Jarosław Jakimowicz od paru tygodni budzi wyjątkowo dużo kontrowersji, a media co chwilę przypominają kolejne sensacyjne fragmenty jego autobiografii z 2019 r. Po publikacji jednego z nich prezenter TVP Info zapewnił, że książka jest jedynie "fikcją artystyczną". Przejrzeliśmy ją i znaleźliśmy najciekawsze zapiski. Szczegóły poniżej.
- Jarosław Jakimowicz od pewnego czasu jest stale krytykowany w mediach. Portale cytują kolejne fragmenty jego autobiografii, której prawdziwości ostatnio sam się wyparł
- Postanowiliśmy przyjrzeć się życiorysowi "Młodego wilka", inspirując się zapiskami z jego książki "Życie jak film". Celebryta zapewniał, że jej treść "szczera do bólu"
- Filmowy "Cichy" na łamach autobiografii opisał swoje hulaszcze życie w Niemczech, znajomości z mafią, a także ujawnił kulisy swojego udziału w "Big Brotherze"
- Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
Jarosław Jakimowicz jest jednym z największych skandalistów ostatnich miesięcy. Od kilku dni filmowy "Młody wilk" pojawia się w mediach w kontekście afery wokół "gwałciciela TVP Info", którą nagłośnił dziennikarz śledczy Piotr Krysiak. Prezenter zapewniał, że to nie on jest bohaterem skandalu, ponadto zażądał od dziennikarza usunięcia krzywdzącego wpisu na Facebooku. Nie zabrakło też emocjonalnego oświadczenia, które Jarosław Jakimowicz wydał na antenie TVP Info.
Na fali skandalu media przypominają kolejne, sensacyjne przygody prezentera, które ten opisał w autobiografii "Życie jak film" z 2019 r. Gdy nagłośniony został udział Jarosława Jakimowicza w handlu ludźmi, celebryta zapewnił, że książka nie jest autobiografią, tylko "fikcją artystyczną, która miała na celu zwiększenie sprzedaży". Takie wyznanie pojawiło się niedługo po tym, jak Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych zapowiedział złożenie zawiadomienia do prokuratury na zachowanie Jarosława Jakimowicza opisane przez niego w książce.
Przeczytaj więcej: Jakimowicz stanie przed sądem? Jest już ponad 30 zgłoszeń
Fakt, że gwiazdy często kłamią, nie jest niczym nowym dla obserwatorów show-biznesu. Mimo to trudno nam traktować autobiografię Jarosława Jakimowicza wyłącznie jako "fikcję", zwłaszcza że już we wstępie dostajemy informację, że "czytelnik nie znajdzie tu plotek ani opowieści, które z powodzeniem mogłyby pojawić się na pierwszych stronach bulwarówek". Autor dodał też, że "ta książka jest szczera do bólu" i stanowi "subiektywny przegląd jego życia", w którym nie brakowało przygód.
Mając powyższe na uwadze, trudno nie brać na poważnie retrospekcji, które opisał w "autobiografii" Jarosław Jakimowicz. Jak wyglądało życie aktora? Co opisał w swojej książce? Jak doszło do jego telewizyjnego romansu z Jolą Rutowicz?
Jarosław Jakimowicz: sensacyjne historie z autobiografii celebryty
Sporą część autobiografii Jarosława Jakimowicza zajmują wspomnienia młodzieńczych lat. Celebryta opisał, że kiedyś ze szkolnymi kolegami postanowił ograbić żydowskie groby. "Nie chcieliśmy być hienami. Nie zamierzaliśmy więc rozkopywać starych grobów w poszukiwaniu kruszców czy monet. Postanowiliśmy czekać na świeże pochówki. (...) Wreszcie nadeszła wyczekiwana wiadomość. Nowy pochówek. Byliśmy zwarci i gotowi. Wzięliśmy łopaty, odrzuciliśmy wieńce, myśl o drogocennych żydowskich diamentach zalała nam mózgi" - relacjonował w książce. Zgodnie ze słowami celebryty, dozorca cmentarza nakrył ich na gorącym uczynku i zaprzeczył, jakoby Żydzi byli chowani ze swoimi oszczędnościami. "Kiedy dziś o tym myślę, czuję ogromny wstyd, ale takie są prawa młodości" - podsumował historię.
Jak wyglądały nastoletnie lata Jarosława Jakimowicza? Prezenter cały rozdział autobiografii poświęcił swoim przygodom w Niemczech, gdzie wyjechał po uniknięciu poboru do wojska. Opisując "łobuzerskie czasy na obczyźnie", przyznał, że wraz z poznanymi tam osobami "byli złodziejami". "W tym moim złodziejskim świecie co poniedziałek był telefon do domu. (...) Alkohol, oczywiście, też kradliśmy. Najprostszą sprawą było wejście do sklepu, wzięcie asbacha albo bacardi. Ja, ubrany w koszulę i kurtkę, »pakowałem na siebie« dwanaście butelek. (...) Oczywiście sklepów było znacznie więcej. Mieliśmy je wszystkie rozpracowane. Wiedzieliśmy, gdzie kto pracuje, na jaką zmianę przychodzi konkretny pracownik. Kradliśmy też skóry po 800 marek każda. Robiłem to wszystko dla pieniędzy, ale też dla zabawy".
Chwilę później opisał, jak kradł elektronikę ze sklepów. "Jednym z lepszych naszych numerów był numer na telewizor. Ważne było, by móc go samodzielnie udźwignąć. Z takim sprzętem podjeżdżało się do kasy. (...) Brałem więc ten sprzęt, podjeżdżałem do kasy w sklepie i przemawiałem do kasjerki: - Proszę pani, zepsuł mi się ten telewizor... - Nie, to źle pan wszedł. (...) Ja panu otworzę bramkę, serwis jest z drugiej strony. I wychodziłem ze sklepu z telewizorem, do serwisu rzecz jasna nie dojeżdżając" - czytamy.
Jarosław Jakimowicz miał też problemy z niemiecką policją. "Zaczęliśmy złodziejskie manewry z Bundestpost, czyli pocztą niemiecką. Najprościej mówiąc, okradaliśmy ją. Mieliśmy na to swój patent. (...) Za którymś razem byłem w tym miejscu zupełnie przypadkowo. (...) Skończyłem na podłodze skuty kajdankami. Policjanci zawieźli mnie do sądu, wyznaczono rozprawę. (...) Na rozprawie dowiedzieliśmy się, że okradliśmy pocztę niemiecką na 100 tys. marek. (...) Krzywoprzysięstwo policjanta zostało przyjęte jako najświętsza prawda. Wyrok: cztery miesiące więzienia" - opisał. Po latach odniósł się do wydarzenia, zapewniając, że "nigdy nie był skazany prawomocnym wyrokiem za napad na pocztę". I w co wierzyć? My - podobnie jak każdy czytelnik - polegamy jednak na treści autobiografii, niestety...
W autobiografii Jarosław Jakimowicz opisał też dramatyczną ucieczkę przed radiowozem. "Którejś nocy jechałem [czarną fiestą], załadowaną pod sufit kradzionym towarem, gdy nagle usłyszałem syreny policyjnego BMW. Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy: »No to leżę«, ale zaraz po niej przyszła druga, bardziej stanowcza, zmuszająca do działania. »Ucieknę!« - dudniło mi w uszach. (...) Wcisnąłem gaz do dechy, bokiem wchodziłem w zakręty, samochód o mało się nie rozleciał. (...) Byłem pewny, że ucieknę. (...) Żeby nie było widać numerów rejestracyjnych, zgasiłem światła, więc sam też niewiele widziałem. W pewnym momencie ujrzałem gdzieś na horyzoncie zarys mojego domu. (...) Parkując, wjechałem z pełną szybkością w samochód przede mną, po chwili, chcąc wycofać, walnąłem ten z tyłu. Dźwięk alarmu obu wozów został spotęgowany syrenami zjeżdżających się radiowozów. Taki ze mnie uciekinier" - napisał.
Jarosław Jakimowicz ujawnił też w książce, że za młodu "ciągnęło go do Murzynek, Mulatek, Azjatek". Pochwalił się też faktem, że miał "dużo koleżanek wykonujących najstarszy zawód świata". "Dużo z nimi gadałem, chodziłem do kina, spędzałem czas. Te kobiety często miały w sobie dużo więcej dobroci, charakteru niż te, które udają święte" - przyznał, po czym ujawnił, że kupił sobie kobietę za 2 tys. marek. "W mojej głowie pojawiła się myśl, że odtąd będę miał dziewczynę, z którą będę żył, dla której będę pracował i którą się będę opiekował. Będę w związku, ustatkuję się. Zapłaciłem całą kwotę, gość zniknął i kazał mi czekać. (...) Usiadłem, czekałem. Nagle drzwi się otworzyły, a obok sprawcy zamieszania stanęła 12-letnia dziewczynka. - Co to jest? - spytałem, nie mogąc wyjść ze zdumienia. - No jak to, twoja dziewczynka - Jugol radośnie przyklasnął, dumny z siebie. - Ale... One jest mała... trochę... jakby. - Spokojnie, urośnie ci!. (...) - Nie, ale ja nie mogę! - zaprotestowałem" - relacjonował, a rok po publikacji książki wyparł się tej historii.
Jarosław Jakimowicz opisał też swoje znajomości ze światkiem mafijnym. "Dawno temu mieszkałem z żoną w Pruszkowie, no i miałem znajomych z mafii. Jeździłem z »Pershingiem« i ze »Słowikiem« na imprezy. Spotykałem się z »Nikosiem«, który wpadał do Warszawy. Nie szukałem specjalnie ich towarzystwa, nie należałem do ich struktur. (...) Gdy »Słowik«, szef mafii pruszkowskiej, siedział w więzieniu w Valdemoro w Hiszpanii, odwiedzałem go dość regularnie. Robiły to tylko trzy osoby: jego żona, adwokat i ja" - pochwalił się w autobiografii.
Popularność aktorowi zapewniła rola "Cichego" w "Młodych wilkach". Jak otrzymał tę rolę? Z książki dowiadujemy się, że zaczęło się od zdjęć próbnych do innego filmu Juliusza Machulskiego. "Na zdjęcia poszedłem, grałem z Małgorzatą Foremniak. Film nigdy nie powstał. (...) W trakcie tych zdjęć zauważyłem pewną dziewczynę. Weszła na salę zdecydowanym krokiem. (...) Weszła, rozejrzała się i wyszła. To w zasadzie wszystko, co zapamiętałem z tego dnia. (...) Minęło pół roku, gdy znów przyjechałem do Polski. (...) I nagle przy stoliku stanęła dziewczyna i wypaliła: - Gdzie ty jesteś? Kim ty jesteś? (...) Widziałam cię u Julka, na zdjęciach. Byłam ubrana na czarno, miałam beret. (...) Jestem drugim reżyserem w filmie »Przemytnicy«, ty jesteś na sto procent dla nas. - Dobra - machnąłem ręką. - Nie dobra, tu siedzi producentka i reżyser i choć, niedługo zaczynamy. (...) Podszedłem do stolika. Jarosław Żamojda miał zwyczaj noszenia czapki, musiał więc unieść nieco wyżej głowę, by mnie zobaczyć. Daszek mu się uniósł, wzrok powędrował na mnie, a z ust wyrwało się zamiast powitania: - O ku*wa, »Cichy«!" - opisał kulisy otrzymania roli.
Aktor opisał, że rola "Cichego" miała swoje dobre, ale i złe strony. Na dowód opisał jedno z niebezpiecznych spotkań z mafiosami. "Blisko mojego domu był wtedy klub. (...) Odprowadziłem dziewczyny do stolika i poszedłem do baru. Stanąłem, by coś zamówić, i kątem oka zauważyłem, że trzech kolesiów w skórach, których wcześniej minąłem przy wejściu, idzie w moim kierunku. I już wiedziałem, że za chwilę coś się wydarzy. (...) Odwróciłem się do baru i zobaczyłem przed sobą tych trzech gości, jeden z nich wyjmuje broń, przeładowuje i przystawia mi do skroni. (...) Pociągnęli mnie do wyjścia. Czy się bałem? Pewnie. Zanim dobrnęliśmy do wyjścia, jeden z kolesiów nagle oznajmił zachwycony: - O, Sławuś idzie! (...) Zobaczyłem kolesia, z którym piłem zupełnym przypadkiem poprzedniego wieczoru. (...) Jak ja byłem sobie wdzięczny za to, że potraktowałem bandytę, który dojrzał tego Sławusia, jako suflera z teatru. Podchwyciłem rzuconą przez niego kwestię, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, czy to mnie ocali, czy nie. (...) Pistolet zniknął równie szybko, jak się wcześniej pojawił przy mojej głowie. - No to napijemy się! - zarządzili wszyscy" - opisał.
Po epizodzie aktorskim Jarosław Jakimowicz zajął się produkcją filmową i muzyczną. W autobiografii wspomniał współpracę z wytwórnią płytową Marka Kościkiewicza z De Mono. "Pracowałem z Urszulą, Varius Manx, De Su, Mafią, Kayah. To był topowy okres. Wtedy telewizja publiczna puszczała czasami teledyski, gdy miała dziury w programie. (...) Po dwóch tygodniach nie tylko puszczali teledyski, którymi się opiekowałem w wytwórni, lecz także dysponowałem własną przepustką. Stałem się ukochanym dzieckiem Niny Terentiew. (...) Byłem nawet »testowany« jako prezenter »Pytania na śniadanie«, ale po dwóch próbach odesłałem samochód. Dlaczego? Podjeżdżał o 4:20. W nocy!" - przyznał.
Aktor opisał też nieprzyjemne doświadczenia z dziennikarzami. W autobiografii wspomniał jedno z nich. "Udzieliłem wtedy fajnego wywiadu, ale jak to często bywa, dziennikarze nie kierowali się etyką dziennikarską, lecz chęcią wywołania sensacji, a co za tym idzie - zwiększenia zysków ze sprzedaży swojego materiału [sic!]. W tym wywiadzie również padło pytanie o kobiety. (...) Wywiadu udzieliłem, opublikowali go, gazeta wyszła i pojawiła się w kioskach. Tytuł wywiadu: »Jarosław Jakimowicz poszukuje seksownej partnerki«. Przypominam: byłem w poważnym związku z Agnieszką. (...) I niby mam to w du*ie i nawet Agnieszka wie, o co chodzi, ale tak się nie robi!" - zasmucił się.
Osobny rozdział dotyczy udziału Jarosława Jakimowicza w "Big Brotherze", co samo w sobie fikcją na pewno nie jest, bo miliony widzów śledziło jego poczynania w programie. Sam przyznał w książce, że udział w reality show "odbił mu się czkawką", m.in. ze względu na - jak się okazało - reżyserowany romans z Jolą Rutowicz. "Po drugim weekendzie producent powiedział: - Ludzie zdecydowali, że trzeba wyrzucić Rutowicz. Potrzebujemy jej. - Rozumiem - odrzekłem, doskonale zdając sobie sprawę, że zadziałał prosty mechanizm: odrzućmy kogoś, kto wychodzi poza ramy nudy, szarości, bylejakości. Przecież tę dziewczynę bardzo ładnie wykreowano. (...) - Czy możemy zrobić z was parę? - usłyszałem. - Jak chcesz to zrobić? - musiałem to zadanie potraktować jako kolejną rolę w serialu do zagrania. Zgodziłem się w porozumieniu z żoną. Zrobiliśmy to. Dzięki temu zabiegowi oglądalność wzrosła, a do finału doszliśmy we dwoje. (...) Po udziale w »Big Brotherze« nagraliśmy razem kolejny program: »Jarek i Jola«, z którego wynikało, że nadal jesteśmy parą. (...) Ludzie także w to wierzyli" - przyznał, przypominając, że na udziale w "BB" zarobił łącznie 150 tys. zł.
To tylko część niezwykłych przygód, które Jarosław Jakimowicz opisał w swojej książce. I podkreślamy: nie mamy żadnych powodów, by nie traktować ich jako prawdziwe, zwłaszcza że aktor sam zapewnił we wstępie, że "ta książka jest szczera do bólu".
zrodlo:plejada.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz