AUTOR: TYLER DURDEN
Autorstwa Johna i Nishy Whitehead za pośrednictwem The Rutherford Institute,
"Kiedy rząd jest oddany zasadzie uciszania głosu opozycji, ma tylko jedną drogę do przejścia, a jest nią ścieżka coraz bardziej represyjnych środków, dopóki nie stanie się źródłem terroru dla wszystkich swoich obywateli i nie stworzy kraju, w którym wszyscy żyją w strachu".
- Prezydent Harry S. Truman
Zmilitaryzowana policja. Oddziały zamieszek. Sprzęt kamuflażowy. Czarne mundury. Pojazdy opancerzone. Masowe aresztowania. Gaz pieprzowy. Gaz łzawiący. Pałki. Wyszukiwanie pasków. Kamer. Kamizelki kevlarowe. Trutnie. Śmiercionośna broń. Mniej śmiercionośna broń uwolniona ze śmiertelną siłą. Gumowe kule. Armatki wodne. Granaty ogłuszające. Aresztowania dziennikarzy. Taktyka kontroli tłumu. Taktyka zastraszania. Brutalność. Blokady.
To nie jest język wolności. To nie jest nawet język prawa i porządku.
To jest język siły.
W ten sposób rząd na wszystkich szczeblach – federalnym, stanowym i lokalnym – reaguje teraz na tych, którzy wypowiadają się przeciwko korupcji, niewłaściwemu postępowaniu i nadużyciom rządu.
Te przesadne, ciężkie lekcje, jak rządzić siłą, stały się standardową procedurą operacyjną dla rządu, który komunikuje się ze swoimi obywatelami głównie za pomocą języka brutalności, zastraszania i strachu.
Wtedy jeszcze o tym nie wiedzieliśmy, ale to, co wydarzyło się pięć lat temu w Charlottesville w stanie Wirginia, było przedsmakiem tego, co miało nadejść.
W tym czasie Charlottesville znajdowało się w centrum narastającej walki o to, jak pogodzić prawo do swobodnego myślenia i mówienia, zwłaszcza o kontrowersyjnych ideach, z naciskiem na oczyszczenie środowiska z czegokolwiek - słów i obrazów - które mogą powodować obrazę. Ten strach przed obrazą skłonił Radę Miasta Charlottesville do pozbycia się pomnika konfederackiego generała Roberta E. Lee, który zdobił jeden z parków publicznych przez 82 lata.
Próbując błądzić po stronie politycznej poprawności, uspokajając jedną grupę, jednocześnie kagańcując krytyków działań miasta, Charlottesville przyciągnęło niechcianą uwagę Ku Klux Klanu, neonazistów i alt-right, z których wszyscy zstąpili do małego miasteczka uniwersyteckiego z zamiarem skorzystania z prawa Pierwszej Poprawki do bycia nieprzyjemnym, gromadzić się i protestować.
Wtedy wszystko poszło nie tak.
Kiedy Charlottesville zostało wystawione na próbę, w ogóle nie radziło sobie z tym dobrze.
12 sierpnia 2017 r. urzędnicy rządowi podjęli to, co powinno być uzasadnionym ćwiczeniem zasad konstytucyjnych (wolność słowa, zgromadzenia i protesty) i przekształcili je w lekcję autorytaryzmu, manipulując walczącymi frakcjami i wydarzeniami inżynieryjnymi w taki sposób, aby wywołać niepokoje, zamknąć miasto i uzasadnić dalsze grabieże władzy.
W dniu zaplanowanych protestów policja celowo zaaranżowała sytuację, w której dwa przeciwstawne obozy protestujących skonfrontowałyby się ze sobą, napięcie wzrosłoby, a sprawy przybrałyby na tyle gwałtowny obrót, aby uzasadnić pozwolenie rządowi na zamknięcie wszystkiego.
Pomimo faktu, że 1000 ratowników (w tym 300 żołnierzy policji stanowej i członków Gwardii Narodowej) – z których wielu przygotowywało się do wiecu w centrum miasta od miesięcy – zostało wezwanych do pracy nad wydarzeniem, a policja w sprzęcie do zamieszek otoczyła Park Emancypacji z trzech stron, policja nie wykonała swojej pracy.
W rzeczywistości, jak donosi Washington Post, policja "wydawała się obserwować, jak grupy biją się nawzajem kijami i biją się nawzajem tarczami ... W pewnym momencie policja wydawała się wycofywać, a następnie obserwować pobicia, zanim ostatecznie wkroczyła, aby zakończyć wolność dla wszystkich, dokonać aresztowań i opiekować się rannymi. "
"Policja stała z boku, gdy Mayhem Montował w Charlottesville", donosi ProPublica.
Niewiarygodne, kiedy pojawiły się pierwsze oznaki otwartej przemocy, szef policji rzekomo poinstruował swoich pracowników, aby "pozwolili im walczyć, ułatwi to ogłoszenie nielegalnego zgromadzenia".
W ten sposób policja, która miała stać na straży prawa i zapobiegać przemocy, również tego nie zrobiła.
Rzeczywiście, 220-stronicowa sekcja zwłok protestów i odpowiedź rządu Charlottesville przez byłego amerykańskiego adwokata Timothy'ego J. Heaphy'ego stwierdziła, że "miasto Charlottesville nie chroniło ani wolności słowa, ani bezpieczeństwa publicznego".
Innymi słowy, rząd nie dotrzymał swoich konstytucyjnych mandatów.
Policja nie wypełniała swoich obowiązków jako oficerowie pokojowi.
A obywatele nie byli w stanie zaufać ani policji, ani rządowi, że wykonają swoją pracę w zakresie poszanowania ich praw i zapewnienia im bezpieczeństwa.
Nie różni się to zbytnio od tego, co dzieje się na dzisiejszej scenie narodowej.
Rzeczywiście, pojawia się pewien wzorzec, jeśli zwrócisz wystarczająco dużo uwagi.
Niezadowolenie społeczne prowadzi do niepokojów społecznych, co prowadzi do protestów i kontrprotestów. Napięcie rośnie, przemoc eskaluje, policja ustępuje, a armie federalne wkraczają do akcji. Tymczasem, pomimo protestów i oburzenia, nadużycia rządu nie słabną.
To wszystko jest częścią skomplikowanej konfiguracji architektów państwa policyjnego. Rząd chce mieć powód, aby rozprawić się z nimi, zamknąć i sprowadzić swoją największą broń.
Chcą, żebyśmy byli podzieleni. Chcą, żebyśmy zwrócili się przeciwko sobie.
Chcą nas bezsilnych wobec ich artylerii i sił zbrojnych.
Chcą, abyśmy byli cicho, służalczy i posłuszni.
Z pewnością nie chcą, abyśmy pamiętali, że mamy prawa, nie mówiąc już o próbach korzystania z tych praw w sposób pokojowy i zgodny z prawem, niezależnie od tego, czy protestujemy przeciwko politycznie poprawnym wysiłkom wybielania przeszłości, kwestionujemy mandaty COVID-19, kwestionujemy wyniki wyborów, czy słuchamy alternatywnych punktów widzenia - nawet spiskowych - w celu sformułowania własnych opinii na temat prawdziwej natury rządu.
I zdecydowanie nie chcą, abyśmy angażowali się w działania Związane z Pierwszą Poprawką, które podważają władzę rządu, ujawniają korupcję rządu, ujawniają kłamstwa rządu i zachęcają obywateli do odpierania wielu niesprawiedliwości rządu.
Jak myślisz, dlaczego założyciel Wikileaks Julian Assange nadal siedzi w więzieniu za to, że ośmielił się głośno mówić o zbrodniach wojennych rządu USA, podczas gdy urzędnicy rządowi, którzy gwałcą, plądrują i zabijają, odchodzą z niewiele więcej niż policzkiem na nadgarstku?
Tak to się zaczyna.
Szybko schodzimy po tej równi pochyłej do autorytarnego społeczeństwa, w którym jedynymi wyrażanymi opiniami, ideami i wypowiedziami są te, na które zezwala rząd i jego korporacyjne kohorty.
W następstwie zamieszek na Kapitolu 6 stycznia "terroryzm wewnętrzny" stał się nowym dzieckiem plakatu rozszerzającego uprawnienia rządu kosztem swobód obywatelskich.
Oczywiście, "krajowy terrorysta" to tylko najnowsze wyrażenie byka, używane zamiennie z "antyrządowymi", "ekstremistycznymi" i "terrorystycznymi", aby opisać każdego, kto może znaleźć się gdzieś w bardzo szerokim spektrum punktów widzenia, które można uznać za "niebezpieczne".
To jednostronne prawo do kagańca wolności słowa stanowi znacznie większe zagrożenie niż jakikolwiek tak zwany prawicowy lub lewicowy ekstremista. Konsekwencje są tak daleko idące, że prawie każdy Amerykanin staje się ekstremistą w słowie, czynie, myśli lub skojarzeniu.
Patrzcie i zobaczcie: wszyscy zaraz staniemy się wrogami państwa.
Jak wyjaśniam w mojej książce Battlefield America: The War on the American People i w jej fikcyjnym odpowiedniku The Erik Blair Diaries, za każdym razem, gdy masz rząd, który działa w cieniu, mówi językiem siły i rządzi fiat, lepiej uważaj.
Więc jaka jest odpowiedź?
Na początek musimy pamiętać, że wszyscy mamy prawa i musimy z nich korzystać.
Przede wszystkim musimy chronić prawa ludzi do mówienia prawdy władzy, niezależnie od tego, jaka ta prawda może być. Albo "my, ludzie" wierzymy w wolność słowa, albo nie.
Pięćdziesiąt lat temu sędzia Sądu Najwyższego William O. Douglas zapytał:
Od kiedy od nas, Amerykanów, oczekiwano, że będziemy pokornie kłaniać się autorytetom i mówić z podziwem i szacunkiem do tych, którzy nas reprezentują? Teoria konstytucyjna jest taka, że my, ludzie, jesteśmy suwerenami, urzędnicy państwowi i federalni tylko naszymi agentami. My, którzy mamy ostatnie słowo, możemy mówić cicho lub gniewnie. Możemy starać się rzucać wyzwanie i denerwować, ponieważ nie musimy pozostawać posłuszni i cicho ... Na poziomie konstytucyjnym mowa nie musi być środkiem uspokajającym; może to być uciążliwe... Funkcją wolności słowa w naszym systemie rządów jest zapraszanie do dyskusji. Może rzeczywiście najlepiej służyć swojemu wysokiemu celowi, gdy wywołuje stan niepokoju, wywołuje niezadowolenie z warunków, jakie są, a nawet wzbudza gniew ludzi.
Innymi słowy, Konstytucja nie wymaga, aby Amerykanie byli służalczy lub nawet cywilni wobec urzędników państwowych. Konstytucja nie wymaga też posłuszeństwa (chociaż nalega na niestosowanie przemocy).
W jakiś sposób rząd wciąż pomija ten ważny element równania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz