AUTOR: TYLER DURDEN
Autor: Joseph Solis-Mullen za pośrednictwem The Mises Institute,
Jeśli była jedna rzecz, która w przewidywalny sposób zjednoczyła zwykle skłóconą rzymską elitę, to było to pojawienie się postrzeganego zagrożenia dla śródziemnomorskiej i prawie kontynentalnej hegemonii Rzymu. Do pewnego stopnia, jakkolwiek trudne do obliczenia, nie można zaprzeczyć, że rozpad Związku Radzieckiego był odpowiedzialny za rosnącą polaryzację amerykańskiej polityki. Michaił Gorbaczow przewidział tak bardzo, jak zimna wojna zbliżała się do końca, mówiąc: "Naszą główną tajną bronią jest pozbawienie cię wroga". Rzeczywiście, ich śmiertelny wróg pokonany, Republikanie i Demokraci przystąpili do walki o pozycję i przywileje z nieograniczoną energią, która w ciągu trzydziestu lat doprowadziła do naruszenia wielu tak zwanych norm demokratycznych Republiki na długo przed tym, jak Donald Trump został republikańskim kandydatem na prezydenta w 2016 roku.
Nie powinno więc dziwić, że Republikanie i Demokraci próbują odzyskać część tej niegdyś celebrowanej dwupartyjności, po raz kolejny jednocząc się w walce z kolejną rundą pretendentów do liberalnej kapitalistycznej hegemonii. Jednak w tej rewalescencji zimnej wojny, teraz przedstawionej jako "demokracja kontra autorytaryzm", Stany Zjednoczone zaczynają od znacznie słabszej względnej pozycji niż na przykład w 1950 roku. Na przykład w 1950 r. jego produkcja przemysłowa stanowiła połowę światowej produkcji. Na swoją korzyść Europa w tym czasie była całkowicie zależna od Amerykanów, zarówno gospodarczo, jak i militarnie, i dlatego pozwoliła Waszyngtonowi mniej lub bardziej dyktować wspólną politykę zagraniczną wobec Związku Radzieckiego według własnego uznania.
Oba te warunki obecnie nie utrzymują się, a ponieważ zasoby wojskowe, gospodarcze i dyplomatyczne stają się coraz rzadsze dla Ameryki walczącej z oczywistym upadkiem, unikanie niepotrzebnych konfliktów będzie miało kluczowe znaczenie dla zachowania istniejącego statusu i dobrobytu kraju. Podczas gdy przejściowe tarcia muszą wystąpić i rzeczywiście mogą istnieć rzeczy, o które warto walczyć, Ukraina nie jest jedną z nich.
Aby podkreślić niektóre z różnych powodów, dla których Ukraina stanowi złą inwestycję dla narodu amerykańskiego, pomocne jest porównanie jej z inną kwestią terytorialną najeżoną podobnym niebezpieczeństwem: Tajwanem. Jest to szczególnie ważne, biorąc pod uwagę wspólne oświadczenie wydane przez prezydenta Rosji Władimira Putina i prezydenta Chin Xi Jinpinga w zeszłym tygodniu, które mniej lub bardziej sformalizowało to, co do tej pory było milczącym założeniem: będą wspierać się nawzajem w pożądanych dostosowaniach do istniejących granic terytorialnych i instytucji geopolitycznych.
Pomijając fakt, że Tajwan jest stroną wciąż trwającej, siedemdziesięcioletniej wojny domowej przeciwko kontroli kontynentalnej i że amerykański akt uzbrojenia separatystycznej prowincji jest wysoce prowokacyjny i nierozsądny, argumenty za tym, w kategoriach realpolitik, są dość spójne z liberalnej imperialistycznej i neokonserwatywnej perspektywy: Tajwan stanowi część ciasnego łańcucha wysp wpisujących się do chińskiej marynarki wojennej i zagrażających jej morskim łańcuchom dostaw; jest to etnolingwistycznie jednorodna, dobrze funkcjonująca demokracja, a jej eksport zaawansowanych technologii stanowi kluczowy element zachodnich łańcuchów dostaw; nie był rządzony przez kontynent od ponad wieku i jest wspierany przez pierścień sojuszników zaangażowanych w utrzymanie niezależności status quo.
Ten ostatni punkt jest kluczowy, ponieważ podczas gdy Europa zachwiała się co do tego, jak poradzić sobie z rosyjskim rewanżyzmem, nie ma takiej niepewności wśród przywódców Japonii, Korei Południowej, Indii, Filipin, Australii i wielu innych, że Chiny muszą zostać powstrzymane.
Przechodząc do przypadku Ukrainy, poza względną europejską ambiwalencją, własne braki porównawcze Ukrainy poddają w wątpliwość prawdopodobne zyski z jej obrony: nie produkując niczego, czego potrzebują Stany Zjednoczone, jest to państwo skorumpowane i etniczno podzielone oraz ma długą i otwartą granicę z Rosją; była częścią imperium sowieckiego i przez co najmniej dwieście lat wcześniej była uznawana przez różne mocarstwa zachodnie za strefę wpływów Imperium Rosyjskiego.
Chociaż regularnie słyszy się, jak byli ambasador USA i profesor Stanford Michael McFaul mówią, że żaden rosyjski przywódca nigdy nie zgłosił sprzeciwu wobec ekspansji Północnoamerykańskiej Organizacji Traktatowej (NATO), jest to weryfikowalnie fałszywe. Oczywiście Rosjanie sprzeciwiali się – to, że często robili to cicho lub nieskutecznie, jak na Bałkanach, było jedynie funkcją stosunkowo osłabionego wówczas państwa rosyjskiego. Ale już w 1995 roku ówczesny prezydent Rosji Borys Jelcyn wydał oświadczenie potwierdzające tradycyjne prawo Rosji do strefy wpływów na jej bliską zagranicę; a w 2007 roku, po kolejnej rundzie ekspansji NATO na wschód, Putin wydał pamiętne potępienie akcji na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, którego znaczenia nie można było pomylić – "Przeciwko komu ta ekspansja jest zamierzona?" – retorycznie piorunował.
Chociaż USA i Rosja wspólnie zobowiązały się do przestrzegania i ochrony suwerenności Ukrainy w 1994 roku w zamian za rezygnację Ukrainy z broni jądrowej, administracje Clintona i George'a W. Busha zignorowały następnie ostrzeżenia Jelcyna o rosyjskich prerogatywach w regionie i naruszyły to, co wielu uznało za porozumienie, że NATO nie rozszerzy się "ani o cal na wschód". Po dwóch pełnych rundach rozszerzenia NATO, w 2008 roku administracja Busha wykręciła ręce niemieckim i francuskim przywódcom, aby uzyskać miękkie publiczne zobowiązanie w sprawie przyszłego członkostwa Ukrainy w NATO. Kiedy administracja Obamy poparła obalenie rosyjskiego sojusznika prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza w 2014 roku, Kreml odpowiedział aneksją Krymu – chroniąc w ten sposób bazę morską, którą dzierżawił od Ukrainy od czasu uzyskania niepodległości i zapobiegając dalszej utracie przez Kreml wpływów w polityce wewnętrznej Ukrainy.
Od wyborów w 2012 roku, które przywróciły Putina do władzy, ale zwłaszcza od 2014 roku i aneksji Krymu przez Rosję, zachodnia publiczność została zalana litanią artykułów i książek poświęconych wyjaśnieniu nieuchronności agresywnego Putina w marszu. Prawda jest taka, że podobnie jak uzbrojenie Tajwanu, ekspansja NATO i wsparcie dla niekonstytucyjnego obalenia sprzymierzonego z Rosją prezydenta Ukrainy były lekkomyślnymi i nierozsądnymi działaniami, które ignorują prawdopodobne długoterminowe implikacje dla bezpieczeństwa na rzecz krótkoterminowych korzyści geopolitycznych i wewnętrznych. Co więcej, oczywiste jest, że pozornie zbliżający się konflikt między demokracją a autorytaryzmem jest pozorem, retoryczną konstrukcją zachodnich elit wojskowych, bezpieczeństwa, akademickich, medialnych i politycznych zdeterminowanych, aby utrzymać zachodnią hegemonię w obliczu rosnących w siłę pretendentów. Na przykład trudno nie zauważyć, że teokratyczna i patriarchalna dyktatura rządząca Arabią Saudyjską nadal zalicza się do sojuszników Ameryki – nawet jeśli nadal prowadzi brutalną i nielegalną wojnę z sąsiednim Jemenem. Tak samo wsparcie nadal płynie do Egiptu, Jordanii, Izraela – i tak dalej.
Liberalizm jako polityka wewnętrzna jest wielki, ale jako polityka zagraniczna jest prawdopodobnie najgorszy, ponieważ implikuje, że tylko demokratycznie wybrane rządy są naprawdę uzasadnione, służąc w ten sposób jako pretekst lub pokusa do konfliktu z odległymi mocarstwami, a jednocześnie rażące podwójne standardy, które Ameryka stosuje rozważając swoje strategiczne partnerstwa, i rzeczywiście wiele własnych działań, podważa amerykańską wiarygodność jako rzekomej siły moralnej.
Chociaż administracja Bidena nakazała już rozmieszczenie wojsk amerykańskich w Europie Wschodniej ze względu na możliwość wojny między NATO a Rosją o Ukrainę i nie zrobiła nic innego, aby rozproszyć konflikt, to, co amerykańscy decydenci powinni zrobić w interesie narodu amerykańskiego, jest oczywiste: zostań w domu, ratuj życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz