AUTOR: TYLER DURDEN
Autor: Ryan McMaken za pośrednictwem The Mises Institute,
Z zwolennikami interwencji wojskowej i wojny zawsze jest rok 1938, a każda próba zastąpienia dyplomacji eskalacją i wojną jest "ustępstwem".
Na przykład w zeszłym tygodniu ukraińska ustawodawczyni Lesia Wasylenko oskarżyła zachodnich przywódców o ustępstwa podczas inwazji Moskwy na Ukrainę, stwierdzając: "To jest to samo, co w 1938 roku, kiedy również świat, a w szczególności Stany Zjednoczone, odwracały wzrok od tego, co robił Hitler i jego partia nazistowska". Tydzień wcześniej estoński ustawodawca Marko Mihkelson oświadczył: "Mam nadzieję, że się mylę, ale czuję tutaj zapach Monachium".
Są to oczywiście odniesienia do osławionej konferencji monachijskiej z 1938 r., Kiedy premier Wielkiej Brytanii Neville Chamberlain (i inni) zgodzili się zezwolić Niemcom Adolfa Hitlera na aneksję Sudetów w Czechosłowacji jako środka do uniknięcia ogólnej wojny w Europie. "Ustępstwa" oczywiście nie zapobiegły wojnie, ponieważ reżim Hitlera faktycznie planował aneksję znacznie więcej.
Od tego czasu "lekcja z Monachium" dla zwolenników interwencji wojskowej jest taka, że zawsze najlepiej jest eskalować konflikty międzynarodowe i spotykać się ze wszystkimi postrzeganymi agresorami z natychmiastową siłą militarną, zamiast przyjmować kompromis lub nieinterwencję.
Amerykanie poczynili podobne odniesienia, a eksperci od Larry'ego Eldera do Petera Singera zasypują swoje rozważania na temat wojny na Ukrainie analogią monachijską. Wystarczy wpisać "Monachium" i "1938" w wyszukiwarce na Twitterze, aby otrzymać pozornie nieskończoną liczbę tweetów od nowo wybitych amerykańskich ekspertów od polityki zagranicznej o tym, że cokolwiek mniej niż III wojna światowa jest Monachium od nowa. Historycznie rzecz biorąc, niezliczeni amerykańscy politycy również używali tej analogii. Zimni Wojownicy z 1980 roku potępili wysiłki Ronalda Reagana zmierzające do ograniczenia broni jądrowej jako ustępstwa w stylu monachijskim. Republikanie rutynowo twierdzili, że irańska dyplomacja Baracka Obamy była tym samym.
Ale w rzeczywistości nie jest tak, że każdy akt dyplomacji lub kompromis mający na celu uniknięcie wojny jest ustępstwem. Co więcej, możemy znaleźć niezliczone przykłady, w których nieinterwencja i odmowa eskalacji sytuacji były – lub byłyby – lepszym wyborem.
Innymi słowy, nie zawsze jest to rok 1938. Zamiast skupiać się na "lekcji z 1938 roku", lepszą lekcją do nauczenia się jest często "lekcja z 1914 roku", a może nawet lekcje z 1853, 1956 lub 1968 roku. We wszystkich tych przypadkach eskalacja militarna była – lub byłaby – złą reakcją. Co więcej, w dobie broni nuklearnej – czegoś, co nie istniało w 1938 roku – świat jest innym miejscem, a konfrontacja z potęgą nuklearną może potencjalnie doprowadzić do końca ludzkiej cywilizacji. Przypadkowe bandycje na temat żądań "strefy zakazu lotów" – co oznaczałoby wojnę z Rosją – jest zarówno nieodpowiedzialne, jak i retoryką pasującą do nienuklearnego świata, który przestał istnieć wiele dekad temu.
Podstawy "Lekcji Monachium"
Rzekoma lekcja Monachium opiera się na dwóch podstawowych filarach. Pierwszym z nich jest założenie, że każdy akt agresji militarnej doprowadzi do wielu innych aktów agresji militarnej, jeśli nie zostanie stanowczo odparty. Jest to w zasadzie wariacja na temat teorii domina: jeśli jeden naród podda się podbojowi przez agresywnego sąsiada, inne narody wkrótce również będą zmuszone do poddania się. Zakłada to, że każde rzekomo agresywne państwo ma takie same motywacje jak nazistowskie Niemcy i może wiarygodnie dążyć do dużego, obejmującego cały region łańcucha podbojów wojskowych w wielu państwach.
Drugim filarem lekcji monachijskiej jest to, że ponieważ każdy agresywny akt wojskowy może doprowadzić do wielu innych, jedyną realistyczną opcją jest sprostanie agresji z eskalacją i bezkompromisową reakcją.
Właśnie dlatego zachodni zwolennicy awanturnictwa wojskowego wielokrotnie zrównują każdego zagranicznego przywódcę, którego zachodnie elity nie lubią z Hitlerem. Lub, jak zauważono w The Conversation:
Ten rodzaj paralelizmu nie jest nowy; jest używany za każdym razem, gdy pojawia się nowy wróg, na którym opinia publiczna powinna się skupić. W ostatnich latach, zgodnie z zachodnią retoryką, Adolf Hitler był już najwyraźniej reinkarnowany kilka razy – jako Saddam Husajn, Mohammad Kaddafi, Mahmud Ahmadineżad i inni.
W 2022 roku Putin jest nowym Hitlerem, co z konieczności oznacza dla niektórych, że każda porażka Zachodu w odpowiedzi na rosyjską inwazję pełną eskalacją militarną jest ustępstwem w stylu monachijskim.
Fakt, że wydarzenia z 1938 roku są tak dobrze znane tak wielu, znacznie pomógł w forsowaniu narracji, że kompromis lub brak interwencji jest ustępstwem. Dla większości Amerykanów jest to prawdopodobnie jedyne wydarzenie w historii dyplomacji, o którym faktycznie coś wiedzą. Nieważne, że lekcja z Monachium często okazywała się zupełnie nieprzydatna do współczesnego świata. Jak zauważył Robert Kelly w mało nieinterwencjonistycznej publikacji z 1945 roku:
Ten przerażający obraz spadających kostek domina nie jest jednak historycznie powszechny, na szczęście. Było to w 1930 roku, ale nie było to na przykład w zimnej wojnie. Agresorzy nie zawsze czytają jedno zwycięstwo w miejscu, aby oznaczać, że mogą automatycznie naciskać na inne "domino". Odstraszanie opiera się na czynnikach lokalnych i historycznych; niektóre zobowiązania są znacznie bardziej wiarygodne niż inne. Tak więc, mimo że USA przegrały w Wietnamie, Korea Północna czy Niemcy Wschodnie nie zaatakowały Korei Południowej ani Niemiec Zachodnich, tak jak USA nie zaatakowały Kuby czy Nikaragui po sowieckiej klęsce w Afganistanie.
Na Ukrainie oznacza to, że niechęć Zachodu do bezpośredniej walki z Rosjanami na Ukrainie nie oznacza automatycznie, że Putin przetestuje zbiorowe zaangażowanie NATO w bezpieczeństwo lub że Chiny zaatakują Tajwan.
Ale nic z tego nie ma znaczenia, gdy opinia publiczna wierzy w to, co mówią jej politycy i media o tym, że każde zbójeckie państwo jest odpowiednikiem nazistowskich Niemiec. Nie ma lekcji polityki zagranicznej do nauczenia się poza przeciwstawianiem się każdemu nowemu "Hitlerowi".
Lekcja z 1914 roku
Są jednak konkurencyjne lekcje, których należy się nauczyć. Lekcje można znaleźć, powiedzmy, w okresie poprzedzającym wojnę krymską w 1853 roku lub kryzys lipcowy w 1914 roku. (Zapytaj przeciętnego Amerykanina o jedno z nich, a prawdopodobnie otrzymasz puste spojrzenie.)
W obu tych przypadkach reżimy twierdziły, że przeciwdziałają agresji ze strony obcych państw i chronią "sojuszników" lub uciskane mniejszości na ziemiach poddawanych podbojowi.
Przygotowania do pierwszej wojny światowej stanowią szczególną przestrogę przed pośpiechem w interweniowaniu w imię wspierających sojuszników. Austriacki reżim postawił Serbom ultimatum, a Rosjanie – przy wsparciu Francji, największej demokracji w Europie – zmobilizowali się do poparcia tradycyjnego sojusznika Serbii. Niemcy zmobilizowali się wówczas na poparcie Austro-Węgier. Później reżimy w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych stosowały propagandę o rzekomych niemieckich zbrodniach wojennych w Belgii, aby zapewnić swoim krajom przystąpienie do wojny. Brytyjscy politycy twierdzili również, że muszą interweniować, aby pomóc sojusznikom Wielkiej Brytanii w oparciu się agresji. Nastąpiły cztery lata możliwego do uniknięcia i całkowicie bezsensownego rozlewu krwi. Dzięki wezwaniom do przeciwstawienia się agresji i obrony sojuszników to, co powinno być wojną regionalną na Bałkanach, stało się poważną wojną ogólnoeuropejską. Co gorsza, wraz z Traktatem Wersalskim i włączeniem absurdalnej klauzuli "winy wojennej" przeciwko Niemcom, wojna przygotowała grunt pod znacznie bardziej niszczycielską II wojnę światową.
Jednak wojna była wynikiem tego, że reżimy robiły – z własnej perspektywy – to, co nakazuje "lekcja Monachium": pędziły na wojnę, natychmiast eskalowały i konfrontowały "wrogów" z siłą militarną w imię przeciwdziałania agresji.
Lekcja z 1914 roku jest dziś z pewnością pouczająca. Eskalacja jest wyjątkowo nierozsądna, zwłaszcza jeśli istnieje możliwość przekształcenia ograniczonych wojen w katastrofy na wielką skalę. Co więcej, w przypadku Stanów Zjednoczonych złożoność przyczyn wojny oznaczała, że nie było żadnego uzasadnionego powodu, aby Stany Zjednoczone weszły. W wojnie nie było "dobrego faceta", a udział Amerykanów tylko jeszcze bardziej przedłużył rozlew krwi.
Na szczęście, pomimo pretensji do bycia globalnym gwarantem wolności zawsze i wszędzie, Stany Zjednoczone, co najmniej dwa razy zachowywały się tak, jakby wyciągnęły wnioski z 1914 roku. Pierwszy raz miało to miejsce w 1956 roku, kiedy radzieckie czołgi wjechały na Węgry, kiedy węgierski reżim – pozornie suwerenne państwo – stał się zbyt żałosny, by pasował do Moskwy. Tak więc radzieckie wojsko wkroczyło, aby zapewnić Węgrom wystarczającą kontrolę moskwy. Tysiące Węgrów zostało zabitych. Czy Organizacja Traktatu Północnoatlantyckiego zmobilizowała się przeciwko tej agresji? Czy Dwight Eisenhower przygotował amerykańskie bombowce? Nie.
Następnie, w Pradze w 1968 roku, czechosłowacki ruch oporu wobec Moskwy doprowadził do inwazji dwustu tysięcy obcych żołnierzy i dwudziestu pięciuset czołgów z prosowieckich reżimów Układu Warszawskiego. Ponownie Stany Zjednoczone nie podjęły żadnych działań.
Była to oczywiście słuszna decyzja ze strony USA i NATO. Z drugiej strony, wzięcie pod uwagę lekcji monachijskiej oznaczałoby bezpośrednią konfrontację między NATO a Związkiem Radzieckim – de facto konfrontację między Stanami Zjednoczonymi a ZSRR. To znacznie zwiększyłoby prawdopodobieństwo globalnej wojny nuklearnej.
Oczywiście, niektórzy działacze antysowieccy krzyczeli wtedy "Appeasement!". Na szczęście zostały zignorowane. Ciekawą różnicą między rokiem 1956 a teraźniejszością jest jednak to, że w tamtym czasie większość krytyków amerykańskiej bezczynności była na antysowieckiej prawicy. Dziś to głównie lewica widzi tych, którzy wyją o Monachium i beztrosko naciskają na wojnę amerykańsko-rosyjską, jednocześnie bagatelizując ryzyko nuklearnej apokalipsy. Ale ci, którzy teraz domagają się III wojny światowej, są ostrzegawczym przykładem tego, co się dzieje, gdy mamy obsesję na punkcie lekcji z 1938 roku i ignorujemy lekcję z 1914 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz