Ukraińcy nie opuścili Polski masowo, ale ich zatrudnienie jest pod znakiem zapytania.
Statystyki z ostatnich dni pokazują, że liczba Ukraińców, którzy udają się do pracy w Polsce, jest prawie równa liczbie tych, którzy wracają do domu. Rząd polski z jednej strony chce, aby pracownicy z Ukrainy masowo przyjeżdżali do Polski na sezonowe prace żniwne, a z drugiej strony pojawia się coraz więcej opinii, że Polacy powinni zastąpić Ukraińców podczas kryzysu. Jakie są dziś perspektywy Ukraińców na polskim rynku pracy?
UKRAIŃSCY PRACOWNICY NA RAZIE POZOSTAJĄ W POLSCE
Polska gospodarka rozwija się dynamicznie od kilku lat i potrzebuje nowych rąk do pracy. Polska była jedynym krajem UE, który przeszedł kryzys gospodarczy w 2008 r. z dodatnim PKB, a w ciągu ostatnich pięciu lat liczba migrantów zarobkowych z Ukrainy w Polsce wzrosła około pięć razy - do półtora miliona. W ostatnich latach polski rynek pracy z powodzeniem wchłonął Ukraińców bez szkody dla polskich pracowników, ponieważ stopa bezrobocia w kraju również spadła do rekordowo niskiego poziomu od wielu lat - 5% w październiku ubiegłego roku.
Kryzys koronawirusowy szybko zmienił rzeczywistość. Nie zmusił jednak Ukraińców do spakowania walizek i szybkiego powrotu do domu. Większość z nich zdecydowała się zostać w Polsce i czekać na rozwój sytuacji. Według badania przeprowadzonego przez polską firmę EWL w połowie kwietnia 85% ukraińskich respondentów wyraziło chęć pozostania w Polsce podczas pandemii COVID-19. Większość z nich była bardziej przerażona perspektywą utraty pracy (55%) niż prawdopodobieństwem zarażenia koronawirusem (18%). Pogorszenie lub zmiana warunków pracy podczas kryzysu nie spowodowała masowego odpływu Ukraińców do domu - wielu naszych rodaków odczuło ten kryzys na własnej skórze. 61% Ukraińców zaczęło mniej pracować, a 27% zostało zmuszonych do zmiany pracy.
Ale nawet pomimo „sztormowych” warunków na polskim rynku pracy perspektywa utraty pracy i pieniędzy była jeszcze bardziej przerażająca. Tak więc ponad 63% Ukraińców, zwłaszcza tych, których zezwolenie na pobyt i pracę wygasło po wprowadzeniu epidemii w Polsce 15 marca, zdecydowało się skorzystać z decyzji polskiego rządu o wsparciu przedsiębiorców i pracowników - z automatycznego przedłużania wiz pracowniczych i ruchu bezwizowego na okres pandemii i 30 dni po niej.
Masowy odpływ Ukraińców z Polski zaobserwowano dopiero na przełomie marca i kwietnia. Wtedy, według przybliżonych szacunków, polski rynek stracił nieco ponad 150 tysięcy Ukraińców. A potem ten proces ustabilizował się. Obecnie ruch na granicy w obu kierunkach jest prawie na tym samym poziomie. Świadczą o tym w szczególności statystyki polskiej Straży Granicznej dotyczące przekraczania granicy w punkcie kontroli pieszej „Medyka – Szeginie”, które wznowiło pracę 16 maja. Jest to najprostszy sposób dla naszych migrantów zarobkowych, aby dostać się do Polski w zamknięciu. W ciągu ostatniego tygodnia, od 18 do 24 maja przekroczyło ten punkt kontrolny w obu kierunkach: nieco ponad 5000 osób. To chyba nie najlepsza wiadomość dla polskiego biznesu w tych obszarach gospodarki, w których z niecierpliwością oczekuje się pracowników migrujących z Ukrainy.
PRIORYTET - SEZONOWI PRACOWNICY Z UKRAINY
Natychmiast po zamknięciu granic w połowie marca przedstawiciele polskiego biznesu, zwłaszcza w sektorze rolnym i przetwórczym, zaczęli alarmować: nie wystarczy powstrzymać odpływ Ukraińców z Polski, należy również zrobić wszystko, co możliwe dla pracowników sezonowych. A wraz z początkiem sezonu zbioru truskawek i innych wczesnych owoców i warzyw co najmniej 100 000 z nich przybywa z Ukrainy do Polski każdego roku.
Polski rząd odpowiedział na wezwania polskich rolników pod koniec kwietnia. 29 kwietnia polskie konsulaty na Ukrainie zaczęły przyjmować wnioski wizowe drogą elektroniczną. Jednocześnie natychmiast ostrzegano, że będą wydawane tylko wizy robocze, a pierwszeństwo będą mieli Ukraińcy, którzy zamierzają podjąć pracę w Polsce w sektorze rolnym i ogrodniczym.
Wizy zaczęły być wydawane 4 maja. Już następnego dnia w „Zerkało Tyżnia” ukazał się przełomowy artykuł polskiego premiera Mateusza Morawieckiego. Pomiędzy słowami o strategicznym partnerstwie między Polską a Ukrainą polski premier jednoznacznie podkreślił, że bez Ukraińców wzrost gospodarczy w Polsce nie byłby tak dynamiczny. Podkreślił, że ukraińscy migranci nie muszą obawiać się legalności pobytu w Polsce podczas pandemii i wezwał Ukraińców do ubiegania się o wizy i przyjazdu do pracy w Polsce.
Warto zauważyć, że wszystko to miało miejsce w warunkach, w których władze ukraińskie namawiały obywateli do pozostania w domu i szukania pracy w ojczyźnie. W obawie, że ukraiński rząd będzie utrudniać Ukraińcom wyjazd za granicę (obawy nie były bezpodstawne), inni czołowi polscy politycy przyłączyli się do apelu premiera Morawieckiego. Prezydenci Wołodymyr Zełenski i Andrzej Duda omawiali przyjazd ukraińskich migrantów zarobkowych do Polski podczas wideokonferencji pod koniec kwietnia, a po kilku dniach był to jeden z głównych tematów rozmów między Dmytro Kulebą i Jackiem Czaputowiczem.
Jednak same apele na najwyższym szczeblu, aby nie utrudniać wyjazdów pracowników za granicę, oczywiście nie wystarczały. Było wiele przeszkód w przyjeździe pracowników migrujących z Ukrainy do Polski. Jednym z nich to zawieszenie międzynarodowych przewozów autobusowych i kolejowych, które były głównymi środkami transportu dla migrantów ukraińskich zmierzających do Polski. Ostatnio samolot z prawie 200 ukraińskimi migrantami zarobkowymi przybył do Polski z Ukrainy. Do niedawna taka metoda transportu pracowników wydawałaby się absurdalna i nieuzasadniona w przypadku istnienia wspólnej granicy lądowej. Ale lockdown całkowicie zmienił sytuację.
Jednym z głównych problemów polskich pracodawców w obecnych warunkach to transport Ukraińców do ich miejsc pracy, a także konieczność 14-dniowej obserwacji po przekroczeniu granicy. Polska postarała się szybko rozwiązać te problemy. W szczególności na szczeblu rządowym podjęto decyzję, że cudzoziemcy pracujący na sezonowych pracach w sektorze rolnym będą zwolnieni z obowiązkowej dwutygodniowej kwarantanny. Po krótkiej dyskusji postanowiono testować zagranicznych pracowników pod kątem koronawirusa na koszt publiczny – w najbliższym czasie polskie Ministerstwo Obrony wyposaży dwa mobilne punkty do testowania pracowników sezonowych z zagranicy.
Niestety problem transportu jest znacznie bardziej skomplikowany. Jeśli wcześniejsze minibusy transportowały 7-10 pracowników z Ukrainy do określonych miejsc pracy sezonowej w Polsce, teraz jest to niemożliwe. Nawiasem mówiąc, rząd polski, a także na Ukrainie, nie podaje jeszcze jednoznacznych prognoz dotyczących otwarcia granic i pełnego wznowienia komunikacji międzynarodowej. Możliwe jednak, że nastąpi to stopniowo po 12 czerwca, kiedy zakończy się kolejna faza ograniczeń granicznych w całej Polsce, wprowadzonych w połowie marca w związku z pandemią COVID-19.
Według szefa Polskiego Stowarzyszenia Przetwórców Owoców i Warzyw Andrzeja Gajowniczka, bez masowego przyjazdu pracowników sezonowych z Ukrainy do Polski, może nastąpić w najbliższej przyszłości katastrofalna sytuacja ze zbiorem owoców, w tym truskawek i wiśni. Na polach i sadach może znaleźć się wiele niezebranych plonów. Wobec nieobecności Ukraińców polskie władze proszą Polaków o pracę w polu. Na przykład Minister Rolnictwa RP Krzysztof Ardanowski wezwał wszystkich Polaków czasowo bezrobotnych do pracy dla rolników przez kilka dni.
Jednak Gajowniczek, który jest właścicielem dużego zakładu przetwórczego, nazywa iluzją, to że Polacy zastąpią Ukraińców w pracy sezonowej w Polsce. Według niego, Polaków zniechęca do takiej pracy perspektywa dużego wysiłku fizycznego, relatywnie niskie zarobki i oczekiwania, że wkrótce będą mogli wrócić do swojej tradycyjnej pracy w kraju lub za granicą. Jako przykład przytacza fakt, że na ogłoszenie o pracy w jego firmie (w przetwórstwie owoców) prawie nie zgłosili się Polacy.
Czynnikiem, który może w tym roku zmniejszyć popyt na pracowników sezonowych z zagranicy w Polsce, mogą być niekorzystne warunki pogodowe: małe opady i stosunkowo niskie, jak na maj, temperatury. Najbliższe tygodnie pokażą, czy zagrożenia, o których ostatnio mówili polscy rolnicy, będą miały poważne konsekwencje dla nich, dla gospodarki kraju i ogólnie dla bezpieczeństwa żywnościowego Polski.
PERSPEKTYWY ZATRUDNIENIA UKRAIŃCÓW W POLSCE
Pomimo faktu, że polski rząd obecnie aktywnie zachęca Ukraińców przyjechać do Polski do pracy sezonowej w sektorze rolnym, można zauważyć inną tendencję. Pochodzi ona od polskiego rządu. Rada Ministrów Rzeczypospolitej Polskiej próbuje obliczyć, czy w warunkach możliwej utraty pracy przez Ukraińców w Polsce i ich powrotu do domu zwykli Polacy będą mogli zająć opuszczone nisze. W Polsce jest to postrzegane jako jeden ze sposobów przezwyciężenia problemu rosnącego bezrobocia w czasie kryzysu.
Pogląd ten wyraża wicepremier, Minister Rozwoju Polski Jadwiga Emilewicz. Kilkakrotnie w swoich publicznych wystąpieniach nazwała odpływ Ukraińców z Polski szansą dla bezrobotnych Polaków na znalezienie pracy. Podczas jednego z nich wspomniała nawet, że „około miliona Ukraińców” opuściło Polskę od początku kryzysu, uwalniając w ten sposób milion miejsc pracy dla Polaków. W swoich obliczeniach polska wicepremier pomyliła się dosyć poważnie (wówczas wyjechało z Polski około 200 000 Ukraińców), ale oczekiwania są całkiem jasne.
Jednak praktyka pokazuje, że rzeczywistość jest nieco inna. Według kilku polskich firm rekrutacyjnych, nawet w kontekście spowolnienia gospodarczego i rosnącego bezrobocia, zapotrzebowanie na pracowników z Ukrainy nie zmniejszyło się. Jak zauważa przedstawiciel agencji rekrutacyjnej EWL Anatolij Zymnin, tak jak i wcześniej, oprócz pracy sezonowej w sektorze rolnym, pracownicy z Ukrainy są teraz potrzebni w logistyce, usługach konsumenckich, budownictwie i produkcji przemysłowej. Nawet w obecnych trudnych warunkach polska firma niedawno była w stanie zrekrutować na Ukrainie około 700 osób, które są obecnie poddane kwarantannie po przekroczeniu granicy. Kolejnych 800 Ukraińców skorzystało z oferty firmy bezpłatnej pomocy w uzyskaniu pozwolenia na pobyt i pracę w Polsce (karty pobytu tymczasowego na okres do trzech lat). Wychodzi, że nawet w czasie kryzysu nisza zajmowana dotąd przez Ukraińców na polskim rynku nie jest masowo zapełniana przez polskich pracowników.
A jakie są widoki na zatrudnienia Ukraińców w Polsce w dłuższej perspektywie? Można spróbować spojrzeć na nie na podstawie prognoz ekspertów, które jednak zmieniają się dynamicznie. Według najnowszych szacunków polskich ekonomistów PKB w tym roku może spaść o 3-4%, a tym samym spaść do zera, a więc gospodarka prawdopodobnie popadnie w niewielką recesję. Według ZUS w Polsce, po pierwszym miesiącu kryzysu 165 000 osób przestało płacić składki na ubezpieczenie społeczne gdyż straciło pracę. To pięć razy więcej niż podczas kryzysu w 2008 roku. Do końca roku liczba ta może wzrosnąć o kilkaset tysięcy, a stopa bezrobocia - z ponad 5% do 10%. Recesja ma miejsce w kluczowych branżach, w których zatrudnionych jest wielu Ukraińców. Na przykład w budownictwie liczba zamówień publicznych spadła o ponad 30% w porównaniu do kwietnia ubiegłego roku. Może to wpłynąć na zatrudnienie Ukraińców, z których około 15% pracuje w tym segmencie.
Zdaniem ekspertów konsekwencje kryzysu będą odczuwalne nie tylko w tym roku, ale także w następnym. Według prognoz głównego ekonomisty Polskiej Federacji Przedsiębiorców Łukasza Kozłowskiego zmniejszenie przekazów pieniężnych z Polski na Ukrainę z powodu pandemii może sięgać 30% - to około 4 miliardów dolarów. A wszystko to z powodu utraty stałej pracy, zmiany miejsca lub warunków pracy i powrotu Ukraińców do domu.
W lutym dwóch byłych polskich prezydentów, Aleksander Kwaśniewski i Bronisław Komorowski, wezwało polski rząd do jak najszybszego zatwierdzenia długoterminowej polityki migracyjnej, która pozwoliłaby Ukraińcom pracować i mieszkać w Polsce wygodniej. Polski rząd miał przedstawić nową politykę migracyjną w drugiej połowie roku. Jeśli prace nad projektem nie zostały zawieszone podczas kryzysu, prawdopodobnie skupi się on na przyciąganiu migrantów z Ukrainy do pracy sezonowej i cyklicznej w Polsce.
Jest mało prawdopodobne, aby polskie władze odważyły się na większą otwartość w kwestii wydawania zezwoleń na pobyt czasowy lub stały w kraju. W najbliższej przyszłości na pierwszy plan może wysunąć się protekcjonizm i chęć ochrony polskiego pracownika kosztem obcokrajowca. A potem wszystko będzie zależeć od tego, jak bardzo wydłuży się okres wyjścia z kryzysu.
Jurij Banachewycz, Warszawa
zrodlo:ukrinform.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz