TERRE HAUTE, Ind. (AP) - Daniel Lewis Lee, skazaniec i skazany morderca, został zapytany, czy chciałby wygłosić ostateczne oświadczenie z sali egzekucyjnej, z jej instytucjonalnymi ścianami wyłożonymi zielonymi kafelkami i szklanym oknem, chwile zanim on też umrze.
On zrobił. Pochylił głowę i spojrzeliśmy w oczy.
- Zabijasz niewinnego człowieka - powiedział Lee, patrząc prosto na mnie.
To były jego ostatnie słowa. Powiedział mi je.
Egzekucja Lee, jedna z dwóch, których byłem świadkiem w zeszłym tygodniu w Federalnym Zespole Karnym w Terre Haute w stanie Indiana, przebiegała powoli, po żmudnych godzinach ostatecznych, daremnych apelacji prawnych, zanim funkcjonariusze więzienni podali śmiertelny zastrzyk, a rząd federalny przeprowadził kara śmierci po raz pierwszy od prawie dwóch dekad. Trzecia egzekucja miała miejsce później w tym tygodniu.
Jako członek niewielkiej grupy innych reporterów byłem oficjalnym świadkiem śmierci Lee, która miała miejsce w środku pandemii.
Lee, który został skazany za zabicie handlarza bronią w Arkansas, jego żony i córki pod koniec lat 90., miał zostać stracony w poniedziałek o 16:00 EDT.
Ale trzeba będzie długo czekać, aż jego apelacje trafią do Sądu Najwyższego. Razem z innymi reporterami umieszczono mnie w dawnej kręgielni, która była teraz ośrodkiem szkolenia personelu więziennego. Było strzeżone przez uzbrojonych funkcjonariuszy więziennych. Wszyscy mieliśmy na sobie niebieskie maski chirurgiczne. Zmierzono nasze temperatury.
Do więzienia mogliśmy wnosić jedynie identyfikatory, kiedy załadowaliśmy się do dwóch nieoznakowanych białych samochodów dostawczych, które zabrały nas w niewielkiej odległości w dół „Justice Drive” do budynku więzienia na kontrolę bezpieczeństwa.
W środku funkcjonariusze więzienni ubrani w pełny sprzęt ochronny - maski N95, osłony na twarz, rękawiczki i papierowe fartuchy - powiedzieli nam, że będziemy przechodzić przez odpowiednik dopracowanej kontroli na lotnisku. Zabrali nawet moje okulary, żeby je prześwietlić.
Ale potem przyszło kolejne opóźnienie. Urzędnicy kazali nam zjeść obiad, więc tak zrobiliśmy, po czym wróciliśmy do więzienia i czekaliśmy. O północy wszyscy ponownie udaliśmy się do pobliskich hoteli.
O godzinie 2:10 Sąd Najwyższy orzekł, że egzekucja może być kontynuowana. Około minuty później przez telefon zadzwonił urzędnik Biura Więziennictwa, mówiąc, że egzekucja została zaplanowana na 4:15 rano.
Lee już tam był - przypięty do wózka.
Wprowadzono nas do małego pokoju dla świadków. W oknie stały plastikowe krzesła, notatnik, długopis, mała butelka płynu do dezynfekcji rąk i jedna chusteczka do dezynfekcji na każdym siedzeniu. Funkcjonariusz więzienny zamknął duże metalowe drzwi i po pokoju rozległo się głośne kliknięcie. Byliśmy zamknięci.
Zasłona była zasunięta, ale słyszałem odgłosy dochodzące z drugiej strony ściany. Nie mogliśmy rozmawiać. Człowiek, choć skazany za mordercę, który miał wkrótce umrzeć, prawdopodobnie nas usłyszał.
Wszyscy czuliśmy się nieswojo. Reporter obok mnie nabazgrał „kwestia prawna?” na swoim notatniku i wskazał na mnie. „Chyba tak” - odpowiedziałem.
W pokoju nie było zegara. Straciliśmy poczucie, jak długo tam przebywaliśmy. W końcu ktoś zapytał, czy ktoś wie, która jest godzina. Kiedy funkcjonariusz więzienny odpowiedział, że jest 6:10, rozległo się zbiorowe westchnienie zdziwienia.
O 7:46 kurtyna zaczęła się powoli podnosić. W tym czasie byliśmy zamknięci w pokoju z Lee po drugiej stronie szyby, przywiązani pasami, przez prawie cztery godziny.
Tam był. Jego ramiona były przywiązane, a jasnoniebieskie prześcieradło pokrywało większość jego ciała. Byłem zirytowany tym, że jeden z reporterów poruszał się po okolicy, walcząc o lepszy widok. Śmierci człowieka. Jakoś mi to przeszkadzało, mimo że wszyscy tam byliśmy.
Amerykański marszałek w pokoju z Lee podniósł czarny telefon wiszący na ścianie wyłożonej zielonymi kafelkami.
- To jest marszałek w komorze egzekucyjnej - powiedział. Siedziba w Waszyngtonie znajdowała się na drugim końcu. Marszałek zapytał, czy istnieją przeszkody prawne, które uniemożliwiałyby wykonanie egzekucji. Wysłuchał, a następnie powiedział: „Rozumiem, że nie ma przeszkód”.
I wtedy Lee powiedział te ostatnie słowa, patrząc prosto na mnie.
Oparł głowę z powrotem w dół, a lek szybko wykonał swoją śmiertelną pracę. Jego usta zrobiły się sine. Jego klatka piersiowa przestała się poruszać. Stwierdzono zgon.
Wróciłem do komputera i zapisałem swoją historię.
Dopiero później, gdy tylko patrzyłem, jak umiera człowiek. Moja twarz była jedną z ostatnich, jakie widział. Od lat jestem reporterem kryminalnym, ale to było inne. To było kliniczne. To było jak patrzenie, jak ktoś kładzie się spać.
I nie było zbyt wiele czasu na rozwodzenie się nad tym doświadczeniem, ponieważ kolejna egzekucja została zaplanowana na następny dzień.
Wesley Ira Purkey został skazany za porwanie 16-letniej dziewczyny z sąsiedztwa w Kansas, zgwałcenie i zabicie jej pod koniec lat 90. XX wieku, a także zabicie 80-latki.
Ale czas jego śmierci również był już opóźniony na długo. Do centrum szkoleniowego dotarliśmy o 16:00, ale tym razem nie pozwolono nam wyjść.
W miarę upływu godzin wszyscy stawali się coraz bardziej niespokojni, czasami chodząc w kółko.
Do 22:00 funkcjonariusze Biura Więziennictwa zaoferowali nam orzeszki ziemne i frytki. Nie chcieli pozwolić nam wracać do hoteli, ponieważ przejście przez ochronę zajęłoby zbyt dużo czasu.
Tuż przed północą pojawiło się więcej jedzenia - Lunchables, wykopane gdzieś z więziennej lodówki.
O 2:45 - około 11 godzin po przyjeździe - kazano nam zostawić elektronikę i załadować ją z powrotem do samochodów dostawczych. Tym razem zatrzymaliśmy się tuż przed komorą egzekucyjną.
Siedzieliśmy tam przez pięć godzin. Zasnąłem na chwilę na swoim miejscu.
W końcu, po wyczerpaniu prawnych ścieżek Purkeya, wprowadzono nas do pokoju dla świadków. Kurtyna podniosła się o 7:55. Znów patrzyliśmy na komorę egzekucyjną. Ci sami urzędnicy stali obok Purkeya, z rękami związanymi czarnymi paskami. Przeprosił rodzinę nastoletniej dziewczyny, którą zabił, oraz własną córkę.
„To oczyszczone morderstwo naprawdę nie służy żadnemu celowi” - powiedział. "Dziękuję Ci."
Spojrzałem na jego duchowego doradcę - buddyjskiego księdza zen, który pozwał Biuro Więziennictwa, aby spróbować powstrzymać egzekucję z powodu obaw o koronawirusa. Miał maskę pod osłoną twarzy i najwyraźniej się modlił. Zastanawiałem się, czy bał się, że zarazi się wirusem. Zastanawiałem się, czy dostanę wirusa.
Kilka minut później uznano Purkey za zmarłego. Kurtyna opadła.
W ciągu jednego tygodnia spędziłem w więzieniu ponad 32 godziny. I patrzył, jak dwóch mężczyzn umiera.
___
OD REDAKCJI - Michael Balsamo jest głównym Departamentem Sprawiedliwości i autorem federalnych organów ścigania w The Associated Press. Od 2014 roku zajmuje się kwestiami wymiaru sprawiedliwości w sprawach karnych i policji.
zrodlo:apnews;miziaforum
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz