DEBAJA, Irak (AP) - Po spędzeniu trzech lat w obozie 70-letni Merhi Hamed Abdullah wrócił do swojej wioski na zachód od miasta Mosul, aby znaleźć ją w ruinach - jego pierwszy rzut oka na dom od czasu pokonania islamu przez Irak Grupa stanu.
Aby schronić swoją siedmioosobową rodzinę, Abdullah wskrzesił namiot, który pośpiesznie spakował, gdy rząd zamknął obóz Hamam Alil w zeszłym miesiącu, zmuszając go i 8500 innych do powrotu do zdewastowanych rodzinnych miast i niepewnej przyszłości.
W całym Abdullah 200 innych rodzin powracających z odległej wioski Debaja poszło w jego ślady. Rozległe równiny usiane są wypalonymi skorupami rozbitych domów, a obok nich namioty, które wznieśli, ozdobione niepowtarzalnym logo agencji ONZ ds. Uchodźców. Bez bieżącej wody i prądu na Debaja nocą panuje ciemność. Niewielu ma stałą pracę.
„Gdyby to zależało ode mnie, nie odszedłbym” - powiedział Abdullah. „Nie było”.
Zamknięcie obozu Hamam Alil, na południe od Mosulu, było częścią rządowej presji na zamknięcie wszystkich obozów dla osób wewnętrznie przesiedlonych lub osób wewnętrznie przesiedlonych do końca roku. Rząd Iraku, któremu brakuje gotówki, twierdzi, że przyspieszone zamknięcia są potrzebne, aby ożywić opóźnione wysiłki na rzecz odbudowy.
Grupy pomocy ostrzegają, że szybkie zamknięcia mogą pozostawić dziesiątki tysięcy ludzi bez dachu nad głową w miesiącach zimowych w związku z pandemią koronawirusa. Ich przypadkowa realizacja grozi nowym wysiedleniem, spowoduje grzyby po nieformalnych osadach i podsyci urazy w irackim społeczeństwie, które wciąż toczy się ze wspomnień o brutalnych rządach IS.
Jak dotąd co najmniej 34 000 osób zostało wypartych przez zamknięcie lub scalenie 11 formalnych obozów od połowy października. Grupy pomocy twierdzą, że liczba ta jest prawdopodobnie wyższa. Kolejne 26 000 osób nadal przebywa w trzech pozostałych obozach w Iraku, które mają zostać zamknięte.
Ponad 180 000 osób mieszka w 25 innych obozach w północnym regionie rządzonym przez Kurdów. Nie jest jasne, kiedy staną w obliczu zamknięcia.
Wydaleni mieszkańcy obozów pozostają w zniszczonych domach lub w namiotach lub czerpią oszczędności z wynajmu w drogich rozrostach miejskich. Najbardziej stygmatyzowani - rodziny należące do grupy IS - mówią, że nie mają się gdzie zwrócić.
„Wypychanie ludzi z obozów może wydawać się zakończeniem wysiedleń, ale nie rozwiązuje to kryzysu pod względem oferowania trwałych rozwiązań dla tego wysiedlenia” - powiedziała rzeczniczka Norweskiej Rady ds. Uchodźców Marine Olivesi.
Wojna Iraku z Państwem Islamskim w latach 2014-2017 wypędziła 6 milionów Irakijczyków z ich domów, czyli prawie 15% populacji. Z biegiem lat wielu powróciło, aw sierpniu 2019 r.rząd Bagdadu zaczął zamykać obozy. Przyspieszyło to proces w połowie października, kiedy w obozach nadal przebywało ponad 240 000 osób.
Prawie 75% mieszkańców obozu Hamam Alil stwierdziło, że nie mogą wrócić, ponieważ ich domy zostały zniszczone - wynika z ankiety przeprowadzonej przez NRC przed zamknięciem obozu.
W obozie Laylan, na zachód od miasta Kirkuk, 7000 osób wewnętrznie przesiedlonych miało dni na spakowanie się i wyjazd, co skłoniło kierownictwo do zmagania się i przygotowania trzymiesięcznego zapasu leków ratujących życie.
ONZ podniosła alarm, stwierdzając, że od czasu opuszczenia obozów 30% osób powracających nie znajduje się w „bezpiecznych lub godnych” miejscach.
Urzędnicy rządowi twierdzą, że zmuszając osoby wewnętrznie przesiedlone do powrotu, grupy pomocy mogą przejść od zarządzania obozami do wspierania rozwoju.
„Potrzebujemy ich powrotu, aby odbudować swoje miasta i wsie” - powiedział Najm Jibouri, gubernator prowincji Niniwa, gdzie znajduje się Hamam Alil. „Tak, będą cierpieć… Ale to nie znaczy, że powinniśmy trzymać ich w obozach bez terminu”.
Jako przykład tego, co niektórzy urzędnicy Niniwy mają nadzieję, zostaną powtórzone w innym miejscu, Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji ONZ niedawno pomogła osobom wewnętrznie przesiedlonym w obozie Salamiyah w oszacowaniu kosztów naprawy domów - powiedział Azad Daoud, zastępca szefa departamentu imigracyjnego w Mosulu.
W przeciwieństwie do tego, co dziesiątki osób powracających powiedziały The Associated Press, Daoud powiedział, że wewnętrznie przesiedleni mieli możliwość pozostania w obozach, jeśli ich miejsca pochodzenia zostały uznane za niebezpieczne.
Chociaż Jibouri naciskał na premiera Iraku i ONZ o większą pomoc, z powodu spadających temperatur, wielu powracających powiedziało, że nie mogą czekać.
W slumsach Hay Tanak w Mosulu 41-letni Ghanem Khalaf zbadał wykopany gołymi rękami rów, aby nie dopuścić do ścieków, które zalewa jego parterowy dom, gdy pada deszcz. Betonowe ściany jego domu nie mają izolacji, która zatrzymywałaby ciepło.
„Musimy tu zostać, nie ma innych opcji” - powiedział ojciec pięciorga dzieci, który kilka miesięcy temu opuścił Jadah Camp.
W miarę opróżniania obozów rząd nie ma planu dla najbardziej napiętnowanych mieszkańców: żon, wdów i matek członków IS, którzy są dyskryminowani i obawiają się zemsty ze strony milicji i ich własnych plemion.
Z ciężarówkami zaparkowanymi, aby odebrać swoje rzeczy w obozie Laylan, Suha Ahmed powiedziała, że nie może wrócić do swojej wioski na południe od Kirkuk.
Chociaż formalnie wyparła się swojego męża będącego członkiem IS - procedura wymagana dla tych rodzin - jej plemię nie zaakceptowało jej powrotu. Obawia się również pobliskiego punktu kontrolnego obsługiwanego przez szyicką milicję.
„Nie wiem, dokąd się udać” - powiedział Ahmed, który ma pięcioro dzieci, najmłodsze trzylatki.
W Niniwie 2000 rodzin powiązanych z IS utknęło w zawieszeniu. Daoud spodziewa się, że zostaną skonsolidowani w Obozie Jadah 5. Potem nie wie, co się stanie.
Prowadzone przez rząd negocjacje z lokalnymi plemionami w celu ułatwienia powrotów przyniosły pewien sukces. Ale inne obszary pozostają poza zasięgiem.
W mieście Sindżar wciąż są świeże bolesne wspomnienia bojowników IS niszczących wioski jazydów, ustawiających mężczyzn do rozstrzelania i zniewalających tysiące kobiet.
Suhad Daoud, która przeżyła horror IS, powiedziała, że nigdy nie zaakceptuje powrotu rodzin sunnickich Arabów.
„Odrzucamy te rodziny, które znów żyją wśród nas. Zdradzili nas - powiedziała.
Szejk Mohammed Ibrahim, przywódca plemienia sunnickiego z wioski Khailo na południe od Sindżaru, powiedział, że nawet dzieciom członków IS nie wolno wracać.
„Każdy, kogo członek rodziny został zabity, będzie chciał zemsty krwi” - powiedział. „Nie chcemy ich z powrotem, nie chcemy ich widzieć, czy to mężczyzn, kobiet czy dzieci”.
Pomimo tych ostrych sprzeciwów rząd jest zdecydowany zamknąć wszystkie obozy.
„Jeśli te rodziny pozostaną w obozach, wyhodujemy w Iraku nowe pokolenie IS” - powiedział Jibouri, gubernator. „Muszą przebywać z ludźmi… Muszą zmienić zdanie”.
zrodlo:apnews
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz