czwartek, 22 grudnia 2022

"Dlaczego przywódcy UE obawiają się procesu pokojowego na Ukrainie"

 AUTOR: TYLER DURDEN

CZWARTEK, GRU 22, 2022 - 11:00 AM

Autor: Yanis Varoufakis via Project Syndicate,

Po krachu finansowym w 2008 r. Unia Europejska jedynie zatuszowała wewnętrzny konflikt Północ-Południe, który się pojawił, a wojna na Ukrainie doprowadziła do nowego podziału na Wschód i Zachód. Gdy nadejdzie pokój, obie linie uskoków staną się jeszcze głębsze, brzydsze i niemożliwe do zignorowania.

To nie jest polemika o to, czy można ufać Rosji, że będzie respektować jakikolwiek przyszły traktat pokojowy z Ukrainą. Nie jest też komentarzem do zalet zakończenia wojny środkami dyplomatycznymi. Jest to raczej refleksja nad najnowszym europejskim paradoksem: 

podczas gdy pokój na Ukrainie pomógłby powstrzymać krwotok gospodarczy w Europie, w momencie rozpoczęcia jakiegokolwiek procesu pokojowego Unia Europejska zostanie podzielona wewnętrzną linią podziału Wschód-Zachód, która z pewnością obudzi wcześniejszy konflikt Północ-Południe UE.

Wiarygodny proces pokojowy będzie wymagał trudnych negocjacji z udziałem wielkich światowych mocarstw. Kto będzie reprezentował Europę przy tym wysokim stole? Trudno sobie wyobrazić, by polscy, skandynawscy i bałtycki przywódcy przekazali tę rolę swoim francuskim czy niemieckim odpowiednikom.

Na wschodnich i północno-wschodnich flankach UE francuski prezydent Emmanuel Macron jest uważany za ugłaskiwacza Putina, gotowego narzucić Ukraińcom naganny (dla nich) program "ziemia za pokój". Podobnie, odkładając na bok długoterminową zależność Niemiec od rosyjskiej energii, pozycja kanclerza Olafa Scholza jako nosiciela pochodni wspólnego interesu Europy została dodatkowo nadszarpnięta przez jego obronę fiskalną niemieckiego przemysłu w wysokości 200 miliardów euro (212 miliardów dolarów) – rodzaj finansowanej z podatków tarczy ochronnej, którą Niemcy zawetowały na poziomie UE.

Tymczasem francuskie i niemieckie elity gardzą pomysłem, że UE może być reprezentowana w jakimkolwiek procesie pokojowym przez takie osoby jak Kaja Kallas, premier Estonii, czy Sanna Marin, jej fińska odpowiedniczka. "Moralne krucjaty maksymalistów wojny na Ukrainie są teraz modne, ale utrudnią, a nie pomogą jakiemukolwiek procesowi pokojowemu" – tak ujął to mi niemiecki urzędnik.

Pozostaje więc pytanie: kto będzie reprezentował UE w przyszłym procesie pokojowym?

Gdyby UE wykorzystała ogromny kryzys bankowo-zadłużeniowy ery po 2008 roku, aby zdemokratyzować swoje instytucje, Europa mogłaby być teraz wiarygodnie reprezentowana przez swojego prezydenta i ministra spraw zagranicznych. Niestety, w obecnej sytuacji europejscy obywatele i przywódcy krajowi wzdrygnęliby się na myśl o tym, że będą reprezentowani przez Charlesa Michela, przewodniczącego Rady UE, i Josepa Borrella, szefa polityki zagranicznej UE. Macron i Scholz, podobnie jak prawie każdy inny europejski prezydent lub premier, z pewnością sprzeciwiliby się.

Optymistyczny pogląd w Brukseli jest taki, że pomimo braku legalnych wysłanników i słabości militarnej, UE będzie miała duże znaczenie w negocjacjach, ponieważ to ona jest potęgą gospodarczą, która zapłaci za odbudowę Ukrainy i będzie arbitrem każdego procesu, w którym Ukraina przystąpi do jednolitego rynku UE, unii celnej, a nawet samej UE. Ale czy taki optymizm jest uzasadniony?

UE bez wątpienia zapłaci ogromne sumy i zorganizuje każdy powojenny proces akcesyjny Ukrainy. Nie ma jednak powodu, by sądzić, że zagwarantuje to UE wpływową rolę w procesie pokojowym. W rzeczywistości istnieją uzasadnione powody, by sądzić, że rola UE jako głównego fundatora odbudowy Ukrainy podzieli i osłabi Unię bardziej niż nawet kryzys sprzed dekady.

Europejski Bank Inwestycyjny UE szacuje, że koszt odbudowy Ukrainy wynosi około 1 bln euro – kwota budżetu UE w latach 2021–27 i o 40 proc. wyższa niż fundusz odbudowy po pandemii NextGenerationEU. Niemcy, już sparaliżowane przez swój krajowy plan o wartości 200 miliardów euro na wsparcie upadającego niemieckiego modelu przemysłowego i 100 miliardów euro, które Scholz przeznaczył na wydatki na obronę, brakuje im przestrzeni fiskalnej, aby zapewnić choćby ułamek tej sumy.

Jeśli Niemcy nie mogą zapłacić, jasne jest, że inne państwa członkowskie UE również nie mogą. Jedynym sposobem zapłaty za Ukrainę byłaby emisja wspólnego długu przez UE, powtarzając bolesne kroki, które doprowadziły do utworzenia funduszu odbudowy w 2020 roku.

Naciskana, by dostarczyć gotówkę, UE może pójść tą drogą, ale okaże się, że prowadzi to do zajadłości. To prawda, że przywódcy UE uzgodnili wspólny dług w czasie pandemii. Ale inflacja była wówczas ujemna, a wszyscy członkowie UE stanęli w obliczu implozji gospodarczej, ponieważ blokady zabiły popyt w całej Europie. Gdy na Ukrainie zapanuje pokój, będą musieli zgodzić się na jeszcze większy wspólny dług, aby sfinansować odbudowę Ukrainy w czasie, gdy stopy procentowe wzrosły czterokrotnie, inflacja szaleje, a korzyści gospodarcze dla członków UE będą rażąco nierówne.

Hiszpania zakwestionuje sprawiedliwość wspólnego długu, gdy niemieckie firmy otrzymają lwią część działalności odbudowy Ukrainy. Polska będzie głośno protestować, gdy Niemcy i Włochy ogłoszą, że po przywróceniu pokoju znów będą kupować energię od Rosji. Węgry drogo sprzedają swoje przyzwolenie każdemu ukraińskiemu funduszowi, domagając się jeszcze większych zwolnień z unijnych uwarunkowań praworządności i przejrzystości. W środku tego bedlamu stary podział Północ-Południe (lub kalwińsko-katolicki), na podstawie zalet unii fiskalnej, powróci ze zdwojoną siłą.

Niemcy już teraz obawiają się, że Francja będzie nalegać na stałą i w miarę regularną emisję wspólnego długu, czemu niemiecka klasa polityczna będzie się opierać, i to nie tylko dlatego, że niemiecki Trybunał Konstytucyjny już orzekł przeciwko temu pomysłowi. Głębszym powodem jest to, że unia fiskalna, którą Francja wydaje się faworyzować, wymagałaby od niemieckich konglomeratów porzucenia praktyki, która jest w ich DNA: gromadzenia amerykańskich aktywów, które kupują dzięki dużemu eksportowi netto do Ameryki, co jest możliwe dzięki stagnacji niemieckich płac i zaniżonym cenom gazu ziemnego.

Tak więc, o ile ustawa o redukcji inflacji prezydenta Joe Bidena nie zmieni sposobu myślenia Niemiec poprzez podniesienie protekcjonistycznej bariery wokół Stanów Zjednoczonych, która zabija niemiecki eksport netto do Ameryki, wszelkie negocjacje mające na celu zakończenie wojny na Ukrainie z pewnością pogłębią podział UE na Wschód i Zachód – a następnie ponownie rozpalą stary podział Północ-Południe.

Nic z tego nie powinno dziwić. Po krachu finansowym w 2008 r. UE przekroczyła tylko linię uskoku Północ-Południe, która się pojawiła.

 Wojna na Ukrainie nieuchronnie wytworzyła nową linię uskoku Wschód-Zachód. Gdy nadejdzie pokój, obie linie uskoków staną się jeszcze głębsze, brzydsze i niemożliwe do zignorowania.


Przetlumaczono przez translator Google

zrodlo:https://www.zerohedge.com/

Brak komentarzy:

"Polska grozi aresztowaniem Netanjahu w Auschwitz Warszawa musi podporządkować się decyzjom Międzynarodowego Trybunału Karnego, powiedział wiceminister spraw zagranicznych"

  Israeli Prime Minister Benjamin Netanyahu. ©  Sean Gallup/Getty Images Premier Izraela Benjamin Netanjahu zostanie areszto...