czwartek, 13 lipca 2023

Timofey Bordachev:" Oto dlaczego USA prawie na pewno nigdy nie pozwolą Ukrainie wejść do NATO Kijów musi zmierzyć się ze złymi wiadomościami – po raz pierwszy rozszerzenie NATO stało się zagrożeniem dla samego Waszyngtonu"

 Kryzys ukraiński to pierwszy przypadek w historii, kiedy Stany Zjednoczone naraziły się na poważne ryzyko w określaniu granic swojej obecności wojskowej w Europie. Jakikolwiek rzeczywisty ruch Waszyngtonu, by zaprosić Kijów do NATO, oznaczałby gotowość do bezpośredniej konfrontacji militarnej z Rosją. Wielu uważa, że mniej ryzykowną opcją byłoby obiecanie reżimowi Władimira Zełenskiego specjalnych dwustronnych gwarancji.

Timofey Bordachev: Here’s why the US will almost certainly never allow Ukraine to join NATO
Blok militarny NATO powstał na bazie realnego podziału Europy na strefy wpływów między USA i ZSRR po drugiej wojnie światowej.

W wyniku największej konfrontacji zbrojnej w dziejach ludzkości większość państw europejskich utraciła na zawsze możliwość decydowania o fundamentalnych kwestiach swojej polityki narodowej.

Obejmowały one przede wszystkim obronność i zdolność do zawierania sojuszy z innymi państwami. Europa została podzielona między prawdziwych zwycięzców konfliktu – Moskwę i Waszyngton. Jedynie Austria, Irlandia, Szwecja, Finlandia i niewielka część Szwajcarii znajdowały się poza strefą dominacji. Oba wielkie mocarstwa miały nieformalne prawo do decydowania o wewnętrznym porządku kontrolowanych przez siebie terytoriów.

Stało się tak, ponieważ zainteresowane kraje utraciły swoją suwerenność jako taką.

Nawet Francja, która przez kilka dziesięcioleci nadal demonstrowała wolnomyślicielstwo, nie miała wątpliwości, po czyjej stronie będzie walczyć w przypadku nowego globalnego konfliktu.

NATO powstało w 1949 roku, aby formalnie pozbawić amerykańskich sojuszników możliwości podejmowania własnych decyzji dotyczących polityki zagranicznej i doktryn wojskowych.

Pod tym względem sojusz nie różnił się od Układu Warszawskiego, który powstał w strefie wpływów ZSRR. Stosunki między Stanami Zjednoczonymi a innymi krajami NATO nigdy nie były sojuszem w tradycyjnym tego słowa znaczeniu.

W ostatnim stuleciu klasyczne sojusze całkowicie przestały istnieć – luka w zdolnościach militarnych między mocarstwami nuklearnymi a każdym innym krajem na świecie stała się zbyt duża. Sojusz wojskowy między równymi sobie jest możliwy, tak jak był do połowy ubiegłego wieku, ale broń nuklearna to uniemożliwiła.

Dawne suwerenne państwa Europy stały się bazą terytorialną, z której wielkie mocarstwa mogły negocjować w pokoju i działać w czasie wojny.

Utworzenie NATO, a następnie przystąpienie do sojuszu takich krajów jak Grecja, Turcja, Hiszpania i RFN było formalizacją granic dominacji USA, na które ZSRR zgodził się już w stosunkach dwustronnych. Po upadku Związku Radzieckiego rozszerzenie rządów amerykańskich na byłych sojuszników Moskwy w Europie Wschodniej, a nawet republiki bałtyckie również nie stanowiło poważnego ryzyka dla Waszyngtonu.

Nawiasem mówiąc, właśnie dlatego NATO ma nieformalną zasadę nieprzyjmowania krajów z nierozwiązanymi sporami terytorialnymi z państwami trzecimi – USA nigdy nie były skłonne do zajmowania ziemi, której własność jest sporna.

Rozszerzenie NATO po zakończeniu zimnej wojny było oparte na oszustwie, a Stany Zjednoczone obiecały Moskwie, że nie rozszerzą NATO do granic Rosji.

Ale początkowo Rosja nie miała fizycznej siły, by stawić opór.

Oznaczało to, że Stany Zjednoczone mogły okupować „nieodebrane” państwa bez groźby bezpośredniego konfliktu zbrojnego.

Podejście USA do NATO pozostało wierne filozofii zwycięzców z 1945 roku: nie ma suwerennych państw, są tylko terytoria kontrolowane.

Kiedy decyzja została podjęta w Waszyngtonie, była to już tylko kwestia strategii, aby samorządy podejmowały „właściwe” decyzje.

Tym bardziej, że przystąpienie nowych państw do NATO w latach 90. i 2000. było „opakowane” wraz z rozszerzeniem Unii Europejskiej.

Dawało to lokalnym elitom wszelkie powody do aspirowania do bloku, od którego oczekiwały wymiernych korzyści materialnych.

Dla niektórych – krajów bałtyckich i Polski – członkostwo w klubie dawało także możliwość rozwiązywania problemów wewnętrznych poprzez agresywną politykę antyrosyjską poprzez podsycanie strachu przed wielkim sąsiadem ze wschodu.

W krajach bałtyckich status amerykańskiej placówki był również wykorzystywany przez elity do zwalczania lokalnej opozycji radykalnych nacjonalistów. Dla krajów, które przystąpiły do bloku, NATO stało się gwarantem stabilności wewnętrznej.

Ponieważ najważniejsze dla nich decyzje zapadały poza krajowymi systemami politycznymi, nie było powodu do wewnętrznej rywalizacji ani niebezpieczeństwa poważnej destabilizacji. Oczywiście żaden kraj nie jest bezpieczny przed drobnymi wewnętrznymi niepokojami politycznymi, takimi jak te wywołane zmianą rządu – zwłaszcza jeśli rządzący nie jest lubiany przez USA.

Ale radykalne zmiany, które na ogół dotyczą kwestii polityki zagranicznej, stały się niemożliwe. W tym sensie Europa Zachodnia coraz bardziej przypomina Amerykę Łacińską, gdzie jakość życia ludności nie ma dramatycznych konsekwencji dla elit.

Tam bliskość geograficzna do USA od dawna jest powodem niemal całkowitej kontroli amerykańskiej. Jedynymi wyjątkami były Kuba i, w ostatnich dziesięcioleciach, Wenezuela.

W Europie Zachodniej, ze względu na bliskość Rosji, kontrola ta ma charakter formalny, co w zasadzie powinno wykluczyć niespodzianki.

Przystąpienie do NATO jest zamianą suwerenności państwowej na bezterminowe utrzymywanie władzy przez rządzącą elitę.

To jest tajemnica dążenia każdego reżimu politycznego do przyłączenia się do bloku: daje mu to możliwość „nieśmiertelności” pomimo wszelkich wewnętrznych lub gospodarczych niepowodzeń.

Reżimy w Europie Wschodniej i krajach bałtyckich natychmiast zdały sobie sprawę, że nie utrzymają się długo u władzy bez kontroli Waszyngtonu – zerwanie z Moskwą i peryferyjne położenie ich krajów obiecywały im zbyt wiele problemów.

A powodem przystąpienia Finlandii do NATO jest brak wiary lokalnych elit w ich zdolność do samodzielnego sprawowania władzy. Dla samych Stanów Zjednoczonych, jak widzieliśmy, ekspansja ich obecności nigdy nie stanowiła poważnego zagrożenia ani ryzyka.

Przynajmniej do tej pory. Właśnie na to zwracają uwagę ci w Ameryce, którzy wzywają do ostrożnego podejścia do żądań członkostwa władz w Kijowie.

Wezwanie, które jest wspierane przez niektórych członków bloku. Rozumie się, że starcie militarne między Moskwą a NATO oznaczałoby globalną wojnę nuklearną.

Niemniej jednak w okresie sowieckim Stany Zjednoczone uważały, że jakikolwiek konflikt z ZSRR może ograniczać się do Europy i nie będzie wiązać się z bezpośrednimi atakami na terytorium drugiej strony.

Istnieją powody, by sądzić, że Moskwa czuła to samo podczas zimnej wojny. Ekspansja NATO na wschód po zakończeniu zimnej wojny polegała na zdobywaniu terytoriów, o które nikt nie chciał walczyć.

Jednak w sytuacji Ukrainy dla USA nie chodzi o zdobycie terytorium, ale raczej o odebranie go rywalowi, który chce trzymać Waszyngton z dala.

To nigdy nie zdarzyło się w historii NATO i można zrozumieć tych w Europie Zachodniej i USA, którzy wzywają do poważnego rozważenia prawdopodobnych konsekwencji. Zaproszenie Kijowa do NATO może oznaczać coś zupełnie nowego dla amerykańskiej polityki zagranicznej – gotowość do walki z równym przeciwnikiem, jakim jest Rosja.

W całej swojej historii Amerykanie unikali tego, używając innych graczy jako taranów gotowych poświęcić się i cierpieć dla amerykańskich interesów.

Tak było zarówno podczas pierwszej, jak i drugiej wojny światowej.

Najbardziej prawdopodobny scenariusz jest więc taki, że USA ograniczą się do obietnicy zajęcia się kwestią Ukrainy i NATO po tym, jak reżim w Kijowie rozwiąże w taki czy inny sposób swoje problemy z Rosją.

W międzyczasie obiecane zostaną jedynie „specjalne” warunki na zasadzie bilateralnej.


Przetlumaczono przez translator Google

zrodlo:https://www.rt.com/news/579613-us-never-allow-ukraine-join-nato/

Brak komentarzy:

"Premier państwa UE oskarża Zełenskiego o próbę przekupstwa Premier Słowacji Robert Fico powiedział, że „nigdy” nie przyjmie pieniędzy z Kijowa"

  Ukraiński przywódca Władimir Zełenski rozmawia z mediami pod koniec szczytu UE w Brukseli. © Getty Images / Thierry Monasse Słowacki pre...