Aleksander Łukaszenka na spotkaniu 4 czerwca z nowo mianowanym premierem, ministrami i wysokiej rangi urzędnikami, używając mocnych argumentów i w emocjonalnym tonie próbował uświadomić im, jak ważna misja uporządkowania spraw w kraju przypadła im w udziale;
„Stworzyliśmy własny kraj, w którym mogą żyć nasze dzieci. Dzisiaj jest ten moment, kiedy trzeba go bronić. Konieczna jest jego obrona. Widzicie, że nas rozrywają na części” – mówił Łukaszenka cytowany przez „SB”.
Prezydent akcentował, że Białoruś to jedyny poradziecki kraj, który nie doznał cierpienia. Oskarżał swoich rodaków, że nie zdają sobie sprawy z zagrożenia konfliktem zbrojnym, jakie wisi nad nimi.
„I niektórym Białorusinom wydaje się, że zniszczona (wojną) Ukraina jest daleko. A wojna tam trwa” – mówił.
Przywoływał Mołdawię, która została podzielona i Litwę, walcząca przed 3 dekadami.
„Zapomnieli, jak walczyli na Litwie, walczyli o niepodległość, suwerenność w swoim czasie. Zapomnieli, że dziś Kaukaz wciąż płonie: Ormianie nie mogą się porozumieć z Azerbejdżanem. Zapomnieli, że Gruzja straciła prawie jedną trzecią swojego terytorium. Wreszcie, nikt chyba nie wie, jak mój przyjaciel Rachmon z karabinem maszynowym wjechał do stolicy Tadżykistanu żeby przywrócić tam porządek. A ile osób tam zginęło. Jak z brodatymi walczyli”.
Jako przykład obrony koniecznej kraju przed rebeliantami podał masakrę, do której doszło w maju 2005 roku w Andiżanie, mieście we wschodnim Uzbekistanie, gdy w zamieszkach przeciwko polityce rządu i prezydenta zginęło 169 osób, w tym 32 członków sił porządkowych, a według opozycyjnej partii Wolni Wieśniacy ok 745 osób.
Aleksander Łukaszenka kilka dni temu wspominał, że ma świadomość nieprzyjaznych wiatrów wiejących na Białoruś. Nie wyjaśnił tylko, skąd te wiatry wieją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz