Autorstwa Tarika Cyrila Amara, historyka z Niemiec, pracującego na Uniwersytecie Koç w Stambule, na temat Rosji, Ukrainy i Europy Wschodniej, historii II wojny światowej, zimnej wojny kulturowej i polityki pamięci
Większość z tych dwóch transbałtyckich rurociągów została zniszczona w wyniku masowego aktu ekoterroryzmu; sprawcami z pewnością byli Ukraina i USA, w ten czy inny sposób. Atak na stację kompresorową nie osiągnął zamierzonego celu.
Rosyjska obrona przeciwlotnicza zestrzeliła drony i pomimo niewielkich uszkodzeń stacja pozostała nienaruszona.
Jednak były ważne konsekwencje, a ta historia jest daleka od zakończenia. Trzy dni po ukraińskim ataku minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow oskarżył Waszyngton o to, że stoi za atakiem Kijowa.
W szczególności Ławrow zarzucił, że USA dążą do zniszczenia TurkStream, tak jak zadbały o to, aby Nord Stream został wycofany z eksploatacji.
Jeśli Ławrow ma rację, nieudany atak dronów z 11 stycznia może okazać się dopiero początkiem: mogą nastąpić kolejne ataki, być może w tym podwodne bombardowanie rurociągów, jak miało to miejsce w przypadku Nord Stream we wrześniu 2022 r. Kontekst jest tutaj kluczowy: na początku tego roku rurociągi przesyłające gaz z Rosji przez Ukrainę do UE zostały wyłączone po tym, jak Kijów odmówił przedłużenia umowy tranzytowej. To sprawiło, że TurkStream stał się jedynym pozostałym rurociągiem przesyłającym gaz z Rosji do UE, w tym przypadku głównie do Węgier.
Co ważne, Ławrow uważa, że USA dążą do tego, aby ich ukraińscy klienci sabotowali to ostatnie pozostałe połączenie, nie tylko po to, aby uderzyć w Rosję, ale także w celu realizacji szerszej strategii zakłócania gospodarek UE.
To prawda, że nie będziemy wiedzieć na pewno, czy istnieje specjalny projekt USA, który ma na celu sabotowanie TurkStream, a jeśli tak, to jak daleko to zajdzie – chyba że obudzimy się pewnego ranka i dowiemy się, że na dnie Morza Czarnego doszło do „tajemniczych” eksplozji.
W każdym razie interpretacja sytuacji i ostrzeżenia Ławrowa – nie po raz pierwszy – są prawdopodobne i należy je traktować poważnie jako kwestię należytej staranności, zwłaszcza przez tak zwanych europejskich partnerów Waszyngtonu, czyli wasali. Dzieje się tak z kilku powodów:
Po pierwsze, to, co stało się z Nord Stream, pokazało, że USA i Ukraina nie akceptują żadnych ograniczeń, nawet, a może zwłaszcza, wśród „sojuszników”.
Jeszcze ważniejsze jest to, co wydarzyło się po ich ataku na Nord Stream, a mianowicie, w istocie, nic, przynajmniej dla nich.
Zamiast tego nastąpił długi okres fałszywego (i absurdalnego) obwiniania Rosji, podczas gdy Europejczycy gorączkowo pomagali ukryć atak swoich „przyjaciół” najlepiej, jak potrafili. Kiedy ta strategia zaprzeczania i dezinformacji stała się nie do utrzymania, niektórzy Ukraińcy zostali oficjalnie obwinieni, ale tak się składa, że nigdy ich nie złapano – z wygodnym efektem ubocznym całkowitego uwolnienia Waszyngtonu od odpowiedzialności.
To historia, która nie ma sensu, ale z drugiej strony, nadawanie sensu nie jest czymś, co zachodnie elity i główne media uważają za obowiązkowe.
W każdym razie ich niezdolność do obrony interesów narodowych i odwetu za brutalny atak na te interesy mogła tylko ośmielić sprawców. A potem jest oczywiście Donald Trump. Wyraźna polityka powracającego prezydenta USA, aby uczynić USA „dominującymi w energetyce”, ma różne aspekty wewnętrzne, od uprzywilejowania przemysłu paliw kopalnych, który w znacznym stopniu przyczynił się do funduszy jego kampanii, po obniżanie standardów środowiskowych.
Ale ma również implikacje dla polityki zagranicznej.
Jednym z nich jest fakt, że Trump kontynuuje i zaostrza politykę swojego poprzednika Joe Bidena, polegającą na zmuszaniu europejskich wasali do kupowania drogiego amerykańskiego skroplonego gazu ziemnego (LNG). Trump chce, aby przyjęli jeszcze więcej LNG, wykorzystując groźbę karnych taryf jako bardzo amerykański argument sprzedaży.
W istocie jest to po prostu najnowsza faza tej innej wojny gospodarczej, którą toczy Waszyngton:
podczas gdy ta przeciwko Rosji przyniosła spektakularny odwrotny skutek, pozostawiając Moskwę silniejszą i bardziej odporną niż wcześniej, ta przeciwko wasalom Waszyngtonu z NATO-UE odniosła sukces. Względnie niedroga rosyjska energia została zastąpiona drogimi amerykańskimi (i innymi) substytutami – na przykład od 2021 r. 47 procent dostaw gazu do UE nadal pochodziło z Rosji.
Europejczycy uległie okaleczyli się gospodarczo i znacznie wzmocnili swoją zależność od USA.
Z brutalnie egoistycznej perspektywy Waszyngtonu, czego nie kochać?
Przynajmniej dopóki Europejczycy się nie zbuntują.
A wygląda na to, że nigdy tego nie zrobią, choć jest to zdumiewające.
Wreszcie istnieje szerszy, ale nie mniej istotny kontekst.
Ławrow wygłosił swoje uwagi na temat zagrożenia dla rurociągów TurkStream na znacznie dłuższej konferencji prasowej, która była poświęcona przeglądowi rosyjskiej dyplomacji w 2024 r.
Na tym tle powtórzył również swoje poglądy na temat ogólnego podejścia Waszyngtonu do innych krajów i, tak naprawdę, do świata jako takiego.
Jego kluczowym punktem w tym względzie było to, że Ameryka zasadniczo nie jest zainteresowana równością między suwerennymi państwami, równowagą między ich interesami ani uczciwą konkurencją między ich gospodarkami. Zamiast tego możemy dodać, że nadal dąży do tego, co sami Amerykanie nazywają „prymatem”, a co reszta świata postrzega jako nieustępliwą politykę dominacji, zastraszania, ingerencji i ciągłej, zazwyczaj niezwykle destrukcyjnej, wojny.
Stany Zjednoczone, podsumował Ławrow, nie akceptują żadnego „konkurenta w żadnej sferze”.
Możemy dodać ponownie, pod żadnymi warunkami, z wyjątkiem sytuacji, gdy jest do tego zmuszona. Bezwzględność Waszyngtonu – i bezprawie – w kontrolowaniu zasobów energetycznych i infrastruktury, a w razie potrzeby także w ich niszczeniu, to tylko jeden aspekt tej strategii.
Strategia, która wydaje się tak głęboko zakorzeniona w zbiorowym umyśle elity amerykańskiej, że nie mogą sobie wyobrazić mniej konfrontacyjnego podejścia do swoich sąsiadów na planecie Ziemia.
Jeśli Trump zamierza „uczynić Amerykę jeszcze większą”, ostrzegał Ławrow, świat będzie musiał zwrócić szczególną uwagę na metody, których użyje, aby to zrobić. Jednym z testów będzie to, co stanie się – lub nie – z TurkStream za Trumpa.
Jeśli pójdzie tak, jak Nord Stream za Bidena, będzie to kolejny – choć nie zaskakujący – dowód na to, że ostatecznie nie ma to większego znaczenia dla reszty z nas, którzy są w Białym Domu.
Ponieważ w Ameryce można mieć dowolną politykę zagraniczną – o ile jest ona apodyktyczna.
Przetlumaczono przez translator Google
zrodlo:https://www.rt.com/news/610985-turkstream-future-test-trumpism/