NOWE DELHI (AP) - W oczach swoich przyjaciół Disha Ravi, 22-letnia indyjska aktywistka klimatyczna, była najbardziej zaniepokojona swoją przyszłością w świecie rosnących temperatur. Pociągał ją weganizm, lubił oglądać Netflix i spędzać czas w mediach społecznościowych.
Ale jej życie zmieniło się w zeszłym miesiącu, kiedy stała się powszechnie znanym nazwiskiem w Indiach, dominując na pierwszych stronach gazet po tym, jak policja oskarżyła ją o bunt, prawo z czasów kolonialnych, które zarzuca karę dożywocia.
Jej domniemana zbrodnia: udostępnienie na Twitterze internetowego podręcznika, który miał zwiększyć poparcie dla trwających kilka miesięcy protestów rolników.
„Jeśli podkreślanie globalnego protestu rolników jest buntem, lepiej mi będzie w więzieniu” - powiedziała w sądzie dwa tygodnie temu.
Została zwolniona po 10 dniach aresztu. Jej matka powiedziała dziennikarzom w rodzinnym mieście Raviego, Bengaluru, że sprawa „wzmocniła naszą wiarę w system” i nazwała jej córkę silną i odważną.
Ściganie aktywistów nie jest niczym nowym w Indiach, ale saga Raviego podsyciła strach i niepokój. Obserwatorzy mówią, że to, co stało się z Ravi - młodą kobietą z klasy średniej z miasta, trafiło do domu wielu Hindusów, którzy nagle obawiali się, że mogą trafić do więzienia za udostępnienie czegoś w mediach społecznościowych. Prawnicy zajmujący się sprawami kryminalnymi wskazują również na niepokojącą częstotliwość w przywoływaniu buntu. Wielu twierdzi, że mechanizmy kontroli i salda stosowane przez sądy niższej instancji, często przytłoczone sprawami, zanikają.
Incydent wzbudził wątpliwości co do demokracji w Indiach, a krytycy potępili ją jako ostatnią próbę nacjonalistycznego rządu hinduskiego premiera Narendry Modiego, mającą na celu wyciszenie sprzeciwu i uznanie go za przestępstwo.
„Zaatakowali kogoś, kto zwykle nie jest celem hinduskiej prawicy - młodą dziewczynę z południowych Indii, która nie ma muzułmańskiego imienia i nie jest związana z lewicową polityką studencką” - powiedział wybitny historyk Ramachandra Guha. „Wiadomość, którą chcieli wysłać, jest taka, że mogą ścigać każdego”.
Wcześniej w lutym Ravi, członek indyjskiego skrzydła Fridays for Future, globalnego ruchu na rzecz zmiany klimatu założonego przez Gretę Thunberg, został oskarżony o bunt za rzekome kompilowanie i edytowanie dokumentu Google wyjaśniającego, jak przeprowadzić kampanię w mediach społecznościowych. Miał na celu pomóc rolnikom obozującym od listopada pod New Delhi we wzmocnieniu protestów, które wstrząsnęły Indiami, stanowiąc jedno z największych wyzwań dla Modiego.
Rolnicy, z których większość pochodzi z północnych stanów Pendżabu i Haryany, chcą uchylenia praw uchwalonych w zeszłym roku, które, jak mówią, sprzyjają dużym gospodarstwom korporacyjnym i niszczą ich dochody. Rząd twierdzi, że prawo jest niezbędne do modernizacji indyjskiego rolnictwa.
Wielu protestujących wywodzi się z mniejszości sikhijskiej w Indiach, ale ich pretensje mają podłoże ekonomiczne, a nie religijne.
Policja twierdzi, że dokument, którym podzielił się Ravi, szerzył dezinformację, „nadszarpnął wizerunek Indii” i mógł podżegać rolników do stosowania przemocy 26 stycznia, kiedy w starciach z policją setki rannych i jeden protestujący zginął.
Rząd Modiego w coraz większym stopniu wymachuje buntem przeciwko krytykom, intelektualistom, aktywistom, filmowcom, studentom i dziennikarzom, a policja twierdzi, że słowa lub czyny sprzeciwu czynią ich zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego. Mimo że wyroki skazujące nadal są rzadkie, policja nie potrzebuje nakazu aresztowania, co sprawia, że łatwo jest powołać się na to prawo, powiedział Chitranshul Sinha, prawnik, który napisał książkę o historii prawa wywrotowego.
Oskarżony często przebywa w areszcie do czasu wniesienia sprawy do sądu wyższej instancji, ponieważ wiele sądów niższej instancji nie ma uprawnień do oddalania takich spraw, powiedział.
Sprawa pozostawiła mrożący krew w żyłach efekt na aktywistach, a niektórzy zwrócili uwagę na głęboko zakorzenioną kulturę zastraszania, czasami nawet przed aresztowaniem.
Mukund Gowda, 25-letni działacz robót publicznych i lider młodzieży opozycyjnej partii Aam Aadmi w Bengaluru, był przesłuchiwany przez lokalną policję przez prawie cały dzień w zeszłym roku po tym, jak napisał list do biura premiera, aby zwrócić uwagę na wadliwą drogę w jego okolicy i wezwał lokalnych przedstawicieli do niepodejmowania działań. Udostępnił list w swoich mediach społecznościowych, który szybko stał się wirusowy i wylądował na komisariacie policji, powiedział.
„Oni (policja) próbowali mnie przestraszyć, mówiąc, że mogą mnie oskarżyć o bunt” - powiedział Gowda.
Został zwolniony. Policja stwierdziła, że jego działania były „motywowane politycznie”, ale odmówiono mu grożenia. To doświadczenie sprawiło, że on i jego rodzina byli zaniepokojeni. Przestał publikować posty w mediach społecznościowych i na kilka miesięcy cofnął się od aktywizmu.
Inna aktywistka, Tara Krishnaswamy, powiedziała, że pokojowi demonstranci są czasami przesłuchiwani przez policję, nawet gdy biorą udział w protestach obywatelskich na małą skalę w Bengaluru.
„Zastraszanie przybiera różne formy. Dane dotyczące aresztowanych aktywistów nie pokazują pełnego obrazu - są o wiele bardziej wszechobecne ”- powiedziała.
Siedziba firmy Freedom House z siedzibą w Waszyngtonie w zeszłym tygodniu zdegradowała Indie z „wolnych” do „częściowo wolnych” w corocznym badaniu dotyczącym demokracji. Spadek ten odzwierciedla „wieloletni wzorzec, w którym nacjonalistyczny rząd hinduizmu i jego sojusznicy przewodzili rosnącej przemocy i dyskryminującej polityce mającej wpływ na ludność muzułmańską oraz ścigali wyrażanie sprzeciwu przez media, naukowców, grupy społeczeństwa obywatelskiego i protestujących”. powiedział w raporcie.
W raporcie podkreślono również, że prawa z epoki kolonialnej są stale przywoływane, aby ukarać krytykę zwykłych obywateli.
Rząd nazwał raport „wprowadzającym w błąd, niepoprawnym i niewłaściwym”.
Za użycie buntu odpowiedzialne są rządy stanowe i ich władze, które starają się zachować „porządek publiczny”. Rząd „przywiązuje najwyższą wagę do bezpieczeństwa i ochrony wszystkich mieszkańców kraju, w tym dziennikarzy”.
Według historyka Guhy, demokracja w Indiach jest w najgorszym stanie od czasu kryzysu w latach 70., kiedy ówczesna premier Indira Gandhi zawiesiła wybory, ograniczyła prawa obywatelskie, uwięziła przeciwników politycznych i cenzurowała prasę.
Powiedział, że poprzednie rządy również próbowały kontrolować niezależne instytucje, ale zawsze następowało „ożywienie, nawet częściowe”.
„Obawiam się, że tym razem nasze demokratyczne tradycje mogą nie podnieść się po tym ataku” - powiedział Guha.
przetlumaczone przez translatora googl-GR
zrodlo:apnews.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz