poniedziałek, 25 maja 2020

"Najgorsza epidemia grypy w historii. Hiszpanka 1918-1919" - (video)

Władze ignorowały ostrzeżenia, a imprezy masowe odbywały się bez przeszkód. Lekarze wyśmiewali panikarzy i nawoływali do poskromienia prasy bijącej na alarm. Nie minęło wiele czasu, a zaczęło brakować trumien i miejsc na cmentarzach. Ta grypa zabiła nawet 100 milionów ludzi. A najgorsze nadeszło nie wiosną, lecz dopiero jesienią.

Oddział grypy w szpitalu w Aix-les-Bains we Francji podczas epidemii hiszpańskiej grypy w latach 1918-19 / Shutterstock / Everett Historical

W pewnym sensie Hiszpanie sami byli sobie winni. W przeciwieństwie do innych narodów, które – wciąż zaangażowane w zmagania toczące się na frontach I wojny światowej – wolały wszelkie nowe zagrożenia, także epidemie, zamiatać pod dywan, oni nie próbowali nawet powściągać swojej prasy.


Dziennikarze i reporterzy z Półwyspu Iberyjskiego nie musieli się bać, że gdy opiszą szalejący na kontynencie wirus, zostaną oskarżeni o uderzanie w „publiczne morale”. Żadne autorytety nie grzmiały, że niepotrzebnie „psują rodakom śniadanie”.

W efekcie to tu najobszerniej informowano o śmiercionośnej grypie, która przetoczyła się przez świat w latach 1918-1919. Problem w tym, że odtąd choroba kojarzyła się właśnie z Hiszpanią – i do teraz nie mówi się o niej inaczej, jak właśnie o „hiszpance”.

Oddział dla chorych w Waszyngtonie (domena publiczna).

Poszukiwanie źródeł

Dzisiaj wiemy, że długo pokutujące przekonanie o tym, że epidemia hiszpanki rozpoczęła się w Hiszpanii, jest błędne. Nie znaczy to jednak, że jesteśmy w stanie w pełni zrekonstruować pochodzenie tajemniczego wirusa. „Mało prawdopodobne, że kiedykolwiek poznamy całą prawdę” – gorzko zauważa doktor Jeremy Brown, lekarz, który historii grypy poświęcił całą książkę.

Badacze źródeł epidemii mają swoich głównych podejrzanych. I to aż trzech. Niektórzy uważają, że pierwszy raz hiszpanka pojawiła się w okolicach miejscowości Etaples w północnej Francji.

Już w 1916 roku w obozie wojska brytyjskiego w Etaples odnotowano kilka przypadków grypy. Stamtąd wirus zawędrował najpierw do Aldershot w Anglii, by dwa lata później – po tym, jak został rozwieziony przez żołnierzy po całym świecie – uderzyć z pełną mocą.

Inni doszukują się początków epidemii w północnych Chinach, skąd już w czerwcu 1918 roku donoszono, że choroba „przypominająca grypę” zaatakowała około 20 tysięcy osób.

Trzeci obóz, najsilniejszy, wskazuje natomiast hrabstwo Haskell w amerykańskim stanie Kansas, gdzie doktor Loring Miner już w początkach ostatniego roku wojny zaobserwował nowy, groźniejszy niż zwykle i wyjątkowo zaraźliwy typ grypy.

Łagodne początki

Niezależnie od tego, gdzie dokładnie śmiercionośny wirus pojawił się po raz pierwszy, już pierwsza fala epidemii, która zaatakowała wiosną 1918 roku, objęła znaczną część świata. W marcu i kwietniu zaraza pojawiła się w Europie, następnie – w dużej mierze za sprawą podróżujących żołnierzy – przewędrowała do Azji i Afryki Północnej, by wreszcie w lipcu dotrzeć aż do Australii.

Na tym etapie chorzy w przeważającej większości dochodzili do zdrowia. Nie odnotowano jeszcze wówczas żadnych anomalii. Tylko niektórzy lekarze być może zauważyli, że wśród najbardziej narażonych na powikłania znaleźli się nie tylko ludzie bardzo młodzi i bardzo starzy, ale też… ci pomiędzy 20 a 29 rokiem życia, którzy z reguły w takich przypadkach cechowali się największą odpornością.

Ponieważ jednak choroba po kilku tygodniach zniknęła tak nagle, jak się pojawiła, uznano, że nie ma powodów do paniki… i przestano myśleć o całej sprawie. O tym, jak wielki był to błąd, przekonano się już w sierpniu. Hiszpanka bowiem powróciła – i w ciągu kilku kolejnych miesięcy zebrała żniwo, które Brown określa jako „niemal apokaliptyczne”.

Niebieskie twarze i kaszel zmieszany z krwią

Od razu było wiadomo, że tym razem o łagodnym przebiegu choroby nie może być mowy. Historycy Howard Philips i David Killingray opowiadają:

Hiszpanka z lat 1918-1919 miała wyjątkowe objawy u zarażonych. W poważnych przypadkach jej ofiary cierpiały na silne bóle głowy i ciała oraz gorączkę; ich twarze stawały się niebieskie lub czarne, co było znakiem sinicy, kaszleli też krwią i krwawili z nosa.

Śmierć następowała zwykle na skutek ataku bakterii na płuca, co sprawiało, że te niezbędne do życia organy zamieniały się w worki cieczy i w konsekwencji topiły pacjenta. W przypadku większości chorych atak trwał 2-4 dni. Zgon mógł jednak także nastąpić nagle: pojawiały się opowieści o ludziach, którzy nagle upadali i umierali, albo rozpoznawano u nich chorobę, a oni ulegali jej w ciągu kilku godzin.

Teraz fakt, że „nowa” grypa była także niezwykle zaraźliwa, stał się jeszcze bardziej przerażający. W niektórych pułkach stacjonujących w Europie już wiosną chorowało nawet 90% składu osobowego. Wcześniej wyzdrowieli – teraz ich szanse były zdecydowanie mniejsze.

Dodatkowe kostnice w Filadelfii

Choć to najpewniej wojsko przyczyniło się do jej szybkiego rozprzestrzeniania, hiszpanka równie zaciekle atakowała ludność cywilną. Zwłaszcza, że władze w obliczu epidemii popełniały nieraz wręcz kardynalne błędy.

Kobieta przy pracy, październik 1918 roku. Maseczki uważano za najlepsze zabezpieczenie przed chorobą (domena publiczna).

Trudno wytłumaczyć na przykład decyzję filadelfijskiej elity, która – wiedząc o przypadkach choroby – postanowiła nie odwoływać zaplanowanej na 28 września 1918 roku parady, związanej z wypuszczeniem państwowych obligacji wojennych. Mieszkańcy miasta, ogarnięci patriotycznym zapałem, stawili się tłumnie. Udział w pochodzie wzięło 200 tysięcy ludzi.

Już trzy dni później, 1 października, 1635 osób zgłosiło się do szpitali z grypą. Kolejne doby zaczęły przynosić pierwsze ofiary śmiertelne. Teraz wirusa nic nie mogło zatrzymać – nawet wprowadzone z opóźnieniem… zakazy spluwania. Jak opowiada publicysta Paul Kupperberg:

5 października zmarły 254 osoby; następnego dnia 289; kolejnego ponad 300, a 9 października 428. Przerażające liczby nie przestawały rosnąć. Wydawało się, że nie ma temu końca.

Miasto nie było w stanie poradzić sobie z oszałamiającą liczbą zmarłych. Zapas trumien szybko się skończył. Ciała owijano w prześcieradła i zostawiano tam, gdzie ktoś umarł, ponieważ instytucje publiczne sobie nie radziły; miejska kostnica miała miejsca na 36 ciał, a przechowywała 200. Ciała układano w domach, na gankach i podwórzach.

Miasto otworzyło 6 dodatkowych kostnic, ale i to nie wystarczyło. Rodziny zmuszone były do kopania grobów dla swoich zmarłych, bo grabarze odmawiali zajmowania się rozkładającymi się zwłokami. Zmarłych i umierających nie dało się uniknąć.

 

Kawa ważniejsza niż zdrowie

Nie tylko filadelfijscy przywódcy zlekceważyli niebezpieczeństwo. W miarę, jak choroba zataczała coraz szersze kręgi, także gdzie indziej wykazywano się całkowitym brakiem wyobraźni. Władze Paryża postanowiły na przykład zamknąć szkoły… ale kawiarnie funkcjonowały, jak dawniej. Efekt? Co najmniej 4 tysiące zmarłych mieszkańców.

Rekonwalescencja po chorobie, Szwajcaria (domena publiczna).

Także w Wielkiej Brytanii panował raczej niefrasobliwy nastrój. Wyspiarski odpowiednik naszego głównego inspektora sanitarnego niespecjalnie przejął się szalejącą epidemią. Radził wprawdzie swoim rodakom, by nosili niewielkie maseczki na twarzy, ale poza tym zachęcał jedynie, by… dobrze jeść i wypić około pół butelki lekkiego wina. A doktor J. McOscar pisał na łamach British Medical Journal:

Czyż nie mamy już wystarczająco wiele mrocznych dni za sobą, gdy każdy mężczyzna, kobieta i każde dziecko jest w żałobie po jakimś krewnym?

 Czy nie byłoby lepiej okazać nieco więcej rozwagi w publikowaniu takich raportów [dotyczących grypy], a nie gromadzić jak najwięcej czarnych chmur, by zepsuć nam śniadania? Niektórzy redaktorzy i korespondenci wydają się pilnie potrzebować wakacji, i im wcześniej na nie wyjadą, tym lepiej dla publicznego morale.

Bilans ofiar

Polityka władz, które nie chciały wywoływać paniki wśród i tak, ich zdaniem, zmęczonych wojną obywateli, i bezsilność lekarzy, którzy nie byli w stanie wypracować żadnego skutecznego remedium, miały katastrofalne skutki.

Najbardziej ucierpiały Indie. Liczba ofiar mogła tam sięgnąć nawet 20 milionów. Dla porównania, w USA zmarło z powodu hiszpanki „zaledwie” 675 tysięcy osób.

Łącznie w ciągu sześciu najgorszych miesięcy, od jesieni 1918 do wiosny 1919 roku, zmarło ponad 30 milionów ludzi. W czasie całej epidemii – jak się szacuje – około 40 milionów. Niektórzy podają nawet większe liczby. Jeremy Brown pisze o skali „niemal apokaliptycznej”, oceniając, że ofiar mogło być od 50 do nawet 100 milionów.

Czerwony Krzyż w Waszyngtonie w czasie epidemii (domena publiczna).

Warto podkreślić, że nawet najmniejsza z tych liczb znacznie przekracza liczbę ofiar całej trwającej kilka lat wojny. Fronty pochłonęły bowiem, jak się szacuje, 20-22 milionów istnień – nawet cztery razy mniej niż kilkumiesięczna epidemia.

Na szczęście po przerażającym półroczu hiszpanka po raz kolejny ustąpiła. Trzecia fala, która nadeszła jeszcze w 1919 roku, była znacznie słabsza. Świat mógł odetchnąć.




nagrania z internetu

Brak komentarzy:

"Premier państwa UE oskarża Zełenskiego o próbę przekupstwa Premier Słowacji Robert Fico powiedział, że „nigdy” nie przyjmie pieniędzy z Kijowa"

  Ukraiński przywódca Władimir Zełenski rozmawia z mediami pod koniec szczytu UE w Brukseli. © Getty Images / Thierry Monasse Słowacki pre...