Polska prawicowa polityka historyczna oparta jest na mitach, kłamstwach i rozległych przemilczeniach. Antykomunizm przechodzi w niej płynnie w antypolonizm. Tak jest w kulcie kolaborującej z Niemcami Brygady Świętokrzyskiej Narodowych Sił Zbrojnych, w fałszywym twierdzeniu, że po wojnie z komunistami walczyło 300 tysięcy Polaków. W zniesławianiu generała Berlinga. Prawicową narrację historyczną w swojej książce „Kłamstwa o historii” demaskuje historyk i publicysta Bohdan Piętka.
Berling oblany czerwoną farbą w 2008 r. / fot. Wikimedia Commons
Filary polskiej prawicowej polityki historycznej są znane. To kult Powstania Warszawskiego, tak zwanych „żołnierzy wyklętych”, deprecjonowanie osiągnięć Polski Ludowej, pomijanie bądź znieważanie ludzi lewicy. Jednak najbardziej dobitnym przykładem absurdu i zła do jakiego prowadzi ślepy antykomunizm jest gloryfikowanie kolaborującej z Niemcami Brygady Świętokrzyskiej Narodowych Sił Zbrojnych.
Gdy mówimy o Narodowych Siłach Zbrojnych, trzeba, podkreśla Piętka, ustalić, o których. Jedna część powstałych w 1942 roku Narodowych Sił Zbrojnych, wiosną 1944 podporządkowała się AK i jest znana w historii jako NSZ-AK. Druga odmówiła podporządkowania się AK i jest znana jako NSZ-ZJ (Związek Jaszczurczy) czy też NSZ-ONR (Obóz Narodowo Radykalny). Jak zauważa autor: „NSZ jeszcze przed rozłamem miał na swoim koncie m in. piękne karty walki z okupantem niemieckim w tym zabicie gen Wehrmachtu Kurta Rennera w zasadzce pod Ożarowem 26 sierpnia 1943 roku. Oba odłamy NSZ-u wzięły udział w Powstaniu Warszawskim. Niemniej jednak NSZ-ONR był infiltrowany przez niemieckie służby specjalne, a wywodząca się z niego Brygada Świętokrzyska uprawiała kolaborację z Niemcami. Nurt ten ponosi odpowiedzialność za walki bratobójcze, nie tylko z partyzantką AL, ale także za likwidowanie tych członków NSZ, którzy podporządkowali się akcji scaleniowej z AK.” Warto zwrócić uwagę na proces radykalizacji prawicy. O ile uchwała Sejmu z 9 listopada 2012 r. oddawała hołd jedynie tej części NSZ, która podporządkowała się AK, to uchwała Sejmu z 15 września 2017 roku, przyjęta przez aklamację, składała cześć już obydwu odłamom, w tym wymienionej wprost Brygadzie Świętokrzyskiej.
Walki bratobójcze
Prawda o NSZ jest skomplikowana, podobnie jak cała historia Polski. Prawdą jest, że Edward Kemnitz, szef Okręgu Pomorskiego NSZ i oficer NSZ Sławomir Modzelewski zostali po wojnie odznaczeni przez Instytut Yad Vashem Medalem Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata za ratowanie Żydów. Prawdą jednak jest też i to, że NSZ często wikłał się w bratobójcze walki i egzekucje przeciwników politycznych. Już 9 sierpnia 1943 roku pod Borowem w powiecie kraśnickim 26 żołnierzy Gwardii Ludowej zostało zamordowanych przez oddział Pogotowia Akcji Specjalnej NSZ pod dowództwem Leonarda Zuba- Zdanowicza. Zabójcy z NSZ-ONR zlikwidowali też własnego dowódcę Stanisława Nakoniecznikoffa- Klukowskiego, gdy ten próbował po upadku Powstania Warszawskiego podporządkować tę organizację AK.
NSZ-ONR było infiltrowane przez gestapo i SD. Szczególnie na polu współpracy z nazistami wyróżnili się Hubert Jura ps. „Tom” i Otmar Wawrzkowicz. Kolaborowali oni z SS-Hauptsturmführerem SS Paulem Fuchsem oficerem gestapo kierującym zwalczaniem polskiego podziemia na terenie dystryktu radomskiego. W willi przy ulicy Jasnogórskiej 25 w Częstochowie, którą „Tomowi” udostępniło gestapo byli bestialsko torturowani i mordowani nie tylko PPR-owcy, ale też członkowie NSZ-AK jak chociażby ppor Władysław Pacholczyk.
Jak pisze Piętka: „Z rąk NSZ-ONR zginęli też m. in. Kpt Stanisław Żak szef wywiadu okręgu częstochowskiego NSZ-AK oraz mjr Wiktor Gostomski, który był szefem Wydziału II Wywiadowczego Komendy Głównej NSZ-ONR i sprzeciwiał się współpracy z Niemcami. Nie cofano się zatem przez likwidacją „niepokornych” we własnych szeregach. Działalność NSZ-ONR została potępiona przez naczelnego wodza gen. Kazimierza Sosnkowskiego i wicepremiera rządu RP na uchodźstwie Jana Kwapińskiego.” Warto dodać, że Hubert Jura ps. „Tom” oficer łącznikowy między Brygadą Świętokrzyską a SD i gestapo został skazany przez AK i NSZ-AK na karę śmierci.
Z Niemcami walczyli sporadycznie
Krótko i jasno rozprawia się Piętka z mitem Brygady Świętokrzyskiej, z której nie wiadomo doprawdy dlaczego uczyniono w ostatnim roku – jakby nie było lepszych kandydatów! – niemalże głównych bohaterów polskiego ruchu oporu. Tymczasem Brygada Świętokrzyska, największy zwarty oddział Narodowych Sił Zbrojnych podczas okupacji, została utworzona późno, bo dopiero w sierpniu 1944 r. przez NSZ-ONR z dowódcą płk Antonim Szackim ps. „Bohun” na czele. Liczyła od ponad 800 do ponad 1400 osób.
Największą akcją zbrojną Brygady było rozbicie pod Rząbcem koło Włoszczowej 8 września 1944 roku oddziału Armii Ludowej Tadeusza Grochala wspomaganego przez oddział spadochroniarzy radzieckich. Jak podkreśla autor „Wsparcia Brygadzie Świętokrzyskiej w okrążeniu oddziału AL i oddziału radzieckiego udzieliły siły niemieckie. Po zakończeniu walki zamordowano 67 wziętych do niewoli spadochroniarzy radzieckich. Do walk Brygady z oddziałami AL i BCh doszło też w Działkach Nosowskich, pod Fanisławicami, Krzepinem, Olesznem, Sekurskiem, Skrobaczowem i Soborzycami”.
Brygada Świętokrzyska jedynie sporadycznie prowadziła działania przeciwko Niemcom. W styczniu 1945 roku zawarła porozumienie z Wehrmachtem, które umożliwiło jej przejście za niemiecką linię frontu. Oficerem łącznikowym z Brygadą został gestapowiec Paul Fuchs, który dozbrajał ją, popierał jej rozwój liczebny i załatwiał leczenie w niemieckich szpitalach. W lutym 1945 roku Brygada przedostała się przez Śląsk na teren Protektoratu Czech i Moraw. Następnie została zakwaterowana w ośrodku Wehrmachtu, w miejscowości Rozstáni. Tam około 70 ochotników rozpoczęło szkolenie pod nadzorem Huberta Jury. Mieli prowadzić działania dywersyjno-wywiadowcze zrzuceni na tyły Armii Czerwonej. Ostatecznie w w marcu i kwietniu 1945 r. do Polski zrzucono 4 grupy dywersyjne, wszystkie zostały rozbite przez UB.
Piętka zaznacza, że pod sam koniec wojny dowódca Brygady płk „Bohun” odmówił skierowania jej na front do walki po stronie hitlerowców przeciwko Armii Czerwonej, tłumacząc, że jego żołnierze to partyzanci, nie jednostka liniowa. Przedstawia również rzeczywiste tło niemiłosiernie pompowanego propagandowo zdarzenia z 5 maja 1945 roku, gdy Brygada wyzwoliła podobóz KL Flossenburg w zachodnich Czechach uwalniając 700 więźniarek. Jak dowodzi historyk, było to działanie mające uwiarygodnić żołnierzy „Bohuna” przed Amerykanami. Dodajmy, że rząd polski w Londynie nie chciał mieć nic wspólnego z Brygadą Świętokrzyską, dlatego została ona w sierpniu 1945 r. rozformowana przez Amerykanów.
Trzeba też podkreślić, że płk Jan Rzepecki w czasie wojny Szef Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK, a po wojnie Żołnierz Wyklęty (zastępca komendanta antykomunistycznej organizacji NIE oraz założyciel Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość), bardzo sceptycznie odnosił się do prób scalenia NSZ-u z AK pisząc w kwietniu 1944 roku do gen. Bora- Komorowskiego: „Opozycja faszystowska to przede wszystkim ONR. Cechuje ją brak skrupułów i demagogia, opieranie się na klasach posiadających, bezwzględna wrogość do radykalnej lewicy, którą całą traktuje jako agenturę lub straż przednią bolszewizmu i nie zadaje sobie trudu dojrzenia istotnych wśród niej różnic (…). Przyłączenie „opozycji faszystowskiej” [do AK] prawie na pewno wywoła odpadnięcie poważnej części lewicy rządowej, nadałoby temu obozowi piętno reakcyjne. Jestem głęboko przekonany, że w błyskawicznym tempie pociągnęłoby to za sobą dla Polski śmiertelną katastrofę wojny domowej, w której lewica walczyłaby pod komendą PPR, a prawica-ONR. AK przypadłaby rola obrońcy klas posiadających. Następstwem – wasalizacja lub wcielenie Polski do ZSRR. W świetle powyższego ostatni nasz sukces w postaci podporządkowania NSZ może mieć wysoce ujemne następstwa, jeśli nie sparaliżujemy ich umiejętną akcją wychowawczą”.
Trzeba, za cytowanym w książce prof. Rafałem Wnukiem, stanowczo podkreślić: NSZ-ONR dążył do ustanowienia po wojnie monopartyjnej dyktatury nacjonalistycznej i nie był częścią Państwa Podziemnego.
Nadmuchane nacjonalistyczne podziemie
Nie jest prawdą to, co napisał Jarosław Kaczyński w liście do uczestników obchodów 75 rocznicy powstania NSZ. Przywódca PiS stwierdził, że „NSZ były drugą pod względem liczebności organizacją podziemną”. Tymczasem w rzeczywistości liczyły one 70 do 100 tysięcy ludzi. Drugą (po AK) najliczniejszą organizacją Polski Podziemnej były Bataliony Chłopskie z 170 tysiącami żołnierzy. Skądinąd też obecnie kompletnie zmarginalizowane w pamięci zbiorowej: czyżby były za mało narodowe i prawicowe?
Nie jest też prawdą, to co powiedział Antoni Macierewicz 1 marca 2018 r. w Radiu Maryja i Telewizji Trwam, gdy stwierdził „Po roku 1945 w walce zbrojnej co najmniej do końca na terenie Rzeczpospolitej Polskiej walczyło co najmniej 300 tysięcy ludzi, walczyło o niepodległość naszego kraju. 300 tysięcy to tyle samo, ile walczyło, ile brało udział w walce z niemiecką, hitlerowską okupacją w latach 1939- 1945. W rzeczywistości amnestia z 22 lutego 1947 roku, skierowana do żołnierzy podziemia antykomunistycznego objęła 76 774 osoby. Jednakże 23 257 z tych osób przebywało wówczas w więzieniach. Spośród pozostałych 53 517 osób, które się wówczas ujawniły, też nie wszystkie prowadziły działalność podziemną. W sumie, jak ocenia Piętka „Po amnestii z 1947 roku w podziemiu pozostało kilkaset osób, których działalność wygasła na początku lat 50 tych (…).”
Święty ogień
Historyk pokazuje, że polska polityka historyczna, irracjonalna i nieetyczna, nie jest wyłącznie lokalnym wynalazkiem. Prędzej można określać ją mianem fenomenu regionalnego. W końcu na Ukrainie czci się pamięć między innymi Romana Szuchewycza – hitlerowskiego kolaboranta, twórcy Ukraińskiej Powstańczej Armii, inspiratora i organizatora ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego. Czci się pamięć i usprawiedliwia zbrodnie 14 Ochotniczej Dywizji Grenadierów Waffen SS „Galizien”. Na Łotwie 16 marca – nieoficjalnie, ale konsekwentnie – obchodzony jest dzień pamięci Legionu Łotewskiego Waffen SS. To żołnierze tego Legionu dokonali zbrodni wojennej podczas walk na Wale Pomorskim 2 lutego 1945 w Podgajach paląc żywcem w stodole 32 żołnierzy z 3 pułku piechoty 1 Dywizji Wojska Polskiego. Także i w Estonii 28 sierpnia czci się pamięć tamtejszych SS-manów z Estońskiego Ochotniczego Legionu Waffen SS. Na Litwie kultem otaczany jest tak zwany Legion Plechaviciusa (Litewski Korpus Lokalny – LVR), zbrodnicza formacja kolaboracyjna w służbie III Rzeszy, a i dyskusja o powojennym podziemiu antykomunistycznym toczy się co najwyżej w zamkniętym gronie historyków. Szeroka publiczność ma wierzyć, że partyzanci byli bohaterami bez skazy.
Jaki jest cel tych polityk historycznych? Jest to – stwierdza bez ogródek Piętka – utrzymanie w Europie Wschodniej „świętego ognia rusofobii”. Ale nie tylko: Polacy, Litwini czy Ukraińcy mają wierzyć, że każdy antykomunizm, niezależnie od tego jaką przybierał, bądź przybierze formę, jest z góry usprawiedliwiony. Nie ma w takim ujęciu miejsca na niuanse i rozważania.
Spotwarzony generał
W takiej właśnie atmosferze w sierpniu 2019 roku pomnik gen. Zygmunta Berlinga znajdujący się przy Moście Łazienkowskim w Warszawie został „społecznie zniesiony przez antykomunistów”, czyli grupę osób pod przywództwem byłego polityka KPN Adama Słomki za przyzwoleniem władz, które na mocy ustawy dekomunizacyjnej miały go zdemontować do końca 2019 roku. Jednak, jak zauważa Piętka, zniszczenie tego pomnika jest wyrazem braku szacunku nie tylko wobec Berlinga, ale też wobec 2 393 żołnierzy 3 Dywizji Piechoty 1 Armii Wojska Polskiego, którzy zginęli śpiesząc na pomoc Powstaniu Warszawskiemu. Jest też wyrazem braku zrozumienia dla doniosłego faktu, że Berling wyprowadził z ZSRR kilkadziesiąt tysięcy Polaków, którzy w przeciwnym razie by tam zginęli, lub w najlepszym razie siedzieli w obozach pracy jeszcze 10 lat, do śmierci Stalina. Sam Berling nie był komunistą, do partii wstąpił dopiero w 1963 roku. Był byłym legionistą, uczestnikiem wojny polsko-bolszewickiej (po stronie polskiej). Jeszcze w styczniu 1939 roku pułkownik Grot-Rowecki wystawił podpułkownikowi Berlingowi pozytywną opinię służbową i przedstawił go do awansu. Potrzebę współpracy z ZSRR Berling pojął w 1940, aresztowany przez NKWD.
Pisarz Stefan Kisielewski tak w 1963 roku pisał do Jerzego Giedroycia „Oburza mnie zawsze, gdy we wspomnieniach emigracyjnych oficerów i polityków poniżany czy spotwarzany jest generał Berling. Wszak fakt, że ten z legionowych wywodzący się formacji oficer, pozostał w Rosji i potrafił znaleźć wspólny język z komunistami, dla Polski ma większe znaczenie polityczne i praktyczne niż działalność najbardziej bohaterskich oficerów polskich na zachodzie”.
Piętka dokonuje ciekawego zestawienia, wskazując na zbieżność postaw Zygmunta Berlinga i narodowca generała Mariana Żegoty-Januszajtisa. Januszajtis, narodowiec, człowiek o niezwykle bogatym życiorysie, w czasie wojny pułkownik Legionów, przyjaźniący się z Michałem Rolą Żymierskim, później jeden z twórców Sztabu Generalnego i Ministerstwa Spraw Wojskowych, znany jest przede wszystkim jako dowódca nieudanego zamachu wojskowego przeciwko rządowi Jędrzeja Moraczewskiego w nocy z 4 na 5 stycznia 1919 roku. Dowódca w wojnie 1920 roku, następnie w latach 1924-1926 wojewoda nowogrodzki, działacz Centralnego Związku Osadników Wojskowych i Stronnictwa Narodowego. We wrześniu i październiku 1939 roku organizował konspirację na terenie okupowanym przez wojska radzieckie. Aresztowany 27 października 1939 roku, był więziony we Lwowie i na Łubiance. Tam podjął rozmowy z Ławrientijem Berią i Wsiewołodem Mierkułowem na temat przyszłej polsko-radzieckiej współpracy wojskowej na wypadek wojny z Niemcami. Przekonywał, że w tym celu należałoby złagodzić represje wobec Polaków. Zwolniony z więzienia po układzie Sikorski-Majski, już w sierpniu 1941 roku został wezwany przez generała Sikorskiego do Londynu, żeby nie trafił do Armii Polskiej formowanej w Związku Radzieckim. Januszajtisowi trudno zarzucić sympatie komunistyczne czy korzenie lewicowe. A jednak, na gruncie realistycznego myślenia, opowiadał się za współpracą polsko- radziecką.
Prostowanie mitów
To tylko najgłośniejsze manipulacje, z którymi mierzy się Bohdan Piętka. Cała książka jest zbiorem felietonów historycznych na bardzo różne tematy. Autor porusza w niej między innymi temat nieprawdziwych zarzutów względem działacza PPS, więźnia Auschwitz, politycznego przywódcy tamtejszej konspiracji Józefa Cyrankiewicza, jakoby ten w czasie pobytu w obozie współpracował z SS i Gestapo. Krytykuje dyrekcję Muzeum Powstania Warszawskiego, gdzie jego zdaniem, za mało miejsca poświęca się rzezi Ochoty i Woli oraz zniszczeniu Warszawy przez okupanta po Powstaniu. Dużo miejsca Piętka poświęca też zbrodniom UPA i walkom polsko-ukraińskim. I tu kreśli zaskakującą analogię: współcześni ukraińscy nacjonaliści argumentują, że ukraińscy SS-mani wraz z UPA i ukraińskimi oddziałem paramilitarnym mieli prawo wymordować polskich mieszkańców Huty Pieniackiej, ponieważ tamtejsza polska samoobrona współpracowała z partyzancką radziecką.Wymordowanie 28 lutego 1944 r. ponad tysiąca ludzi miałoby być w pełni uzasadnione. Czym różni się takie usprawiedliwianie zbrodni przez epigonów ukraińskich faszystów od argumentacji fanów Romualda Rajsa „Burego”, który rzekomo miał prawo żywcem palić chłopów białoruskich, gdyż ci rzekomo współpracowali z UB i sympatyzowali z władzą komunistyczną? Niczym, sugeruje autor.
Książka jednoznacznie dowodzi, że polska pamięć historyczna została zawłaszczona przez antykomunistyczną prawicę, dla której żaden rozlew krwi nie jest zbyt wielki, by kultywować swoje nacjonalistyczne i antykomunistyczne obsesje. Dodajmy, obsesje, które obce były wielu bojownikom antyhitlerowskiego podziemia. Gdy w 2011 r. także głosami SLD ustanawiano święto „żołnierzy wyklętych”, zignorowano fakt, że zdecydowana większość stronnictw politycznych, łącznie z Stronnictwem Narodowym, ludowcami czy Stronnictwem Pracy opowiadała się bądź za współpracą z komunistami lub też za oporem cywilnym i politycznym wobec nich. A czym innym jest opór cywilny i polityczny, a czym innym droga walki zbrojnej. Polityka historyczna obecnej Polski jest też sprzeniewierzeniem się pamięci tych żołnierzy Państwa Podziemnego, którzy ujawnili się i albo zachowali neutralność, albo wręcz wspierali komunistów w dziele odbudowy Polski, gdyż zrozumieli, że innej niż ludowa Polski nie będzie. Do odbudowy Polski włączyli się między innymi endek Stanisław Grabski czy piłsudczyk Eugeniusz Kwiatkowski, a także liczni AK-owcy, tacy jak ppłk Jan Mazurkiewicz, początkowo jeden z organizatorów antykomunistycznej organizacji NIE.
Zamykam książkę z następującą refleksją: badania historyczne ludzi lewicy, a także po prostu tych realistycznie myślących, przywiązanych do prawdy, patriotów powinny objąć całość dziejów XX wiecznej Polski, łącznie z badaniem środowisk, które nie znalazły bezpośrednich spadkobierców na dzisiejszej scenie politycznej. Dobrym krokiem w wymiarze politycznym i moralnym byłoby też uczczenie pamięci przez lewicę tych żołnierzy AL, BCh i AK, którzy zginęli z rąk skrajnych nacjonalistów NSZ- ONR.
Bohdan Piętka, „Kłamstwa o historii”, Biblioteka „Przeglądu”. Fundacja „Oratio Recta”, 2020.
zrodlo:miziaforum.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz