Bolszewicka sztuczka propagandowa stosowana przez elity w Brukseli
Od Irén Rab *
Sposób prezentacji to stara bolszewicka sztuczka. Najpierw jako twierdzenie, spektakularne stwierdzenie faktyczne, fragment rzeczywistości, który następnie jest kształtowany zgodnie z celem pojęcia ...
„Demokracja pozorna, wydrążona, zawiązana demokracja, kpina z demokracji, teatr demokratyczny” - tak brzmi uwertura polifonicznego chóru UE. Członkowie chóru to znani, zmęczeni lub dopiero wschodzący parlamentarzyści europejscy. Utwór ma wymowny tytuł „Witaj, dyktatorze!”
Równowaga à la Arte: Trybunał Anti-Orbán oddał głos 22 prokuratorom i tylko jednemu obrońcy. Grafika zestawiona ze zrzutów ekranu omawianej audycji.
Tematem filmu Arte jest praworządność Węgier, której głównym bohaterem jest premier Węgier. Wszyscy o nim mówią, wszystko kręci się wokół niego, on jest konfliktem, komplikacją i jednocześnie rozwiązaniem. W utworze pojawia się również zjednoczony węgierski chór opozycyjny - te same znane twarze Budapesztu, a także niektóre organizacje zagrożone swoim istnieniem, które uważają, że strzegą okruchów demokracji.
Struktura narracyjna opowieści jest naprawdę nowoczesna, reżyser sortuje i ocenia ważne momenty z życia bohatera. Widzimy, jak radykalny rewolucjonista Viktor Orbán wkracza do polityki i staje się odstępcą, który zdradza swoje liberalne wartości, by po przejęciu władzy krok po kroku zmienić się „wraz z całym gangiem w prawdziwych przestępców”. Łaskawa UE po prostu patrzy bezradnie, nie była na to przygotowana. Istnieje ryzyko, że model Orbána ustanowi precedens, a inni pójdą w jego ślady.
Dramaturgia działa ze zmieniającymi się poziomami czasu. Nowo odnaleziony zbawca europejskich Zielonych, Niemiec Daniel Freund, prowadzi przez labirynt informacji. Komentuje wiele scen w patchworku.
Bezbłędny film propagandowy
Arte, europejski nadawca kulturalny w rękach francusko-niemieckich, zaskoczył w okresie świątecznym publiczność, która właściwie była przyzwyczajona do czegoś lepszego, tym dziełem przypominającym dokument. Wbrew powszechnej praktyce film można oglądać nie tylko siedem dni po emisji, ale przez pełne trzy miesiące we własnej wideotece nadawcy. 2 lutego został ponownie wyemitowany na antenie Arte w czasie największej oglądalności. To niemiecki film propagandowy, wzorowany na paskach Goebbelsa.
Klienci mają siedzibę w Brukseli. W tle są przedstawiciele postępowej sekcji Parlamentu Europejskiego, którzy niezależnie od grupy politycznej czy przynależności partyjnej jednoczą się za mechanizmem praworządności.
Półtorej godziny filmu tylko po to, by zdyskredytować Węgry, ich rząd, wybrany zgodnie z zasadami demokracji i węgierską politykę. Film sugeruje, że w węgierskim świecie nie ma demokracji ani wartości.
Tylko Viktor Orbán jest wszędzie, on jest źródłem wszystkiego, a dopóki definiuje politykę na Węgrzech, rzekomo zagrożone są zarówno wartości węgierskie, jak i wspólne europejskie wartości. W duchu równowagi oficjalny przedstawiciel rządu miał również możliwość przedstawienia swojego punktu widzenia - półtorej godziny rzecznik rządu Zoltán Kovács dostał półtorej minuty.
Nie trzeba więcej, uważa węgierska opozycja, przecież film nie jest dla Węgrów, ale dla Europejczyków. Zwykle zadaniem filmu dokumentalnego jest zgłębianie faktów - ale w tym przypadku chodzi o ujawnienie alternatywnych faktów, doprawionych miejskimi legendami. Ale jeśli ktoś działa na podstawie uprzedzeń zamiast prawdziwych faktów, to jest to wyraźnie dla celów propagandowych.
Dzięki hasłom politycznym Orbán od początku jest klasyfikowany jako dyktator. Film ma jedynie uzasadniać i wzmacniać tę pewność stwierdzeniami.
Chór Brukselski
Rzućmy tylko okiem - bez twierdzenia, że wyczerpujący - tylko raz na „brukselczyków”, którzy mają coś do powiedzenia: jest Martin Schulz, który zrezygnował z funkcji przewodniczącego Parlamentu Europejskiego na rzecz oczekiwanej kanclerza w Niemczech . Nie tylko nie doszedł do stanowiska kanclerza, ale także doprowadził swoją partię, która miała za sobą lepsze czasy, do historycznego minimum. Niemniej jednak pozostał jej przywódcą modlitwy.
Jest też stary komunista Asselborn z krasnoludzkiego państwa Luksemburg, odwieczny orędownik wartości europejskich, jak Viviane Reding. Zdaniem Asselborn Węgry powinny po prostu zostać wykluczone z europejskiego procesu decyzyjnego, a Reding nawet po dziesięciu latach nie rozumiała ducha nowej węgierskiej konstytucji.
Do dziś Manfred Weber obwinia Orbána za nieudaną próbę objęcia funkcji przewodniczącego Komisji. Dopóki żyje, nie będzie mógł mu tego wybaczyć. Teraz popycha Europejską Partię Ludową tak daleko w lewo, jak tylko może to znieść.
Wiceprzewodnicząca UE socjalistka Katarina Barley jest najbardziej zaniepokojona praworządnością. Mówi, że nie ma innej historii, żadnej innej kultury w Europie Wschodniej. Według Jęczmienia podstawowe wartości są uniwersalne. Uważa, że kompromisy - „to nie działa z wartościami!”
Kilka miesięcy temu Jęczmień narzekał na głód Węgrów i Polaków, a dwa lata temu, będąc ministrem sprawiedliwości Niemiec, twierdziła, że obywatele byłej NRD nie są wystarczająco dojrzali do demokracji.
Nie mogło zabraknąć również ryku, przepraszam, opinii Danny'ego (Cohn-Bendit), który zmienił kolor z czerwonego na zielony i który bębnił o wolność węgierskich mediów w 2011 roku. Wiele mieści się w półtorej godziny.
Parlament Europejski spędził miesiące na poszukiwaniu rozwiązania, w jaki sposób mechanizm praworządności mógłby zostać w jakiś sposób wciśnięty w porozumienie szczytu europejskiego latem. Aby Orbán nie dostał żadnych pieniędzy, ale pieniądze UE trafiają tylko tam, gdzie muszą! Oczywiście obawiali się węgierskiego weta, które sparaliżowałoby cały proces.
Najbardziej jednak boli parlamentarzystów to, że nie mogą patrzeć za kulisy. Posiedzenia Rady Europejskiej są tajne, nic nie wycieka i nie wiadomo, który kraj zajmuje jakie stanowisko. Jest to wada systemowa, której pomimo wszelkich wysiłków nie można wyegzekwować art. 7, skarży się Freund. Te uprawnienia musiałyby zostać odebrane najwyższemu organowi. Bo tak długo, jak państwo i premierzy państw narodowych decydują o najważniejszych kwestiach, wszystkie wysiłki członków, którzy działają na rzecz demokracji, są daremne.
Węgierski chór opozycyjny
Daniel Freund udał się do Budapesztu jesienią ubiegłego roku w imieniu Parlamentu Europejskiego, aby odebrać amunicję przeciwko Orbánowi. Spotkał się z siłami opozycji, które odgrywają główną rolę informatora w raportach Sargentiniego, Jourovej i innych o Węgrzech. Był w Klubrádió, tygodniku Magyar Hang, CEU, w królestwie Gábora Iványi, w biurze burmistrza (to nowość) oraz w biurze Transparency International.
Odwiedził także Felcsút, aby zobaczyć dom Lőrinca Mészárosa i wsiąść do kolejki wąskotorowej, która jest znana w całej Europie. W podróży towarzyszył mu samotny parlamentarzysta Ákos Hadházy, węgierski bohater walki z korupcją.
Lubią Hadházy na Zachodzie, ponieważ uważają go za prawdziwego niezależnego. Nie wiedzą, w jakich okolicznościach został wyrzucony z LMP znanego jako Partia Zielonych. Dla nich jest naprawdę wiarygodnym człowiekiem, który wie, że Orbán buduje swoją władzę za pomocą unijnych pieniędzy. Pieniądze od niemieckich podatników przepływają przez projekty unijne początkowo do hydraulika (uwaga: to powiernik Orbána Lőrinc Mészáros), który następnie manipuluje tą sprawą, aż w końcu pieniądze zostaną wyprane przez zięcia premiera lub jego ojca. krótko, aby skończyć z rodziną Orbán.
Tylko Bálint Magyar, wieczny liberał, mógł to przebić. Według niego jedyna różnica między Węgrami a państwami mafii środkowoazjatyckiej polega na tym, że tutejszych oligarchów nie tuczą ropa i gaz, ale unijne pieniądze.
Ten rodzaj opiniotwórstwa to stara, dobrze znana sztuczka propagandowa. Przede wszystkim jako wstępną tezę formułuje się spektakularne stwierdzenie faktyczne, przedstawia się kawałek prawdy, który w zależności od koncepcji może być następnie zdeformowany, zgięty, zmieniony, zakryty lub obalony. Błędne argumenty mieszają się z elementami rzeczywistości, a ostateczny wniosek jest taki, jaki w tym przypadku jest do zaakceptowania: Orbán ogranicza wolność, narusza europejskie wartości i buduje dyktaturę.
„Wszędzie jest ukryty strach”
Weźmy jako przykład kwestię wolności prasy: ekipa filmowa odwiedza redakcję Magyar Hang. Tam redaktor naczelny informuje ich, że dzień po wyborach w 2018 roku, za kulisami, Orbán zamknął czcigodny dziennik Magyar Nemzet i zwolnił około 100 dziennikarzy. Wciąż pamiętam, że niemiecka prasa również tak zinterpretowała wydarzenia tamtych czasów.
Wtedy, podobnie jak teraz, nie wspomnieli, że właścicielem gazety była Lajos Simicska, który po słynnym G-Day 2015, kierując się nienawiścią do Orbána, chciał przekształcić prawicową ekstremistyczną partię Jobbik w rządzącą siłę opozycyjną. Plan się nie powiódł i rozczarowana Simicska zamknęła swoje portale informacyjne. Nie tylko Magyar Nemzet, ale także Heti Válasz, HírTV i Lánchíd Rádió spotkał ten los. Przypisywanie tego wszystkiego Orbánowi to tylko kłamstwo.
Kolejny magazyn Magyar Hang walczy o przetrwanie, nie dostaje od rządu żadnych zamówień reklamowych (dlaczego mieliby?). Nie ma abonentów, ponieważ mieszkańcy wsi boją się zamówić niezależną gazetę, tak jak drukarnie boją się drukować gazetę. Wszędzie jest ukryty strach. Dlatego musieliby drukować arkusz na Słowacji, a nie dlatego, że koszty druku są tam dużo tańsze.
Wizyta w redakcji umożliwia Freundowi prowadzenie wykładów na temat prawa medialnego, zniesienia niezależnej prasy oraz zjednoczenia gazet i czasopism w fundacji. Zapomina wspomnieć, że w dużych Niemczech są też imperia medialne i kilka fundacji trzyma w rękach piąty co do wielkości rynek medialny na świecie, a także że mają udziały w rynku na Węgrzech, choć nie tak duże, jak zaraz potem. punktu zwrotnego.
Od lat trzydziestych XX wieku żaden uniwersytet w Europie nie został przepędzony
Warto również przeanalizować wizytę w CEU. Według rektora Michaela Ignatieffa uczelnia nie reprezentuje żadnej ideologii. Pracuje w Budapeszcie od 25 lat i obecnie jest zmuszona do opuszczenia Budapesztu przez arbitralną biurokratyczną dyrektywę. CEU starał się spełnić wymogi prawne, ale powinien był dojść do porozumienia z Orbánem, a Orbán nie chciał podpisywać umowy. Otrzymała ultimatum i rzekomo musiała opuścić Budapeszt w ciągu kilku dni.
Nie zdarzyło się w Europie od lat trzydziestych XX wieku, aby uniwersytet został przepędzony z dowolnego miejsca! Sama przeprowadzka kosztowała 200 mln euro, ale to nie zaszkodzi rektorowi. To, co go naprawdę boli, to pogwałcenie ogólnej wolności akademickiej. Popatrzcie, wydaje się, że autokracja Orbána ogranicza jeszcze więcej uniwersytetów: odwołujemy się tutaj do przykładu uniwersytetu teatralnego, który od miesięcy walczy o autonomię.
Tutaj także film żongluje kilkoma ziarnami prawdy i celowo ukrywa inne. Na przykład CEU ma dwa kampusy, jeden w Wiedniu i jeszcze jeden w Peszcie, na ulicy Nádor utca.
Cały film ma strukturę według tego schematu. Jako prawdziwy masochista spojrzałem na niego dwa razy, aby uzyskać ciekawy wgląd. Film przeciwstawiał się polityce Orbána i próbował manipulować europejskimi obywatelami. Orbán to czarna owca, która ignoruje europejską solidarność, kwestionuje europejskie wartości i uniemożliwia pomoc koronową dotarcie do krajów potrzebujących w odpowiednim czasie. Trzyma Europę w szachu, jeśli to konieczne, dopóki Merkel i Niemcy w końcu się nie poddadzą. Irytuje Brukselę, a oni przyznają: Orbán jest pewny siebie, nigdy nie uchyla się od dyskusji, skrajnie przyjmuje swój punkt widzenia. Podkopuje Unię Europejską w sposób, który nigdy nie łamie zasad.
Orbán reprezentuje inny model polityki, ponieważ gra otwartymi kartami i nie robi bałaganu. Najniebezpieczniejsze dla nich jest jednak to, że w rękach tego człowieka jest cały kraj.
A co by było, gdyby wesparł go jeszcze bardziej, tak jak robią to już Polacy czy kraje wyszehradzkie? Co by się wtedy stało?
„Na szczycie UE 26 krajów już tańczy do gwizdka Orbána. Można było być pod wrażeniem ”- mówi Daniel Freund. "Ale to po prostu przerażające!"
Dlatego powstał ten film. I obawiam się, że będzie ich więcej. Orbán staje na drodze siłom politycznym, które tęsknią za Stanami Zjednoczonymi Europy. Obecnie mają większość w Europie.
Z języka węgierskiego przełożył Andrea Martin.
Przytoczony artykuł opinii został opublikowany 3 lutego na portalu internetowym konserwatywnego dziennika Magyar Hírlap, a następnie w języku niemieckim przez Budapestester Zeitung , naszego partnera do współpracy w EUROPEAN MEDIA COOPERATION.
zrodlo:unser-mitteleuropa.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz