Timofey Bordachev, dyrektor programowy Klubu Valdai
Kanclerz Niemiec Olaf Scholz (2. od lewej) zasiada przy stole z Mario Draghim (po lewej), premierem Włoch, Wołodymyrem Selenskim, prezydentem Ukrainy, (C) Emmanuelem Macronem, prezydentem Francji (2. od prawej) i Klausem Iohannisem, prezydentem Rumunii (po prawej) ) 16 czerwca 2022 r. w Kijowie na Ukrainie. © Jesco Denzel/Getty Images
O ile dla prezydenta Władimira Zełenskiego niepowodzenia Ukrainy w Waszyngtonie stanowią poważne rozczarowanie po wszystkich złożonych mu wcześniej obietnicach, o tyle dla UE spowolnienie monetarne stanowi okazję do negocjacji z USA.
UE, zarówno wewnętrznie, jak i zewnętrznie, znajduje się obecnie w takim stanie, że rozpoczęcie negocjacji w sprawie akcesji Ukrainy czy Mołdawii nie może spowodować poważnych szkód. Biorąc jednak pod uwagę słabą rękę, jaką dysponuje blok, nawet tak wątłe porozumienie można uznać przez jego przywódców za niewielki sukces w polityce zagranicznej.
Decyzja szczytu UE niczego nie zmienia. Chodziło o relacje z głównymi aktorami na arenie międzynarodowej – USA, Rosją i Chinami – i nie miało nic wspólnego z własnym rozwojem bloku z korzyścią dla jego obywateli.
Rzeczywiście, już dawno przestało to być celem polityków europejskich, którzy nie wiążą w szczególny sposób swoich osobistych perspektyw z przyszłością państw, którym przewodzą.
Oficjalnie Węgry były główną przeszkodą w pozytywnym podjęciu decyzji w sprawie pomocy dla Ukrainy i potencjalnego członkostwa Kijowa.
W rzeczywistości sytuacja jest znacznie bardziej skomplikowana, a głównym rozmówcą Brukseli jest tutaj jej sojusznik – USA.
Dla samych zachodnich Europejczyków przydzielenie środków Kijowowi czy rozpoczęcie z nim negocjacji w sprawie członkostwa w UE nie stanowi dużego problemu.
Przede wszystkim powinniśmy chyba zacząć od tego, że 50 miliardów euro – które zatrzymał Budapeszt – samo w sobie nie jest kwotą ogromną.
To na przykład 12 razy mniej niż pierwsza ogłoszona część funduszu unijnego powołanego w 2020 roku na pomoc krajom i sektorom najbardziej dotkniętym pandemią koronawirusa.
Doskonale wiemy, jak UE lubi wydawać swoje pieniądze i nie ma wątpliwości, że duża ich część zostanie podzielona pomiędzy europejskie firmy i różne firmy doradcze, które obsługują ukraiński rząd.
Sama ukraińska gospodarka dostanie bardzo niewiele, jeśli środki zostaną przyznane.
Tym bardziej, że propozycja zakłada rozłożenie wszystkiego na kilka lat, co umożliwi wstrzymanie wydatków w przypadku zmiany okoliczności politycznych.
Głównym pytaniem dla krajów UE jest zatem to, co Amerykanie dadzą Kijówowi, a czego nie.
Zachodni Europejczycy słusznie postrzegają konflikt z Rosją w sprawie Ukrainy jako sprawę USA. Władze niemieckie lub francuskie są gotowe pomóc przywódcom Kijowa w formie broni i pieniędzy, ale nie mają złudzeń co do tego, gdzie leży ich prawdziwa lojalność.
Berlin, Paryż i Rzym zdają sobie sprawę, że UE już dawno utraciła wpływy na Ukrainie i płacą za reżim służący interesom USA i w mniejszym stopniu Wielkiej Brytanii.
Sytuacja w USA jest obecnie niepewna ze względu na nasilanie się walki pomiędzy głównymi siłami politycznymi.
Poziom przyszłej pomocy dla Ukrainy uzależniony jest od wewnętrznej sytuacji politycznej, w której dominują przygotowania do wyborów prezydenckich w 2024 roku.
Na pierwszy plan wysuwają się zatem kwestie wewnętrzne, w szczególności polityka imigracyjna.
Niedawne wizyty ukraińskich urzędników w Waszyngtonie nie przyniosły wymiernych rezultatów: coraz wyraźniej widać, jak dalekie są ich problemy od tego, czym naprawdę interesuje się amerykański establishment.
I o ile dla Kijowa jest to poważne rozczarowanie po wszystkich złożonych wcześniej obietnicach, o tyle dla UE spowolnienie amerykańskiej pomocy jest okazją do negocjacji z Waszyngtonem.
Mimo że w kręgach politycznych Europy Zachodniej dominują nastroje antyrosyjskie, nikt w UE, z wyjątkiem części Polski i byłych republik bałtyckich Związku Radzieckiego, nie postrzega konfliktu z Rosją jako sprawy osobistej.
I chociaż USA nie są w stanie podjąć decyzji w sprawie dalszej pomocy dla Kijowa, główne kraje UE nie mają powodu spieszyć się z decyzjami o wysłaniu własnych pieniędzy.
Oczywiście nikt w Niemczech ani we Francji nie będzie o tym mówił otwarcie.
W tym sensie obecność w UE takiego kraju jak Węgry tylko im pomaga: wszystko można zwalić na bezkompromisowość Budapesztu.
Istnieją podstawy, aby sądzić, że blok odłoży wszelkie konkretne decyzje do czasu podjęcia decyzji przez USA.
Kwestia rozpoczęcia negocjacji z Kijowem i Kiszyniowem w sprawie przystąpienia do UE była przedmiotem gorącej dyskusji nawet na zewnątrz.
Jednocześnie stanowisko większości krajów Europy Zachodniej opiera się na fakcie, że rozpoczęcie negocjacji nie musi oznaczać ich zakończenia w dającej się przewidzieć przyszłości.
UE ma dziesięciolecia doświadczenia w niekończącym się procesie przygotowań do przystąpienia Turcji.
Dlatego Niemcy i Francja postrzegają rozpoczęcie procesu negocjacyjnego jako decyzję całkowicie niewiążącą, co otwarcie stwierdził Emmanuel Macron.
Ale można to zobaczyć w kontekście relacji ns z USA, Rosją i Chinami.
W pierwszym przypadku Bruksela i stolice Europy Zachodniej przedstawią swoją pozytywną decyzję jako ważny krok w kierunku spełnienia życzeń Waszyngtonu. Jeśli chodzi o stosunki z Moskwą, oświadczenie w sprawie negocjacji z Kijowem i Kiszyniowem postrzegane jest także z czysto politycznego punktu widzenia: może dać UE kartę przetargową w przyszłych negocjacjach.
Blok wierzy także, że zademonstruje powagę swoich zamiarów Chinom, które uważnie monitorują rozwój konfliktu w Europie Wschodniej.
W każdym razie kwestia przyszłości Ukrainy i Mołdawii jest tutaj trzecim priorytetem.
Przystąpienie do UE od dawna nie gwarantuje otrzymania korzyści, z jakich korzystają jej państwa-rdzeniowych.
Generalnie nikt nie wie z całą pewnością, jak będzie wyglądać „zjednoczona Europa” za 20–30 lat.
Politycy od dawna rozumieją potrzebę zastanowienia się, jak zachować związek w zmieniającym się środowisku międzynarodowym.
Nie potrafią jednak tego zrobić na poważnie: w samych krajach UE panuje zbyt duża niepewność, niejasne są perspektywy ich rozwoju gospodarczego i relacji z USA.
Integracja europejska, jaką znamy z osiągnięć lat 90. i 2000., już dawno minęła.
Co go zastąpi, nie jest jasne, nawet w ujęciu ogólnym.
Wydaje się, że wielu jest gotowych uczynić ją tak luźną i politycznie fragmentaryczną, że nawet formalne członkostwo Ukrainy i Mołdawii nie będzie stanowić szczególnego problemu.
Artykuł ten został po raz pierwszy opublikowany przez gazetę „Vzglyad”, przetłumaczony i zredagowany przez RT Ream
Przetlumaczono przez translator Google
zrodlo:https://www.rt.com/news/589207-eu-us-bargaining-chip/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz