazem prorok i oszust, obejmuje "rząd dusz" nad mieszkańcami.

W roli głównej oglądamy Zbigniewa Cybulskiego, w pozostałych zaś Gustawa Holoubka (Gospodarz), Wojciecha Siemiona (Artysta), Igę Cembrzyńską (Żona Kowalskiego), Zdzisława Maklakiewicza (Rotmistrz), Martę Lipińską (Helena), Andrzeja Łapickiego (Pijak Pietuch) i Włodzimierza Boruńskiego (Blumenfeld). Autorem muzyki jest Wojciech Kilar.

Temat relacji polsko-żydowskich na pozór pokazany jest tylko za pomocą postaci Blumenfelda, jednak uważniejszy widz dostrzeże, iż akcja dzieje się w starej bożnicy. Film ten zderza widzów z problemem wyparcia tej tematyki - zauważa Lubelski. Trzy lata później nastał w Polsce czas Marca'68 - okres wzmożonego antysemityzmu, wskutek którego wielu obywateli polskich żydowskiego pochodzenia musiało opuścić kraj. Ten film przewiduje to, co się stanie za trzy lata - dodaje krytyk.

Ciekawa jest historia angażu do "Salta" Zbigniewa Cybulskiego: Po raz pierwszy zetknąłem się z nim przy okazji "Do widzenia, do jutra" (pełniłem funkcję kierownika literackiego zespołu). Pokłóciliśmy się. Od tego czasu nie lubiłem go i on darzył mnie podobnym uczuciem. Jego aktorstwo budziło sprzeciw, uważałem je za rodzaj maniery, spekulacji artystycznej - zdradził reżyser, dodając, że "stopniowo jednak owa wrogość ustąpiła miejsca życzliwszym uczuciom, (...), uświadomiłem sobie, że to co poczytywałem za manierę, jest wynikiem naturalnych dyspozycji, że nie jest to aktor jednej roli, umiejący grać jedynie amantów w dżinsach i battledressie. Ta obopólna, z wolna wygasająca niechęć znalazła osobliwy epilog: napisałem specjalnie dla niego scenariusz "Salta".

Cybulski w tym filmie jest konglomeratem polskich losów. Jest w nim niemal wszystko - ukrywający się przed władzą dawny akowiec, czyli rodzaj żołnierza wyklętego, ale jest też Żyd. On przecież pyta Martę Lipińską "gdzie oni leżą" - powiedział Lubelski.

"Salto" odzwierciedla myśl reżyserską Konwickiego, którą wyłożył w rozmowie z Lubelskim dla magazynu "Kino" w 1981 roku, mówiąc "w swoich książkach i czy filmach wybierałem zawsze takie wyjątkowe momenty tej społeczności, którą opisywałem - momenty magiczne, inne, odświętne. W "Senniku współczesnym" ludzie czekają na koniec świata, we "Wniebowstąpieniu" wyjątkowość nocy dożynkowej podparta jest międzynarodowym konfliktem, który może lada chwila wybuchnąć. Konwicki kończy swój wywód słowami: Po prostu lubię - to dla mnie czysto techniczne pisarskie udogodnienie - kiedy powieść czy film dzieje się w czasie odrobinę niezwykłym, w czasie, który ma pewną magię i tej magii udziela bohaterom.

Krytycy podeszli do "Salta" odmiennie. Rafał Marszałek pisał: Jak przeszłość ukształtowała psychikę jednostki? "Ostatni dzień lata" i "Zaduszki" były jednoznacznie pesymistyczną odpowiedzią na to pytanie. Wojenne kompleksy i obsesje jawiły się tam jako siła fatalna: paraliżująca dzisiejsze działanie, uniemożliwiająca teraźniejszy spokój. "Salto" jest tamtych filmów pastiszem. Dalej krytyk podkreśla, że "Konwicki rozwinął myśl, której refleksy kryły się w utworach Munka: przeszłość jest w tym samym stopniu źródłem zahamowań i nieprzystosowania, co czynnikiem mitotwórczym. (...) Któryś z bohaterów "Sennika współczesnego" prorokuje: Zostanie po nas legenda, pamięć, moc, której użyją żywi". "Salto" właśnie pokazuje, jak owa legenda wciela się w życie. Jeśliby tylko Konwicki nie był tak przywiązany do heroicznych kompleksów, jego film łatwo stałby się pamfletem na narodową martyrologię. Ale "Salto" obrachowuje się mitotwórstwem w konwencji komediodramatu. Na koniec swojej recenzji Marszałek podkreśla jednak: "Uważam "Salto" za ambitnie i mądrze pomyślaną kontynuację filmów "szkoły polskiej", za dzieło, którego potrzebowała nasza kinematografia.

Natomiast Janusz Gazda pisał dla "Ekranu", iż "wartość "Salta" kryje się raczej w jego charakterze przypisu do własnej twórczości Konwickiego pisarza. Może kiedyś przypis ten zainteresuje historyka literatury. Dziś jest on bardziej seansem literackiej kawiarni, w której dużo się mówi, opowiada dowcipy o dobrym człowieku, który "marzy o podłożeniu świni", opowiada o okularach Cybulskiego, przeżywa się uniesienia i tęsknoty. "Salto" jest bardziej dialogiem kawiarnianym niż filmem".

Zdaniem Lubelskiego natomiast "tematem "Salta" jest pytanie o racje i rezultaty takiej ingerencji. Postać Kowalskiego jest parabolą artysty, który - jak w "Senniku..." - wędruje w wyobraźni do swojej doliny. Postaci mieszkańców miasteczka to jego odbiorcy, ci, którzy wraz z nim w jego dolinie przebywają, na których oddziałuje swoją twórczością. Funkcje, jakie pełni w miasteczku Kowalski - są parabolą funkcji, jakie twórca spełnia wobec swoich odbiorców". Zdaniem piszącego dla "Kina" Witolda Woroszylskiego Można potraktować nowy film Konwickiego jako namiętną rozprawę z przeszłością; może nie tyle z konkretną jakąś przeszłością, dającą się odnieść do historii narodowej etc. (...); i oto "Salto" przeistacza się w seans psychoanalityczny, mający wyzwolić dzień dzisiejszy z wczorajszych kompleksów.

5 maja 1972 roku premierę miał czwarty film Konwickiego "Jak daleko stąd, jak blisko" z Andrzejem Łapickim, Gustawem Holoubkiem i Mają Komorowską w rolach głównych. Konwicki sam określił go jako "autobiograficzny esej filmowy". Czterdziestoletni Andrzej (Łapicki) odbywa symboliczną podróż w swoją przeszłość.

1982 rok to ekranizacja poetyckiej powieści Czesława Miłosza z 1955 roku "Dolina Issy". Widać w nim zwrot ku litewskości, która jest dla pisarza-reżysera mitem. Już sam fakt sięgnięcia po twórczość Miłosza, swojego krajana, jest symptomatyczny. W rozmowie z Konradem Eberhardtem dla "Kina" Konwicki wspomniał: "Sam jestem produktem jakiegoś takiego misz-maszu wschodniej Polski, sam nie wiem, ile we mnie jest krwi litewskiej, białoruskiej czy polskiej. Jest to pasjonujące, dla mnie nawet pewien powód do dumy, że jesteśmy takim właśnie, a nie innym społeczeństwem".

Akcja filmu toczy się w XX-wiecznej Litwie. Owa Litwa jest tu słowem kluczem: Ja chcę, żeby było dobrze... Nie czuję się związany z żadnym obozem ideologicznym ani literackim. Jestem związany tylko z małym regionem na północny-wschód od Wilna, z którego zaczerpnąłem jakieś soki, ale jeszcze nie wiem do końca, czym były one zatrute - w taki sposób scharakteryzował reżyser siebie i swoją twórczość w rozmowie z Elżbietą Sawicką dla czasopisma "Odra" w 1988 roku.

Po tak rozumianą litewskość Konwicki sięga również swoim ostatnim filmie, zrealizowanej w 1989 roku - "Lawie. Opowieści o "Dziadach" Adama Mickiewicza". Tytuł jest nawiązaniem do III części "Dziadów" Mickiewicza - Nasz naród jak lawa, z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa, lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi; plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi. W roli Gustawa-Konrada pojawia się dwóch aktorów - Artur Żmijewski i Gustaw Holoubek. Epizod w filmie zagrał również Konwicki - jako on sam. Wiersz - w wykonaniu moich aktorów - stanowi chyba podstawową wartość "Dziadów", poza znaczeniem tekstu i jego pierwiastkami racjonalnymi. Dopiero w trakcie realizacji zobaczyłem, że robię rzecz skazaną z góry na ograniczony odbiór. Oczywiście, to nigdy by mnie nie powstrzymało przed realizacją. Czułem wewnętrzny przymus, żeby to robić i pożegnać się w ten sposób z kinem - mówił wówczas Konwicki.

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

"""Wyjście stąd prowadzi tylko przez komin krematorium". 80. rocznica pierwszego transportu Polaków do Auschwitz"

80 lat temu, 14 czerwca 1940 r., Niemcy przeprowadzili pierwszą deportację Polaków do obozu Auschwitz. Z więzienia w Tarnowie przywieźli 728 mężczyzn. Polacy stali się pierwszymi więźniami Auschwitz, gdyż to dla nich Niemcy utworzyli obóz.

14 czerwca obchodzony jest w Polsce jako Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Niemieckich Nazistowskich Obozów Koncentracyjnych i Obozów Zagłady.

Narastał ruch oporu, a niemieckie więzienia były przepełnione

Z pomysłem stworzenia obozu koncentracyjnego na peryferiach Oświęcimia, miasta na pograniczu Śląska i Małopolski, którego nazwę Niemcy zmienili na Auschwitz, wystąpił pod koniec 1939 r. inspektor policji bezpieczeństwa i służby bezpieczeństwa z Wrocławia oberfuehrer SS Arpad Wigand. Okupantów niepokoiły mnożące się raporty o przepełnieniu więzień na Górnym Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim. Narastał ruch oporu, który można było ugasić jedynie przez masowe aresztowania.

Wigand zwracał uwagę, że więźniów w Auschwitz można osadzić niemal natychmiast w koszarach po polskiej armii. Teren umożliwiał w przyszłości ewentualną rozbudowę obozu i odizolowanie go od świata zewnętrznego. Esesman wskazywał dogodne połączenie kolejowe. Nieopodal biegła linia łącząca miejscowość ze Śląskiem i Generalnym Gubernatorstwem. Rozkaz założenia obozu wydał 27 kwietnia 1940 r. zwierzchnik SS Heinrich Himmler. Organizacją zajął się Rudolf Hoess, późniejszy jego pierwszy komendant.

Pierwszy transport to było 728 polskich więźniów politycznych

Za datę uruchomienia obozu uważa się 14 czerwca 1940 r. Tego dnia do KL Auschwitz z więzienia w Tarnowie dotarł pierwszy transport 728 polskich więźniów politycznych, skierowanych tu przez dowódcę policji bezpieczeństwa i służby bezpieczeństwa w Krakowie. Wśród deportowanych byli żołnierze Kampanii Wrześniowej, którzy usiłowali przedrzeć się na Węgry, członkowie podziemnych organizacji niepodległościowych, gimnazjaliści i studenci, a także kilku polskich Żydów. Pociąg składał się z wagonów osobowych drugiej klasy.

"Tu jest Konzentrationslager Auschwitz"

Bogumił Antoniewicz, jeden z więźniów deportowanych 14 czerwca, wspominał po wojnie, że większość wśród nich stanowili ludzie młodzi. Najstarsi liczyli ok. 50 lat. Byli wśród nich m.in. gimnazjaliści, żołnierze, robotnicy i inteligenci. Była niewielka grupa polskich Żydów. Zbigniew Damasiewicz zapamiętał z kolei, że wśród pierwszych więźniów byli zakonnicy, księża.

Pociąg z wiezionymi do obozu Polakami po drodze zatrzymał się w Krakowie. Ten moment miał symboliczne znaczenie. Deportowani usłyszeli wówczas o upadku Paryża. Jerzy Bielecki wspominał: Szczególnie utkwił mi w pamięci moment, gdy transport wjechał na dworzec w Krakowie. Wówczas z megafonów popłynął komunikat: Paryż upadł! Czuliśmy się okropnie. To straszliwe wspomnienia. Niemcy wiwatowali.

Moment przyjazdu do Auschwitz i pierwsze słowa kierownika obozu Karla Fritzscha cytował m.in. Kazimierz Albin. Fritzsch powiedział: "Tu jest Konzentrationslager Auschwitz". Tłumaczył Baltaziński.

Po przybyciu do Auschwitz więźniowie otrzymali numery od 31 do 758 i zostali umieszczeni w budynkach dawnego Polskiego Monopolu Tytoniowego, nieopodal terenu dzisiejszego Muzeum Auschwitz. Obóz nie był jeszcze gotowy na ich przyjęcie. Najniższy numer - 31, otrzymał Stanisław Ryniak. Wielokrotnie zastanawiałem się nad tym, jak to się stało, że otrzymałem numer 31 - pierwszy numer więźnia politycznego Polaka. Wiadomo, iż numerami 1-30 oznaczeni zostali więźniowie kryminalni Niemcy. Być może nazwisko moje figurowało jako pierwsze na liście transportowej, a może był to po prostu przypadek - mówił po wojnie.

Z 728 więźniów deportowanych 14 czerwca wojnę przeżyło 325. Zginęło 292. Los 111 osób jest nieznany. 80. rocznicy nie doczekał już żaden z nich. Ostatni - Kazimierz Albin - zmarł w lipcu 2019 r.
Do obozu trafiali przedstawiciele elit


W pierwszym okresie Polacy dominowali liczebnie wśród więźniów.
 Począwszy od połowy 1942 r., ich liczba zrównała się z Żydami. Wskutek rosnącej liczby transportów z okupowanej Europy liczba Żydów sukcesywnie rosła. Od 1943 r. stanowili oni już większość więźniów.

Do obozu trafiali przedstawiciele polskiej elity: ludzie nauki, kultury, sztuki, politycy, duchowieństwo, lekarze i nauczyciele, prawnicy, inżynierowie i oficerowie, a także osoby schwytane podczas ulicznych łapanek. Do Auschwitz Niemcy deportowali wysiedlaną ludność Zamojszczyzny. Podczas Powstania Warszawskiego docierały tu transporty z mieszkańcami stolicy.

Wśród polskich ofiar obozu byli oświęcimianie. Wielu z nich pomagało więźniom. Obóz był też miejscem, w którym Niemcy wykonywali wyroki śmierci sądu doraźnego katowickiego gestapo.

Do Auschwitz trafiło do niego co najmniej 1,3 mln osób

Ogółem do Auschwitz Niemcy przywieźli ok. 150 tys. Polaków. Blisko połowa nie przeżyła.

Auschwitz wraz z Birkenau i siecią podobozów stał się największym niemieckim obozem. Trafiło do niego co najmniej 1,3 mln osób.

Kompleks stał się symbolem zagłady Żydów. Śmierć poniosło w nim co najmniej 1,1 mln ludzi, głównie Żydów. Oprócz Polaków ginęli tu także Romowie, jeńcy sowieccy i więźniowie innych narodowości.

zrodlo:https://www.rmf24.pl/;miziaforum.com

"Świat przyłącza się do protestów w USA, ale przywódcy powstrzymują się przed Trumpem"

BERLIN (AP) - Ludzie wyszli na ulice Berlina, Londynu, Paryża i innych miast na całym świecie, aby poprzeć protestujących w sprawie Black Lives Matter w Stanach Zjednoczonych i wyrazić gniew na reakcję prezydenta Donalda Trumpa na zabójstwo policji przez policję George Floyd w Minnesocie.

Ale na szczycie przywódcy tradycyjnych sojuszników Stanów Zjednoczonych starali się uniknąć bezpośredniej krytyki Trumpa, idąc cienką linią, aby pogodzić międzynarodową dyplomację z oburzeniem wewnętrznym.

Premier Kanady Justin Trudeau pozwolił, aby cisza mówiła sama za siebie, gdy została poproszona o wypowiedzenie się na temat decyzji o przymusowym usunięciu pokojowych protestujących przed Białym Domem, aby zrobić miejsce na sesję zdjęciową Trumpa w pobliskim kościele, stojąc w zamyśleniu przy mównicy, najwyraźniej zastanawiając się nad odpowiedzią za ponad 20 sekund przed odpowiedzią, że Kanada również cierpi z powodu „dyskryminacji systemowej” - nigdy nie wspominając o amerykańskim prezydentu.

„Musimy być sojusznikami w walce z dyskryminacją, musimy słuchać, musimy się uczyć i musimy ciężko pracować, aby to naprawić, aby dowiedzieć się, w jaki sposób możemy być częścią rozwiązania problemu” - powiedział.

Niemiecka kanclerz Angela Merkel uniknęła pytań z publicznej telewizji ZDF na temat Trumpa w zeszłym tygodniu, mówiąc, że zabicie Floyda było „naprawdę, naprawdę straszne. Rasizm jest czymś strasznym, a społeczeństwo w Stanach Zjednoczonych jest bardzo spolaryzowane. ”

Naciskana przyznała, że ​​„styl polityczny Trumpa jest bardzo kontrowersyjny”, ale nie poszedłaby dalej, gdy zapytano go, czy ma do niego zaufanie.

Pracuje kombinacja czynników, w tym uprzejmość dyplomatyczna, ale także pragmatyzm oparty na możliwości ponownego wyboru Trumpa na kolejne cztery lata w listopadzie, powiedział Sudha David-Wilp, zastępca dyrektora berlińskiego biura think tanku German Marshall Fund.

„Nie byłoby właściwe, aby jego rówieśnicy krytykowali, zwłaszcza gdy jest bardzo oczywiste, że obawiają się, że Stany Zjednoczone przeżywają niezwykle trudny okres - masz potrójną falę kryzysu gospodarczego, kryzysu zdrowotnego, a teraz Oczywiście niepokoje społeczne z powodu rasizmu - powiedziała.

Powiedziała jednak, że jest to trudne dla liderów takich jak Trudeau i Merkel, którzy „są postrzegani jako obrońcy liberalnej demokracji, a prezydent Trump deptał wiele wartości leżących u podstaw demokracji liberalnej, takich jak ochrona mniejszości, takich jak wolność zgromadzeń. , na przykład wolność prasy. ”

Gimnastyka ustna Merkel mogła być przewidywana - przez ponad 14 lat jako kanclerz omijała krytykę światowych przywódców sojuszniczych - ale nawet liderzy, którzy zazwyczaj popierają Trumpa, jak węgierski Viktor Orban lub izraelski Benjamin Netanjahu, milczeli w tej sprawie.

Premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson, który starał się pielęgnować bliskie relacje z Trumpem, nazwał śmierć Floyda „przerażającym” i powiedział, że ludzie mają „prawo do protestu, aby wyrazić swoje uczucia na temat niesprawiedliwości, takiej jak to, co stało się z George Floydem”, ale wezwał do pokojowych demonstracji .

W Wielkiej Brytanii kilka protestów przybrało na sile, a demonstranci w miniony weekend w Bristolu obalili pomnik XVII-wiecznego handlarza niewolników. Namalowali także kultowy posąg byłego premiera Winstona Churchilla w Londynie, nazywając go „rasistą”.

Poproszony w środę w parlamencie o podanie dobrych cech Trumpa, Johnson trzymał się ogólników.

"Pan. Trump, między innymi jest prezydentem Stanów Zjednoczonych, który jest dziś naszym najważniejszym sojusznikiem na świecie - powiedział Johnson. „Cokolwiek ludzie mogą o tym powiedzieć, cokolwiek lewicy mogą o tym powiedzieć, Stany Zjednoczone to bastion pokoju i wolności, który istniał przez większość mojego życia”.

Francuski Emmanuel Macron, który w przeszłości starał się nie krytykować Trumpa konkretnie, ale głośno wypowiadał się przeciwko polityce, takiej jak taryfy za wino wprowadzone przez administrację, nie pojawił się publicznie od czasu zabicia Floyda 25 maja.

Floyd zmarł po tym, jak biały policjant z Minneapolis przycisnął kolano do szyi przez kilka minut, nawet po tym, jak przestał odpowiadać. Trzy dni później inny czarny mężczyzna wił się na ulicy w Paryżu, gdy biały policjant przycisnął kolano do szyi podczas aresztowania.

W ciągu ostatniego tygodnia Francja miała kilka protestów, z rosnącą presją na rząd, by zajął się oskarżeniami o brutalność i rasizm w policji.

Biuro Macrona powiedział, że prezydent ściśle monitoruje wydarzenia we Francji i Stanach Zjednoczonych, ale „nie chciał w tej chwili zabrać głosu”. Oczekuje się, że wystąpi w niedzielę narodową, ale jego biuro nie podało dalszych szczegółów.

Kilku przywódców wypowiedziało się mocniej, na przykład premier Hiszpanii Pedro Sanchez, który skrytykował reakcję na protesty w USA jako „autorytarną”, gdy w zeszłym tygodniu nacisnięto w parlamencie za wyraźną reakcję na zabójstwo Floyda.

„Podzielam solidarność z demonstracjami, które mają miejsce"

zrodlo:miziaforum.com

"Protestujący zwracają uwagę na śmierć dwóch kolejnych czarnych mężczyzn"(video)

Protestujący przeciwko rasizmowi w sobotę starali się zwrócić uwagę na śmierć dwóch kolejnych czarnych mężczyzn - jednego znalezionego zwisającego z drzewa w Kalifornii i drugiego śmiertelnie zastrzelonego przez policję przed restauracją w Atlancie. Szef policji w Atlancie zrezygnował kilka godzin później.

Tymczasem w Europie skrajnie prawicowi aktywiści walczyli z policją w Londynie i Paryżu, gdy więcej demonstracji Black Lives Matter miało miejsce prawie trzy tygodnie po śmierci George'a Floyda, innego czarnego mężczyzny z rąk białego policjanta z Minneapolis, który przycisnął kolano do szyi .

Policja w Atlancie została wezwana pod koniec piątku o mężczyźnie spającym w samochodzie blokującym przejazd restauracji Wendy. Biuro śledcze Georgii badało doniesienia, że ​​27-letni Rayshard Brooks nie przeszedł testu trzeźwości i został postrzelony w walce o policyjny Taser.

W sobotni wieczór Keisha Lance Bottoms, burmistrz Atlanty, ogłosiła, że ​​przyjęła rezygnację szefa policji Eriki Shields. Ogłoszenie pojawiło się, gdy około 150 demonstrantów maszerowało przed restauracją, która później została podpalona. Burmistrz wezwał również do natychmiastowego zwolnienia oficera, który otworzył ogień do Brooksa.

Miniatura wideo na YouTube
„Nie sądzę, aby było to uzasadnione użycie śmiertelnej siły” - powiedział Bottoms.

Powiedziała, że ​​decyzja Shields o odejściu na bok i pozostanie z miastem w nieokreślonej roli.

Stacey Abrams, gruziński demokrata, który zyskał na znaczeniu w kraju, ubiegając się o gubernatora w 2018 r., Napisał na Twitterze, że „spanie w przejeździe nie może zakończyć się śmiercią”.

W Palmdale w Kalifornii setki ludzi maszerowały, aby domagać się śledztwa w sprawie śmierci Roberta Fullera, 24, którego znaleziono wiszącego na drzewie wczesną środą w pobliżu ratusza. Protestujący maszerowali od miejsca znalezienia ciała do stacji szeryfa, z wieloma znakami z napisem „Sprawiedliwość dla Roberta Fullera”.

Władze podały, że śmierć wydawała się samobójstwem, ale planowano autopsję. Miasto powiedziało, że nie ma kamer zewnętrznych, które mogłyby zarejestrować to, co się stało.

Śmierć Fullera ujawniła śmierć innego Murzyna wiszącego na drzewie 31 maja w Victorville, pustynnym mieście 45 mil (72 kilometry) na wschód od Palmdale. Rzeczniczka szeryfa, Jodi Miller, powiedziała Victor Valley News, że w przypadku śmierci 38-letniego Malcolma Harscha nie podejrzewano o nieuczciwą grę, ale rodzina mężczyzny powiedziała, że ​​obawiają się, że uniknie się dalszej uwagi.

Protestujący w Nowym Orleanie zniszczyli popiersie właściciela niewolnika, który część swojej fortuny zostawił szkołom w Nowym Orleanie, a następnie zabrał szczątki nad rzekę Missisipi i zrolował ją do brzegów.

Policja nie zidentyfikowała popiersia, ale to był John McDonogh. Burmistrz LaToya Cantrell powiedział w tweecie, że miasto „odrzuca wandalizm i zniszczenie mienia miasta. To niezgodne z prawem. ”

Członkowie drużyny futbolowej Uniwersytetu Clemson poprowadzili setki demonstrantów na kampusie szkoły w Południowej Karolinie. Marsz nastąpił dzień po tym, jak powiernicy Clemson zagłosowali za zmianą nazwy uczelni honorowej, usuwając z programu nazwisko byłego wiceprezydenta i zwolennika niewolnictwa Johna C. Calhouna.

Europejscy protestujący starali się okazać solidarność ze swoimi amerykańskimi odpowiednikami i przeciwstawić się stronniczości we własnych krajach. Demonstracje stanowiły także wyzwanie dla polityk mających na celu ograniczenie tłumów, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się koronawirusa.

W Paryżu policja powstrzymała protestujących przed konfrontacją skrajnie prawicowych działaczy, którzy rozwinęli wielki sztandar z budynku potępiającego „anty-biały rasizm”. Sztandar został częściowo rozebrany przez mieszkańców budynku, a ten podniósł pięść zwycięstwa.

Grupa Black Lives Matter w Londynie odwołała demonstrację, mówiąc, że obecność kontr-protestujących może uczynić ją niebezpieczną. Prawicowi działacze i fani piłki nożnej zeszli do stolicy Wielkiej Brytanii, mówiąc, że chcą strzec zabytków, które były celem protestujących przeciwko rasizmowi.

Wielu zgromadziło się wokół pomnika premiera Wojny Wojny Winstona Churchilla i pomnika wojennego Cenotaph, które zabito w piątek, aby chronić ich przed wandalizmem. Urzędnicy obawiali się skrajnie prawicowych działaczy, którzy pod płaszczykiem ochrony posągów będą starali się konfrontować z protestującymi przeciwko rasizmowi.


Statua Churchilla została obrzucona słowami „był rasistą”. Premier Boris Johnson nazwał Churchilla bohaterem, ale przyznał, że „czasami wyrażał opinie, które były i są dla nas dzisiaj nie do przyjęcia”.

Niektórzy aktywiści rzucali butelkami i puszkami w oficerów, podczas gdy inni próbowali przedrzeć się przez policyjne bariery. Przeważnie biały tłum intonował „Anglię” i śpiewał hymn narodowy, podczas gdy oddziały prewencyjne na koniach odpychały ich.

W rajdzie w Paryżu wzięło udział 15 000 osób, poprowadzonych przez zwolenników Adamy Traore, francuskiego czarnego mężczyzny, który zmarł w areszcie policyjnym w 2016 r. Nikt nie został oskarżony o jego śmierć. Policja wystrzeliła gaz łzawiący i uniemożliwiła marsz.

Ogromny portret przedstawiał jedną twarz ze zdjęciami Floyda i Traore'a. Ba

zrodlo:miziaforum.com

"Premier państwa UE oskarża Zełenskiego o próbę przekupstwa Premier Słowacji Robert Fico powiedział, że „nigdy” nie przyjmie pieniędzy z Kijowa"

  Ukraiński przywódca Władimir Zełenski rozmawia z mediami pod koniec szczytu UE w Brukseli. © Getty Images / Thierry Monasse Słowacki pre...